JustPaste.it

Bazar



 

e7357c1ac14feed2f2b997522ba58733.jpg

9f137ade322687999d99aecc499838e8.jpg

bazar-Lwow_small.jpg

74363f9db876c3252086d54ee2f03308.jpg

9d29e45e9e8c48c4d733af0c0af73b9a.jpg

Bazary są wszędzie i bardzo różne. Takie małe,lokalne, osiedlowe przy każdym większym skupisku mieszkańców, coś takiego jak w Polsce na początku lat 90-ych. Tradycyjnie zaopatrzyć się tu można we wszystkie produkty spożywcze a więc budki-stragany z warzywami i owocami, nabiałem, delikatesami itp. Dużym zainteresowaniem cieszą się wyroby ,,domowe" tj. śmietana, masło, słonina czy kura z przydomowej chodowli. Stanowiska handlowe bardzo różne, często dosyć skromne. Widywałem ludzi targujących codziennie z domową wagą a cały ich asortyment to worek ziemniaków, woreczek buraków i miska fasoli. Na życie zarobić jakoś trzeba, choćby i tak. Czasami siedzą staruszki, sprzedają papierosy, nawet na sztuki, zapałki, przysłowiowe mydło i powidło. Są i profesjonalne sklepiki, pawilony. Dokładnie jak u nas. Oprócz placów wyznaczonych do uprawiania tego fachu wielu targujących ustawia się w miejscach niedozwolych, najchętniej wzdłuż dużych, często uczęszczanych ulic. I tu zabawa z milicją w kotka i myszkę. Przyjdą, spiszą, wlepią mandaty tym, którzy nie zdążyli się w porę ewakuować a następnego dnia wszystko po staremu. Zawsze w tym interesie jest ruch. Ludzie chętnie zaopatrują się na targu a i mnie się niejednokrotnie zdarzało.

Nie spotkałem się co prawda z sytuacją o jakich opowiadały mi zaprzyjaźnione Lwowianki:,,u nas na bazarach coraz większe chamstwo. Chodzę , oglądam a tu sprzedająca baba do mnie-co jabłka ogladasz?Kupować będziesz? Tylko mi towar psujesz! A u drugiej kilka dni później to samo-kupujesz? Bo nie wyglądasz mi na taką co pieniądze ma!". Do mnie tak nikt jeszcze nie wyskoczył, ale może i wszystko przede mną?

 

We Lwowie znam tylko bazar usytuowany niedaleko dworca kolejowego, inny w pobliżu opery w centrum i bardzo ekskluzywny już w samym ścisłym centrum. Ten tylko dla turystów ( bogatych) bo asortymentem są tu wyroby narodowego rękodzieła ukraińskiego, jak w naszej Cepelii.

 

Na tych dużych targowiskach to raczej coś w rodzaju centrów handlowych. Pawilony dosyć duże, właściwie sklepy bo handluje sie tu takimi rzeczami jak meble czy materiały budowlane i wykończeniowe, miejsca do tego potrzeba wiele. A słynny odesski bazar PRIWOZ to miejsce nawet historyczne. Pojawia się w pieśni ,literaturze i filmie. To tu od zawsze panował miejscowy słynny półświatek. Położony w dobrym miejscu, w centrum miasta, niedaleko parku i ogrodu zoologicznego. Dziś to targ niby jak każdy inny ale na pewno ma wiele swoich tajemnic i odbywają się tu nadal transakcje, o których nikt niewtajemniczony nigdy się nie dowie.J a odwiedziłem go tylko raz, tak turystycznie. Chciałem zobaczyć miejsce, o którym śpiewa Alosza Awdiejew. Na pierwszy rzut oka niczym się nie różni od innych, choćby położonego o wiele bliżej mojego miejsca zamieszkania, Bazaru Siewiernyj (północny). Codzień w jego kierunku zmierzją tłumy klientów, marszrutki i tramwaje opróżniają się na przystankach w pobliżu a właściwie również i zapełniają od razu powracającymi już z zakupami. Wraz z tłumem przechodzę przez jedną z bram. Pierwsze na co zwróciłem uwagę to kobiety siedzące na taboretach. W rękach trzymają pęgi banknotów. To takie kantory, punkty wymiany podobno po dużo korzystniejszym kursie niż w miejscach posiadających do tego oficjalne uprawnienia, których na targowisku zresztą też jest kilka. Wrzucam trochę hrywien do pudełka proszącemu o wsparcie człowiekowi bez nóg, ubranemu w mundur wojsk powietrzno-desantowych, błękitny beret, na piersi ordery. Słyszałem o ich rentach, takich dziesięciu weteranów-inwalidów nie dostanie razem tyle ile nasz dzielny agent Tomek. No ale też nie są tacy przystojni. Targowisko wielkie, właściwie można tu kupić wszystko w pawilonikach, na straganach i nawet wygrzebać ciekawostki wśród kupy rupieci bo handlarzy starzyzną też nie brakuje. Wrażenie w takich miejscach robią na mnie zawsze wielkie hale, w których sprzedaje się ryby a w innych mięso. I ciekawe co powiedziałby o tym nasz Sanepid. Zatrudnienie i zarobek znajduje tu napawdę bardzo wiele osób. Nie tak dawno gruchnęła wieść, że bazar zostanie zamkniety ponieważ został sprzedany zagranicznym biznesmenom. Zaczęły się dość gwałtowne protesty szybkko doszło do zamieszek. Tłum przekonany, że odbiera im się miejsca pracy ruszył pod siedzibę dyrekcji i zarządzających obiektem. Skończyło się demolką, podpaleniem, niestety jeden z dyrektorów dość poważnie ucierpiał. Skończył w szpitalu. Całe zamieszanie okazało się niepotrzebnym, bowiem sprawy wyglądały zupełnie inaczej. Otóż miejscowi hohsztaplerzy sprzedali bazar na zasadzie takiej jak ,,warszawskie cwaniaki" sprzedają naiwniakom Kolumnę Zygmunta. Znaleźli naiwnych Czeczeńców i z nimi dokonali poważnej, handlowej transakcji. Wiadomość o tym wyciekła i stało się jak sie stało. Handlowcy bronili swoich praw, zniszczono pawilon dyrekcji a sam kierownik oberwał. Odesski półświatek zarobił, biznesmeni kaukazcy ponieśli znaczną stratę finansową a wszystko wróciło do normy i toczy się jak dawniej.

 

Na mojej ulicy też funkcjonuje miejscowy, lokalny bazarek. Do nabycia również wszystko. Przy czterdziestostopniowym upale mięsko czy mleko i serek - bez lodówki ale chętni są. Często handlowcy zabijają nudę, siadają przy stoliku jednego z nich, popijają wódeczkę, przegryzają czymś ze swojego asortymenu. Smutno nie jest. Ciekawa propozycja u kobiety sprzedającej ziemniaki. Można kupić tradycyjnie jak na całym świecie, a i również jedynie hrywnę drożej za kilogram już obrane. Pływają sobie już takie poważone, czyste w garnkach z wodą a sprzedawczyni obiera przez cały czas w oczekiwaniu na klientelę. Miejscowy uczastkowy czyli dzielnicowy często tu bywa. Przechadza się między straganami a kupcy pakują mu i wręczają zachwalając jednocześcnie a to pomidorki a to jabłuszka czy banana. Odmawia się ale przyjmuje pakieciki. Jego mama też tu handluje dwa razy w tygodniu. Pościel i ręczniki ale ma też chyba najlepsze wino domowe w okolicy. Według ukraińskich przepisów można tym oficjalnie handlować. Bardzo smaczne, winogronowe, polecam. Kupuję u niej często. Polubiła mnie nawet chyba bo każe się nazywać ciocią Leną. Czasami wśród straganów pojawia się duchowny-pop. Na piersi oprócz krzyża wisi też puszka, skarbonka. Kropi święcona wodą i błogosławi-,,haroszej wam targowli, niech was Bóg błogosławi..." Kobiety żegnają się znakiem krzyża, i co któraś podbiega i wciska banknot do puszki. A mówią, że komunizm zabił tam całkiem religię.

 

Podziwiam co moze radziecka konstrukcja na przygładzie Wołgi 21. Takie jeszcze pracują tu na bazarze i z powodzeniem zastępują dostawcze busy. Solidnie zapakowane, wykorzystując też powierzchnię na dachu potrafią naprawdę przewieźć bardzo wiele. W Odessie jest zresztą dość dużo starych samochodów w świetnym stanie. To chyba zasługa klimatu, że nie starzeją się a zachowuja dłuuuugo młodość, urodę i urok kobiety i samochody.

 

Kolorytu dodaje naszemu bazarkowi lokalny bar. Właściwie to są tu dwa ale o tym drugim mieszkańcy mają nienajlepszą opinię. Podobno właścicielka oszukuje na procentach sprzedając najbardziej tu popularne napitki czyli gorzałkę i piwo. Znam więc tylko ten jeden, od parasoli reklamujących piwo ,,Desant" stojących nad stolikami, nazywamy go Desantnikiem. I tak lokal otwiera się wraz z godzinami rozpoczynania pracy na bazarze, bowiem handlowcy też są jego stałymi klientami, a zamykany jest zapewne wraz z ostanim klientem. Tego nie wiem akurat, niedane było mi sprawdzić. Każdego ranka znajduje się jakiś chętny, który pracującym tu kobietom pomoże rozstawić krzesła i stoliki, rozłożyć parasole za symboliczny kufelek. W środku w barze miejsca niewiele. Tak na trzy moze cztery stoliki. Lada, na niej poustawiane talerzyki z zakąskami tj. suchą rybką, kanapkami. Kilka lodówek z napojami i telewizor. Całe życie knajpiane toczy się na zewnątrz przy stolikach. Frekwencja duża. I dużo się dzieje. Czasami ktos kto nadużyje trunków spokojnie odsypia kilka metrów od lokalu, w krzakach pod najbliższym blokiem, przez nikogo nieniepokojony. Widziałem nie raz jak mężczyzna wysłany zapewne przez małżonkę na zakupy z pustymi jeszcze torbami wchodzi do baru, zamawia sto gram, zanim zdąży odebrać resztę już przegryzł i spokojnie udaje się na targ. W drodze powrotnej podobna akcja, z tym, że teraz odstawia już pełne siatki. Pokrzepia się i wraca spokojnie do domu. Jak w tego typu miejscach bywa czasami ktoś kogos ma ochotę rabnąć w pysk. Przeważnie szybko jest przywoływany do porządku przez pozostałych. Jednego razu doszło do poważniejszej draki, ktos-zapewne poszkodowany wezwał milicję. Co dziwne winien zamieszania wcale nie uciekał a raczył sie dalej alkoholem ze swoimi znajomymi. Być może wiedział, że i tak go zaraz znajdą a po co zatem porzucać kupione już dobro? W końcu podjeżdża radiowóz. Stara łada. Wysiada dwóch funcjonariuszy w jasnych, tropikalnych mundurach. Wszyscy zwracają się do nich z wielkim szacunkiem. Chwila wyjaśnień po czym sprawcy zamieszania wsiadają grzecznie na tylne siedzenia samochodu, mieści się trzech wcale niemałych facetów i odjeżdżają na komisariat. ,,O teraz to ich dokładnie ta sprawdzą. Odciski palców i wszystko. Jak już zabierają to coś muszą znaleźć." Udzielają mi wyjaśnień zorientowani w takich zwyczajach miejscowi mieszkańcy. Nikogo właściwie nic nie dziwi. O tak po prostu. Stało się. Na co dzień jest spokojnie. 

Jako miłośnik staroci i antyków poprosiłem, aby zabrano mnie na targ staroci. Tu nazywa sie to ,,bazar starokonyj". Pojechaliśmy więc którejś zdaje się niedzieli. Co dziwne targowisko nie mieści się jak to bywa na jakims wyznaczonym placu a handlarze rozkładają się wzdłuż ulic w jednym z miejskich kwartałów. A na targu wszystko i nic. Spodziewałem sie czegoś ciekawszego, może tymi prawdziwymi starociami-antykami już się tu i tak teraz nie handluje. Bardziej zainteresowała mnie architektura i stan okolicznych budynków niż to co można było tu nabyć. A czasami trafiały mi się naprawdę perełki w tego typu miejscach i za bardzo atrakcyja cenę!. Będąc na Ukrainie czy w Rosji polecam jednak gorąco odwiedzić takie miejsce!

 

W Rosji bardzo podobnie. Kraj tylko dużo bogatszy od Ukrainy a więc i obroty wraz zarobkami na targowiskach dużo większe. Na bazarach zauważycie od razu dużą liczbę handlowców kaukazkiego pochodzenia, Gruzinów, Dagestańczyków, Ormian i wszelkich innych tamtejszych nacji. W pobliżu wszystkich miejsc chętnie i często odwiedzanych przez turystów stragany , na których sprzedaje się wszelkiego rodzaju gadżety związane z Rosją i dawnym Związkiem Radzieckim. Figurki, maskotki, czapki, flagi, lalki, gry itp..., wszystko bardzo chętnie kupowane przez zagranicznych turystów. W pobliżu Placu Czerwonego przebierałem na takim właśnie straganie, stojącym w rzędzie jemu podobnych, próbując wygrzebać coś ciekawego na prezent. Obok mnie stanęła para zainteresowana żelaznym modelem rakiety z napisem CCCP.

 

-Skolko ? -zapytali z zauważalnym obcym akcentem i widac było , że jest to jedno z nielicznych słów rosyjskich jakie znają.

 

-1400-odpowiedziała sprzedająca z pięknym uśmiechem. Turyści nie zrozumieli, patrzyli ze zdziwioną miną i trochę na migi zaczęli kontynuować rozmowę.

 

-skolko? How much?

 

- A wy skąd jesteście? Espania?

 

-Yes, Espania.

 

-A Epania, tak 2000.