JustPaste.it

Osobisty Słownik Wyrazów Różnorakich

Ile synonimów można znaleźć do słowa 'złość'?

Ile synonimów można znaleźć do słowa 'złość'?

 

Dlaczego szczęście tak trudno opisać? Ale tak porządnie, w pełni, nie ujmując z niego żadnego najmniejszego, najdrobniejszego nawet szczegółu, nie odbierając wartości, jaką dla nas ma?

Jestem szczęśliwa. Jak nigdy przedtem. Tak, jak od zawsze marzyłam. Do granic, do cna, bezdennie, bezbrzeżnie.. a czytając, co przed sekundą napisałam czuję, że to niedobre. Przesadne. Odarte z tych wszystkich cudownych momentów, które szczęśliwą mnie czynią. Rozebrane, wystawione na pośmiewisko, przed tłum, upokorzone, umniejszone, nic nie warte..

Dlaczego tak łatwo nam pisać o rzeczach złych, smutnych, okrutnych? Ileż synonimów można znaleźć do słowa złość? Ile epitetów, barwnych i trafnych, opisać może nasze stany bezbrzeżnego smutku? Wreszcie, jaką masochistyczną niemal radość czerpiemy z sypania soli w swoje rany, upubliczniania bólu, straty, żalu, złości czy zazdrości? Dlaczego nasz Osobisty Słownik Wyrazów Różnorakich otwiera się niemal zawsze na terminach ściśle powiązanych z wyrazami o negatywnym wydźwięku? Dlaczego? Bo (zbyt) często ich używamy. Słownik 'wyrobił' się na tych właśnie stronach. Niemal automatycznie otwiera się teraz, kiedy tylko trzeba wyrazić publicznie swoje zdanie na jakiś temat osadzony na grząskim gruncie. Zwłaszcza kiedy się jest 'anonimowym'. Internet. Ach, cóż za wolność (nie na długo..)! Kiedy mnie nikt nie widzi, nie może do mnie bezpośrednio dotrzeć - jestem silny, jestem Panem, jestem w grupie - a więc mogę wydawać te swoje radykalne, niczym zresztą (najczęściej) nie poparte sądy. Być wulgarny, chamski, oczerniać, szydzić i gardzić..

Ale, ale.. jak zwykle odchodzę od tematu. Moja dygresyjna natura zawsze płata mi figle. Stąd ta chaotyczność. Gubię myśl, wybiegam daleko poza to, co mi świtało początkowo, na rzecz czegoś nowego, co akurat w tym momencie zaprząta mi głowę, co wyszło nagle, z rozwinięcia pewnej myśli. Rzecz jasna dopóki nie wyprze tego coś innego.

 

A więc, wracając do meritum: dlaczego szczęście tak trudno opisać?

 

Czy nasz słownik został zawładnięty dyktatorskimi rządami negatywizmu? O ile mi wiadomo czasy dekadentyzmu już dawno minęły.. Czy dobre słowo, piękne słowo, to swojego rodzaju 'słaba płeć'? Słabszy gen? Wyparte zostało przez bandę wandali niszczących i szpecących nasz piękny język? Odzierających z uczuć wyższych? Pozbawiających optymizmu? Nie wierzę.. Nie chcę wierzyć. Ale fakty są jakie są. Po pierwsze w kwestii internetowych, za przeproszeniem 'jełopów', po drugie właśnie w materii opisywania, przekazywania myśli, emocji, odczuć - pozytywnych. Próbowałam, już tyle razy, zawładnąć słowem w taki sposób, żeby ten stan poczucia ogromu szczęścia idealnie opisać. Tak, by nie brzmiało to jak nieudana próba przekonania innych (i samej siebie), że jestem dużo szczęśliwsza niż jest w rzeczywistości. Ależ ja jestem, prawdziwie! I cóż? I znów słowa toną w desperacji..

Zaniecham więc. Nie chodzi zresztą o mnie. Przykro mi tylko, że człowiek potrafi osiągnąć perfekcję w istnym umartwianiu się, smaganiu słownymi biczami własnej duszy, odbieraniu sobie notorycznie nadziei, ładu, perspektyw. A kiedy chce ubrać swój świat w barwy - wychodzi nieporadnie. Komicznie. Nieszczerze.

Ostatnia nadzieja w poezji. Tam czasem ukrywam te zagubione myśli. Choć.. nie mogę zaprzeczyć, że moją najlepszą inspiracją, od zawsze, była właśnie melancholia. Wena rosła wprost proporcjonalnie do smutku. Im większy ból, tym lepsze wersy. Im mniej nadziei, tym więcej utworów. Im głębsza rana - tym głębszy puchar inspiracji.


I tylko jednym stwierdzeniem mogę wyrazić, najlepiej jak umiem, stan w którym teraz jestem: dawno nie napisałam dobrego wiersza..