JustPaste.it

Droga do ogrodu marzeń

Każdy ma taki ogród,tylko nie potrafi go uprawiać...

Każdy ma taki ogród,tylko nie potrafi go uprawiać...

 

Stół uginał się od jadła i trunków, gosposia Magda  w skowronkach cała , tarła udami podając  kiełbasę swojskiej roboty,a ksiądz   Jan popijając opowiadał:
To nie Bachus figlarny,a Noe  z  łaski bożej,na pociechę naszą produkcję trunków zaczął ,   pierwszym alkoholikiem został,nagi  leżał z  pępkiem do góry i wykrzykiwał do  nieba  zdrowie wasze w gardło nasze  . Synowie,by licencji  Bóg nie zabrał -biznes wzięli w swoje ręce Antałki wina szły,jak u nas świeże bułeczki, arkami na świat  cały kupcy rozwozili.,a  ojca pijaka na odwyk  wysłali,na malej wysepce samotnie z bogiem rozmawiał ,że rozum krotki jest bez wódki!
No to siup w zniewolony  dziob,ksiądz zachęcał  do picia,  jak stary szewc tankował,to był dobry sługa boży i patriota  wielki na powiat cały, mówił z pietyzmem o trunkach  bożych i na dziewuchy do Olsztyna ze mną jeździł
 Chrystus dopiero szyki pomieszał braciom, z wody robił wino  i na ostatniej wieczerze produkcję  jego powierzył uczniom swoim .Wznosząc puchar rzekł"czyńcie to na moją pamiątkę   i  od tego momentu licencja na  trunki przeszła  w ręce ziemskich namiestników Boga. W lochach klasztornych  pędzono gorzałę z  ziół,miodów,  benedyktynkę  zna cały świat i pól Ameryki   ,prym  w tym  mają nasi zakonnicy,co potwierdził biskup warmiński  na  obiadach  czwartkowych u króla Stasia
Łatwiej nawodnić pustynię niż alkoholika napoić mawiał   Jan napełniając kryształowe  pucharki . I kiedy film się urywał Magda brała go za bary ,na wyrko taszczyła. Chrapał jakoby organy na roraty grały,a gosposia klęczała u stop moich z kogucikiem się swawoliła,a potem na zebraniu  wiejskim  mnie chwaliła  Dobrego nauczyciela bóg nam da,mdlicie  się za niego,a ksiądz  powtarzał jej słowa z ambony choć w gardle mu suszyło i język plątał
 Parafianie do leczenia  nakłaniali , a on się do butelki chował ,dupa blada  rzekł organista,to wola boska ! Leczyć na przymus namiestnika boga to grzech. W powiecie wielu ich chla . Nasz przynajmniej  jak trzeźwy  z ambony woła "nie pijcie"a  wścibskie babska gdakały  , po mszy chla jak szewc i bzyka od zakrystii Magdę,a ona i tak  się puszcza z innymi, To wola boża-usprawiedliwiał organista chlebodawcę,
-Jan pielgrzymkę nauczycieli do Jasnej góry prowadził.,szedłem obok niego,łyczek z buteleczki dawał,dzięki jemu w Częstochowie z prymasem Wyszyńskim  rozmawiałem,bez wyroku siedział   jak ja i w tym samym roku wolność odzyskał ,kilkanaście kilometrów od mojej szkoły w klasztorze siedział,zakonnica do   celi jadło przynosiła. Gadano,ze to agentka ,
.W drodze powrotnej   Jan   w restauracji" Pod żaglami"
,sponsorował rozrywkę  i dziwkę w hotelu tez,naga tańczyła kankana,śpiewała
kolo młyna szla dziewczyna,swędziała jej cytryna i spotkała  księdza Jana co miał laskę po kolano. Tylko nie mów tego  w parafii,morda w kubeł biskupie oznajmiałem,a dziwka zadzierając nogi   wolała  rozgrzesz mnie Chryste panie,jestem służebnica,nałożnica,nierządnica Maria Magdalena. Dobre to były  z nim czasy ,ale krótkie. Jak pod ziemię się  zapadł., następca Magdę  z tobołkiem wypędził  Miejsce jej zajęła  stara ropucha ,z koszykiem na żebry po wioskach chodziła,masło, jajka  do plebanii znosiła i plotkami z proboszczem się dzieliła. Wykorzystywał to  na ambonie,grzmiał aż uszy  owieczkom bożym więdły,a mnie szepnął,ze Jan do Padwy  ujechał-teologię zgłębiać. Niezbadane wyroki boże
Parafianie  też nie wylewali   gorzały  w  rękawy. Z knajpy geesowskiej  na kaczych nogach  wychodzili , komendant milicji obywatelskiej miał łeb koński i prosto szedł ,a  za nim telepał pierwszy sekretarz partii mas pracujących , też    bywałem w  ich gronie ,nad ranem  wracałem  do szkoły. Przewodniczący komitetu rodzicielskiego leczył wtedy mojego kaca „czarem pegeeru' zwanym  tez sikaczem na siarce i   pierwszy się upijał,odprowadzałem go do domu, a tam  żona jajecznicą częstowała i butelczynę na stół  stawiała
. Posiedzenia komitetu rodzicielskiego,choinka szkolna , zakończenia roku -do rana trwały,   -śpiewano  sto lat,podrzucając pod sufit. Kiedyś spadłem na cztery litery i bolały od cholery dni kilkanaście,babcia mojej uczennicy nalewkami od siedmiu boleści leczyła do spółki z przewodniczącym komitetu.
W oddalonej od świata złą drogą wsi, gdzie diabeł mówił dobranoc kultura kręciła się wokół  szkoły i   butelczyny , alkohol zniewalał kontrolę nad życiem .Prośby groźby żon,kochanek szły gdzie plecy kończą szlachetną nazwę. Ale ja cieszyłem się wówczas mocną głową i po kielichu wygłaszałem w kółku rolniczym uczone referaty o stonce ziemniaczanej.
Uroczystości tysiąclecia państwa   też zakrapiano czystą kapslowaną. Obraz matki  dziewicy,królowej Polski wędrował z tej okazji  od strzechy do strzechy- modły  utrwalano nalewkami  babuni. Ostatnie    odprawiono w szkole,dziewica pojechała furmanką do sąsiedniej wsi w towarzystwie babci od nalewek i sekretarza podstawowej organizacji partyjnej Polewoja-.zwano go  tak,bo chlał i polewał  innym. Babcia powoziła,trzymała  lejce,a  on leżał na wozie.,trzymał oburącz  Niepokalaną i  zawodził pijackim głosem " Maryjo moja,słuchaj jak cię błaga LUD"
Każdy musi umrzeć,czy nie lepiej kipnąć na wesoło, z butelczyną w ręku powiadał   tamten   księżulek.,mój Jan dobrodziej
Włóż do trumny  ćwiarteczkę, tam sklepu monopolowego nie ma żartował do  Magdy,a ona  puszczała  perskie oczko do mnie i  lizała  palec.
. W innych krajach  nagrobki  pijakom   piszą mówił
. "tu leży mąż który dręczył wciąż ,teraz w grobie ,ulżył mnie    i sobie",    u nas  tylko 'zginął za  wolność, za władzę ludową,    na szubienicy zawisł. No to siup w czerwony dziob wolał Jan I znów Magda d o wyra taszczyła,a mój łeb   był  wtedy mocny jeszcze ,kogucik w majtkach gumkę rozrywał.
Ojczyzna   ludowa  pływa  w  alkoholu-mamrotał sługa boży!  .Koi rozpacz istnienia , bez  niego byłoby smutno,bardzo smutno . To  maleńkie szczęście na zwichrowanej drodze życia  Przywołuje obrazy z dzieciństwa,boso biegam po łące i słyszę krzyk żurawi- mawiał
 

A podobnie jak on  syreni śpiew alkoholu odczułem  pijąc  samotnie   z gwinta z klasą,a nie jak cienki bolek z pegeeru,co sika pod ścianą , nie balem się  śpiączki alkoholowej, a tylko własnego cienia i potworów ,rozsadzały łeb  ,w lustrze   szczerzyły zęby ,zakładały pętlę na szyję,a śpiew  w charczenie śmiertelne zamieniali. I   słowa  plebana  o alkoholu pojąłem boleśnie,jak  ręka drżała i krupniczek z łyżki po brodzie rozlewała !
Od tego czasu upłynęło  ponad pól wieku, na władzy  ludowej  psy wieszają, robią z niej jaja  ,ale wartości katolickie ,  jak socjalizm wtedy-lecą do nieba nadal  w oparach  alkoholu ,nikotyny i zakłamania. Ale   mnie one dla mnie  już   funta  kłaków nie warte. Siedziałem,cierpiałem za nie  i  chlałem,znam ich rozkosz aż do bólu!
Teraz w   zadumie i oczarowaniu z Anią   tworzymy swój  świat  bez  udziału fałszywych zbawicieli świata . Chroni  on  nas od zgiełku wielkiego miasta Z zamkniętymi powiekami  szybujemy nad chmurami  do gwiazd
Razem  na koniec świata zmierzamy     Fregatą  błękitną jesteś,,wołam we śnie i budzę w jej ramionach
 Poznaliśmy prawie cały świat , a siebie jak  dżunglę nad Amazonką wciąż odkrywamy  i  wtem urok nasz trwa ,że siebie poznać  nie możemy do dna! W bujanym fotelu   wspomnimy  kiedyś wędrówkę  ku sobie -powiedziała. Całowałem   jej  dłoń ,a   białe bzy pachniały  w ogrodzie naszych marzeń I  tych wartości wielu  nam zazdrości
Ogród  taki,aby mieć,to  podobnego do siebie trzeba  mieć, a to wymaga  determinacji  i   miłości, bez tego nie   usłyszy  się jak bije  serce  przyrody i co piszczy w trawie.  Zamkniętymi oczyma widzę Anię  w śród  maków czerwonych,z odległości wyczuwam jej krok   I wiem,że  kobieta droga memu sercu   jest ogrodem moich marzeń.