JustPaste.it

Co z tą forsą?

"Pieniądze szczęścia nie dają. Dopiero zakupy". Jak tu jednoznacznie zgodzić się lub nie zgodzić z tym, jakże błyskotliwym stwierdzeniem pewnej Pani z Pieprzykiem?

"Pieniądze szczęścia nie dają. Dopiero zakupy". Jak tu jednoznacznie zgodzić się lub nie zgodzić z tym, jakże błyskotliwym stwierdzeniem pewnej Pani z Pieprzykiem?

 

"Pieniądze szczęścia nie dają. Dopiero zakupy". Jak tu jednoznacznie zgodzić się lub nie zgodzić z tym, jakże błyskotliwym stwierdzeniem pewnej Pani z Pieprzykiem? Z jednej strony nie można kategorycznie temu zaprzeczyć;

Czysto hipotetyczna sytuacja: wygrywamy całkiem uroczą sumkę - co z nią robimy? Wakacje? Ubrania? Buty (przecież tych nigdy za wiele..)? Nowe meble? Garnki? Pupil (obecny już przecież zbyt leciwy, niezbyt żwawy, niemodny)? Dywan perski? A może perski kot? Ale jak kot to jednak lepiej panele.. A może w ogóle inny dom? Albo dwa, przecież to jest na topie. A właśnie! Przecież jeszcze nie mam najnowszej pary majtek od Victoria's Secret! Cokolwiek wybierzemy - i tak będzie źle. W każdym razie nigdy nie do końca dobrze. Zawsze bedzie zbyt mało. Zapewne zbyt pochopnie. Bedą wyrzuty sumienia - że może tamten wypchany lis byłby jednak lepszy od rzeczywistych rozmiarów pingwina w salonie; może lepiej pasowałby do tego nowego dywanu, który swoją drogą, mogliśmy jednak sobie darować na rzecz tych wspaniałych, ognioodpornych paneli.. A tak w ogóle to trzeba było kupić nowy telewizor, bo przecież 21' jest już tak bardzo passé, że aż wstyd zapraszać gości!

 

Załóżmy jednak tę optymistyczną wersję: jest wygrana, są zakupy, jest radość, jest szczęście (?)

Czy nie usłyszeliście czasem lekkiego zgrzytu przy powyższych wyliczankach? Dla cierpliwych: przeczytajcie jeszcze raz. Dla leniwych (czyli dla nas wszystkich, prawda? spokojnie, nie wydam was; w dobie Internetu lenistwo zakrawa już niemal o chorobę cywilizacyjną.. ale to całkiem inny temat) - zauważcie: czy wspomniałam choć raz np. o remoncie pokoju dziecka, o romantycznej podróży dla dwojga, o spełnieniu choćby jednego z marzeń kogoś z naszych bliskich, co leży przecież w zasięgu naszych rąk (i portfeli)? Czy choćby na moment pochyliłam się nad ulokowaniem pieniędzy na jakiejś wysoko oprocentowanej lokacie? Czy wymieniłam pomoc biednym, potrzebującym, chorym czy głodnym?
Dlaczego tego nie zrobiłam? Dlatego, że jestem bezduszna? Egoistyczna? Okrutna? Bezmyślna?

Otóż, postawiłam się tylko w sytuacji przeciętnego zwycięzcy. Jest to jedynie moja chłodna opinia, w oparciu o rzeczy dookoła mnie oraz ludzkie zachowania, które "obserwuję" przez szklaną pułapkę telewizora czy grzęznąc wewnątrz tej papki informacji bzdurnych, bardziej bzdurnych i wręcz absurdalnych jaką jest osławiony Internet (nie zaprzeczam, że jestem mało obiektywna, że wkładam wszystkich ludzi do tzw. "jednego worka" z napisem "kreatura", jednak jest to w pełni świadomy zabieg, mający na celu zwrócenie uwagi na pewne konkretne problemy). Gorzką prawdą jest bowiem, że 3/4 z nas, będąc postawionymi w obliczu pieniężnej (stosunkowo wysokiej) wygranej, mając do dyspozycji pieniądze, za które możemy kupić wszystko, czego pragniemy, wyda je, na mniej lub bardziej zbędne przedmioty, skwapliwie uciszając szumiące w głowie głosy podpowiadające, że choćby niewielka część z tego co mamy na koncie, mogłaby naprawdę (naprawdę!) uszczęśliwić wiele osób, podczas gdy kolejny zbędny sprzęt w naszym lub przed naszym domem niczego tak naprawdę nie zmieni. Być może da nam radość. Ale radości do szczęścia wiele brakuje. To zupełnie jakby patrzeć na puchar pełen smakowitości, tuż przed naszym nosem, ale nie mogąc uszczknąć choćby kawałka. Radość jest, ślinianki pracują. W brzuchu burczy.


Wyobraźcie sobie Damę. Rozsiadła się w wielkim fotelu obitym delikatną skórą (zapewne jakichś młodziutkich, ledwo od matki oderwanych stworzonek!), popijając najdroższego szampana, w najdroższym kieliszku, z najdroższej tacy, w najdroższym pokoju najdroższego domu, na najdroższej wyspie świata - lecz czuje, jak burczy jej w brzuchu. I to bynajmniej nie jest głód, w swej czystej postaci (przecież wyzłacana lodówka pęka od nadmiaru najdroższego jedzenia). Jest to pustka, wijąca się w brzuchu, wykręcająca wnętrzności, zasysająca całą jej radość życia, zwana potocznie samotnością. Ponadto odczuwa silny ból w okolicy mostka, nasilający się z każdym wydaniem wieczornych wiadomości, gdzie wylewają się z telewizora, wprost na jej marmurową posadzkę, ludzkie tragedie, łzy i krew. Jak można oglądać to, podcierając się codziennie studolarowym banknotem, z jednym tylko zdaniem bijącym po głowie, jak tępa strona siekiery: "cóż.. życie". Zakładając, że owa Dama posiada tak ważny, zarówno w wymiarze duchowym jak i czysto biologicznym organ zwany sercem, musi odpowiedzieć "nie!". Dlatego siedzi sama w samym centrum beznadziei, roniąc swoje złote łzy.. choć wystarczy jedna setna tego, co ma, by wypłynąć na powierzchnię, z głębi tego oceanu bezsilności. Lecz Damie brakuje jednej ważnej rzeczy - rozumu. 



Podsumowując:

"pieniądze szczęścia nie dają", to prawda, w to wierzę. Zakupy natomiast to tylko chwilowa radość mająca na celu uśmierzenie tego bólu i głodu, z powodu Tego, czego nie można kupić za żadną kwotę, bo nikt tego nigdy nie wycenił (i całe szczęście!) I dlatego ten stan swoistego upojenia, aż do zatracenia czucia w każdej komórce naszych ciał, zwany także Miłością, jest dla nas tak "cenny", że aż.. bezcenny. Cytując słowa Phila Bosmans'a, z całym przekonaniem podpisuję się pod nimi, bo w rzeczy samej "Bardziej od pieniędzy, potrzebujesz miłości. Miłość to siła nabywcza szczęścia".


Czy znajdzie się śmiałek, który się z tym nie zgadza? Tak myślałam.



Dlatego wybacz, Marilyn, ale mam nadzieję, że w niebie (mam nadzieję, że właśnie tam..) w końcu osiągnęłaś ten stan i już więcej nie będziesz plotła takich bzdur.