JustPaste.it

Przemyślenia w archiwum....

Tak sobie myślę czasami grzebiąc w archiwach. Jakby to by było z tą Polską? I jak było wtedy gdy kształtowały się jej granice po zakończeniu I Wojny światowej? O plebiscytach na Śląsku czy Warmii i Mazurach wiemy podobno wszystko. O Powstaniu Wielkopolskim też. O zrywach Ślązaków do powstań również. Chociaż...Kiedyś, gdy pracowałem w Lipsku (w dawnym NRD), gdzieś tak w połowie lat 90-ych, w jakimś centrum kulturalnym polsko-niemieckim czy czymś takim, wpadła mi w rękę taka publikacja. Wydana w dwóch językach oczywiście. Autor przytoczył tam takie niemieckie powiedzenie: ,,Die Heimat ist dort wo die Wurst hangt" czyli ,,ojczyzna jest tam gdzie wisi kiełbasa". Nawiązał tu do wydarzenia z tamtych czasów kiedy na Śląsku panowała napięta i ciężka sytuacja. Trwała walka, jeszcze nie do końca militarna, o to czyj on będzie. Nie było już czego jeść bo i gospodarka w takiej sytuacji nie funcjonowała prawidłowo. Z Warszawy wysłano pociąg z żywnością ale zatrzymany został na granicy przez Niemców. Korfanty gdzieś o tym publicznie powiedział i przyśpieszyło to znacznie wybuch zrywu narodowościowego i rozpoczęcie powstania. Ale nie o tym właściwie chciałem....chciałem o Kresach.

 

Przecież w latach 1918-1919 w Galicji Wschodniej trwała regularna wojna polsko-ukraińska.

 

Wojna, w której Polska na arenie międzynarodowej uznana była za agresora. Głowa kościoła ukraińskiego, Metropolita Szeptycki apelował o pomoc twierdząc publicznie, że Polacy to imperialiści, wynarodowiają Ukraińców i nie będą w stanie stworzyć stabilnego państwa. Tym, którzy chcą wydać w tej chwili jakąkolwiek ocenę jego działania przypomnę tylko, że był on wnukiem hr. Aleksandra Fredry i bratem słynnego polskiego generała.

 

Ciężkie walki, często w strasznych warunkach i nieprzystępnych terenach, toczyły się od Przemyśla i Krosna aż po Tarnopol. Wspomina się tylko walki o Lwów z listopada 1918 roku a już prawie nigdy jego oblężenia przez siły ukraińskie, które trwało aż do maja 1919 roku. Polacy przeciwko sobie mieli świetnie uzbrojone przez Austriaków i Niemców regularne oddziały ukraińskie, których trzonem byli słynni Strzelcy Siczowi. O tym poczytać można we wspomnieniach wielu oficerów, uczestników tamtych wydarzeń, których zapamiętaliśmy jako bohaterów pól bitewnych II Wojny Światowej: Stanisława Maczka, Boruty-Spiechowicza, Tatara-Trześniowskiego i wielu innych. W końcu Polacy zwyciężyli.

 

Znowu odwołam się do wysłuchanego kiedyś wykładu, niestety nie pamiętam już czyjego. Dotyczył on tak zwanej świadomości narodowej w tamtych czasach Polaków i Ukraińców. I udowodniono, że takowa wśród Polaków była wtenczas znacznie, znacznie wyższa i silniej rozwinięta. Za porównanie służyły przykłady chociażby takie jak ochotnicze wstępowanie do oddziałów militarnych. Tu dokazano, że Polacy w bardzo trudnych okresach i przy wielkim zagrożeniu formowali nawet 100 tysięczne jednostki ( nie do końca tak z tym było ale na potrzeby tego artykułu wystarczy), podczas gdy Ukraińcy mieli problem ze zrekrutowaniem 10 tysięcy żołnierzy. Faktycznie coś w tym jest. Oprócz ,,polskich wysp" takich jak Lwów, prowincję zamieszkiwała w większości ludność rusińska. Ale żywioł polski był bardzo świadomy i prężny organizacyjnie. We wspomnianych wyżej wspomnieniach wyczytać możemy jak to przy zajęciu Drohobycza, które przeprowadzone zostało błyskawicznie a nie powstydziłby się takiego żaden z autorów Blietzkriegu, w domach zamieszkałych przez ludność polską pootwierały się się drzwi i okna radośnie witajac swoich i przystępując szybko do organizowania wszelkiej pomocy. A w Borysławiu na wieść o zbliżających się szpicach prowadzonych przez Stanisława Maczka, jego polscy mieszkańcy sami podjęli działania rozbrajając Ukraińców i witając wkraczających żołnierzy już pod biało-czerwonymi flagami.

 

I tu właśnie nachodzi mnie refleksja. Co byłoby gdyby Ukraińcy wtenczas mieli wyższą tę ,, świadomość narodową?" I gdyby wybuchło ogólnonarodowe powstanie? Granice II Rzeczypospolitej musiałyby wyglądać zupełnie inaczej niż je zapamiętaliśmy.

 

Ale świadomość narodowa Ukraińców rosła i to w bardzo szybkim tempie. I to nie tylko tych będących obywatelami polskimi ale też i węgierskimi, rumuńskimi czy czechosłowackimi. Niech świadczy o tym powstawanie i rozrastanie się wielu ich organizacji narodowościowych (legalnych i zakonspirowanych) a później, jak miało to miejsca podczas Kampanii Wrześniowej, wiele aktów dywersji i sabotażu. Kulminacją było masowe (w porównaniu do lat 1918-1920) wstępowanie do wszelkich jednostek militarnych ukraińskich podczas II Wojny Światowej, zarówno tych powiązanych z poźniejszą UPA jak i tych walczących ramię w ramię z hitlerowskim sojusznikiem. Te akurat zagadnienia poruszam często w innych swoich pracach, nie ma sensu ich tu powielać.

 

Wspomnę tylko, że często z uśmiechem komentujemy teorię hitlerowskich historyków i etnografów o naszych polskich mieszkańcach Podhala. Udowadniano wtedy ich odrębność narodową i rasową, mieli wywodzić się z dawnego ludu Markomanów. Były nawet próby sformowania Góralskiego Batalionu Waffen-SS. Tymczasem całkiem podobnie zagrywał rząd sanacyjny z Hucułami. Na udowodnienie ich odrębności od narodu ukraińskiego nie szczędził środków i finasowych i propagandowych. ,,Starszyzna" huculska jednak bardzo sprytnie z pomocy, zwłaszcza finansowej, korzystała, nie robiąc nic z wprowadzaniem tego w życie.

 

Kiedy Hitler zaczął kształtować politykę istniejącej jeszcze wtedy Czechosłowacji, na Zakarpaciu wykorzystano moment i utworzono niepodległe państwo ukraińskie ( po ogłoszeniu niepodległości przez Słowację) Karpato-Ukrainę. Nie przetrwało ono długo. Było ,,solą w oku" Węgier i Polski, które bardzo chętnie wysyłały tam różnego rodzaju grupy dywersyjne. Po walkach, początkowo z oddziałami czechosłowackimi wiernymi republice, a później z przybyłymi Węgrami, którzy dostali zgodę na aneksję regionu, państwo upadło. Opowiadał mi niedawno o tym ,,tamtejszy". ,,Z kim było walczyc. Zakarpacie przecież było małe i żadnej armii nie miało. Przyszli Węgrzy i wprowadzili straszny rygor. Dużo zaostrzeń i godzinę policyjną. Żandarmi chodzili z takimi żelaznymi prętami i jak coś im się nie spodobało to bili. Strasznie bili. A później przyszli Słowacy. Słowacy to dobrzy ludzie i łatwiej było żyć".

 

 

 

A spójrzmy na próbę utworzenia państwa ukraińskiego powiązanego sojuszem z Polską, co było pomysłem ( nie tylko zresztą jego ale on tu grał wtenczas znaczącą rolę) Józefa Piłsudskiego a ukoronowaniem tego była wyprawa na Kijów. Potrzebny był mu taki twór jako bufor oddzielający od niebezpiecznej Rosji Sowieckiej. Rolę głowy tego państwa wyznaczono atamanowi Petlurze. Nie był to wcale znaczący polityk. Wtedy już nie dysponował właściwie władzą i pozbawiony był całkowicie siły militarnej. W wyprawie kijowskiej wojska ukraińskie stanowiły zaledwie 6 procent z całej masy armii w nią zaangażowanych. Podpisana umowa polsko-ukraińska zakładała dopiero ich formowanie przy pomocy i uzbrojeniu ze strony polskiej. Większość sił podległych do tej pory atamanowi wcześniej przeszła pod rozkazy Denikina. Jaka musiała być ich świadomość narodowa jeśli poglądy Denikina na istnienie niepodległej Ukrainy były takie same jak wszystkich innych białych przywódców? Petlurze na ofiarowanych mu terenach nie udało się stworzyć właściwie niczego. Żadnych podstaw pod funkcjonowanie państwa. A i ludność Kijowa na tyle była przyzwyczajona do zmian władzy przez ostatnich kilka lat, że to co się dzieje wokół często było jej całkowicie obojetne. Czym to się skończyło wszyscy wiemy.

 

Ale umowa polsko-ukraińska podpisana z rządem Petlury zawierała również bardzo korzystne zapisy dotyczące spraw gospodarczych. Korzystne oczywiście dla Rzeczypospolitej. Polska otrzymała prawo do eksploracji bogactw Ukrainy i korzystania z jej zasobów. Planowano wykonać połączenia śródlądowe kanałami od Dniepru do rzek płynących na terenie Polski. Konkretnie dotyczyło to okolic Krzywego Rogu. Biorąc pod uwagę późniejsze możliwości przemysłowe właśnie Krzywego Rogu, Dniepropietrowska czy Zaporoża śmiem twierdzić, że zdolni inżynierowie polscy mieliby tam duże pole do popisu. Ci, którzy budowali Gdynię czy Centralny Okręg Przemysłowy. A tak przypadło to w udziale ich stalinowskim odpowiednikom. A gdyby tak wtedy udało się jeszcze sięgnąć po Donbas?

 

Kiedyś ,,przy kielichu" z moimi ukraińskimi znajomymi (jeden z Tarnopola, drugi z Krymu) palnąłem coś takiego: ,,jaka to mogłaby być siła, Polska i Ukraina, nikt by nie podskoczył gospodarczo". Spojrzeli na mnie dziwnym bardzo wzrokiem i tematu przez grzeczność nie podjęli.

 

Ciekawe jak potoczyłoby się to wszystko gdyby zamiast Petlury trafiło na innego z ówczesnych panujących na Ukrainie, niejakiego Nestora Machno? Ten na kontrolowanych przez siebie terenach stworzył w miarę sprawną organizację państwową a i militarnie był potężny. Na pewno bardziej przydałyby się jego szable niż dopiero formowane jednostki Petlury. Sotnie Machnowców walczące pod czarnym sztandarem, skutecznie do pewnego momentu, gromiły wojska białych, czerwonych, niemieckie czy Petlury. Kontynuowały jakoś sprawdzone i piękne tradycje kozackie. Do dziś o nim śpiewają, sam słyszałem:

 

,,Batko nasz Machno

 

słowa budet nam goworit.

 

Budiem my goriłku pit

 

liubo braty żyt...".

 

Na koniec przypomniałem sobie co mi powiedziała nie tak dawno pewna staruszka pod Lwowem. Kilka miesięcy przed swoją śmiercią a miała 103 lata.

 

,,Polityka? Co nas interesuje teraz polityka. Ja już tyle państw przeżyłam. I wiedz jak to było: nie ważne jakie wojsko szło, Niemcy, Polacy, Ruskie, biali czy czerwoni. Czy partyzanci tacy czy tacy....wszyscy przychodzili. Pierwsze co to zawsze najpierw wszystkie kury wydusili a dziewczyny musiały uciekać...".