JustPaste.it

"Nóż Abrahama".

Tu nie ma ani jednego przecinka!

Tu nie ma ani jednego przecinka!

 

(…)Ludzie prawdziwie mądrzy z cudzej głupoty żyją tak stale powtarzał niejaki Augustyn Paleta malarz pokojowy jedynie z usposobienia bo z innych cech nie taki nawet zdecydowanie i choć to może dziwne był on koleżką doktora Jasia ze szkoły jeszcze podstawowej następnie z liceum plastycznego. Właśnie w liceum drogi ich się rozeszły za sprawą zwykłego łaciatego konia którego przyszło im obum rysować przy czym zarówno koń jak i profesor byli ci sami to znaczy obaj rysowali tegoż samego konia u tegoż samego profesora niestety ze skutkiem różnym co pozwala na wniosek że może koń był niewinny. Doktor Jaś powtarzał z goryczą że choć oba narysowane konie w niczym nie przypominały konia ani tego żywego ani żadnego w ogóle to jednak rysunek Jasia oceniono na niedostatecznie natomiast rysunek Augustyna Palety opatrzono piątką z plusem i uwagą o wybitnym talencie. Uraza i niepojęcie przyszłego doktora Jasia były tak głębokie iż na całe życie nabył wstrętu do sztuki szczególnie plastycznej tudzież obrazkowej sam zaś zdecydowanie zmienił orientację na medyczną za poradą zresztą osobistej mamy i nigdy tego nie żałował. Rozłąka z przyjacielem trwała sporo lat i chyba w znacznym stopniu oczyściła zastarzałą atmosferę między nimi w każdym razie obaj zachowywali się tak jak gdyby żadnej rozłąki nie było ani konia żadnego dawno pogrzebanego zapewne albo zjedzonego za pośrednictwem hamburgera. Malarz Augustyn Paleta zwany przez wszystkich przyjaciół oraz nieprzyjaciół tak samo Misiem którego nie przypominał nie tylko brakiem skłonności do wszelakich miodów i odnośnych słodyczy mieszkał na zajętym z pomocą kaduka strychu starej kamienicy solidnej a strych rzecz jasna został odpowiednio przystosowany do godnego użytku malarskimi dłońmi przez co nie należy rozumieć że go uporządkowano nawet przeciwnie zwykły strychowy bałagan i siedlisko kurzu niewysysanego od czasu wójta Alberta zastąpiono bałaganem artystycznym czyli szlachetnego rodzaju takiego zaś bałaganu ze względu na społeczną rangę nikomu bałaganem nazywać nie wypada. Było tak zazwyczaj że jeśli ktoś komuś opowiadał o malarzu Misiu i zaczynał opis od tego bałaganu w szlachetnym rodzaju to na tym bałaganie kończył a raczej przerywał taki był on długi. Cała Ameryka oraz połowa Polski wiedziały gdzie malarz Misiu mieszka chociaż w mieście nad Wisłą od czasów niepamiętnych mieszka w każdym momencie niesłychanie wielu malarzy zaś malarza Misia znano przez wygląd zupełnie podobny do tego o jakim piszą różni opisywacze czyli taki wygląd od Sartra i Lautreca ale starczy powiedzieć że ubranie malarza Misia było solennie prane co najmniej dwa razy w roku bez żadnego wyjątku razem z samym Misiem w czyściutkiej rzece Dunajcu na świętego Jana potem jak wypadło z plenerów. Dla porządku należałoby wiedzieć że malarz Misiu niesłychanie rzadko malował teraz konie natomiast częściej osły choć uduchowione a najchętniej no właśnie. Na drzwiach Misiowej gawry napisano wielkimi bohomazami na użytek wiadomy że tu nie kupuje się jajek nie udziela się wsparcia i do niczego nie daje się przekonać. Przed domem w którym zajmował strych malarz Misiu wisiała na drzewie ogromna sklejkowa tablica w bezwstydnym kolorze dessous rouge przeciw której mieszkańcy dawno przestali protestować tak jakby dzięki doświadczeniu więc na tej tablicy bezczelny malarz Misiu namalował golusieńką żyrafę rodzaju żeńskiego rozebraną z pasiaczka i nawet bez majtek i napisał na niej czyli na żyrafie swój cennik dla gawiedzi ile co kosztuje spod ręki artysty. Cennik był długachny jak żyrafia szyja podobnie też prosty i wszystko ujmował chociaż nie do końca a malarz Misiu gadał że cennik jest dla głupców nieprzenikalnych jasnością sztuki więc trzeba na nich działać formą przez łeb nie jasnością.

 

04c3e6e135e38ebc564ce3785f04f74b.jpg

Wiedziony tą ideą oraz inną także napisał na żyrafiej szyi że zamówienie portretu szkicowego węglem lub ołówkiem całkiem bez pozowania kosztuje 5 albo 50 złotówek natomiast takiegoż aktu z konsumpcją wcale nie kosztuje tylko profit przynosi zależny od płci wyłącznie i trochę też od menu czyli od inwencji oczywiście twórczej. Właśnie tu malarz Misiu nie określił bliżej owego profitu ani co do osoby ani co do rodzaju zaznaczył tylko że akt bez konsumpcji może kosztować nawet 100 złotówek bez reszty nie bacząc na płeć i estetyczne walory co tyczy zaś dzieł olejnych wielce pracochłonnych to one są bezcenne czyli do uzgodnienia. Kolesie zgadywali czy właśnie tej tablicy zawdzięcza malarz Misiu swoje wielkie bogactwo co do którego panowała opinia niezachwiana oparta na faktach żelaznych znanych też powszechnie że malarz Misiu nigdy mniej jak 10 złotówek nie rzuca do czapki składkowej i że przyjaciele mogą zawsze liczyć na takąż pożyczkę bez pokwitowań zgodnie zapominaną natychmiast po jej użyczeniu. Doktor Jaś bywał u koleżki Misia z regularnością nie odnoszącą się do kalendarza raczej do wewnętrznej potrzeby tak jakby z drobna masochistycznej utrzymując raczej sekret przed żoną Joasią dla której malarz Misiu uchodził za indywiduum okropne wstyd przynoszące każdemu człowiekowi i sam doktor tę opinię tak jakby podzielał choć tłumił ją w sobie przez rozwiniętą lojalność oraz poczucie przyjaźni bardzo zatwardziałej a wszystkiego tego bez wyjątku odrobinę się wstydził. Hu hu powiedział hucząc malarz Misiu mój kochany doktorku od siedemnastu boleści osiemnastej pociechy znowu jesteś robaczywy jak śliwka jesienią omijana przez szpaki ale wiesz na szczęście że każde paskudztwo najlepiej odkazić przyzwoitą gorzałką właśnie tą co przyniosłeś. I zaśmiał się tak strychowo zakurzonym głosem do którego przywykły nietoperze i sowy ale ludzie nie no bo ludzie nie umieją śmiać się kolorowo tylko malarze umieją ty Jasiu do mnie przychodzisz odetchnąć od tego parszywego życia zdulszczałego więc dawaj co przyniosłeś i siądź sobie na siedzisku jakimś wedle woli i gustu. Doktor Jaś odczuł ulgę niby kot wrzucony do wody podczas zbytniego upału więc też się cieniutko roześmiał ale głosikiem jakby z lekka przydeptanym i śpiesznie wyjął z torby butelkę oraz kilka tubek maści na odciski którą to maść malarz Misiu z powodzeniem stosował smarując farby zeskorupiałe na starych paletach dzięki czemu zeskrobywał je później bez trudu łatwo i przyjemnie. No to okup przyniosłeś w pełnej wysokości zaśmiał się na poważnie malarz Misiu i zaraz wyciągnął łapę nie umiejąc się wstrzymać brawo Jasiu jak widzę znowu byłeś z rodzinną wizytą u matki Sabiny skoro przywiozłeś butelkę tego co najlepsze w całej krakowskiej ziemi i co dla mnie stanowi źródło wielkiego natchnienia o późniejszej rozpaczy nie mówiąc. Ale słuchaj od razu ci powiem coś niesłychanie ważnego że Kaśka lafirynda którą bardzo kochałem nareszcie mnie porzuciła i mieszka teraz nie zgadniesz u mojego profesora bo on ma rzecz jasna znacznie więcej pieniędzy za to mniej talentu co cię chyba nie dziwi nie ze względu na Kaśkę gdyż kobieta to banał i banalne jej czyny. O czym to mówiłem już wiem właśnie o tym że jak ma ktoś pieniądze zwłaszcza dużo pieniędzy to ma talentu niewiele bo talent i pieniądze są jak dwa dzikie samce zamknięte w tej samej klatce z urodziwą samicą więc od razu wiadomo jednemu śmierć pisana drugiemu rozkosze. Ten mój były profesor nic już nie maluje tylko robi grafiki do jakichś komputerów on sam tylko wie po co a ja się domyślam za ile dlatego że Kaśka z nim teraz mieszka no ale to banał. Mówiąc tak malarz Misiu podszedł do ściany białej na tym strychu jedynej pod którą stał wielki kocioł na niewielkim ogieńku w tym kotle jadło się grzało statecznie od kilku dni wydając bulknięcie co pewien czas nielimitowany. Malarz Misiu chochlą odpowiednią wcisnął w głąb kotła gruby tłusty kożuch potem zawartość mieszał nadzwyczaj skupiony wyławiając co chwila różne dziwne rzeczy i kolejno do kotła na powrót odkładając. Doktor Jaś przyglądał się tej pracy wciąż zafascynowany pomimo że od dawna doskonale znał i zdołał nawet wypróbować bez żadnej dla siebie szkody ten niesłychanie praktyczny wynalazek malarza Misia by gotować jadło nie częściej niż raz na tydzień lecz za to oszczędniej. Holender schabik łapnąłem zamruczał malarz Misiu pochylony nad kotłem już myślałem że nie ma szukałem golonki może zresztą rybki bo też być powinna rozumiesz tołpygę włożyłem i jeszcze żeberka dość dobre zapomniałem że kurczak też musi gdzieś być jak chcesz to ci znajdę a może samej zupki pojesz z ryżem albo z makaronem kartofle także dostępne do wyboru Jasiu. Na blat surowy obok postawił dwie miski gliniane i dwie lipowe łyżki strugane osobiście w czasie nudy w plenerze za to kieliszki należne o wymiarach wiaderka do których nalał skrupulatnie licząc raz dwa trzy. Doktor Jaś kręcąc głową w niemym zadziwieniu przysiadł do tego blatu łyżkę chwycił skwapliwie ponieważ jadło Misiowe cokolwiek by o nim nie myśleć pożywne było i sytne w swej rozmaitości nie istniały więc żadne ważne powody aby się wstrzymywać tym bardziej przy okowicie tak wierutnie dobrej. No to siup malarz Misiu pogłaskał się po brzuchu między połami koszuli która ongiś miała zestaw kolorów ograniczony jak to produkt fabryczny a teraz nie miała gdyż była w końcu koszulą artysty nie podrzędnego eleganta. Doktor Jaś rozejrzał się po pracowni czy się coś zmieniło ale nie dostrzegł niczego nowego oprócz dwóch płócien z tak zwaną martwą naturą która była martwą przed malowaniem natomiast namalowana jakby nabrała życia powiedzmy charakteru i można to było dowieść bo stała jeszcze obok na stoliku tyle że w trzecim wariancie. Malarz Misiu nigdy nie należał do wstydliwych i nie zasłaniał tego nad czym pracował więc doktor Jaś mógł się także przyjrzeć tworzonemu właśnie najnowszemu dziełu w blejtramie na roboczych sztalugach oświetlonemu ponurym wzrokiem słońca które wpychało się do pracowni przez dachowe okno. Z blejtramu równie ponuro albo trochę bardziej gapił się facet nieprzyjemny z kolekcją podbródków ilościowo do ustalenia po pewnej dyskusji zresztą raczej dopiero naszkicowany z wyjątkiem oczu chyba już w stadium końcowym. Zasłoń te oczy poprosił doktor Jaś nagle wzdrygnięty ja nie lubię kiedy na mnie patrzy ktoś z taką pogardą i obrzydzeniem jak ten typek co go malujesz przecież wszyscy go znają nie wiem jak to możliwe by nikt się na nim nie poznał dopiero ty. Malarz Misiu zahuczał śmiechem doktorku on dał mi się poznać zanim się pojawił bo najpierw przysłał fagasa z żądaniem żebym do niego jeździł szanowną mordę malować to wywaliłem fagasa na schody z łomotem i zabroniłem się pokazywać ale typek tak cholernie chciał portretu mojej roboty że przed miesiącem przysłał mi czek i telefon komórkowy rozumiesz po to żeby się umawiać na terminy pozowania. Misiu czy ty prawdę mówisz nie cyganisz czasem doktor Jaś podekscytowany był bardzo malarz Misiu nadal huczał śmiechem no jak Boga kocham że prawdę i że był tu u mnie ze sześć razy pozował rozumiesz porobiłem szkice na kartonie ołówkiem to mi do portretu tej mordy wystarczy tylko nie mam pojęcia czy mu się portret spodoba. Teraz obaj chichotali zawzięcie doktor Jaś łzy ocierał rozbawiony Misiu ty jesteś kawał porządnego drania ale zasłużyłeś na brawa słowo honoru daję że jak on zobaczy swój dziób z podbródkami i jeszcze takie oczy to każe spalić portret razem z tobą może z całym domem i lokatorami żeby ślad nie pozostał. Malarz Misiu litościwie narzucił na blejtram splamiony kawał płótna po czym z rozkoszą dolał okowity do pustych naczyń nagle jakby zapomniał o portrecie wpatrzył się skupiony w miskę z jadłem w której począł grzebać łyżką. No tak rzekł z triumfem nadzwyczajnym wiedziałem po smaku że coś nie gra rozumiesz ostatni czerwcowy chrabąszcz utopił się w jedzonku dlatego takie słodkie i mówiąc to sięgnął na półkę za sobą po pieprz i paprykę Jasiu jak chcesz nasyp sobie zapomnisz chrabąszcza. Doktor Jaś zwyczajny był takich numerów i ani się nie skrzywił zresztą okowita była na to za dobra więc ochotnie łyknęli przecież z powodu chrabąszcza nie wypada psuć sobie humoru bo nie każdy ma taki subtelny smak by po alkoholu odróżnić cokolwiek w jedzeniu najwyżej po wyglądzie. Strach kochany doktorku ilu głupców na świecie z zachwytem rzekł malarz Misiu ale tylko głupiec może na to narzekać w swej bezdennej głupocie natomiast człowiek mądry dobrze wie z czego żyje więc kocha głupoli i bardzo dba o to żeby nie wymarli. Taki jak ja człowiek mądry lecz niestety mały wyciska z głupolków ile tylko potrafi sęk jednak w tym że choćbym nie wiadomo jak się starał to staram się nieszkodliwie bo i tak nie wycisnę z nich tego co mi się należy za zgodą dobrej Bozi i samej opatrzności na to po prostu nie jestem nastawiony. Taki większy mądrala co zamiast zostać malarzem doktorem albo inżynierem i skupić się na robocie wolał cisnąć fach w diabły jako nieopłacalny kompletnie i niewart zachodu za to został posłem ministrem czy prezesem banku albo rady nadzorczej w bardzo szacownej firmie czyli obrał specjalność życiową właśnie wyciskanie z głupców tego co się naprawdę da wycisnąć i wyciska miesiąc w miesiąc tyle ile nam się przez całe życie nie naśni że można tyle mieć w garści za jednym zamachem. Ta gazeta co ją wszyscy Polacy z takim obrzydzeniem czytają od deski do deski pisała niedawno że prezes rady nadzorczej w Naftogazie czy tam Gaznafcie bierze co miesiąc pół miliona złotych kochany doktorku od siedemnastu boleści żebyś teraz czasem nie był od siedemdziesięciu. Tacy właśnie prezesi to mądrzy ludzie dużego formatu i przy nich na przykład to moje drobne wyciskanie faktycznie wzmianki niewarte a ty doktorku należysz do tej masy głupoli co czekają bożego zmiłowania i jakiejś kaszki z nieba i za wszystko płacą ile im się każe bo są przekonani że takie jest życie. Tymczasem życie doktorku zawsze jest takie jakie sami wybierzemy w głupocie swej lub mądrości reszta to propaganda i zaćmienie mózgu zależne od ulubionego narkotyku no i od dawki rzecz jasna bo jeden bierze mniej drugi więcej więc skutki są różne ale ten życiowy narkotyk na zaćmienie każdy zażywa nie wierz w to że nie. Na świecie doktorku są bijący i bici śmiejaczki i płaczusie zapamiętaj sobie i nigdy w życiu nie wierz że nie od ciebie zależy czy jesteś bijący czy bity to zależy od chęci doktorku oraz od zawziętości bo jak chcesz być bitym to nadstawiasz dupę a jak chcesz być bijącym to kij znajdziesz zawsze. To sobie zapamiętaj powtórzył malarz Misiu z oczami proroka że najłatwiej na świecie znaleźć kij i kogoś do bicia. Sprawa prosta doktorku jak splunąć pod nogi byle nie pod własne z dnia na dzień możemy zostać bijącymi i to całkiem nieźle za całkiem niezłą cenę wystarczy zapomnieć czego mama uczyła i przerzucić się na to czego uczył tata bo mama doktorku zawsze uczy sercem zaś tata instynktem i to wielka różnica.

 

bf003648ee5a6befb1fa82dd9019dc07.jpg

 

(…)ten drugi to był niejaki Wąsal załóżmy drużynowy który zwykle sprawował bezpośrednie dowództwo gdy przychodziło do czego. Wąsal wysłuchał obojętnie bo zadanie było niby kaszka na mleczku słodkim dla bobasa ot jakiś redaktorek wścibski purchawka do nadepnięcia ochrony zero jako broń pewnie drewniany nóż do kopert starczy sznurkiem i gołą ręką zadziałać i będzie najpierw śpiewał jak rybka w Ukajali całą arię wyśpiewa potem będzie milczał na wieki wieków amen. Z nimi powiedział Wąsal zawsze jest jeden kłopot skurwysyński bo tacy jak on zwykli ludzie nigdy nie chcą uwierzyć że to się dzieje naprawdę jak Boga kocham Parchaty kiedy ich wziąć za pysk czy potraktować łokciem w miękkie to oni myślą sobie że oglądają film który się szybko skończy i po filmie znów będzie życie cacy dokładnie takie jak było. Oni zawsze myślą że takie rzeczy nie mogą się dziać naprawdę i kiedy ich postraszyć na przykład wycięciem jaj to się zwyczajnie śmieją wcale nie z odwagi oni się śmieją z kretyństwa bo myślą że to wszystko nieprawda a jak się zacznie poważnie jaja im wycinać to czasem z samego przejęcia potrafią umrzeć zanim coś do rzeczy powiedzą i pierwsze cięcie po jajach rozum im odbiera. W głosie Wąsala było sporo melancholii jakby już wielka ilość zwykłych ludzi umarła mu przy takim wycinaniu nim cokolwiek zdołała powiedzieć zresztą nie wiadomo czy właśnie tak nie było chyba nie mówił bez racji. Parchaty zmilczał wyniośle gdyż nie znał takich problemów osobiście nigdy w życiu nie musiał zajmować się żadnym wycinaniem nawet trawy w ogrodzie o czymś innym nie mówiąc ponieważ jego rola sprowadzała się do przekazywania zleceń i do pilnowania by skrupulatnie były wykonane ściśle biorąc samo wykonanie też niekoniecznie go interesowało gdyż zadawalał się skutkiem. Staniemy przy naszym zajeździe powiedział burkliwie mamy sporo czasu i tak zaczynamy dopiero wieczorem to w zajeździe zjemy obiad rozerwiemy się trochę ale ty pilnuj ludzi żeby się nie schlali i sam też się raczej wstrzymaj takich spraw nie robi się po wypiciu butelki koniaku. Wąsal spojrzał zdumiony potem śmiechem łomotnął czyś pan wariat Parchaty wąchnij tę butelkę żeby się przekonać że to czysta rakija od braci Jugolów my tego zwyczajni i nie pijemy więcej niż można bo inaczej dawno byśmy nie żyli a co do zadanka to spokojna głowa nasi chłopcy jeszcze niczego nie spieprzyli ani razu to się nie zdarzyło i nigdy się nie zdarzy. Z nami Parchaty jesteś pan bezpieczny jak mucha w nosie słonia na całym świecie nie ma bezpieczniejszego miejsca niż pod naszą opieką tu nikt pana dotknąć nie śmie bez naszej wiedzy i zgody chyba komar czy pluskwa ale za takie rzeczy nie odpowiadamy bo komara w powietrze wysadzić się nie da on sam w powietrzu lata a co do pluskwy to ona ma twardsze życie od człowieka mówię to z doświadczenia. Tam gdzieśmy wojowali dwa lata z okładem raz jako partyzanci raz jako regularni pluskwy tam były większe od karaluchów po prostu żywcem żarły i nic im nie szkodziło ani zapach trupów ani przeciwpancerne pociski a myśmy tam mieli więcej śliwowicy w żyłach niż krwi to jak się opiły w istny amok wpadały. I głośno zarechotał niby żaba co latacza połknęła jego kumpel mu zawtórował jakby echo zagrało kierowca też się przyłączył dyskretnie i pan Parchaty poczuł się nieswojo prawie jak dziecię co po raz pierwszy zetknęło się z grzechem. Miał na sobie czysty ciemny garniturek i krawacik w paski popachniwał na przemian potem i duszną wodą tabak w odróżnieniu od reszty wcale nie pachnącej a jego współpodróżni wyróżniali się strojami z grubego dżinsu−brezentu w rudoszare plamy i każdy z nich posiadał za pasem nad kością ogonową długolufy pistolet zaś na nogawkach spodni w specjalnych kieszeniach dwa noże w rękawie bluzy krótką gumową pałkę o stalowym rdzeniu. Błędne byłoby twierdzenie że pan Parchaty czuł się bezpiecznie wśród tych zabijaków pomimo zapewnień gdyż jako rozsądny człowiek rozumiał doskonale przewagę noża i pistoletu nad godnością nawet wielkim majątkiem kiedy w grę wchodzi taka prosta rzecz jak zlecenie na które jest tylko jeden sposób należy strzelać szybciej a nie każdy potrafi. Podobno ostatnim takim facetem był Limoniadowy Joe który według legendy potrafił strzelać szybciej ale żył na Dzikim Zachodzie i nie wiadomo jak długo.

 

a0c3ad30c25ee750df7b200fdb51d02b.jpg

W tym czasie dwa mercedesy połykały szosę jak smoki długie stado baranów bez żadnej dla nich litości a stojący gdzieś na drodze patrol w białych czapkach nie mrugnął powieką wykazując wielką rozwagę bo takimi wozami z taką szybkością gnać może albo władza groźna albo banda gangsterów i nie wiadomo co gorsze dla biednych policjantów opieprz czy strzelanina więc najlepiej unikać jednego i drugiego. Wczesnym popołudniem już pod samą stolicą przy rozwidleniu szos mercedesy zwolniły wjechały wąską drogą do lasu za którego osłoną zbudowano zajazd z niewielkim parkingiem na samym wstępie czyniący wrażenie odosobnienia i spokoju. Tak się składało akurat że ten zajazd obywał się bez reklamy i na szosie nie umieszczono o nim informacji widocznie była zbędna choć przecież z czegoś żyć musiał. Parking zajęty był przez kilka wozów bardziej podrzędnych marek francuskich włoskich co mogło świadczyć o tym że zajazd nie był tak całkiem nieznany choć zapewne w wybranym gronie do którego pan Parchaty bez wątpienia musiał należeć. Członkowie komanda bez pośpiechu wysiedli z nadal mruczących samochodów pozostawiając szeroko otwarte wszystkie drzwi co nie mogło być przypadkowe podobnie jak to że dwóch ludzi poszło w kierunku zaplecza zajazdu dwóch w kierunku lasu niedbałym lecz sprężystym spacerkiem a pan Parchaty skinął na swego pomocnika czy asystenta który też skinął głową po czym poszedł ku drzwiom wejściowym. Kierowcy dopiero na znak spacerowiczów wyjęli kluczyki pozamykali samochody popiskali alarmami po czym cała grupa udała się w ślad za asystentem który jednak nieoczekiwanie na powrót się pojawił z miną raczej niespokojną. Tam w środku powiedział cicho do Parchatego są jacyś poważni faceci z obstawą i zaczęli się śmiać jak im kelner powiedział że mają zaraz odjechać tylko się poklepali po marynarkach panie Parchaty to naprawdę są poważni goście i nie ustąpią może lepiej dać spokój bo trzech stoi w obstawie czterech siedzi przy stole. Kiedy tak mówił komando już się trochę rozsypało wzdłuż oszklonej ściany zajazdu za którą była chyba sala jadalna każdy stanął za kolumną podtrzymującą dach tarasu tylko Wąsal pozostał przy drzwiach. Te drzwi nagle się otworzyły przytrzymane butem duży człowiek w nich stanął o zimnych oczach martwej biedronki i krótko zapytał czego potem powiódł dokoła spojrzeniem jakby niewidzącym. Po cholerę wam cały zajazd sala duża na tyle żebyśmy się pomieścili i nie przeszkadzali sobie akurat moi goście kończą obiad chyba nie chcecie żeby przerwali bo to źle wpływa na humor. Wąsal też tak biedronkowo patrzył od niechcenia zabawiając się szczególnym przedmiotem który dla fachowca był granatem błyskowym używanym przez antyterrorystów i na widok tego granatu oko dużego człowieka bodaj nieco ożyło poruszyły się wargi które miał tak wąziutkie jak nóżka tej półmartwej biedronki. Powiem szefom rzekł krótko cofając się do wejścia w sposób taki by nie odwracać się plecami a pan Parchaty pokiwał głową czekali ale po czasie niedługim przez drzwi przedefilował rząd mężczyzn bardzo skupionych w sobie z podobnie wąskimi ustami starających się nie patrzeć na nikogo z komanda. Kiedy samochody znikły w leśnej przecince pan Parchaty dał znak i wszyscy weszli spokojnie do środka powitani krzywym uśmiechem zarządcy i trójki cwaniackich kelnerów zgiętych nie tyle z szacunku ile z chęci ukrycia wyrazu gęby co odpowiadało panu Parchatemu który nie lubił bić kelnerów bo zawsze mogli mu napluć do zupy. W tym zajeździe pan Parchaty był właściwie u siebie gdyż zajazd należał do właściciela pobliskiej stacji benzynowej zaś właściciel stacji należał z bebechami do bossa Rafała Ścierwnika i stąd pewność siebie jego totumfackich podczas pobytu w tym lub innym podobnym obiekcie nie tylko gastronomicznego charakteru. Rozgościli się z dużą swobodą przy ślepej ścianie odległej od okien i drzwi za to bliżej zaplecza i kuchni co wynikało z przezorności  rzecz jasna doświadczonej nawet pomyśleli o tym żeby na drzwiach od zewnątrz zawiesić kartkę lokal zarezerwowany po co ma ktoś przeszkadzać ale nie pomyśleli jakoś o samochodach których nie mogli obserwować przez okna siedząc od nich z dala. Komando rozhałasowało się nieco rozkrzyczało bujną wesołością wynikającą z hojności pana Parchatego i prostoty czekającego ich zadania gdyż takie prostoty nie zdarzały się często raczej wykonywali zlecenia wymagające sporej ilości glukozy w strefie szarych komórek co ideałem dla nich nie było właśnie lubili prostotę i żeby dużo hałasu z muzyką. Po mniej więcej godzinie pod zajazd podjechał szary mikrobus oczekiwany niecierpliwie dał znać przez parking wymyślnym klaksonem i zatrzymał się w pobliżu wejścia radośnie otwartego na powitanie kwiecistego gronka pokwikujących rozkosznie panienek w zabronionym wieku bezskutecznie poszukiwanych przez naiwne łzawe mamusie i spragnionych doświadczeń o jakich im się nie śniło a jakie miały przeżyć za czas bardzo niedługi. Jeśli chodzi o czas prawie w tej samej chwili na szerokiej szosie u wylotu drogi wiodącej do zajazdu na poboczu wyjeżdżonym przez zatrzymujące się samochody stanął jeden z wozów które opuściły zajazd pod przymusem zaś w środku siedziało trzech mężczyzn oraz kierowca osoby w zasadzie milczące. Najważniejszy z nich siedział z tyłu po lewej stronie co było poznać po tuszy oraz ilości podbródków dwaj inni oraz kierowca należeli do gatunku muskularnych smutasów którzy zawsze są ważni lecz nigdy nie najważniejsi i tych najważniejszych przypominają jedynie lakierowaną elegancją często z nich opadającą gdy otworzą gęby lub rękę podniosą. Ten najważniejszy niech będzie szef niedbale rozłożył przed sobą pulpit z oparcia kierowcy położył na nim komórkę obok zaś szaradzistę i przystąpił do twórczego myślenia zabawiając się cierpliwym niszczeniem długopisu oczywiście marnego. W samochodzie panowało milczenie przez otwarte okna wpadał ciekawy wiaterek i znudzony bezruchem uciekał drugą stroną w las a szef sięgał czasem ręką w prawo i natychmiast podawano mu papierosa po chwili zaś ogień. Kurwa jasna powiedział cicho smutas do smutasa chcę zobaczyć tych gnojów jak fruwają szkoda mi tylko że się nie zdążą zdziwić to by było piękniejsze i umilkł bo szef podniósł głowę kręcąc nią niechętnie za chwilę zerknął na komórkę która cichutko brzęknęła. Szef spojrzał na wyświetlony numer i chrząknął głos w komórce coś powiedział bez sensu o jajkach w koszyku ale to szefa bardzo zadowoliło bo tylko mruknął z uznaniem i zaraz się wyłączył a smutasy kuksnęły się wzajem po czym uśmiechnęły szeroko. Szef nadal kręcąc głową patrzył na nich wyrozumiale młodzi jesteście chłopcy i nie umiecie czekać wszystko byście chcieli od razu wszystko szybko i nie możecie zrozumieć na czym polega życie ono polega właśnie na czekaniu nie na tym żeby wszystko mieć tylko na tym żeby na wszystko czekać bo wszystko w życiu może się wydarzyć więc należy być nie tylko cierpliwym ale na wszystko też gotowym. Uśmiechali się nadal bo czy można szefowi zaprzeczać niechaj sobie gada oni i tak swoje wiedzą czego zaś nie wiedzą to będą wiedzieli. Po chwili jeden smutas tak samo cichym głosem zapytał drugiego smutasa czy może mu powiedzieć skąd się bierze kasza taka zwyczajna kasza kurwa synek mnie zapytał a ja durny nie potrafię wyjaśnić. Jak to kasza zdumiał się drugi robiąc minę mopsa do którego kot zaszczekał taka do jedzenia zwyczajna kasza kurwa przecież na drzewach nie rośnie chociaż na drzewach kurwa różne rzeczy rosną niekiedy nawet sandały no takie buty kurwa co w nich Murzyny chodzą ale żeby kasza to nie wiem. Na polu też nie rośnie nigdy nie widziałem kaszy na żadnym polu tylko od razu w sklepie albo na talerzu a ty nie rechocz kurwa powiedział do kierowcy może mi odpowiesz skąd się bierze kasza z czego ją robią i gdzie bo ja muszę synkowi odpowiedzieć i żeby nie było jaj z tej kaszy kurwa. Drugi się zaśmiał z tych drzew sandałowych o mało się nie udusił. Ciszej chłopcy syknął szef nie kłóćcie się za bardzo lepiej przejdźcie się po lesie i odlejcie się mamy jeszcze sporo czasu bo tamci zabawiają się z dziwkami znaczy po mojemu czekają na coś albo na kogoś może tylko na szarówkę jeżeli mają coś do roboty. Z tego miejsca gdzie stali widać było wylot drogi wiodącej do zajazdu nawet skręt na parking czyli sporą przestrzeń i szef tam zerkał czasami niby obojętnie nawet nie drgnął kiedy pojawił się odjeżdżający mikrobus z którego okien nie wyglądały roześmiane panienki bo raczej były już płaczliwe. Jeszcze minęła godzina nim poczęło się zmierzchać i na parkingu pojawiły się blaski silnych świateł samochodów co prawda niezbyt jaskrawe z powodu nadal trwającego dnia wtedy szef pochwycił komórkę i patrzył teraz w wylot drogi intensywnym wzrokiem łasicy oceniającej moment właściwy do skoku na kurę. Kiedy wcisnął przycisk mercedesy zmieniły się w purpurowe plamy owinięte dymem a przez las przetoczył się zwielokrotniony grzmot jak beknięcie po zbyt obfitym obiedzie. Na szosie samochody hamowały rozdzierając skowyczące opony szef klepnął kierowcę po głowie jedź do cholery włącz się w ruch i stań jak wszyscy pójdziemy sobie popatrzeć co z nich pozostało bo gdybyśmy teraz odjechali to by ktoś zapamiętał.

54171ef41b55ef2c7297b8d7e5cd6444.jpg

 

(…)

Kilka miesięcy później gdy już kolejna wiosna hulała po świecie niby pijany Polak nie licząc się z kosztami w bardzo odległym od kraju czarnomorskim kurorcie ongiś przeznaczonym dla ważnych komunistów obecnie tylko dla takich co mają pieniądze a nie śmieszne ruble spędzał przydługie wakacje nieco markotny bezczynnością były biznesmen aktualnie zaś głowa szczęśliwej rodziny pan Donat Szpak we własnej osobie. Rodzina tryskała tym szczęściem gdyż wreszcie miała go na wyłączność cokolwiek trudną wprawdzie lecz jednak osiągniętą a pan Szpak też nie narzekał ponieważ nie umiałby znaleźć żadnego rozsądnego powodu który by coś takiego chociaż z grubsza tłumaczył. Motywacja że nudno mu przecież tak żyć bez zajęcia nie wchodziła w rachubę bo jeżeli komuś nudzi się z rodziną jak prawie zgryźliwie oświadczyła już pani Szpakowa to nie powinien rodziny zakładać skoro zaś założył nie ma prawa się nudzić. Pracownicy firmy Zielone Jabłuszko nie znali tej prostej prawdy że imponująca energia pana Szpaka w prowadzeniu interesów brała się z niemożności ujścia w żadnej innej sferze gdyż innymi owładnęła sama pani Szpakowa z wyłącznością nie zagrożoną. Życie jednakże uczy że wszystko to co wzbiera musi znaleźć ujście prędzej albo później im później tym gorzej bowiem ujście zbyt późne jest po prostu wybuchem ale takie myśli panu Szpakowi na razie do głowy nie przychodziły pani Szpakowej wcale zresztą byłyby chwilowo zupełną abstrakcją. Póki co pan Szpak z panią Szpakową wylegiwali się na zapleczu hotelu pogrążeni w słońcu jak robaki w miodzie natomiast obie córki w zasięgu spojrzenia za ogrodzeniem trawnika zajeżdżały w upale zdychające kucyki pod okiem suto opłaconych trenerów. Dziewczynki coraz lepiej dają sobie radę z tymi zwierzętami zauważyła pani Szpakowa przeszeptując własne skwierczenie gdyż lekkomyślnie leżała wznak wypukłościami ku słońcu ale mnie to wcale nie cieszy bo wciąż mi się zdaje że dojdzie do nieszczęścia i któraś wreszcie spadnie. Pan Szpak wolał to zmilczeć i nie wywoływać jałowego sporu od dawna ćwiczonego bez najmniejszych efektów bodaj odruchowo zaś z pewnością bezmyślnie gdy tymczasem rzecz była bezwzględnie rozstrzygnięta przez same dziewczynki przyjmujące każdą uwagę na temat ryzyka jazdy konnej zgodnym wrzaskiem oburzenia. Tu w kurorcie korzystały pod tym względem z kompletnej swobody niemal rozpasania mając do wyłącznej dyspozycji zarówno konie jak trenerów spędzały więc na padoku lwią część swego czasu denerwując się tylko problemem niesłusznego rozdziału jazd na kucyki i na prawdziwe konie przy czym obie żywiły niezłomne przekonanie że jeżdżą znacznie lepiej niż o tym wszyscy myślą. Zawojowany tatuś wierzył we wszystko z cielęcym  zachwytem polegał bowiem zupełnie na talentach córek stąd czerpał pobłażliwość wobec obaw małżonki i niezachwianą pogodę optymistycznej duszy. Patrząc w dal poza łączkę wrysowaną w tło błękitnego oczywiście morza które jak śpiący atleta spoczywało chrumkając na plaży pod urwiskiem pan Szpak pomyślał o lodach gdyż był ich nienasyconym amatorem. Zwykle o tej porze wymykał się z tarasu do baru poniżej i zjadał tam konspiracyjnie wspaniałą porcję z bitą śmietaną wyraźnie wbrew dobrym radom i ostrzeżeniom pani Szpakowej niesłychanie w dobrych radach i ostrzeżeniach biegłej. Pójdę już do pokoju i wezmę prysznic odezwała się nagle pani Szpakowa wstając z nadmiernym pośpiechem i wkładając słomkowy kapelusz ty możesz pozbierać nasze rzeczy i przynieść je później. A pan Szpak bez zdziwienia popatrzył w kierunku wejścia na taras gdzie w otoczeniu towarzyszących mu stale kilku blond osiłków pojawił się zażywny elegancki jegomość czyli pan Iwanow Jona Jonycz wierny kontrahent firmy Zielone Jabłuszko i nieomal przyjaciel pana Donata Szpaka właśnie tak samo wierny. Pobyt rodziny Szpaczej w tym czarnomorskim kurorcie był zaproszeniem i prezentem pana Iwanowa konsumowanym wbrew woli absolutnie na jego koszt bowiem od pana Szpaka najwyżej drobne napiwki tu przyjmowano zastrzegając naiwnie że to także wzbronione. Mimo swej wielkiej bystrości pan Szpak w żaden sposób nie potrafił odgadnąć kim tak naprawdę jest pan Iwanow w czyim imieniu działa natomiast nie miał wątpliwości co do bezgranicznej chyba władzy pana Iwanowa dotyczącej różnorakich dziedzin rosyjskiego życia nade wszystko zaś ekonomiki w tym też aspekcie szczególnym jaki stanowi gastronomia tudzież hotelarstwo. I jeśli dziwiło go jeszcze cokolwiek to zainteresowanie okazywane byłemu biznesmenowi z kraju tak małego jak Polska zdołał się bowiem zorientować że zakres działania pana Iwanowa jest bodaj większy niźli jego władza. No pan Szpak jakoż leci zasapał pan Iwanow sadowiąc się po uprzednim zdjęciu marynarki w leżaku pani Szpakowej który niechętnie pod nim zazgrzytał ale wytrzymał nie miał wyjścia. Blond osiłki na znak pryncypała obstawili ich parasolami po czym skinęli na obsługę i dopilnowali kilku tac obficie zastawionych napojami i owocami oraz przekąskami na wszelki wypadek gdyż obsługa doskonale znała wymagania pana Iwanowa.

 

6fff80fa5ec538b7a8a9a1cc30538c08.jpg                      Początek.

Skończywszy długie i serdeczne potrząsanie dłońmi pana Szpaka krzaczastobrewy Rosjanin nie to że się uśmiechnął rozpłynął się w uśmiechu odganiając gestem podziękowania niepotrzebne i skierował rozmowę wstępną na pogodę nieprzeparte uroki morza oraz górskie spacery w zieloności na pół egzotycznej. Przyniesiono lody w kryształowej wielkiej misie i kelnerka czarna jak noc nad Kazbekiem poczęła je rozdzielać według miary żądanej gdyż pan Iwanow był amatorem lodów podobnie jak pan Szpak jednakże przez nikogo w tym amatorstwie nie ograniczanym. Gadał ja co pana firma Zielone Jabłuszko rośnie ona w siłę teraz prosto po gangstersku w onej strefie specjalnej co ją Ścierwiasty wymyślił dziwny bardzo człowiek zamruczał Iwanow mlaskając nad lodami i głową pokręcił. Gdyby ja się pan Szpak nie nazywał Iwanow tylko na ten przykład Müller albo chociaż Thompson to by ja panu pomógł w biedzie może też z niej wydostał ale dla Iwanowa onże Ścierwiasty niechętny. Ja mu proponował uczciwy interes na gazie i na ropie co by korzyść była nie tylko dla niego tak i dla Polski całej to on interesem nie był zainteresowany dziwny bardzo człowiek. On woli milion zarobić po gangstersku czem taki sam milion zarobić uczciwie a choćby i dwa miliony tak ja tego pojąć za nijakie pieniądze nie mogu pan Szpak wytłumacz mnie po jakiemu wy Palaki takie dziwne ludzie. Pan Szpak bezradnie uśmiechnął się rozłożył ręce ponieważ on też nie pojmował takich osobliwych skłonności które znał podobnie dobrze niestety ze swego doświadczenia i podobnie wytłumaczyć nie umiał. Jesienią będą u nas wybory powiedział z drobiną nadziei może się coś zmieni na lepsze bo czas już najwyższy ale Iwanow tylko ręką zamachał panie Szpak pan to wie dobrze jak i ja że się nic nie zmieni bo u was wybory całkiem jak u tego Szekspira komedia przebierana wiele hałasu o nic byle te aktory na dropsy zarobili. U was tak bywa zawsze wiele hałasu i zawsze nic hałas nikomu nie szkodzi choćby nie wiem jaki był wielki i tak nikomu uszy nie pękają zwyczajnie przywykłszy. Ot rozrabiają wasze żurnalisty że dwa ministrowie nakradli mnogo milionów na zdrowiu i życiu obywateli czego nikt nikomu nazad już nie zwróci tak i co komu z tego hałas hałasem a te ministry się śmieją wciąż dobre posady mają tak pieniędzy pod sobą choćby świnie gnoju. Mówisz pan Szpak wybory a coż one te wybory znaczą skoro karty do głosowania jak u nas anonimowe taż możno nadrukować ich wcześniej odpowiednio wiele naznaczyć jak nada i w korytarzu trzymać te zaś co ludzie wrzucają jakby do śmieci wrzucali. To już panu Szpakowi nie mieściło się w głowie żeby wybory mogły być oszustwem więc się roześmiał tyleż wesoło co niedowierzająco ale Iwanow temat szybko zmienił jakby nie chcąc się nad poprzednim rozwodzić spytał o zdrowie obu rozbrykanych córek oraz małżonki niechętnej rozmowie z nim która to niechęć pana Szpaka mocno żenowała. Ja znam że wy Palaki nie bardzo nas lubić chcecie tak i nie możecie bo u was terror taki moralny i obyczajny źle mówić o Ruskich naturalna sprawa a jak co dobrze powiedzieć to nada się tłumaczyć choćby ze złego uczynku co go żaden klecha nie odpuści. I znowu ręką machnął normalno rzekł mlaskając wciąż nad tymi lodami a ja was lubię Palaki czort jeden wie dlaczego choć współpraca z wami to same kłopoty pan Szpak dobrze wiesz o co chodzi. Ministry wasze ładnie pięknie szampana igristego popijają kawiorem zagryzają umowy podpisują potem żadnej umowy w życie wprowadzić się nie da z tysiąca powodów i dobry każdy powód żeby nie wprowadzić bo waszych rachunków tak i ekonomii waszej samże czort nie pojmie. Nasz ten dług z Katynia pan Szpak te dwadzieścia tysięcy niczym spłacić nie można choćby i płakać przyszło albo zębami zgrzytać nadaremno zaś te miliony z Auschwitz dawno popłacone ślad po długu nie został czego też czort nie pojmie bo każdy nasz interes szampanem się zaczyna a Katyniem kończy. Beknął odstawił niedojedzone lody na tyle smaczniste by zasłużyły na głębokie z samego brzucha nie z płuc westchnienie oraz na refleksję równie głęboko przemyślaną powiem ci pan Szpak że tak nawierno prawdziwa cywilizacja tam jest gdzie robią dobre i nie trujące lody ja to dawno wypraktykował w podróżach. Możno próbować na kocie bo kot zawsze na lody łasy tak wszędzie kotów biega co niemiara rzecz prosta jeśli łajdak żreć lodów odmawia znaczy doświadczony i człowiek strzec się musi przed tamtejszą kuchnią. Iwanow lubił mówić po polsku ćwicząc się w języku choć pan Szpak całkiem znośnie nawet nieźle znał rosyjski zresztą wiedział że Iwanow najlepiej mówi po angielsku w amerykańskiej odmianie jak gdyby spędził całe życie w Bronksie albo Brooklynie z czeredą latynosów na pikantny dodatek i kto go wie czy nie spędził. W sobotę i niedzielę są wyścigi konne odezwał się pan Szpak gdy celne uwagi o kotach i lodach skwitował śmiechem dostatecznie szczerym gonitwy o puchar Zakaukazia panie Iwanow i wielka nagroda samego prezydenta a córki żyć mi nie dają tylko biletów już nie ma. Iwanow skrzywił się lekceważąco znowu dłonią zamachał tak ja was do loży swojej zapraszam bo specjalnie ja przyjechał żeby gonitwy obejrzeć tam dwa moje konie biegają każdy za całą flotę baksów i liczę że dadzą mi coś nazad. Pan sam tylko z dziewuszkami będzie bo myślę ja że panią Szpakową przemiłą głowa jak raz rozboli tak pomimo chęci puchara nie obejrzy. Pan Szpak znów odczuł tę samą dotkliwą przykrość z powodu zachowania żony i wdzięczny był Rosjaninowi za delikatną w gruncie rzeczy wymówkę tym bardziej więc serdecznie podziękował za otrzymane zaproszenie w imieniu swoim i córek. Miał na pociechę świadomość że wdzięczność córek jak zwykle spontaniczna potrafi zamazać brak taktu u żony mimo iż dobrze wiedział jak niewiele ten brak taktu znaczy dla Iwanowa który sam zapominał taktu gdy było mu to wygodne. A u was w Polszy pan Szpak sensacja nowa dodał wolno zbierając się z leżaka jeszcze jeden minister bezlitosno ubity bardzo ważny minister tak powiadają że awaria była w jego helikopterze albo też sabotaż bo helikopter najpierw normalno uleciał potem nie gasząc motora wbił się chłopu w stodołę pełną słomy i razem z nią zgorzał najdokładniej ani tam czego znaleźć ani odgrzebać nie można prosto czysta robota jak mówią ci co się zajmują brudną. I mówią po cichu że nie za to co on minister zrobił a za to co wiedział choć może i za to czego może poszkapił zrobić bo u was nie wiadomo co gorsze robić czy nie robić i tu Iwanow zacmokał współczująco. Zdumienie pana Szpaka objawiło się nie tylko maksymalnie wysokim uniesieniem brwi lecz skrzywieniem ust wątpiącym jakby w sens usłyszanej nowiny nad którą też głową pokręcił. Nie rozumiem rzekł zniżając głos o półtora tonu awaria czy sabotaż bo w prasie jeszcze nic o tym nie było w ogóle nie słyszałem. Tak nieprędko napiszą wasze żurnalisty o takiej sprawie brzydkiej mruknął Iwanow dziwacznie się uśmiechając najmniej zaś o tym co gadają trochu wiedzący ludzie że akuratnie o czasie ten minister wziął umarł bo i pora była. Nie ma czym się przejmować pan Szpak oprócz tego że umarł nic mu się złego nie stało a na tym pięknym świecie wielu umarłych ludzi dużego spokoju zażywa tylko pozazdrościć. Tak i do widzenia ukłony moje dla całej rodziny pan powie miłym córkom co w sobotę samochód po was przyjedzie i razem obejrzymy gonitwy o nagrodę prezydenta z kciukami o tak trzymanymi.

 

7c99be4ee64a667ebd3e0744f677145f.jpg

 

Zbysław Śmigielski  "Nóż Abrahama"

Warszawska Firma Wydawnicza, 2012  www.wfw.com.pl

Cena 28 zł.

Patronat - miesięcznik "Odra" Wrocław