"Z cyklu: Milordowskie opowieści" - Milord wstał prawą nogą - a mógł lewą.
Kometa
Milord wstał prawą nogą - a mógł lewą.
- Piwa – wykrzyknął – piwa.
Jan już czekał z dzbanem schłodzonego złocistego napoju z zeszłorocznego warzenia.
Milord wypił pół kufla, spojrzał na swego służącego, uśmiechnął się mrugnął doń okiem i rzekł:
- Ależ mi się chciało pić.
- Tak Panie – odparł Jan – a kiedyż to nie chciało Ci się pić?
- Kiedy? - zastanowił się Milord – hmm w zeszłym tygodniu raz, dwa tygodnie temu dwa razy, no i w święta – zaczął wyliczać Milord.
- W święta Panie – zdziwił się Jan – jakże to w święta nie chciało Ci się pić?
- Boś głupi to nie rozumiesz, napij się piwa to ci się w głowie rozjaśni - odparł Milord.
Jan wypił kufel piwa duszkiem – widać jaki Milord taki dwór - beknął w obecności Milorda, co w ówczesnych czasach do grzeczności nie należało, zmarszczył brwi i spojrzał z wyczekiwaniem na Milorda.
- I co Janie czujesz? – zapytał Milord.
- Jeść mi się chce.
- A widzisz – zaczynasz myśleć. Śniadanie gotowe?
- Tak, już czeka.
Milord już miał zapytać Jana co będzie na obiad i jak na dziś dzień wygląda inwentarz piwny, gdy nagle z hukiem do Milordowskiej komnaty wpadł Kazek od Dusia roznosząc smród po całej komnacie.
- Milordzie ratuj, kometa!
- Milord spojrzał na Jana, następnie na Kazka, potem znowu na Jana i zapytał Kazka:
- Jaka kometa i dlaczego tak śmierdzisz?
Kometa Milordzie, kometa na niebie – darł się Kazek.
Nie rozumiem – zastanawiał się Milord – przecież wypiłem pół kufla piwa, a nie cztery dzbany - Jaka kometa? Mówże po ludzku i wytłumacz mi Kazimierzu dlaczego tak śmierdzisz?
- Kometa na niebie nad Łapanowem. A śmierdzę Mości Milordzie, bo ja po porannym udoju mleka od krów przybywam.
- Milordzie – zachrząkał Jan – może by tak zapytać Mości Astrologa?
- Zawołaj po niego, lecz wpierw śniadanie.
Jan korzystając z zamieszania jakie powstało po wtargnięciu Kazka, a także ośmielony swoim geniuszem po wypiciu pierwszego kufla piwa, chytrze spojrzał na Milorda, zachrząkał i nieśmiało zapytał:
- Milordzie może jeszcze po kufelku?
- A pij - rzekł Milord - i Kazimierzowi też nalej, bo zdyszany jakiś jest dzisiaj.
Po śniadaniu Milorda, przybył astrolog. Milord zaprosił go do ogrodu, nalał mu i sobie po kufelku i zapytał:
-Mości Astrologu co o tym sądzisz?
Astrolog wyjął lunetę z futerału zrobionego z koziej skóry i jął wpatrywać się w niebo.
- Mości Astrologu piękny ten futerał na lunetę macie – rzekł Milord – czy to kozia skóra?
- Tak Mości Milordzie, kozia skóra, bardzo miękka – odparł Astrolog.
- A wiecie Mości Astrologu że zaginęła Russakowa koza? – zapytał Milord.
- Nie nic mi o tym nie wiadomo, odparł wymijająco Astrolog i szybko sięgnął do torby – też z koziej skóry – po księgi z wiedzą tajemną i sekstans.
- Hmm, nic nie wiecie Mości Astrologu o tej kozie – rzekł Milord – ciekawe, ciekawe, no cóż, to może coś o tej komecie będziecie umieli więcej powiedzieć.
- Astrolog nieco zmieszany pociągnął łyk piwa, zamlaskał, spojrzał w niebo, przewertował parę kart w księdze i zaczął czytać.
- Kometa ma dwa i pół tysiąca łokci długości, leci znad Łapanowa i kieruje się w stronę Grodu Milorda.
- Kiedy do nas dotrze Mości Astrologu – zapytał Milord.
- Astrolog wziął sekstans, znów spojrzał w niebo, dokonał obliczeń i rzekł.
- Za trzy dni.
- Nie dobrze – rzekł Milord, cóż teraz począć?
- Nic nie da się uczynić – zmartwił się Astrolog – to już nasz koniec, zagłada.
Zagłada – posmutniał Milord – Janie, na ile czasu nam piwa wystarczy?
Jan pobiegł do piwnicy, powrócił zdyszany i rzecze:
- Na dwa i pół dnia Milordzie, niestety.
- Nie dobrze, nie dobrze – Milord był już bardzo zasmucony – następnym razem trzeba większe zapasy naszykować.
- Następnego razu nie będzie – rzekł zasmucony Astrolog.
- O nie, nie, nie – ożywił się Milord – tak nie może być, że przez jakąś kometę piwa nie będzie – sprowadźcie mi tu sołtysa Buraka.
Sołtys Burak nicpoń i leń jakich mało mianowany był przez wójta Grodu Milorda, niejakiego Józka z Kamieńskiego Lasu. Mieszkańcy grodu mawiali, że to niby wybrany przez gawiedź, że nie mianowany, ale nikt tym słowom wiary nie dawał.
- Milordzie – zawołał Jan – przybył Burak.
- Wprowadź go Janie – rzekł Milord i pociągnął łyk piwa.
- Sołtysie Buraku – zaczął bez ogródek Milord – do naszego grodu zbliża się kometa, będzie tutaj za trzy dni. Coś trzeba z tym zrobić.
- Sołtys Burak zachrząkał, zamlaskał, splunął i powiedział:
- Nic się z tym nie da zrobić.
- A to akurat mnie wcale nie dziwi – odparł Milord – dla Was Sołtysie wszystko jest problemem.
- Sołtys poczerwieniał ze złości i odparł – ja jestem tutaj sołtysem i to nie jest moja sprawa, Niech Wasza Milordowska Mość idzie z tym do Wójta.
- Do tego lenia i dziada ? – poirytował się Milord.
- Tylko nie dziada – oponował sołtys; Pan Wójt jest wielkim człowiekiem, to on mnie mianował sołtysem, znaczy zostałem wybrany – zaczął się tłumaczyć Sołtys Burak.
- No właśnie widać – odparł Milord – dwóch darmozjadów. Tym razem sołtysie sprawa jest poważna. Kometa będzie w naszym grodzie za trzy dni. Pójdziesz do Wójta, niech zwoła radę i niech coś z tym zrobić.
Sołtys leniwie opuścił Ogród Milorda zerkając smutno na dzban pełen piwa i udał się na naradę do Wójta.
- Mości Wójcie – rzekł sołtys – kometa nad Łapanowem. Zbliża się do Grodu Milorda, którego Ty jesteś Wójtem. Będzie tu za trzy dni, coś trzeba z tym zrobić.
- Wójt leniwie spojrzał na sołtysa, podrapał się po dupie, coś tam pod nosem pomruczał, chrząkną jak świnia i mówi – a może by się tak dało tą kometę jakoś no wiesz Sołtysie przekupić?
- Eh głupiś ty Mości Wójcie – pomyślał sołtys - kometę przekupić.
- Nie da się – powiedział sołtys na głos – swoje ulubione powiedzenie.
- To może by tak tej komecie latarnie uliczne pogasić to się w ciemnościach nie połapie i obok nas przejdzie – zaproponował Wójt.
- I tak są zawsze zgaszone – oponował sołtys.
- No tak – odparł Wójt – to z oszczędności nie mamy talarów na naftę.
- Jak zwykle - pomyślał sołtys.
- To może by tak dziur w drogach narobić, to w którą wpadnie i już z niej nie wylezie.
- Nic to nie da – odparł sołtys – dziur ci u nas dostatek, a i na jarmarku gadają że nigdzie tyle nie ma co Milordowskim Grodzie.
- To może moja wina? – zezłościł się Wójt – ja tych dziur nie robiłem.
- No, łatać też nie łatałeś – pomyślał sołtys – Ty jesteś jak zwykle nie winny.
- Ależ oczywiście Mości Panie Wójcie, nikt Cię nie oskarża, wszyscy wiedzą, że robisz wszystko co w Twojej mocy – odparł usłużnie Sołtys.
- Pójdźmy do Mości Królki, niech Ona coś z tym zrobi – zadecydował Wójt.
Wójt Józek z Kamieńskiego Lasu z Sołtysem Burakiem udali się do Mości Tabakowej Fajowej gdzie Królka przesiadywała.
- Mości Królko – rzekł Sołtys - kometa nad Łapanowem. Zbliża się do Grodu Milorda. Będzie tu za trzy dni, coś trzeba z tym zrobić.
Królka, odkręciła flaszkę, pociągnęła z gwinta, beknęła i mówi:
- No jak to co zrobić, trzeba tę kometę na drogę mleczną do Kazka od Dusia skierować.
I znów zapanował spokój. Mieszkańcy jak dawniej zasiedli przed swymi domami, popijając zimne piwo, rozkoszując się urokami życia w Milordowskim Grodzie.