JustPaste.it

Zajrzyj w źrenice bliźniego swego... Fragment z listu do córki.

... może uda się dostrzec na ich dnie pulsujące, bezradne, zagubione serce.

... może uda się dostrzec na ich dnie pulsujące, bezradne, zagubione serce.

 

Przedstawiam fragment z listu do córki – w odpowiedzi na jej list o własnej frustracji z powodu trudności  w zrozumieniu jej i  innych przez nią – mini wykładzik stylizowany na jej własne rozumienia sposobu życia z innymi i wśród innych.

Uznałam, że jest to ważny przekaz, który być może niektórym rozświetli otchłanie relacji międzyludzkich ;)

alt

Żyję NADZIEJĄ, jak wszyscy zresztą, spełnienia moich planów i pragnień. Scenariusz przyszłości napisało moje EGO, więc staram się go realizować z całą bezwzględnością, angażując wszystkie emocje i spekulacje umysłu. Ale każda nadzieja to coś w rodzaju namiastki wyjścia z jakiegoś kręgu niemożliwości, impasu. Także moja NADZIEJA ma za podstawę niepewność, niepokój i lęk.  Nikogo i niczego nie jestem pewna, a rozliczne ograniczenia, kłopoty i konieczności zaćmiewają moją radość i zanurzają mnie w morzu stresu paraliżującego mój umysł.  Dlatego nie dostrzegam racji, pragnień i ambicji innych, a tylko moje obowiązki, więc reaguję niezrozumieniem, impertynencją i agresją. Dopuszczam, by przepełniły mnie negatywne emocje. Fałszywa duma, wygodnictwo, egoizm, poczucie zapracowania, antypatia, złość, chciwość, lekceważenie, poczucie krzywdy, żal – wybuchają ze mnie niwecząc jakąkolwiek nić porozumienia. Ja i mój umysł pławią się w tym gęstym oceanie tracąc trzeźwość i rozsądek.

Potrzebne mi OPANOWANIE i ROZTROPNOŚĆ, które są warunkiem praktycznej mądrości, jak się zachowywać i postępować, aby uczynić każdy dzień względnie znośnym, nawet przyjemnym, i umieć współżyć z innymi, wśród których przecież przyszło mi żyć. Do kaduka, przecież nie składam się z samych negatywnych emocji. Przecież są we mnie pokłady miłości i czułości, którą obdarzam chociażby swego synka i z jego roześmianych, ufnych oczu zadowolonej istotki, powinnam czerpać siłę do takiego postępowania, by nigdy w moim Pączku nie dostrzec lęku, niepewności i zagubienia, które mu sama mogę przecież zaszczepić swoją nieodpowiedzialnością i głupotą. Na świecie nic nie jest złe czy dobre. Natura jest ambiwalentna – ani dobra, ani zła. Te dwie strony rzeczywistości my sami dopiero tworzymy naszym postępowaniem. Jeżeli we wzajemnych kontaktach i relacjach posługujemy się negatywnymi emocjami, tworzymy i eskalujemy zło. Jeśli kierujemy się pozytywnymi (empatią, chęcią  pomocy, współczuciem, radością, altruizmem, akceptacją, itp.) oraz przede wszystkim MIŁOŚCIĄ BEZINTERESOWNĄ (przecież bezinteresownie kocham swego synka, bez względu na trud wychowania i wszystko) – tworzymy DOBRO i sprzyjającą aurę do pogodnego i spokojnego życia.

Moja NADZIEJA więc niewiele znaczy bez jej nierozerwalnych dopełnień – WIARY I MIŁOŚCI. Po to zostały mi dane: umysł, wolna wola i zdolność do miłości, bym uprzyjemniała życie sobie i innym. Wiem, kto powiedział: „Kochaj i współczuj swoim wrogom, bo nie wiedzą, co czynią. Wrogami uczynili się sami, bo miłość i współczucie zastąpili złością, nienawiścią i chciwością.” To moja WIARA jest i musi być moja siłą. Przecież jestem maleńką cząstką CIEBIE – NIEPOJĘTEGO, WSZECHOBECNEGO, WSZECH MĄDREGO, WSZECHMOCNEGO, WSZECH MIŁUJĄCEGO – ukształtowaną, ponoć na Twój obraz i podobieństwo. A więc, to JA jestem kreatorem i architektem mojego życia, panem moich narzędzi działania – umysłu, wyobraźni, emocji i ciała. To JA, cząstka CIEBIE, rozstrzygam wszystko, a Twój dar – MIŁOŚĆ – jeśli się nim otulę – pozwoli mi we wszystkich innych dostrzec takie same, mniej lub bardziej zagubione cząstki Ciebie, które jak ja, łakną zrozumienia i akceptacji.

alt

Tak! TAK! Więc budzę wiatr mej WOLI i wysyłam okręt mego EGOIZMU pod żaglami mych złych emocji na dalekie, mętne wody czeluści Hadesu. Rozpinam parasol MIŁOŚCI nad swym umysłem i emocjami, aby rozum i współczucie kierowały mym postępowaniem. W blasku błyskawic burz szalejących wokół mnie zawsze dostrzegam surrealistyczną wizję Salvadora Dali – uśmiechniętą twarz Chrystusa rozpiętego na TESSERAKCIE – symbol uniwersalnych praw danych mi nie z tego świata do przestrzegania w mojej rzeczywistości. I teraz wreszcie, wyciszona, poukładana i WOLNA – zaglądam w oblicze najbliższego mego bliźniego. W czarnych studniach jego źrenic dostrzegam na dnie pulsujące, bezradne, zagubione serce.

alt Salvador Dali „Ukrzyżowanie”

 

Piotr Stanisław Issel