JustPaste.it

Zapachy mojego dzieciństwa i coś jeszcze…

Wspomnienia zapisują się również w postaci wielobarwnej mozaiki zapachów

Wspomnienia zapisują się również w postaci wielobarwnej mozaiki zapachów

 

2edf454012e2d71070c4986e76722d81.jpg

Przychodzą do nas, gdy tylko pojawimy się na świecie. Za ich pomocą poznajemy otoczenie, zanim dobrze nauczymy się mówić i rozumieć. Zapisują się w pamięci i nawet, gdy zdarza się stracić węch to pamiętamy dokładnie zapachy i te przyjemne i te nieznośne.  

Do pierwszych zapachów, z bogatej kolekcji zapachów mojego dzieciństwa, należy zaliczyć zapachy z pobliskiej ogromnej łąki, która rozciągała się tuż za domem. I nie był to jeden zapach, ale cała gama zależna nie tylko od pory roku, ale też pory dnia i wilgotności podłoża.  Świeży wiosenny zapach zielonej połaci, poprzedzał zapach topniejącego śniegu, powietrza nasyconego przedwiosenną wilgocią, kiedy prawie cały śnieg przykrywała cienka warstwa szarawo-brunatnej wody z topniejącej pierzynki śniegowej. Zapach cokolwiek niepokojący a zarazem obiecujący, napawający nadzieją i wywołujący dreszczyk emocji, zwłaszcza, gdy nie bacząc na przemoknięte obuwie, brodziliśmy po topniejącym śniegu w wielkich wyprawach po bazie.

 Przyjemny uśmiech przywołuje zapach kwitnącej łąki i zrywanych garściami żółtych kaczeńców, których całe naręcza znosiliśmy do domu, upychając je później w słoikach i szklankach ku utrapieniu mamy, która przeważnie bezlitośnie pozbywała się ich, gdy poszliśmy spać. Kwitnienie łąki przypomina o wieczorach przesyconych kumkaniem żab, radosnym rechotem, zwiastującym żabie gody. Teraz zdaje się ten dźwięk jedną z wielu symfonii Natury, ale wtedy mówiliśmy dość lekceważąco o nim – „żabie skrzeczenie”.

Błogi uśmiech natomiast pojawia się wraz z przypomnieniem zapachu skoszonej trawy, który niezmiennie kojarzy się z bliskością wyczekiwanych, utęsknionych wakacji. Cała gama zapachów z uwolnionych soków traw i ziół a później już zapach wysuszonej trawy w kopczykach siana. Cudowny zapach nadchodzącej wolności, bez obowiązków w postaci porannego wstawania i lekcji, zapach przestrzeni i przygody, zabaw i wypraw. I jeszcze zapach nagrzanej od słońca trawy, na której można było się bezkarnie wylegiwać pod błękitnym, upalnym niebem.

A zapach powietrza po gwałtownej letniej ulewie, zostawiającej na ulicy przy studzience ogromne kałuże, po których brodziliśmy czasem po kolana i nie straszne nam były błoto i kamienie. Rzadka to była przyjemność, tym bardziej cenna. I oczywiście zapach pieczonego chleba, który z górującej nad łąkami piekarni, wiatr przywiewał pod nasz dom. Czarowny to zapach, który nieodmiennie do dziś działa na mnie nadzwyczaj pozytywnie, poprawia mi nastrój i momentalnie podnosi poczucie bezpieczeństwa tak jak za czasów dzieciństwa, budząc uśmiech i przekonanie, że nic mi stać się nie może i życie należy do mnie.

Bywały jednak wieczory, że od rzeki, płynącej wzdłuż łąk, przypełzał odrażający chemiczny zapach, w którym dominował zapach gorzkich migdałów, nieprzyjemny, przenikający odór chemicznego ścieku, którym niestety w czasach mojego dzieciństwa była nasza rzeka. Odbierał ochotę do zabawy i wyganiał do domu. Pozostała mi po nim niechęć do gorzkich migdałów i zdziwienie, że tak pachnąc nie trują. Dziś już rzeka jest uwolniona od tej trucizny, pływają po niej kaczki i mają się całkiem dobrze. Pamiętam również intensywny zapach kleju i sklejki, kiedy mój brat tworzył w domu swoje modele latające i latawce, które oczywiście puszczał na łące. Latawce wzbijały się wysoko w powietrze i trzeba było się bardzo pilnować, żeby nie wypuścić z rąk linki, ale za to frajda była ogromna.

Jesienne zapachy to przede wszystkim zapach dymu ze spalanych liści, który oznajmiał koniec ciepła i nadejście zimy, zawsze kłuł w małe serduszko żalem, bo wielkie zabawy na świeżym powietrzu trzeba było zamienić na siedzenie w domu. Jednak jesień przynosiła również smakowite zapachy, na przykład jajecznicy z maślakami. Najwspanialej smakowała ona z maślaków zbieranych na czworakach w młodym, gęstym zagajniku, kiedy iglaste gałązki bezlitośnie siekły po policzkach dzielnych grzybiarzy. Również jesienią intensywniej niż zwykle pachniało w przestronnej sieni u babci – anioła mojego dzieciństwa. Z płóciennych woreczków, wypełnionych ziołami i nasionami, unosił się cały bukiet intensywnych, tajemniczych aromatów, zdominowany przez silny zapach lebiodki. Babcia miała działkę, na której hodowała kwiatki, ale miała też na niej niewielką grządkę z kalarepkami i drobnymi, ale jakże aromatycznym poziomkami, podawanymi spracowaną, życzliwą dłonią. Widzę ją uśmiechniętą, a rzadki to był widok, jednak widząc, z jaką radością pałaszowałam te kalarepki i poziomki starannie racjonowane, niezmiennie się uśmiechała. Tak jak ja teraz uśmiecham się na to miłe wspomnienie.

Babciu… już od tak dawna Cię nie ma, a ja po dziś dzień podziwiam Cię, jako mądrą, pracowitą, niezłomną kobietę i w pełni mogłam docenić Cię, gdy samej mi przyszło zmagać się z życiem. Wspomnienie o Tobie napawało mnie otuchą i podnosiło na duchu, czy można zostawić wspanialszą pamiątkę po sobie, niż świadectwo swojego życia, będące dla bliskich takim skarbem? Wciąż Cię kocham i jestem z Ciebie dumna Babciu. Wiem, że w swoim niebieskim ogródku nie musisz już tak ciężko pracować, lecz przechadzasz się wśród grządek bratków i mieczyków, które cierpliwie podlewają niebiescy pomocnicy.

Zapach domu jest unikalną zapachową pieczęcią stanowiącą indywidualny, niepowtarzalny podpis, charakteryzujący każdy dom. Ile można powiedzieć o domu tylko na podstawie jego zapachu. Tak samo jest z zapachami dzieciństwa, które przywołują w pamięci obrazy, zdarzenia i osoby. Każde dzieciństwo jest opisane swoim własnym, bogatym zbiorem zapachów. Twoje zapewne również.

Po długich, długich poszukiwaniach mojej prawdziwej ojczyzny – odkryłam ją we własnym sercu. Cudowna, rozległa przestrzeń, tam jest wszystko, co podziwiam i lubię. Błękity przesycone złotym blaskiem, zielone łąki pełne ziół i kwiatów, ogrody najpiękniejsze i najprzytulniejsze, jakie kiedykolwiek widziałam. W powietrzu unosi się zapach pieczonego chleba i świeżo skoszonej trawy. Huśtam się tam na ogromnej huśtawce i uśmiecham się do Boga, bo ta przestrzeń po brzegi wypełniona jest radością i zachwytem, więc uśmiech jest tak naturalny jak oddech.  I tu wreszcie mogę ujawnić swoje tęsknoty i bez obaw uwolnić swoje wewnętrzne dziecko, ufne, radosne i pełne miłości. I wiem, że to dziecko otoczone jest Jego Miłością.