JustPaste.it

O potrzebie nieograniczonej nieufności

W odruchu szczerości minister Zdrojewski – umowa ACTA będzie obowiązywać bez względu na to, czy Polska ją ratyfikuje, czy nie.

W odruchu szczerości minister Zdrojewski – umowa ACTA będzie obowiązywać bez względu na to, czy Polska ją ratyfikuje, czy nie.

 

(„Najwyższy Czas”, 7 lutego 2012) Z przytupem większym chyba, niż obchody święta Niepodległości – otwarto stadion „narodowy” w Warszawie, którego budowa pochłonęła ciężkie miliardy podatkowych pieniędzy. Na tej bizantyńskiej budowli obłowili się urzędnicy państwowi „od sportu” i bliscy rządowi przedsiębiorcy budowlani, podczas gdy aspekt ekonomiczny (zwrot kosztów inwestycji, ewentualne zyski…) jest tak dobrze, jak całkiem niejasny.

Już sama nazwa – „stadion narodowy” – wzbudza wątpliwości: czy dworzec w Warszawie też nazwiemy „narodowym”? A metro?…Na czym właściwie polega „narodowość” tego stadionu?… Jeśli ten stadion cokolwiek symbolizuje, to chyba tylko śmieszność naszego demokratycznego państwa prawa, członka Unii Europejskiej i sygnatariusza Traktatu Lizbońskiego pod rządami PO i PSL. W państwach poważnych branżą sportową show-businessu, podobnie jak i całym show-businessem, zajmują się prywatni przedsiębiorcy, bo państwo to zbyt poważna instytucja, żeby zajmowała się rozrywką; inaczej w państwach niepoważnych: tam państwo organizuje rozrywkę obywatelom, bo z tej „organizacji” żyją hordy biurokratów i kompradorii biznesowej, a wszyscy na koszt podatnika.

Toteż bizantyńska budowlę w stolicy nazwałbym raczej nie „stadionem narodowym”, ale Amfiteatrem Siuchty i Sitwy. Cóż, im mniej chleba, tym więcej igrzysk – jak to w kryzysie, a przecież ów kryzys zapowiada się jako stan już odtąd trwały gospodarczej kondycji Unii Europejskiej.

A tu „otwarty stadion narodowy” zaśmierdł gierkowszczyzną: zaplanowany mecz nie odbędzie się! Co nagle, to po diable – boją się, żeby nie zawaliły się trybuny?…Skąd ta ostrożność?

Tymczasem dowiadujemy się, że Instytut Pamięci Narodowej może stracić swą siedzibę dzierżawioną od „Ruchu” i zostać „sparaliżowany na długi czas” bo w budżecie państwa nie ma pieniędzy na IPN… Czyż to nie kwintesencja państwa pod rządami PO i PSL: jest forsa na stadion, nie ma na IPN?

Medialną atmosferę „sportowego święta całego narodu” zakłócił tragiczny incydent: oto generał Henryk Szumski, pupil i Jaruzelskiego, i Kwaśniewskiego, absolwent „woroszyłówki”… – został zadźgany nożem przez własnego syna. Jakaż ironia losu: gen. Szumski uczestniczył w wojnie komunistów przeciw własnemu narodowi tłumiąc „Solidarność” w szczecińskich fabrykach i był to bodaj największy jego wyczyn bojowy (zapisany nawet w Księdze Czynów Bojowych „gienierała”!) – a skończył przebity nożem przez własnego syna.

Media, na ogół szanujące „prywatność” nie omieszkały poinformować, że „syn leczył się psychiatrycznie”, a nawet, że „chorował na schizofrenię”, ale… czyżby była to „schizofrenia bezobjawowa”, dobrze znana medycynie sowieckiej, jeśli zabójca „podróżował ostatnio po całej Europie”? Nawiasem mówiąc: na liście Wildsteina naliczyłem coś z dziesięć nazwisk „Szumski”. Hm.

Zmarło się też sędziwej noblistce, Wisławie Szymborskiej. Jak znam rząd Tuska, nada uroczystościom pogrzebowym rangę pochówku jakby jakiegoś geniusza poezji i bohatera narodowego, podczas gdy do twórczości Szymborskiej pasuje akurat jak ulał fraszka Tuwima, skierowana kiedyś pod adresem Różewicza: „Róziu pisze pimpoletki”…

Jak to mawiał pewien amerykański aktor komediowy: „Lilipuci mi nie imponują – widywałem większych”.

Ale nawet pochówku „pimpoletessy” Szymborskiej Tusk i Komorowski nie zawahają się wykorzystać dla poprawienia sobie pijaru ( „wybitni politycy na pogrzebie wybitnej poetki”…) – już nawet zapowiedzieli swą obecność na pogrzebie (!), chociaż wątpię, czy którykolwiek z tych filutów zna choćby jeden jej wiersz na pamięć…

Ale popularność jest w demokracji na wagę tego złota, wypłukiwanego z powietrza przez rządy politycznych grandziarzy wespół ze zblatowanymi bankierami. Toteż, pod presją manifestacji internautow, Tusk w krótkich abcugach wycofał się z ratyfikacji umowy ACTA – chociaż, jak zauważył w odruchu szczerości minister Zdrojewski – umowa ta będzie obowiązywać bez względu na to, czy Polska ją ratyfikuje, czy nie... To już i ratyfikacja umowy międzynarodowej stała się w UE fikcją? Proszę, proszę – jak ta euro-sowietyzacja idzie szybko, jak postępowo postępuje! Czy internauci zadowolą się „wycofaniem ratyfikacji” przez Tuska, czy też pojęli wreszcie, z kim mają do czynienia? Czas pokaże. „Czas wszystko zmienia” – śpiewał kiedyś po więzieniach Bob Dylan osadzonym|; czy w oczach młodych internautów, „osadzonych” w kleszczach platformerskich rządów, upływ czasu zmienił „image” PO jako formacji „liberałów”?… Czy może jeszcze raz dadzą się nabrać, tym razem na Ruch Palikota?…

Na razie poważna część opinii publicznej dała się nabrać na sosnowieckie „porwanie małej Magdy”. Tymczasem wszystko na dziś wskazuje, że zamiast porwania miał miejsce spisek, a detektyw Rutkowski skompromitował policję. Jeśli bywają spiski w takiej sprawie (pozbycie się dziecka, może jego sprzedaż?) – co dopiero wątpić w ich istnienie w sprawach państwowych, gdzie w grę wchodzi władza i wielkie pieniądze? Ale nie brak idiotów, którzy „nie wierzą w spiskową historię dziejów”, chociaż nie byłoby tej historii bez tych spisków…

Jeśli więc sosnowiecka historia podważy u wielu „wiarę w człowieka” – to odegra rolę ważniejszą od wszelkiej postępowej edukacji: wiara w człowieka, jak najbardziej, ale tylko mocno ograniczona. Ba! W dzisiejszych czasach wręcz pożądana jest nieograniczona nieufność.

 

Źródło: Marian Miszalski