JustPaste.it

Mieć wszystko czyli mieć tyle co nic

Często zazdrościmy tym co mają wszystko. Ich życie jest idealne, perfekcyjne a może to tylko nasze wyobrażenie

Często zazdrościmy tym co mają wszystko. Ich życie jest idealne, perfekcyjne a może to tylko nasze wyobrażenie

 

 Człowiek często przeklina swoje życie. Wydaje mu się, że każdy inny ma lepiej, łatwiej ot życie jedwabno anielskie. Tak ostatnio sporo rozmyślałam o ludziach, którzy nigdy w życiu nie musieli o nic walczyć, mają wszystko podane jak na talerzu. Zero wysiłku, żadnego zaangażowania, zero stresu. Czy takie życie rzeczywiście jest piękne?

Od dzieciństwa patrzyłam z zazdrością na inne dzieciaki, które opracowały skuteczną, szybką metode zdobywania ocen. Nie wymagała ona specjalnych zdolności ani wysiłku. Chodziło głównie o atrakcyjne zaprezentowanie swojego uśmiechu i  zasypanie komplementami nauczyciela.  Musze powiedzieć, że byłam wściekłam. To ja siedziałam po nocach, uczyłam się i często nikt tego nie doceniał. Jeszcze bardziej wkurzało mnie to kiedy taka niesprawiedliwość  dotykała  ludzi wybitnie uzdolnionych a nauczyciele woleli słyszeć piękne słówka i ogladać sliczne uśmiechy. Ci ludzie w szkole szli bardzo łatwą dróżką. Reszta uczyła się i pracowała bardzo ciężko. Skłamałabym gdybym powiedziała, że machałam ręką na innych. Aż się gotowało we mnie ze wściekłości. Nie umiałam zostawać po lekcjach i zasypywać nauczycielami komplementami. Z jednej strony patrzyłam na tych ludzi z zazdrością a z drugiej strony aż mnie mdliło gdy widziałam ich popis teatralny.

Podobnie było na studiach....a może i gorzej, bo nie ma nic bardziej żałosnego gdy ludzie po 20stce chodzą i noszą za wykładowcą jego teczke i donoszą na innych. A jednak mieli stypendium i to nie miało nic wspólnego z ich wiedzą. Jednak wszystko im szło jak po maśle zero wysiłku jedyne co wystarczyło to zjeść z wykładowcą obiadek a potem to już tylko BINGO! Zero pracy, żadnego przygotowywania do zaliczeń.

Często te osóbki można wrzucić do jednego worka. Mają podobne cechy charakteru i podobne życiorysy.  W większości przypadków ocenki wyproszone lub wyszczerzone. Pracować też nie muszą wystarczy, że łapkę wyciągnął do rodzica,babci, cioci itp.  Kariera zawodowa w ich przypadku jest  procesem bardzo powolonym i kiedy przeciętny człowiek ma sporo doświadczenia oni są pracownikami przedszkolakami. Inna jest też sprawa, że owy przeciętniak często zaczyna praktycznie od zera, ciężka praca,wyzysk, kiepska płaca itp. A taka osóbka od razu na początku zasiada na wysokim stanowisku. Pytanie skąd taka nierównowaga odpowiedz prosta tatuś lub mamusia szepneli komu  trzeba.

Przeklinałam swój los przez takie osoby, a raczej ich droge na skróty, wiele razy. Wszystko na tacy zawsze jakie to niesprawiedliwe. Mówi się, że człowiek ma robić tak żeby być uczciwym i nie zwracać uwagi na tych co idą łatwą drogą. Najważniejsze żeby móc spojrzeć na siebie w lustrze i nie mieć poczucia winy. Jednak serce boli kiedy człowiek się stara a wygrywa jedna wielka niesprawiedliwość. 

Doznałam jednak pewnego rodzaju przełomu kiedy rozmawiałam z takimi osobami. Wtedy uświadomiłam sobie, że często mieć wszystko znaczy mieć tyle co nic. Po pierwsze nic ich nie cieszy są wynudzeni. Jedna z koleżanek ze studiów Ania opowiadała o wakacjach z taką nudą i brakiem ekscytacji. Jakby nie rozumiała, że zwiedzi kawałek świata,że czeka ją coś nowego. Traktowała to jak coś typowego, zupełnie naturalnego. Nagle przypomniało mi się jak w wakacje pracowałam i odkładałam każdy grosz na wycieczke i kiedy udało mi się już uzbierać to czułam się panią tego świata. Podobna sytuacja miała miejsce w pubie po zajęciach. Osoby te nie miały nic ciekawego do opowiedzenia o sobie, siedziały i gryzły słomke. Podobnie było gdy jakiś wykładowca wywołał w studentach emocje pełne  grozy, gdzie każdy budził się w nocy z krzykiem i recytował definicje mikro czy makroekonomii. Osóbki siedziały osłupiałe nie wiedziały o czym rozmawiamy jakbyśmy opowiadali im historię science-fiction.

Podobnie było jeśli chodzi o wykonywanie obowiązków domowych takich jak sprzątanie, gotowanie, zmywanie, pieczenie, mycie okien itp. Jako nastolatka byłam zła na moich rodziców, w myślach porównywałam ich do terrorystów. Jednak teraz jestem im wdzięczna, bo w przeciwieństwie do tych osóbek umiem zając się domem. Może nie brzmi to jak szczytowe osiągnięcie i dla mnie nigdy takim nie było. Jednak w zeszłym roku okazało się, że większość ludzi nie potrafi przygotować sobie i rodzinie obiadu, ani pomóc przy organizacji świąt. Po prostu robią to co w mojej rodzinie najmłodsi domownicy ( jedno dziecko 4 latka drugie 6 latek) czekają na jedzenie i prezenty.

Tak zaczęłam o tym intensywnie myśleć, że może i faktycznie sporo w życiu musiałam powalczyć, ale też dzięki temu kiedy odnosiłam jakieś zwycięstwo umiałam całym sercem się tym cieszyć.  To samo z nauką gdzieś tam wiedza i nabyte umiejętności zaprocentowały. Cała moja życiowa walka przypominała prace w kamieniołomach, ale teraz mimo upływu czasu moge z czystym sercem powiedzieć warto było. Zaczęłam też doceniać ciężkie prace jak kelnerka/barmanka czy praca na zmywaku, w sklepie itp. Z kolei jedna znajoma z moich  byłych studiów porównawała tego rodzaju pracy do prostytucji. Zapytałam ją wtedy kim wobec tego ja jestem? Przecież wykonywałam  wszystkie te prace.

Zdałam sobie sprawe, że owszem są tacy ludzie, którzy nie muszą przez długi czas pracować, bo mają oceny za nic, bo mają na wyciągnięcie ręki drogie wycieczki czy piękne stroje, uważają też sami o sobie, że wolno im obrażać ludzi pracujących w restauracjach czy sklepach. Warto się jednak zastanowić czy oni faktycznie są szczęściarzami? Bo jeśli tak ma wyglądać szczęście to nie jestem pewna czy go chce w  moim życiu.