JustPaste.it

Tryumf polactwa

...szczenięta, z których niechybnie wyrosłyby “łańcuchowe psy kapitalizmu”...

...szczenięta, z których niechybnie wyrosłyby “łańcuchowe psy kapitalizmu”...

 

Jak mi mówiono w domu, lata 1945-55, były gorsze niż wojna. W każdej chwili, sympatyczni panowie, mogli cię wywlec z domu. Mogłeś zniknąć bez śladu. Nikt nie znał dnia ani godziny.

Władza ludowa instalowała się w Polsce metodami wcale nieskomplikowanymi. Znanymi dziś z Korei Północnej. A liczne, rodzinne polactwo, zaangażowało się w ten proces wcale chętnie i nad wyraz efektywnie.

Tak zlikwidowano dwóch braci mojej mamy. Starszego zastrzelono w drodze do lasu. Drugiego wypchnięto z tramwaju wprost pod koła nadjeżdżającej, wojskowej ciężarówki. Jechał na grób brata... Starszy, Zbyszek miał 17 lat, młodszy, Wojtek, 14...

Obaj, jak widać, byli dla władzy ludowej elementem groźnym, klasowo niewłaściwym. Ot takie szczenięta, z których niechybnie wyrosłyby “łańcuchowe psy kapitalizmu”...

.......................................................................................................................................................................

Rozformowane  przymusowo w roku 1946 oddziały polskiego wojska na Zachodzie, liczyły nie mniej niż 250 000 ludzi pod bronią. Ludzie ci mieli swoje rodziny w kraju. A bardzo wielu z nich wierzyło, że Anglosasi nas nie zdradzą, że danina krwi polskiej będzie jednak wystarczającym argumentem dla pozwolenia Polsce, żeby była Polską.

Jakżesz się mylili...

Ale nigdy nie pogodzili się z bolszewicką zarazą. I to właśnie oni i ich mieszkające w kraju rodziny i przyjaciele, nigdy się nie poddali. Część wróciła potajemnie do Polski, część była emisariuszami Rządu Londyńskiego. I to oni, wraz z żyjącymi jeszcze członkami AK, oraz wieloma , luźnymi grupami tych, którzy "nowej wiary" nie akceptowali, usiłowali stworzyć zręby kolejnego już Polskieg Państwa Podziemnego.

Ścigani jak psy, ginęli w ubeckich katowniach, byli mordowani jak bydło. I to polskimi rękami. Skazywani na śmierć haniebnymi wyrokami polskich sądów i polskich prokuratorów.

Nigdy nie osądzeni i nigdy nie rozlkiczeni, dożywali, nie niepokojeni przez nikogo, swoich dni. Często jako szanowani obywatele. Bo nigdy nie zdjęto znad nich parasola ochronnego. Cóz. Kruk krukowi oka nie wykole...

Polactwo święciło szczyty swej potęgi i szczyty swej hańby. Kablarstwo i donosicielstwo miało dni swej chwały. Syn kablował ojca, brat brata...

To był czas kiedy z jednej strony codziennie działy się rzeczy bohaterskie i codziennie, rzeczy straszne. To czas kiedy polactwo miało za sobą i na swoje usługi cały aparat zbolszewizowanego państwa.

Tak rodziła się Polska Ludowa, szczęśliwa kraina polactwa...

GM
.......................................................................................................................................................................

Jest noc z 20 na 21 października 1963 roku. Historycznie rzecz ujmując dzieje się to kwadrans temu.

Półtora roku wcześniej odbył się pierwszy koncert niebiesko-czarnych. Tego roku olbrzymią popularność zdobywa zespół The Beatles wydając dwie płyty Please Please Me i With The Beatles.

Tegoż 1963 roku szczęśliwie wróciła na Ziemię Walentyna Tierieszkowa po 48 okrążeniach naszego globu. Dwa lata temu powrócił w glorii chwały na Ziemię Jurij Gagarin, pierwszy człowiek kosmonauta.

Pierwsze pokolenie powojenne osiąga dorosłość. Druga wojna światowa wydaje się być daleką przeszłością. Dzieci w szkołach czytają lekturę „O człowieku, który się kulom nie kłaniał”.Podziwiają bohaterskiego generała „Waltera”, Karola Świerczewskiego, tego samego, który wraz z bolszewicką armią w 1920 roku zabijał polskich obrońców ojczyzny.

Na Kremlu już od 10 lat zasiada Nikita Chruszczow zastąpiwszy ojca narodów Stalina. W Polsce rządzi niepodzielnie Polska Zjednoczona Partia Robotnicza z Władysławem Gomułką na czele. Nie ma już Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, jest za to Służba Bezpieczeństwa i oddziały ZOMO.

Właśnie tej nocy z 20 na 21 października trwa tajna operacja tych służb. Czego może ona dotyczyć niemal dwadzieścia lat po wojnie? Co spowodowało, że kilkuset osobowy oddział służb specjalnych komunistycznego państwa dotarł potajemnie nocą do małej lubelskiej wsi Stary Majdan?

Powodem jest jeden człowiek.

Znalazł się zdrajca, który przy pomocy radzieckiego urządzenia podsłuchowego liliput postanowił za trzy tysiące ówczesnych złotych wydać na śmierć ostatniego walczącego partyzanta Rzeczpospolitej Józefa Franczaka ps. Lalek.

Imię i nazwisko kapusia ustalił niedawno lubelski oddział IPN. Zachowało się również pokwitowanie odbioru tych trzydziestu srebrników. Był to członek rodziny niedoszłej żony Józefa Franczaka. Niedoszłej, gdyż żaden ksiądz nie chciał udzielić im ślubu bądź to z tchórzostwa bądź z obawy przed esbecką prowokacją.

Dotychczas hańba i posądzenie niesłusznie dotykało niewinnej rodziny, mieszkańców tej właśnie wioski, u których często Lalek się ukrywał.

Zorientowawszy się w zasadzce Józef Franczak nie poddał się. Podczas próby wymknięcia się ostrzeliwał esbeków. Zginął przeszyty serią z karabinu maszynowego. Według raportu umierał około dwóch minut. W aktach znajduje się nawet zdjęcie zabitego ostatniego partyzanta RP z widocznymi na piersiach śladami postrzałów.

Swoją walkę o wolną Polskę rozpoczął w 1939 roku w wieku 21 lat zaś zakończył bohaterską śmiercią po 24 latach mając lat 45. Był żołnierzem zgrupowania cichociemnego Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. Po śmierci swego dowódcy w 1949 roku nie złożył broni i jak wielu innych z tego oddziału walczył jeszcze w czasach tak dla nas nieodległych.

4 marca 1957 r. poległ ostatni partyzant na Białostocczyźnie, ppor. Stanisław Marchewka "Ryba" z WiN. W aktach IPN zachowała się notatka oficera SB mówiąca o tym, że leśny bunkier "bandyty" udekorowany był obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej. Dopiero w lutym 1959 r. schwytano Michała Krupę ps. "Wierzba", a w 1961 roku Andrzeja Kiszkę „Dęba”.

Ostatni polski partyzant ,Józef Franczak jako zawodowy podoficer dostał się w 1939 roku do rosyjskiej niewoli, z której brawurowo zbiegł. Po powrocie do domu zaangażował się natychmiast w podziemną walkę.

W 1944 roku ujawnił się chcąc wstąpić do drugiej armii Wojska Polskiego. Skierowano go do obozu internowania w Kąkolewnicy. Właśnie nieopodal tej miejscowości stacjonował sąd polowy, w którym masowo wyroki śmierci podpisywał człowiek, który się kulom nie kłaniał, wiecznie zataczający się alkoholik w polskim mundurze niejaki gen. Karol Świerczewski. Zwłoki zamordowanych, co wykazała ekshumacja w 1990 roku, grzebano potajemnie w Uroczysku Baran.

Wtedy to „Lalek” poprzysiągł walkę z komunistami do samej śmierci. Po ucieczce z Kąkolewnicy powrócił do partyzanckiej walki kontynuując ją jeszcze 19 lat.

Mieliśmy po odzyskaniu niepodległości hasła grubej kreski, wybierzmy przyszłość. Zapomniano jednak chyba celowo o pięknej przeszłości i wielkich prawie nieznanych bohaterach.

Na próżno do niedawna było szukać jakiegokolwiek pomnika ostatniego polskiego partyzanta. Nie ma ulicy jego imienia, placu, ronda czy nawet niewielkiego klombu. Młodzież w szkołach nie ma zielonego pojęcia, że jeszcze w latach sześćdziesiątych byli tacy, którzy nie pogodzili się z komunistycznym zniewoleniem i walczyli z bronią w ręku.

Żaden Polski filmowiec nie sięgnął do życiorysu Józefa Franczaka, choć jego życie i walka to temat wymarzony na scenariusz filmowy.

Polska po 1989 roku zapomniała o swoich bohaterach. Zapomniała, gdyż zajęta była czczeniem i szybką produkcją nowych autorytetów i wzorów do naśladowania, do których postać „Lalka” i jemu podobnych nijak nie pasowała.

kokos26

za: http://kokos.salon24.pl/395490,jeszcze-o-lalku