Historia być może i Twoja...
Gdy poznaliśmy się, była radosna, zajmująca; powiedziałbym „zaangażowana“
Później – gotowa do przeprowadzki.
Mnie uprowadziły jej oczy – ją, najwyraźniej, moje pochodzenie. Nie żeby były za nie punkty, lecz – bądź co bądź – adres to nie rękawiczki. A pochodzenie, to już w ogóle.
W tęczowych barwach były jej korale – ja widziałem tylko róż. Taka nobilitacja! – rachowałem. Takie podnoszące! – myślałem. Podnoszące w oczach, i to jej oczach – marzyłem.
Wiem – śniłem.
Pewnego dnia odebrałem klucze; gospodarz domu z wielką miotłą napomknął coś o jej drugim obliczu – ech, bajdurzył. Skrzyczałem Go w duchu wtedy.
Dobrze, że tylko w duchu – myślę teraz.
Więc wprowadziła się, od stóp do głów: w żółtą szafę, szarą komórkę, czerwone serce. Ja tymczasem - karmiąc się nadziejami - zapychałem lodówkę różowym kawiorem.
Lecz wszystko ma swój termin ważności: kawior jełczał; nie nadążałem z wyjadaniem zapasów. Zamówić sprzątanie…?
I znów przyszedł On, ze swoją miotłą: najpierw delikatnie pukał nią do drzwi rozsądku – wywaliłem Go,
Podszedł do okna na świat z naocznymi dowodami – nie patrzyłem,
Wreszcie, spróbował przez komorę do serca (tę, niegdyś czerwoną) – zatrzasnąłem ze szczękiem. Zatrzasnąłem, lecz wiem – powiało chłodem. Gospodarzu, gdzie Twoje klucze!?
Chcę wpuścić Go – chyba.
Chcę wpuścić Go! – na pewno?
Chyba nie umiem…
Chcę, lecz chyba nie umiem rozmawiać z administracją budynku.
Na pewno nie umiem.
Licencja: Creative Commons