JustPaste.it

Śmierć

Choć tytuł brzmi ponuro i groźnie chodzi mi nie o zjawisko ustania funkcji życiowych a o SMIERĆ - zwieńczenie drogi .

Choć tytuł brzmi ponuro i groźnie chodzi mi nie o zjawisko ustania funkcji życiowych a o SMIERĆ - zwieńczenie drogi .

 

Śmierć - naturalny kres naszej (tak to górnolotnie nazwę) wędrówki. W młodości jest czymś o czym się dużo i często mówi, czym się fascynuje (wszak to właśnie młodzi giną na wojnach jako "wojownicy") , jest też tematem mrocznych ballad i turpistycznych wierszy. Uczestnictwo w pogrzebach jest dla ludzi młodych albo krótkotrwałym smutkiem, albo wręcz okazją do spotkania dawno nie  widzianych członków rodziny. Gdy dojrzejemy, przeżywamy (przynajmniej niektórzy) ceremonie pogrzebowe dużo mocniej. To już nie tylko wspominanie zdarzeń związanych z żegnanym członkiem rodziny - coraz częściej sami , w zaciszu domowym, po pogrzebie myślimy o zmarłym (lub zmarłej) i przypominamy sobie czasem wręcz błahe zdarzenia, które właśnie podsuwa nam pamięć i podświadomość. Często rozmawiamy z rodziną , ze znajomymi i kolegami/koleżankami o różnych współ-zdarzeniach związanych ze zmarłą osobą.

Dopiero jednak "przeżycie" umierania od chwili , gdy się zamanifestuje początkiem choroby, częstymi pobytami w szpitalu lub wręcz unieruchomieniem bliskiej osoby wzbudza w nas zastanowienie nad sensem śmierci i jej wpływem na żywych. Niedawno widziałem jak powoli gaśnie moja ciocia (rak płuc, drobnokomórkowy) i zauważyłem jak wchodzi w swój własny świat pełen nadziei i smutku, euforii po remisji nowotworu i rezygnacji po nawrocie choroby. Jesteśmy wtedy jakby oddzieleni szybą uniemożliwiającą nam wchodzenie do naszych światów i wzajemny kontakt. Widzimy się i słyszymy, ale nasze (wcześniej doskonale zrozumiałe) sygnały i zachowania nagle stają się niepojęte - mamy zupełnie inne postrzeganie - zniekształcone przez śmiertelną chorobę (ze strony chorego) i nasz lęk przed śmiercią i instynkt samozachowawczy (ze strony otoczenia).

Ze wszystkich sił staramy się wmówić choremu, że wszystko będzie dobrze , jakbyśmy chcieli przede wszystkim przekonać samych siebie. Najgorszy jest (dla obu stron) moment uświadomienia , że to już KONIEC! Prześladuje mnie wzrok cioci na jednym  z ostatnich spotkań, wzrok małego dziecka nie przestraszonego, a wręcz zdziwionego bliskością śmierci; melancholijny uśmiech z czającą się nadzieją , że może jednak zdarzy się te pół procenta i choroba się cofnie, to zrozumienie, że rodzina już wie i stara się mniej lub bardziej nieudolnie pocieszyć. Na szczęście samo odejście nastąpiło bez męczarni i długotrwałych , wyniszczających kuracji. 

Po wszystkim dociera do nas, że ten ciąg: "przedtem - teraz - po" jest cykliczny i bez względu na status społeczny , intelektualny i finansowy  zdarza się wszystkim; jedyny przejaw prawdziwej równości. Nadchodzi nieuchronnie czas zastanowienia się nad własnym życiem. Czy poza rzeczami coś zaświadczy o naszym istnieniu ? Czy pamiętanie o zmarłych bliskich coś w nas zmieni ? Czy nasze odejście zmieni cokolwiek komukolwiek ? 

Nie wiem jak na to odpowiedzieć.

Teraz odwiedzam Mamę w szpitalu, jej stan się poprawia - to na szczęście  jeszcze nie teraz! Ale nie da się nie myśleć o nieuniknionym. Ta ukochana osoba , która kiedyś nosiła mnie na rękach i dała mi WSZYSTKO teraz sama jest maleńka jak dziecko- i jak dziecko nieporadna. To musi mieć sens !! to starzenie się i umieranie ! I to nie tylko biologiczny i środowiskowy.

Ale dlaczego życie musi się kończyć śmiercią  !?  WIARA w przejście do innego stanu istnienia nie rozwiewa wszystkich obaw , wątpliwości i pytań. Zresztą , nie jestem wierzący. Zostaje niepewność i nadzieja ! I Może właśnie to jest ten cel ! Niepewność i nadzieja , bez tych dwóch zjawisk (czy też uczuć) dawno byśmy zabrnęli  w ślepy zaułek cywilizacji. Ba! nie wyszlibyśmy z jaskiń i dalej bylibyśmy bezrozumnymi osobnikami przetwarzającymi jedną materię organiczną w inną materię organiczną.

I dlatego potrzebne jest przemijanie i śmierć - żeby można było mieć znowu nadzieję i pozostawać dalej w niepewności !?