JustPaste.it

Mieć szczęście w lotto!

Przed nami, 10 marca, kolejna edycja LOTTO z wielką pulą – 40 milionów złotych do podziału. Do kogo uśmiechnie się szczęście? – bo na razie uśmiecha się tylko do Totalizatora !

Przed nami, 10 marca, kolejna edycja LOTTO z wielką pulą – 40 milionów złotych do podziału. Do kogo uśmiechnie się szczęście? – bo na razie uśmiecha się tylko do Totalizatora !

 

Obietnice Totalizatora (Spółki) co do wielkości skumulowanych pul na „szóstki” - to w ostatnich latach najczęściej obiecanki-cacanki, ponieważ rzadko  kiedy faktycznie zgromadzona pula jest większa, lub przynajmniej równa obiecywanej – poza tym to, co dostaje gracz, lub gracze „na rękę” jest mniejsze o 10 procent podatku. Tym razem jednak te 40 milionów w puli może faktycznie być, wobec czego ten, kto to zgarnie - podzieli się z ministrem finansów, odpalając mu co najmniej 4 miliony złotych.

 Jednak największym szczęściarzem, bo beneficjantem całej serii wielkich kumulacji jest sam Totalizator, notujący w kolejnych miesiącach duże przychody z LOTTO: w styczniu 128, w lutym 172 i już do tej pory w marcu 91 milionów złotych – razem 390 milionów, co stanowi już 92 procent zeszłorocznych przychodów I kwartału i zapowiada spore poprawienie tego wyniku. Skąd nagle tyle szczęścia spłynęło na Spółkę?

 SZCZĘŚCIE GRACZY, ALBO SZCZĘŚCIE SPÓŁKI

 Jest niestety (niestety dla graczy) tak, że szczęście graczy do trafiania „szóstek” jest nieszczęściem Totalizatora i odwrotnie. Częste trafienia „szóstek” cieszące wielu graczy (mimo, że mniejszymi wygranymi)  – to rzadsze i mniejsze kumulacje puli. Brak trafień „szóstek” to rzadkie i wielkie kumulacje, takie jak niedawno, we wrześniu ub. roku (56 milionów złotych), czy styczniu-lutym tego roku (34 miliony złotych). I właśnie wtedy Spółka najlepiej zarabia: jeżeli w edycji bez kumulacji przychód to około 6-7 milionów złotych, to w czwartkowej edycji gry z siedmiokrotną kumulacją było już 31,5 milionów złotych.

Rekordowo słaby przychód Spółki z gry LOTTO w 2010 roku (niecałe 1,4 miliarda złotych) był spowodowany właśnie wyjątkowym szczęściem graczy trafili oni 55 „szóstek”. Rok 2011 był już mniej szczęśliwy dla graczy: trafili tylko 48 „szóstek” i od razu Totalizator miał przychód większy o 200 milionów, niż w roku poprzednim. Natomiast w tym roku, (przynajmniej jak na razie) szczęście opuściło graczy zupełnie – trafili do tej pory tylko 6 „szóstek. I to rodzi pytanie:  

 CZY ILOŚĆ TRAFIANYCH „SZÓSTEK” ZALEŻY TYLKO OD SZCZĘŚCIA GRACZY?

 Otóż NIE! Gdyby grami liczbowymi rządziło tylko szczęście graczy, czyli absolutny przypadek, to ich prowadzenie byłoby jednym z najbardziej ryzykownych przedsięwzięć – a tak nie jest i dlatego zresztą gry liczbowe - to monopol Państwa. Mógł na przykład Totalizator ustalić minimalną kwotę wygranej za „trójkę” w LOTTO (24 złote) – bo wiadomo,  jaka jest matematyczna proporcja tych wygranych, w stosunku do wszystkich zawartych zakładów (1 do 56,7) i ta proporcja sprawdza się bardzo dokładnie w praktyce, ale pod jednym warunkiem: że ilość zawartych zakładów jest bardzo duża. Dopiero wtedy zaczyna bowiem działać prawo wielkich liczb, które mówi, że gdy wynik eksperymentu da się określić rachunkiem prawdopodobieństwa, to rzeczywisty wynik jest tym dokładniej równy wyliczonemu, im dłużej eksperyment prowadzimy (im więcej mamy wyników tego eksperymentu).

 Jednym słowem jest tak: jeżeli zawrzemy 10 zakładów, to „trójkę” trafimy, albo nie. Zawierając 100 zakładów przynajmniej jedną powinniśmy już trafić.  Warto też wiedzieć, że nasze szanse są takie same, bez względu na to, czy te 100 zakładów zawrzemy w jednej, czy po 10 w dziesięciu  edycjach.

 SKĄD WIĘC TYLE „NIESZCZĘŚCIA” GRACZY?

 „Nieszczęścia” a może lepiej braku szczęścia, ponieważ licząc od początku roku do czwartku 8 marca zostało zawartych około 162 milionów zakładów LOTTO wobec czego każda z 6 trafionych do tej pory „szóstek” przypada na ponad 27 milionów, a powinna teoretycznie na niecałe 14 milionów. Jest więc ta matematyczna „norma” trafień przekroczona już blisko dwukrotnie i to w sytuacji, gdy ilość wszystkich zakładów jest większa od tych 14 milionów  prawie 12- krotnie i powinno już działać prawo wielkich liczb. A zadziałało ono kolejno, licząc od początku kolejnych lat:

 

- w 2009 roku już 21 lutego było zawartych już 164 milionów zakładów, a średnia na 1 trafiona „szóstkę” wynosiła18,2 miliona,

- w 2010 roku  dopiero 15 kwietnia ilość zawartych zakładów wyniosła 161milionów, co dało średnią na trafiona „szóstkę” 10,1 milionów,

- w 2011 roku 166 milionów zakładów zostało zawartych do 22 marca włącznie. Średnia na trafioną „szóstkę” wyniosła 11,9 milionów zakładów.

 Nie chcę męczyć danymi z lat jeszcze wcześniejszych  – ale i tam było podobnie. Gdy ilość zawartych zakładów, licząc od początku roku zaczynała być kilkakrotnie  większa od matematycznej „normy” 14 milionów  - prawo wielkich liczb zaczynało działać, i średnia na jedną trafiona „szóstkę” zaczynała się plasować coraz bliżej tej „normy”.  W tym roku z jakiegoś powodu nie działa.

JEST WIĘC PYTANIE – DLACZEGO?

 Oczywiście najprostszą odpowiedzią jest właśnie brak szczęścia graczy i można by na tym poprzestać, gdyby nie parę faktów. Na przykład taki, że budżet Państwa łaknie gotówki jak kania dżdżu – także od spółek Skarbu Państwa, a taką jest Totalizator, zasilający ten budżet kwotami po kilkaset milionów złotych z podatku od gier, i nieco mniejszą kwotą dywidendy, że nie wspomnę setek milionów na  sport i kulturę z tzw. „dopłat” do zakładów.

 Jest więc presja za strony ministerstwa finansów na jak największe wpłaty z tych spółek, której elementem jest powiązanie wielkości tych wpłat z  utrzymaniem stołków przez prezesów. Prezes Dudziński musi się więc mocno starać, by wpłacić do budżetu w tym roku więcej, niż w poprzednim, chociaż ma i tak łatwiej, po obniżeniu poprzeczki (przychodów, a więc i wpłat do budżetu) w roku 2010. Tym bardziej, że już niektórzy prezesi spółek Skarbu Państwa zwolnili swoje stołki, a  i  prezes Dudziński był zaliczany do wymiany na dziennikarskiej giełdzie. No to trzeba zapytać, czy pomiędzy wyjątkowym wręcz brakiem szczęścia graczy (i jednocześnie „szczęściem” Totalizatora do kumulacji) nie ma przypadkiem jakiegoś związku?

 CZY TAKI ZWIĄZEK MOŻE W OGÓLE BYĆ?

Mówiąc wprost: czy da się manipulować wynikami losowań tak, by trafień „szóstek” było mniej, a kumulacji (i przychodów Totalizatora) więcej?

Moim zdaniem jest taka możliwość i piszę o tym od jakiegoś czasu. Sądzę, że można manipulować poprzez „odpowiedni” dobór zestawów kul do losowania. Nie wiemy o tych zestawach bardzo wielu rzeczy, np. czy wszystkie są takie idealne, że nie ma w nich kul rzadziej, lub częściej wylosowywanych, niż powinny i co się z takimi zestawami dzieje, czy są fizycznie likwidowane? Nie wiemy, czym kieruje się prowadzący losowanie wybierając spośród kilku ten, a nie inny zestaw? Wiemy natomiast, że na trafienie „szóstki” jest większa szansa, gdy zostaną wylosowane mniejsze liczby, bo ci gracze, którzy typują samodzielnie częściej skreślają właśnie małe liczby.

Może zresztą jest jakiś inny sposób manipulacji wynikami – prawdopodobieństwo, że tak się dzieje jest niestety tym większe, im bardziej średnia ilość zawartych zakładów przypadających na jedną trafioną „szóstkę” jest większa od matematycznej „normy” 14 milionów, czyli im bardziej Totalizator udowadnia, że prawo wielkich liczb w grach liczbowych Totalizatora nie obowiązuje. I ten wniosek polecam uwadze tych wszystkich czytelników, którzy albo już, albo dopiero wybierają się do „punktów LOTTO” by sprawdzić w grze swoje szczęście. Oby było większe od „szczęścia” Totalizatora!