JustPaste.it

Wieczorem przybył szatan do Jezusa w postaci potężnego anioła,

SZATAN UNOSI JEZUSA NA GANEK ŚWIĄTYNI, POTEM NAGÓRĘ KWARANTANIA. ANIOŁOWIE POKRZEPIAJĄ JEZUSA

SZATAN UNOSI JEZUSA NA GANEK ŚWIĄTYNI, POTEM NAGÓRĘ KWARANTANIA. ANIOŁOWIE POKRZEPIAJĄ JEZUSA

 

5962e77e89ccd94e97604d84ec582311.jpg

Dnia następnego około wieczora przybył szatan do Jezusa w postaci potężnego anioła, unosząc się z szumem w powietrzu. Miał na sobie rodzaj wojowniczego odzienia, podobnego do tego, w jakim pojawia się św. Michał. Mimo jednak, świetnego blasku przebijało się w nim coś ponurego, strasznego. Chełpił się przed Jezusem, mówiąc mniej więcej: „Pokażę Ci, czym jestem, co potrafię, i jak mnie aniołowie noszą na rękach. 

Patrz, oto tam Jerozolima! Widzisz świątynię?. Postawię Cię na najwyższym jej szczycie, a Ty pokaż, co Ty potrafisz i czy aniołowie zniosą cię na dół". Podczas tych słów szatana zdało mi się, że Jerozolima i świątynia leżą tuż pod górą. Zapewne jednak było to tylko omamieniem. Jezus nie odpowiadał nic szatanowi. Wtedy szatan ujął Jezusa za ramiona, uniósł Go w powietrzu w niewielkiej odległości od ziemi do Jerowo limy i postawił na szczycie jednej z wież, stojących na czterech rogach świątyni, których przedtem nie zauważyłam. Wieża ta stała ze strony zachodniej ku górze Syjon, naprzeciw zamku Antonia. Wzgórze świątyni było w tym miejscu bardzo strome. Wieże te wyglądały jako więzienia, a w jednej z nich przechowywano kosztowne suknie arcykapłana. Dach był płaski, tak, że można było po nim chodzić; tylko w środku wznosiła się kopuła, zakończona wielką kulą, na której mogło stanąć dwoje ludzi. Stąd można było całą świątynię widzieć. 

Na ten najwyższy szczyt wieży postawił szatan Jezusa, nie odzywającego się wcale do niego, spuścił się na dół i rzekł: „Jeśli jesteś Synem Bożym, pokaż Swa moc i spuść się na dół; napisano jest bowiem w piśmie: „Aniołom Swoim rozkazał o Tobie i będą Cię na ręku nosić, abyś snać nie obraził o kamień nogi Twojej". Na to odrzekł mu Jezus: „Zasię napisano jest, nie będziesz kusił Pana Boga twego". 

Rozgniewany, przystąpił szatan znowu do Niego, a Jezus rzekł: „Używaj twej mocy, która ci jest dana". 

Na zachodzie widniała już zorza wieczorna. Szatan chwycił znowu Jezusa na barki i z wielkim gniewem poleciał z Nim przez pustynię ku Jerycho; lecz zdaje się, teraz wolniej, niż przedtem. To wzlatywał wyżej, to spuszczał się ku dołowi, to rzucał się na wszystkie strony, jak taki, który chce wywrzeć na kimś swą wściekłość, a nie może tego dokazać. Niósł Jezusa na górę, oddaloną o siedem mil od Jeruzalem, tę samą, na której Jezus post rozpoczął. 

Niosąc Jezusa, przeleciał szatan tuż ponad wysokim starem drzewem terebintowym, rosnącym w dawnym ogrodzie jakiegoś Esseńczyka, którzy tu dawniej mieszkali; także Eliasz przebywał w tych stronach czas jakiś. Drzewo stało za grotą niedaleko stromego urwiska. Drzewa takie nacina się trzy razy do roku i otrzymuje się z nich za każdym razem cokolwiek lichszy balsam. 

Szatan postawił Pana na wystającej, niedostępnej skale, która tworzyła najwyższy szczyt góry, a położoną była o wiele wyżej, jak grota. Było już ciemno; lecz kiedy szatan wskazywał ręką naokoło siebie, zrobiło się jasno i we wszystkich stronach świata widać było najpiękniejsze krajobrazy. Wtedy rzekł szatan do Jezusa: „Wiem, że jesteś wielkim nauczycielem, a teraz chcesz powołać uczniów i naukę Swą rozszerzyć. 

Patrz! Tu widzisz mnóstwo wspaniałych krajów, potężnych narodów, a tu z drugiej strony mała, nieznaczna Judea! Tam idź! oddam Ci te wszystkie kraje w posiadanie, jeśli, uklęknąwszy, oddasz mi pokłon." Przez pokłon rozumiał tu szatan uniżenie się, jak to często czynili żydzi, a szczególnie faryzeusze, wobec wysokich dostojników i królów, gdy chcieli coś uzyskać. Pokusa ta diabelska podobną była do owej, gdy szatan przybył do Jezusa z Jerozolimy, jako urzędnik Heroda, i chciał wziąć Go ze sobą do Jerozolimy na zamek, aby tam popierać Jego plany. Tylko ta, ułożona była na większy zakrój. Gdzie szatan wskazał ręką, tam widać było rzeczywiście kraje i morza, wspaniałe miasta, królów, postępujących w chwale i tryumfie w otoczeniu wojowników i wspaniałego orszaku. Wszystko widać było tak wyraźnie, jak gdyby odległość była bardzo mała; a każdy obraz, każdy naród, przedstawiał się w innym blasku i świetności, każdy miał inne zwyczaje i obyczaje. 

Szatan wykazywał także Jezusowi zalety pojedynczych narodów; szczególnie zwracał uwagę Jego na kraj, zamieszkały przez rosłych, wspaniałych ludzi, jakoby olbrzymów (zdaje mi się, że była to Persja), i radził Mu tam przede wszystkim pójść nauczać. Palestynę zaś ganił jako mały i nieznaczny kraik. Był to cudowny widok. Tyle różnych rzeczy, a wszystko tak świetne i wspaniałe. 

Jezus nie wyrzekł nic więcej do szatana tylko te słowa: „Samego Boga, Pana twego czcić będziesz i Jemu samemu służyć będziesz. Idź precz, szatanie!". — W tej chwili stał się szatan nieopisanie strasznym, rzucił się ze skały w przepaść i zniknął, jakby go ziemia pochłonęła. 



Zaraz potem przystąpił do Jezusa chór aniołów, którzy, oddawszy Mu pokłon, łagodnie, jakby na rękach, zanieśli Go do groty, w której zaczął Swój post czterdziestodniowy. Było dwunastu głównych aniołów i wiele mniejszych do posługi, również oznaczonej liczby. Nie pamiętam już, czy tych ostatnich było 72, lecz tak mi się zdaje, gdyż podczas tego widzenia miałam wciąż na myśli apostołów i uczniów Jezusa. Teraz odbyła się w grocie uroczystość dziękczynna i tryumfalna, a potem uczta. Aniołowie obwiesili grotę liśćmi winnymi i z tychże liści zwieszała się ze sklepienia nad Jezusem korona zwycięska. Wszystko odbyło się w porządku i uroczyście i bardzo szybko, gdyż cokolwiek tylko który z aniołów pomyślał, to w jednej chwili przybierało wyraźne kształty i stosownie do przeznaczenia zajmowało swe miejsce; a wszystko było przejrzystym, symbolicznym. 

Aniołowie przynieśli również ze sobą stół z początku mały, zastawiony niebiańskimi potrawami, który szybko wzrastał i powiększał się. Potrawy i naczynia były takie same, jakie widywałam zawsze na stołach niebiańskich. Jezus zasiadł wraz z aniołami do spożywania potraw. Właściwie jednak nie było to zwykłe jedzenie ustami, lecz cudowne jakieś przechodzenie potraw w spożywających, udzielanie się jedzącym siły orzeźwiającej i pożywności tychże. Wydawało się, jak gdyby sama wewnętrzna treść potraw przechodziła w spożywających. Nie da się to słowami wypowiedzieć. 

Na końcu stołu stał wielki świetlisty kielich, a w koło niego małe kubki takiego kształtu, jak przy ostatniej wieczerzy, tylko większe; stał także talerz z cienkimi skibkami chleba. Jezus nalewał z wielkiego kielicha do kubków, zanurzał w nich kawałki chleba, a aniołowie odbierali je od Niego i odnosili. Na tym skończyło się widzenie. Opuściwszy grotę, zeszedł Jezus z gór ku Jordanowi. 

Aniołowie, którzy służyli Jezusowi, byli różnego stopnia i postaci, i rozmaicie ubrani. Ci, co na ostatku odchodzili z chlebem i winem, byli w szatach kapłańskich. W tej samej chwili, jak znikli, miałam widzenie, jakie pociechy duchowne teraźniejsi i późniejsi przyjaciele Jezusa otrzymali. W Kanie pojawił się Jezus w widzeniu Najświętszej Pannie, pokrzepiając ją. Łazarz i Marta zapałali nadzwyczajną miłością ku Jezusowi. 

„Cichej Marii" przyniósł anioł rzeczywiście w darze potrawy ze stołu Pana; przyjmowała je z dziecinną radością. Widziała ona podczas postu Jezusa wszystkie Jego utrapienia i pokusy i żyła tylko rozważaniem i współczuciem dla Niego, nie dziwiąc się niczemu.— Magdalena także doznała cudownego wzruszenia umysłu. Była właśnie zajętą strojeniem się na jakąś uroczystość, gdy w tym opanowała ją nagła trwoga z powodu swego sposobu życia i gwałtowne pragnienie ratowania swej duszy. Rzuciła strój o ziemię, idąc za pierwszym popędem, za co otoczenie jej wyśmiało ją. Wielu z późniejszych apostołów otrzymało także pokrzepienie duchowne, i tęsknota opanowała ich serca. Natanaelowi, siedzącemu w swym mieszkaniu, przypomniało się wszystko, co słyszał o Jezusie, i wzruszył się tym bardzo, lecz wkrótce zapomniał o tym. Piotr, Andrzej i inni byli także poruszeni i pokrzepieni na duchu. Cudowny był to obraz. 

Podczas postu Jezusa mieszkała Maryja początkowo w domu koło Kafarnaum. Nasłuchała się tu nieraz rozmaitych rzeczy o Jezusie i zarzutów, jakie Mu czyniono, że włóczy się Bóg wie którędy, że zaniedbuje obowiązek postarania się o jakie zajęcie, aby utrzymać swą matkę itd. W ogóle mówiono w całym kraju bardzo wiele o Jezusie, bo przez opowiadania rozproszonych uczniów dowiedzieli się wszyscy o cudownym zjawisku przy chrzcie i o świadectwie jakie Mu dał Jan. Później jeszcze raz tylko, tj. przy wskrzeszeniu Łazarza i przed męką, zajmowano się Nim tyle co teraz. Najśw. Panna była wciąż poważną i skupioną w Sobie; nie było chwili, żeby nie miała wewnętrznych natchnień i objawień i żeby nie czuła i nie cierpiała wespół z Jezusem. 

Pod koniec czterdziestodniowego postu zamieszkała Maryja w Kanie galilejskiej u rodziców narzeczonej z Kany. Byli to ludzie poważni i jak gdyby przełożeni miasta. W środku miasta mieli piękny, przyjemny dom, drugi zaś dom mają w innym miejscu i ten oddają z wszelkim urządzeniom córce na wiano. W nim mieszka teraz Najświętsza Panna. Przez środek miasta idzie gościniec, zdaje mi się, z Ptolomaidy; widać, go z daleka, jak z wyżyn spuszcza się powoli ku miastu. Miasto samo nie jest tak nierówno i nie porządnie zbudowane, jak inne. Oblubieniec jest prawie w tym samym wieku co Jezus, i jako głowa rodziny prowadzi gospodarstwo swej matce. Dobrzy ci ludzie radzą się Najświętszej Panny co do szczegółów wyprawy dla nowożeńców i wszystko Jej pokazują. 

W czasie tym Jan ciągle jest zajęty chrzczeniem. Herod nieraz starał się nakłonić go, by przyszedł do niego, a także posyłał doń, aby wywiedzieć się coś o Jezusie. Jan traktował Heroda zawsze obojętnie, a co do Jezusa powtórzył mu dawniejsze swe słowa. Wysłańcy z Jerozolimy byli także u Niego, aby im zdał sprawę o sobie i o Jezusie. Jan powtórzył im to, co zawsze, że Jezusa nigdy przedtem nie widział, że jednak posłany jest, aby Mu przygotować drogę. Od czasu, kiedy się Jezus dał ochrzcić, nauczał Jan zawsze, że woda ta uświęconą została przez chrzest Jego i zstąpienie na Niego Ducha świętego, i że złe mocy wyszły już z wody, jak gdyby ją egzorcyzmowano. Jezus dlatego dał się ochrzcić, aby uświęcić wodę. 

Chrzest Jana był więc teraz czystszym i świętszym; dlatego też widziałam, że Jan Jezusa chrzcił w osobnej studni, z której potem puszczono wodę do Jordanu i innych chrzcielnic, i z której tak Jezus, jak i uczniowie brali zawsze wody w drogę do dalszego udzielania chrztu. 

 

Źródło: Katarzyna Emmerich