Z cyklu "Schabowy z recyclingu"
- Boję się, że Cię stracę...
- Nie bój się, to pewne.
Przez chwilę wszak tylko grasz mą Królewnę.
Przez chwilę Cię tulę w silnych ramionach...
Wieczorem w nich zaśnie jak zwykle żona.
- Ale mnie kochasz?
- Och tak... i to szczerze.
Choć sam, co prawda, w tę bajkę nie wierzę...
Tyś mym Aniołkiem, ślicznym, kochanym.
Wciąż uśmiechniętym, zawsze zadbanym.
Zawsze pachnącym, jak kwiatki rosą.
Kocham Cię w szpilkach, choć zwykle bosą.
Kocham na łóżku i w samochodzie.
Kocham na łące, na plaży, w wodzie.
Kocham i rano, i gdy dzień gaśnie.
Kocham dopóty drzwi nie zatrzaśniesz.
- Ale chcesz przy mnie być mój Słodziutki?
- Tak, zawsze... to jest... jakiś czas... krótki.
Tak miło tutaj jest z Tobą Złotko.
Nie dręcz mnie dłużej. Nie bądź idiotką.
Spędźmy czas lepiej, bez zbędnych gadek,
bo znów się spóźnię, gdzieś nie dojadę.
Żona z obiadem czeka już w progu,
a Tobie zachciewa się tu dialogów.
- A czy wciąż tęsknisz za mną Kochanie?
- Tak oczywiście, jak tylko stanie...
Jak tylko wstanie dzień złoty, znaczy...
- Czy się spotkamy?
- To się zobaczy.
W grafik swój muszę zajrzeć Skarbeńku.
Zaplanujemy coś pomaleńku.
Teraz już lecieć muszę Słoneczko,
bo umówiłem się... na piweczko.
I nie dzwoń proszę, jutro zadzwonię.
Żona się kręci przy telefonie.
Tak jest bezpieczniej. Papa Kochanie.
Do następnego... na tym tapczanie...
Tak to wygląda, choć zwykle słodko
przybrane w słówka, słodkim idiotkom.
Lecz w drugą stronę, drodzy panowie
żaden z was nie wie i się nie dowie,
czy miłe słówka, te od kochanki
nie są kaprysem jakiejś bujanki.
Sprytny to owad jest w swej istocie,
co nektar spija z kwiatuszków w locie.