JustPaste.it

Kocham Madziarów

A ja, z kąpielówkami wypełnionymi nie tylko tym, co zwykle, ale cenniejszą bo walutową zawartością, zostałem jak pies. Sam.

A ja, z kąpielówkami wypełnionymi nie tylko tym, co zwykle, ale cenniejszą bo walutową zawartością, zostałem jak pies. Sam.

 

1411e04a81c062d1df3bb5a7844727e5.jpg

Po powrocie na równinę gdzie kwiecie już przepięknie kwitnie i mam nieskrępowany dostęp do sieci, poczytałem sobie, pooglądałem i posłuchałem o tym, co się ostatnio na Węgrzech działo.

Było o tym w BBC, było w CNN ale nie było w TVN... No cóż.

Przyznam, że się wzruszyłem a i oczy mi się troszeczkę spociły... Bo wróciły wspomnienia...

A taką już mam naturę, że wydarzenia przeszłe a miłe wielce, z czasem, mię poruszają do spodu. Taa... Miętki jestem i tyle...

Miałem chyba szesnaście lat, tak sądzę, ale głowy za to nie dam bo mię demencja męczy okrutna, gdym po raz pierwszy przekroczył granicę czechosłowacko-węgierską, w Komarom. No! To były jaja!

Podróżowałem wówczas, jako dodatek, do czysto handlowej “wycieczki” składającej się z trzech nauczycielek i męża jednej z nich, naszego kierowcy. Drugą była moja mama a trzecią ich wspólna psiapsiółka. Jak widzicie już sam skład “wycieczki” groził śmiercią lub trwałym kalectwem...

Węgierscy celnicy okazali się być bardzo mało sympatyczni. I mówili jakimś takim dziwnym, kompletnie niezrozumiałym narzeczem, słuch nasz drażniąc przeokrutnie. Poza tym wydawało się, że nie mówią tylko warczą. Warczeć po węgiersku!  Straszne!

47beb688194dc28a7278e85b896ed30b.jpg

Otoczyli nas kohortą i gestami, krzykiem i tupaniem przekazali komunikat coby zjechać na bok. No to zjechaliśmy...

Sześć godzin trzepano nas i nasz “samochód”, czytaj starą, rzężącą “warszawę”. Nie miałem pojęcia ile się w niej zmieści... Powiem krótko: Dużo, bardzo dużo...

Później, w wyniku nieznalezienia niczego podejrzanego w bagażach ( ze sto ręczników, to przecież drobiazg...), mili panowie zaczęli rozkręcać tapicerkę i np. reflektory. I co? I nic! Cha, cha, cha...

Wreszcie ruszyliśmy w drogę. Niestety panie były nerwowo wykończone a pan Władzio, nasz kierowca, wqurwiony na maksa. Skutkiem czego postanowiono zatrzymać się, w celu nerwów ukojenia, w miejscowości Tata. Coby odpocząć.541de58b238ed2a535ec48dba3d398cf.jpg

Tata

A w Tata jest jeziorko, a nawet kilka jeziorek i... I sklep, a nawet kilka sklepów. A w sklepach? “Palinka”!

Pan Władzio zaskoczył...

Panie uradziły, że nigdzie już dziś nie pojedziemy. Postanowiły rozbić obozowisko w zagajniku nad jeziorkiem i tam przeczekać do rana w nadziei, że pan Władzio dojdzie już do siebie...

Byłem przeszczęśliwy. Nie wychodziłem z jeziora... A w zagajniku rozpoczęło się pandemonium!

Ludność tambylcza, nie wiedzieć jak, dowiedziała się, że nad jeziorkiem obozują Polacy. A ja, z oddalenia, pobierałem pierwszą w życiu lekcję handlu zagajnikowego. Wstrząsające doznanie...

Kiedy znerwicowane i fizycznie wykończone ciała pedagogiczne, w okamgnieniu, zamieniały towary na forinty, przechodziły metamorfozę. Odmłodniały, sił nagle i niespodziewanie im przybywało, uśmiech szeroki zagościł na twarzach.

Pan Władzio “robił” kolejną flaszeczkę i “Władziowa” nic nie miała, że tak powiem, “na przeciwko”...

Cuda, panie, cuda!

Ponieważ byłem, w każdym tego słowa znaczeniu, najtrzeźwiejszym eksponatem z całej kompaniji, wiedziełem, że wcześniej czy później zjawi się mędownia. No, nie ma bata. Zasugerowałem, że od czasu do czasu, będę odbierał utarg, coby panie nie miały za dużo szmalu przy sobie. I będę “stał na zechsie”, co się tłumaczy, lukał czy nie jadą psy!

O święta przezorności! O geniuszu mój niewątpliwy! O potęgo umysłu! Ach!

Bo...

Bo stało się, co stać się musiało. Kilka radiowozów, kilkunastu mundurowych i... I ciała pedagogiczne wraz ze śpiewającym panem Władziem, zwinięto za dupy do suk. A stało się to kilka minut po tym jak odebrałem kolejną porcję forintów...cf7b26afebb32f54d2a797506c9d58b9.jpg

Budapeszt

Co było robić? Ano nic. Chodu w krzaki...

Suki, wraz z wkładem, odjechały. “Obozowisko”, z pootwieranym samochodem i resztkami dóbr materialnych, które walały się wszędzie, zostało pozostawione bez nadzoru.

A ja, z kąpielówkami wypełnionymi nie tylko tym, co zwykle, ale cenniejszą bo walutową zawartością, zostałem jak pies. Sam. W krzakach.

Ale, kiedy emocje opadły a komary żarły mnie wściekle, co sprzyja myśleniu... Przyszedłem do przekonania, że ciału pedagogicznemu prawdopodobnie nic się nie stanie. Bo nie ma, to ciało, przy sobie prawie żadnej kapuchy. Towaru też już nie ma. No to o co chodzi?

24097e7846c920109959f59a642a38bb.jpg



Pan Władzio, w końcu, też przyjdzie do siebie. No musi.

Ale ja, w krzakach, jedynie w gacie przyodziany, do rana nie wyrobię. Bo węgierskie komary są tak samo podłe jak polskie. Albo bardziej... Chyba jednak bardziej...

Musiałem dostać się niepostrzeżenie do obozowiska. A tu... Dupa blada. Dwoje tubylców usadowiło się zbyt blisko. Będą kraść. Pomyślałem po polsku... A ja nic na to nie poradzę. No, sam stawałbym mężnie. Niewątpliwie. Ale z gaciami pełnymi kasy? Nie. Zbyt duże ryzyko.
A tym czasem...

A tym czasem nikt, niczego nie kradł. Siedzieli sobie, rozmawiali i... I rozglądali się coś szeptem teatralnym mówiąc. Ale co?

Gyor- łaźnie termalne.


Przecież tej nieludzkiej mowy, nie można zrozumieć!

Czas upływał, robiło się coraz chłodniej, zapadła noc i te pieprzone komary... W okolicy nie było już nikogo. Tylko oni. Jak wówczas sądziłem, starsi ludzie. Mieli zdecydowanie powyżej trzydziestu lat...

Około północy zdecydowałem, że muszę, za wszelką cenę, dostać się do auta. Wylazłem tak, by mnie zobaczyli. Ale z bezpiecznej odległości...

Noc spędziłem w nieznanym mi domu, w którym mieszkała liczna rodzina. Nakarmili mnie, przyodziali i... I, na zmianę pilnowali obozowiska. Kochani, ciepli, dobrzy ludzie. Nikt nie spał całą noc. A ręce i nogi bolały mnie od dyskusji jeszcze kilka dni. Bo, jeśli się chce, można się dogadać, nie znając języka, z każdym. Nawet z Madziarem! Uff...

Szeged-tisza3_small.jpg

Szeged


Na Węgrzech byłem kilkadziesiąt razy. Ale, tak sadzę, że właśnie w tę noc ich pokochałem. A później... A później było tylko jeszcze lepiej.

Zgodnie z moimi przewidywaniami miejscowa psiarnia potraktowała polskie bussines women i pijanego pana Władzia jako bandę niewydarzonych kretynek w towarzystwie pijaczyny-debila. Skończyło się jakimś mandatem za biwakowanie w niedozwolonym miejscu. I groźnymi pomrukami, które wytłumaczyliśmy sobie, że: To się nie ma co zastanawiać! To trzeba spier...!

Ale jakie to wszystko ma znaczenie w obliczu ocalonej kasiory? No jakie?

1615da03ae836caba50566b67578f157.jpg



Kiedy wreszcie zobaczyłem Budapeszt a raczej Peszt z perspektywy Budy, a dokładniej z góry Gellerta, oszalałem. Miasto wydało mi się jakimś “Losem Angelesem”. Jakimż zapyziałym kurwidołem jawił mi się przy nim Wrocław! I z jednej strony gęba sama pozostawała mi w rozziewie i szczękospadku, a, z drugiej, było mi zwyczajnie przykro. Bo Wrocław też kocham okrutnie...

Z zapyziałej, pszaśnej, szarej Polski, przeniosłem się, jak wówczas sądziłem, w inny wymiar. Do innego świata. Budapeszt poraził mnie swym pięknem, rozmachem, blaskiem.

I choć wiele już dużych miast widziałem, do dziś uważam, że stolica Węgier jest jednym z najpiękniejszych. I nikt mnie nie przekona, że jest inaczej...

Hajduszoboszlo

Wiele lat później, będąc w Budapescie, pomyślałem, że tu mi dobrze, tu zamieszkam i tu się rozmnożę. Ale nic z tego nie wyszło. Ech! Tyle, że to jest temat na osobną opowieść...


A na dworcu kolejowym Keleti poznałem też inne rozkosze “wielkiego świata”.

Rzecz cała miała miejsce wszak wiele, wiele lat temu a ja, mając lat szesnaście, jeszcze nic, ale to nic nie wiedziałem o “tych sprawach”...

Za przyczyną soku malinowego, który ( Co to była za radość?) kupowałem ze stojących na dworcu automatów, poszedłem się wysiusiać...

Otóż w trakcie owej czynności, wymagającej wszak pewnego skupienia, poczułem na swojej dupie czyjąś rękę! O matko! Myślałem, że zwariuję. Szok mieszał się ze strachem. Ba! Z paniką! Wybiegłem z “wuceta” z rozpiętym rozporkiem... I długo się jeszcze zastanawiałem co to był za pan? I czego chciał? No przedebil byłem, jak sami widzicie...

501a8b5494238eaedaf312d495df19ec.jpg

Puszta

Kilka dni spędziłem na basenach, na Wyspie Małgorzaty, rozkminiłem do szczętu na czym polega metro i jak się nim jeździ. A wieczorami szalałem na rollerkasterze, w zarąbistym parku rozrywki.

A później, kiedym nieco dorósł, i nieco zrozumiał, przez wiele lat jeździłem na Węgry, do kraju, który kocham. Do kraju, w którym mieszka jedyny taki Naród na świecie. Gdzie wino smakuje jak ambrozja a dziewczyny mają najpiękniejsze oczy w Uniwersum...

Tak sobie teraz uświadomiłem, że z moich madziarskich peregrynacji to mógłbym złożyć dość opasłe tomiszcze. Może. Kiedyś...

Ech...

PS

Na specjalne życzenie pewnej Czytelniczki:

a074d12f987aec0b958dfda02ed95f71.jpg

By zachęcić Ją do wyjazdu na Węgry...

:-)