A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź . . .
„A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź,
wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj
ty mnie ukołysz i uśpij, snem muzykalnym zasyp, otumań
we śnie na wyspach szczęśliwych nie przebudź ze snu.”
Nigdy nie unikałem odpowiedzialności , nie uciekałem od życia ; zawsze , choćby z obawą lub nawet rezygnacją, stawałem naprzeciw kolejnym dniom. Bywało różnie, jak to każdemu się przydarza. Zawsze się podnosiłem po potknięciach, prostowałem po zawieruchach…
Coraz częściej zdarza mi się myśleć i chyba nawet marzyć o „wyspach szczęśliwych”
Nie wiem czy to objaw znużenia , czy początki rezygnacji. Chciałbym znaleźć się na szczęśliwej wyspie, bez trosk, bez obaw. Z tym światłem we włosach (w ogóle z włosami..) z tą beztroską i obezwładniającą zdolnością czynienia głupot…
A tu : witajcie codzienne smutki, codzienne zmagania. Każdy dzień zaczyna się walką
o wyjście na zewnątrz…
Kryzys wieku średniego mam już za sobą, więc może to świadomość bliskiego końca ?
Ale to jeszcze nie koniec, jest jeszcze rodzina , obowiązki. . . właśnie rodzina !
To jest jedyne co mnie utrzymuje na kursie. Miejcie rodzinę – i nie mówię o wypełnieniu samotności. Chodzi mi o współodczuwanie, o mikrokosmos wspólnych wspomnień i wspólnych planów. To jest jak paliwo rakietowe w drodze na wyspy szczęśliwe !