JustPaste.it

Stare, ale jare.

Kilka zapomnianych w bałaganie kawałków.

Kilka zapomnianych w bałaganie kawałków.

 

415793750ca753ec424822b5cef9e292.jpg

Ostrzeżenie dla  cudzoziemców.

altJednymu sztajgrowi zabiył sie hund o buda. Zabiył sie, bo go cofło. Do tego sztajgra przyszoł somsiod, na którygo tyn pies chcioł sie ciepnąć. Ale go cofło, bo sztajger uwiunzoł go do budy za fedra.

Rozumiecie czy nie? Jak nie rozumiecie, to znaczy, że jesteście cudzoziemcy, całkiem nie z tej ziemi. My tutaj na Śląsku wszystko mamy swoje, nawet nie licząc języka: mamy swój sztandar zielono-czarny, pyrlik z wyciągiem za herb, mamy  swoje wice i baby też mamy swoje. Od was, cudzoziemców, niczego nie potrzebujemy. Najwyżej tych waszych bab trochę, bo głupsze. A wyście zrobili z nas kolonię i wszystko nam zabieracie. Pewnie, że znamy wasz język. Murzyni też musieli nauczyć się po angielsku.

Ale będzie koniec, po naszemu fertig. Jeden mądry gość, którego nazywamy "tyn nosz śloncki kuc" dawno to zapowiedział.

Mamy już swoją narodowość, która musi zostać uznana także w Brukseli, mamy swój komitet, co walczy o nasze sprawy. Z tego komitetu zrobimy własny rząd, nikt obcy rządził nam tu nie będzie. Nie damy się nabrać na żadne wielkie miasta, że niby zrobią nam tutaj taki nowy Niujork w tych Katowicach. Nigdy się na to nie zgodzimy. Żeby porządny chłopak z Bytomia żył w jednym mieście z byle jakim podciepem z Cidrów? To nie może być! Oni kibicują innej drużynie.

No i Cidry same od Bytomia się odłączyli, też chcą mieć swoje szaliki. Niech je sobie mają.

Osiadli tu cudzoziemcy lepiej niech się do nas nie wtrącają. Czy oni rozumieją, że myśmy już mieli nawet własny sejm? Teraz będzie sprawa w samym Sztrasburgu. Jak się nie uda, możemy zrobić nawet czwarte powstanie, chociaż bez giwerów. Giwery już niemodne. Zresztą wszystkie pordzewiały. Z gumilajzy tysz idzie szczylać.

Na koniec powiem wam jeszcze jeden wic.

- Francek, wiysz, co to jes ta inteligyncja?

- Toć. Moga ci wytumaczyć. Jak odpowiysz na trzi pytania, toś jes inteligyntny.

- Pytej.

- Stoi i sie świyci pod betym, kaj śpisz.

- Jak jo śpia, nic mi sie nie świyci pod betym!

- Gupiś, stoi czorny szczewik pod betym i sie świyci.

- Ja, mosz racja. Czorny szczewik stoi choby byk!

- No to godej, co to: tyż czorne, tyż sie świyci, ale to nie jes to piyrsze.

- Nie jes? E, to nie wiym.

- To jes drugi czorny szczewik.

- Ja! Wielgo racja. U mie stojom dwa czorne szczewiki.

- No to terozki powiydz, co to jest: wisi na ścianie a łazi?

- Teroz mie nie nabieresz. To jes trzeci czorny szczewik!

 

 

49819d1d3544992411cfb394e32e7fee.jpg

 

Książka  milcząca.

Winni są są, oczywiście, Amerykanie. Oni zawsze są winni. Jak już ktoś coś wymyśli, bankowo musi być Amerykaninem. Wszystkie ważne wynalazki pochodzić muszą z Ameryki. Jeżeli tak się złoży, że wynalazca pochodzi, dajmy na to, z Azji czy nawet Europy - tylko patrzeć, jak pokaże paszport spod znaku Wuja Sama. I wychodzi na to, że wynalazku dokonał Amerykanin. Co należało dowieść.

Kilka wynalazków zostało wynalezionych, jak jeszcze Ameryki nie było. To znaczy, Ameryka była, ale nikt o tym nie wiedział. Tylko Indianie wiedzieli, ale to się całkiem nie liczyło. A te wynalazki zostały natychmiast ulepszone, jak tylko Ameryka rozejrzała się po świecie. Na przykład proch. Wiadomo, Chińczycy. Trudno byłoby dowieść, że Amerykanie. Więc oni szybko ten proch ulepszyli, po prostu wymyślili bombę atomową. Proch od razu przestał się liczyć.

Przez pewien czas Ruskie im zagrażały. W tych wynalazkach, bo to mam na myśli. Ruskie, które herbatę ekspresową wkładały do dzioba i zapijały wrzątkiem, głupie Ruskie pierwsze w kosmos wyleciały. Szkoda, że nie wszystkie, co? Aż takie głupie nie były. Na księżyc też o mało nie zdążyły. Ale na szczęście, minęło zagrożenie. Rusy mają w dorobku tylko Gagarina, kawior i T-34. Jeszcze wódka "Stoliczna" się liczy, bo "Smirnoff" nie. "Smirnoff" to Ameryka.

fbc98f1d52ddfecca1577d1e88823706.jpg

Starczy dobrze pomyśleć. Kartofle - z Ameryki. Tytoń - z Ameryki. I narkotyki też z Ameryki. Guma do żucia. Co byśmy robili bez gumy? Precle żuli albo toffiki, czy jak? Komputery. Telewizja. Szwarcenegger z Ameryki. A dżinsy to co? Gdyby nie Kolumb, do dziś byśmy chodzili w pantalonach i szablami machali.

Tyle, że Kolumb, niestety, nie był Amerykaninem. Chociaż, nie wiadomo kim był. Do dziś ludzie kłócą się o to. Więc może nawet był. Może został wysłany właśnie z takim zadaniem, żeby wreszcie świat dowiedział się o Ameryce. Był już najwyższy czas.

Ostatnio robi karierę kolejny amerykański wynalazek. Niby nic, rzecz znana, ale nie opisana w reklamach. Ciekawe. Bo ranga tego wynalazku faktycznie jest epokowa.

Ten wynalazek nazywa się KSIĄŻKA MILCZĄCA.

Co to jest? Proste: książka, która nic nie mówi. Możesz ją tysiąc razy przeczytać, nie spamiętasz ani słowa. Bo to jest książka myślowo sterylna. Sama treść, ani jednej myśli. Komiks bez obrazków, obrazki opisane słowami. On to, ona tamto, razem owamto. Dlaczego, po co, nieważne. Jedyna myśl, jaką można z tej książki wydłubać, to właściwie nie myśl, tylko pobożne życzenie: God bless America. Taki ojciec Wergiliusz - róbcie to co ja. Niektórzy próbują.

Nie bardzo wiem, kto wpadł na ten wynalazek. Henry Miller jeszcze nie. Truman Capote także nie. John Grisham prawie już na to wpadł. Ale inni przed nim lepiej na to wpadli. Na to, bo na tym nie, na tym wcale nie wpadli. Byli i są fantastyczni. Kto by potrafił napisać 500 stron i nie napisać nic. Opowiedzieć całą odyseję i nie opowiedzieć nic. Opisać wojnę, która nigdy się nie odbyła i nie może się odbyć, bo nie ma takich mądrych generałów i takich głupich przeciwników. Gdyby jeszcze dziś wymagali odpowiedzi na pytanie, co autor miał na myśli, byłoby to najtrudniejsze pytanie na maturze, nikt by matury nie zdał.

Nic dziwnego, że nasi autorzy nie mogą im dorównać. Ani formą, ani treścią, ani zarobkami. Jest wielu takich, którzy się starają, oczywiście, ale gdzie im do tego poziomu. To jakby chcieć prochem dorównać bombie atomowej. Nie ma szans.

Pozostało nabożnie powtarzać za nimi: Boże strzeż nas przed myśleniem i daj nam tyle samo dolarów.

 

 

806aa1d3956d1330d33f71e4b47269a3.jpg

 

Idiota  nie  jest  durniem!!

Jasna cholera, psiakrew z pierogami, kurza morda z urwanym dziobem! Czy wy nie odróżniacie durnia od idioty? Naprawdę? Myślałem, że nie odróżniają tylko te nowe inteligenty, których się obecnie tak namnożyło wszędzie. Ich samych trudno już odróżnić od chomików i morskich świnek, tak jest ich dużo. Krawaty aż w oczach migają.

Może przez te krawaty wszystko tak mi się myli. Zwykły inteligent z nowym. Nawet – wstyd się przyznać – zwykły człowiek chyba też mi się czasem myli. Sprawa wytłumaczalna, bo jeśli patrzeć kolejno na tysiąc, powiedzmy, świnek, niekoniecznie morskich, to kiedy pojawi się jako tysiąc pierwszy, powiedzmy, na przykład kot – też go ujrzymy w postaci świnki. Z pięć dalszych kotów także. Dopiero po szóstym coś do nas zacznie docierać. Te sześć przepadło, zaliczymy jako świnki.

To ja tych zwykłych przepraszam. Wracamy do nowych.

Nowe inteligenty pracują, a jakże. Właściwie to są zatrudnieni, co jest jednak różnicą. Pracują zaś łokciami i nogami. Do głowy im nie przyjdzie, że głową też można. Głowa nie służy im nawet do tego, by nosić na niej kapelusz, bo nie uznają kapeluszy. Do czego im służy, to wielka tajemnica.

A „dureń” brzmi dla nich tak jakoś dziwnie swojsko, powiedziałbym ciepło. Dlatego własnych głupków nazywają durniami. Natomiast co do idioty, czują wielką obcość. Właśnie różnicę czują. Z tego powodu każdy obiektywny dureń to dla nich idiota, w tym sensie odróżniają. Tak naprawdę, to nie mają pojęcia, co znaczy idiota.

Kiedyś znaczyło bardzo wiele i było zbliżone do prawdy. Niejaki Demostenes zaczynał przemówienia tak: „O andres, idiotes!”. To znaczyło: „Mężowie, obywatele!”. Nie, nie każdy idiota był obywatelem, nie każdy obywatel idiotą. Nawet wtedy.

Nasz Piłsudski powiedział jakoby, że Polacy to naród idiotów. Mylił się, rzecz jasna. Skąd by się u nas tylu idiotów wzięło? Piłsudski miał na myśli durniów, bo tych zawsze jest ilość nieprzebrana. Ale chodzi o to, że on też nie bardzo odróżniał. Jak na swoje czasy, Piłsudski był także nowym inteligentem. Moda, co prawda, była wtedy inna. Nosiło się rogatywki. Tylko marszałek nosił czapkę okrągłą. Ale ten nawyk przepychania istniał już wtedy. Kopanie z glana nie, bo glany były nieznane. Wtedy życie wyglądało prościej, kopano raczej w zadek, rzadko kiedy w nos.

W sprawach wątpliwych nie kodeks karny działał, lecz kodeks Boziewicza.

A durniów wtedy tak jakby wcale nie było. Ten kodeks, co wtedy działał, nieźle też przeciwdziałał. Za durnia można było zastrzelić albo zostać zastrzelonym. Prezydenta też nikt nie nazwał w ten sposób. Zamiast mu wymyślać, jeden malarz po prostu strzelił. Zgodnie z tym kodeksem, który był honorowy, nie karny.

Coś mi się jednak zdaje, że malarza i tak powiesili.

Wracając do rzeczy, teraz jest całkiem inaczej, bez tego kodeksu, zastąpionego karnym. Chodzi o to, że durnota w ogóle pod ten kodeks nie podpada, durniem można być bezkarnie. Więc się ich namnożyło. Podobnie jak nowych inteligentów. Da się ich rozpoznać wyłącznie po długości krawata. Im większy dureń, tym krótszy krawat. Im większy nowy inteligent, tym krawat dłuższy.

Bieda polega na tym, że oni wzajemnie sobie wymyślają. Zawsze od idiotów. Dlatego ja protestuję. Wysuwam żądania. Żądam przestrzeni życiowej dla prawdziwych idiotów oraz dla ludzi normalnych.

Wśród durniów i nowych inteligentów coraz trudniej nam żyć.

 

 

4cbcb907fbbdd188786e55b917236d13.jpg

 

Czy  warto  być  komunistą?

Wbrew pozorom, to jest niesłychanie trudna kwestia. Ludzie, którzy mają inklinacje do takiego bycia, często nawet nie wiedzą, jakie to trudne. Niewiedza zaś, także w komunizmie, bardzo wiele kosztuje, o czym jeszcze więcej się przekonało.

Poza tym, jest to kwestia niejednoznaczna. Co prawda, na pozór nie wydaje się taka, bo jeśli zapytać Polaka statystycznego, czyli takiego, który wcale nie istnieje, kim jest właściwie komunista, Polak statystyczny odpowie jednoznacznie: sukinsynem. Możliwe, że gorzej odpowie. Ale to nie świadczy o niczym, ponieważ na świecie w ogóle nie ma takich zwierząt. Ani statystycznego Polaka, ani prawdziwego komunisty.

Napisałem, że kwestia jest niejednoznaczna. Bo też jest. Polak nie tylko statystyczny  poza teorią sukinsyństwa nie bardzo potrafi powiedzieć o komunizmie coś więcej, chociaż pół wieku, nieraz całe życie w komunizmie przeżył. Osobiście próbowałem wydobyć z wnętrza znajomków i sąsiadów jakieś informacje ściślejsze. Skończyło się na tym, że znajomkowie przestali mi się odkłaniać, sąsiedzi zaś opluli mi skrzynkę pocztową. Mnie samego opluć raczej się bali, ponieważ mam sporego psa, który na komunizmie zna się bardzo słabo, ale na wrogich zamiarach względem swego pana owszem, zna się wyjątkowo dobrze.

Przypomniał mi się jeden stary dowcip o tym, jak jeszcze przed wszystkimi ważnymi wojnami komunista siedział w kryminale i pytano go tam, za co. On się przyznał od razu, bo komuniści wtedy łatwo się przyznawali, nie to co teraz w kaczystanie. Wtedy niewiele za to groziło, na komunizmie ludzie znali się jeszcze mniej niż teraz, kryminały nie były tak cholernie przepełnione. Więc kiedy on się przyznał, to jeden stary kryminalny wyjadacz tak mu odpowiedział: „Komunista? O, wiem, to ciężki kawałek chleba”. Czyli wtedy nieszczególnie się to opłacało.

Wsadzanie komunistów do ciupy stało się jakimś takim ogólnoświatowym sportem. Wsadzali ich zawsze i wszędzie, najwięcej zaś w Rosji, która było nie było, jest przecież ich kolebką. Komunistów do kryminału, takoż do obozów, z przyjemnością wsadzał Stalin, także Hitler, Piłsudski też się przyłożył, potem Franco, Mac Carthy – długo by wymieniać. Ale ci komuniści jakoś nie chcą przestać się mnożyć. Wciąż ich wszędzie pełno. Nic na nich nie pomaga.

Co ważne, oni robią mnóstwo błędów, szczególnie wypaczeń. Można by odnieść wrażenie, że niczego innego nie robią, same błędy i wypaczenia. To dlatego nikt nie wie, jak wygląda prawdziwy komunista, nie zbłędniały i nie wypaczony. Może z tego powodu łatwo na ich temat zakląć, ale trudno na ich temat powiedzieć coś sensownego.

A wiecie, jaki był największy błąd komunistów? Nie ten, że oni doszli do władzy, bo oni doszli do niej przez czyjś błąd, nie swój. To tylko teraz tak się przyjęło, zwalać wszystko na nich. Jeden błąd więcej, jeden mniej, co dla nich za różnica? Różnica była, jak trzymali władzę. Zbudowali Kanał Białomorski i Hutę Katowice. To były wielkie błędy, chociaż nie największe. Acha! Jedną ogromną zasługę też mieli, mianowicie zlikwidowali bolszewików. Tego nawet wyjaśniać nie trzeba. Szczególnie Polakom, którzy z bolszewikami wojnę musieli prowadzić. Bolszewicy to dopiero była zaraza.

Co do tych błędów, to największe były dwa. Jeden polegał na tym, że kiedy rządzili Polską, jakoś nie wpadło im do zakutych komunistycznych łbów, żeby nasze polskie tory kolejowe poszerzyć. Znaczenie tego faktu potrafi docenić jedynie idiota. Że każda ruska ofensywa, nawet ideologiczna, utykała na tych torach. Delegacje do Moskwy, także do Warszawy, musiały czekać na poszerzenie albo zwężenie, przez co zawsze zdążyły się upić. Potem nasza pijana delegacja w Moskwie zgadzała się na wszystko, ich zaś delegacja w Warszawie tak samo. Więc to się wzajemnie znosiło i nigdy u nas do prawdziwego komunizmu nie doszło. Bóg nie pozwolił.

Drugi błąd, ten poważniejszy, tylko historia będzie kiedyś w stanie ocenić należytą miarą. Bo nawet idiota obawia się zbyt szczegółowo ten błąd rozważać. 

Chodzi o to, że komunizm u nas upadł w niewłaściwej chwili. Za późno albo za wcześnie, to zależy. W związku z tym prawo i sprawiedliwość nie od razu doszły u nas do głosu. Mnóstwo zamieszania powstało. Bliźniaki też były nie całkiem jeszcze dorosłe, kiedy komunizm upadał. Dlatego i my musimy masę błędów naprawiać.

Z bożą pomocą idziemy jednak stale do przodu.

 

c0e8bc89ca257f60be49a6b9934bb679.jpg