JustPaste.it

Felieton SIWEGO - Randki z Hipokratesem

Jak odrywam się od żony, to mnie kuszą ... felietony. SIWY

 Nie jestem lekarzem, ale staram się być człowiekiem zapobiegawczym, praktycznym
i dociekliwym, więc do lekarzy mam dystans. Nie dlatego, iż nie daj Boże, podejrzewam ich
o  złą wolę ale raczej o nie zawsze uzasadnioną w stosunku do umiejętności chęć zysku.

Będąc starszym panem, zbliżającym się do 70-ątki, od roku niemal próbuję  prawidłowo się zdiagnozować (diagnoza - to  przydatna i trafna opinia lekarska, która należy się pacjentowi  jak psu miska) co do występujących u mnie (dziwne) silnych napięć w dolnej części kręgosłupa, która to sztywność  wywołuje wesołe reakcje moich przyjaciół, jak każde zesztywnienie. I uwagi w stylu - „Ty to masz dobrze, faceci w naszym wieku na ogół mają odwrotnie, a ty co noc jak po trzech wiagrach i to bez kosztów, he he !!”

Tylko, że problem wielogodzinnych napięć nad ranem nie jest zabawny, bo jest związany
z naturalna pozycją na lewym, bądź prawym boku (innych nie mam) i to podczas snu. Gdybym miał takie objawy jako nastolatek, lub choćby był starym napaleńcem
i erotomanem, co w tym wieku może się przytrafić, może byłoby to sensowne. Ale nadreaktywność bez uzasadnień emocjonalnych zakłóca mój sen i wyczerpuje siły. A poza tym nie ma żadnego powiązania z wyobraźnią. Ot po prostu jakiś męczący ucisk na nerwy czy też rdzeń kręgowy? Zesztywnienie zanika zresztą w pozycji pionowej i po kilku gimnastycznych ćwiczeniach. Tylko, że trudno gimnastykować się o trzeciej nad ranem.

Zrobiłem więc szereg badań od kilkukrotnego usg do tomografii komputerowej. I co się dowiedziałem?.

Dowiedziałem się, że mam standardowe zwyrodnienia, niewielki kręgozmyk, niewielką wypuklinę krążka z modelowaniem worka oponowego, tylno lewoboczną niewielką impresję i coś tam jeszcze, a poza tym widoczny rdzeń bez zmian ogniskowych. Czyli standard.

Ale się zawziąłem. UWAGA: po kolei odwiedziłem z tą hiobową informacją trzech chirurgów (prywatnie), dwóch ortopedów (prywatnie), jednego chirurga ortopedę (prywatnie), neurochirurga (prywatnie), trzech lekarzy od rehabilitacji (prywatnie), urologa (prywatnie) – jak widać samych specjalistów. Pomijam lekarzy rodzinnych. Wtłoczyłem też w siebie kilkadziesiąt zabiegów w gabinetach fizykoterapii prywatnie na co mam dowód w postaci kwitu z kasy fiskalnej.

Mimo tej dawki skomasowanej erudycji lekarskiej, kiedy to nasłuchałem się różnych hipotez co do mojego stanu zdrowia a przy okazji dowiedziałem się, jak skandaliczne są próby obarczania lekarzy za konsekwencje jakichkolwiek pomyłek, mój stan napięcia jak był tak i pozostał.

Spać nie mogę, podobnie jak nie mogę zorientować się co w końcu mi dolega i sprawia tę kłopotliwą dysfunkcję

Szukam nadal odpowiedzi, ale co próbuję zasięgnąć jakiejkolwiek rady to natychmiast dowiaduję się, że najlepiej byłoby odwiedzić pana dr x - wybitnego specjalistę, który ponoć jest znakomity, bo za wizytę czyli 15 minutowe gadu gadu bierze 250zł.

Chyba, że chcę z rozdzielnika NFZ, ale tu najkrótsze terminy są w okolicy roku

A więc płacę i co się dowiaduję? Po pierwsze jak zbudowany jest człowiek, że kręgosłup mam na właściwym miejscu, nie ma więc mowy o styku z pęcherzem. Dowiaduję się, że mam świetny refleks jak na te lata, prawidłowe odruchy i błędnik też tam gdzie trzeba.
A poza tym imponujące poczucie równowagi itp. itd.

Po wydaniu dotychczas grubo paru tysiący zł na lekarzy i drugie tyle na lekarstwa, bo nie wierzmy w to że nasi lekarze przypisują leki najtańsze mój problem można by rzec... "stoi" w miejscu.

Zamiast epatować wypoczętym radosnym uśmiechem i świeżym okiem starszego pana, wyglądam jak dziadek wzwodek po tygodniu balangi. Specjaliści, których odwiedziłem (każdy razy X zł) uśmiechają się radośnie na mój widok, bo przecież nie ma dla nich lepszej fuchy niż zwodzenie i całkowita niekompetencja.

Nie wpadam oczywiście w święte oburzenie od czasu jak zobaczyłem w TV wywiad 
z młodą dziewczyną, której życie uratował i prawidłową diagnozę postawił dopiero pięćdziesiąty szósty lekarz i to w Niemczech bo zorientował się, że ma zakłóconą równowagę frakcji białka w organizmie.

Ale widzę światełko w tunelu. Mój zaprzyjaźniony stary farmaceuta przeglądając moje kolejne recepty powiedział - Panie Janeczku co oni za g... panu powypisywali, niech pan
z tym problemem idzie do kręgarza albo dobrego zielarza. I tak pewnie zrobię, z nadzieją że nie będą to kolejne randki tym razem „z wężem Eskulapa”.

Uff, dobrze, że w barku mam odrobinę koniaku.