JustPaste.it

Uczucia religijne - najbliższa intymność czy wyraz hipokryzji?

Uczucia religijne

najbliższa intymność czy wyraz hipokryzji?

 

autor: Damian Kupczyk

 

 

spacer.gif Opisywanie zagadnień związanych z uczuciowością religijną zawsze obarczone było ryzykiem i niebezpieczeństwem. Związane jest to z faktem, iż tożsamość religijna bardzo mocno wpisuje się w naszą własną ideologię życiową; co więcej, jest ona częścią pewnej spuścizny jaką otrzymujemy od naszych rodziców. Jest ona wynikiem takich mechanizmów społecznych jak imprinting1 czy indoktrynacja2. Mało kto podchodzi do własnej religijności w sposób świadomy i racjonalny, a co więcej przemyślany. Skąd zatem biorą się tak wielkie protesty, gdy łamane zostają uczucia religijne?

spacer.gif Najważniejszym i podstawowym zagadnieniem jakie trzeba rozważyć, aby zagłębić się w temacie uczuć religijnych jest ich podstawa bytowa czyli odpowiedź na proste pytanie czym są i skąd się biorą uczucia religijne? Już od dziecka zostajemy poddani procesowi socjalizacji i wychowania. Obok genów i środowiska jest to najważniejszy składnik tworzący to czym jesteśmy. W skład tego procesu wchodzi także proces indoktrynacji religijnej. Otóż w tym miejscu odpowiadam krytykom i religijnym apologetom, że proces indoktrynacji jest w naszym państwie jak najbardziej realny i świadomie rozpowszechniony. Od dziecka poddawani jesteśmy edukacji religijnej – która skupiona jest na liniowym pogłębianiu wiedzy religijnej w głąb własnego wyznania. W programach związanych z edukacją religijną dzieci czy młodzieży (program do nauki religii w szkołach w Polsce na mocy porozumienia między rządem a Kościołem Katolickim ustala nie ministerstwo edukacji, a Episkopat) pozbawione są zróżnicowania w treściach. Brak w nich tematów związanych z innymi wyznaniami i religiami. Moim zdaniem, używanie zbyt ogólnego nazewnictwa „religia” jest także elementem indoktrynacji, ponieważ dziecko uczy się przez imprinting wiązać słowo religia z „jedyną słuszną jakiej się uczyło – religią katolicką”. Mało dzieci wie, że istnieją odmienne poglądy na sprawy religijne, a kk jest jedynie jedną z wielu ideologii religijnych. Ktoś zapyta: „po co dziecku wiedza o innych religiach? Jest na to za małe.” Zgadzam się w 100%. Dziecku nie jest potrzebna wiedza o religiach, ale wiedza o istnieniu religii innych niż własna. Temat ten jest zapomniany w programie edukacji religijnej, lub jest realizowany zdawkowo. Dzieje się tak zarówno w szkołach podstawowych jak i gimnazjach czy szkołach średnich.

Kształcenie religijne daje negatywne skutki. Pisze to zdanie jako praktyk. W szkole często słyszy się, jak dzieci wyrażają się o dzieciach, które wychowywane są w innych ideologiach niż katolicka. Dzieci nie mówią: „nie chodzi na religię, bo wierzy w coś innego niż my”, lecz mówią: „nie chodzi, bo nie wierzy”. Nie wyznawanie tej samej religii co moja, staje się dla dziecka wystarczającym powodem, do odrzucenia ideologii innej i zaklasyfikowaniu „innowiercy” jako niewierzącego. Ta radykalna postawa zmienia się wraz z rozwojem dziecka, jednak pozostawia po sobie niewidzialne piętno. Nawet najbardziej zbuntowany nastolatek, odrzucający wszelkie wartości – odpowiednio sprowokowany stanie do walki o religię. Nie dzieje się tak z powodu jego wiary, ale jego uczuć religijnych.

W dzisiejszych czasach, przepełnionym wszelkimi łamaniami granic, bardzo często możemy spotkać się z sytuacją gdzie twórczość jednego człowieka obraża drugiego. Nergal drący Biblię, męskie genitalia na krzyżu, papież przygnieciony głazem, teledyski ośmieszające religijność i postacie czy to Boga czy świętych; a także książki Browna pełne intryg i kłamstw kościoła, oraz Harry Potter pełen magii i okultyzmu. Zawsze jak pojawi się ów wymysł twórczości, pojawią się i jego przeciwnicy. Jak mawiał nasz rodak gen. Piłsudski: „racja jest jak dupa… każdy ma swoją”.

Jadąc tramwajem nr 2 z Królowej Jadwigi na Ogrody, można w pewnym momencie zobaczyć napis na murze mówiący: „uczucia religijne, można obrazić tylko u ludzi głupich”. Jako osoba wierząca (nie jestem katolikiem) i praktykująca swoją wiarę, zgadzam się z tym stwierdzeniem. Nasze społeczeństwo złożone w większej mierze z katolików jest społeczeństwem o niskim poziomie wiedzy na temat własnej religijności. Brak tej wiedzy nie tylko nazwałbym ignorancją, ale także i głupotą. Ignorancją, ponieważ każdy może jeżeli tylko chce pogłębić swoją wiedzę o Bogu – zwłaszcza w dzisiejszym skomputeryzowanym społeczeństwie. Głupotą, ponieważ brak tej wiedzy sprawia, że narażają się sami na ośmieszenie, stając w obronie własnej wiary.

Przyglądam się zawsze z zaciekawieniem jak ludzie występują przeciwko aktom „obrażających ich uczucia religijne”. Często mam wrażenie, że osoby te, nie starają się bronić swojej wiary, nie starają się bronić własnego zdania, pewniej ‘nietykalności wyznaniowej’, a stają do walki o… o nic. Same nie wiedzą o co walczą, ale mają z tego dużą radość, ponieważ ich cecha osobowości domaga się uwagi i uznania. Dobrze zobrazować może to sytuacja związana z krzyżem w Warszawie. Tłumy szły demonstrować w obronie krzyża i tłumy szły demonstrować w celu jego usunięcia. Wszystko niby ok, zdanie każdy może mieć swoje i może chcieć go bronić, ale co gdy katolickich księży wyzywa się od „komuny”? Co gdy kościół mówi: „krzyż to nie nasza sprawa”? Gdzie kończy się owa obrona wiary, a zaczyna grupowa obsesja? Zauważmy, że zarówno potępianie jak i obrona w sytuacjach związanych z religią, nigdy nie odbywa się samodzielnie. Zawsze jest to grupa, która po pewnym czasie rośnie na sile, zyskując nowych zwolenników.

Mam także wrażenie, że obrona wiary często odbywa się w sposób nieprzemyślany. Podejmuje się ją niejako ‘z urzędu’. Mało jest w niej działań, które świadczyłyby o dojrzałości ludzi oraz o ich elementarnych znajomościach własnej wiary. Powoływanie się, że milczenie jest grzechem i trzeba reagować na zachowania, które szykanują, obrażają, ośmieszają sferę „sacrum”3 – są moim zdaniem – niezgodne z podstawowymi naukami Jezusa. W Ewangelii Mateusza 5, 38-40 czytamy: „Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko, ząb za ząb! A ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu: lecz jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu drugi.4 Mam wrażenie, że katolicy uwielbiają robić na złość własnemu Bogu. Myślę, że nie jestem osamotniony w moim myśleniu. Jezus mówił: „Mnie prześladowali i Was prześladować będą” oraz „kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień”.

Ludzie zapominają, ze największym sacrum w ich religijnym życiu jest Bóg; nie w postaci kawałka drewna, obrazu, Biblii, postaci czy czegokolwiek innego; ale we własnej postaci. Jak często stajemy w obronie krzyża, a nie zwracamy uwagi na obrazy Boga jakiej dokonujemy własnymi czynami. Zabawne przy tym jest to, że jeżeli ktoś nam wytknie błędy, to czujemy się urażenie, albowiem „jak on mógł?”.

Człowiek świadomy i człowiek posiadający wiedzę o swojej religii wie, że nie ma nic ważniejszego od doskonalenia samego siebie, naśladowaniu Jezusa, podążaniu Jego ścieżkami. Tracąc czas na niepotrzebne spory, robimy więcej zła niż dobroci.

Oczywiście nie można stać obojętnie. Bierni obserwatorzy to jak pisałem już w innym artykule jeden z elementów „powstawania tyranii”. Jednak nasza reakcja winna być w sposób merytorycznie dobrze przygotowana i uargumentowana dobrymi dowodami. „W pewnych sytuacjach nie jest ważny argument siły, lecz siła argumentu”.5

Ważnym jest też po wstrząsie jaki wywołuje w nas jakiś fakt obrażający nasze uczucia, a przed faktem podjęcia decyzji o jej obronie moment zastanowienia, wewnętrznego zbadania, co motywuje nas do podjęcia danego działania, oraz weryfikacja naszego życia pod względem naszych uczynków. Dziwne jest bowiem, gdy chrześcijanin złem zwalcza zło. Jeżeli w naszej walce, zostaniemy uznani za hipokrytę, to nie mamy dalej o co walczyć. Jezus pokonywał swoich wrogów tym, że nie mogli w Jego życiu znaleźć sprzeczności. Właśnie na takiej argumentacji powinna się opierać nasza obrona wiary.

Musimy zdać sobie sprawę, że nasze działania, choć czasem uznawane za nas za bardzo ważne i szczytne, są wynikiem naszego ego, naszej osobowości, która pragnie wyjść na zewnątrz, pokazać się; a należy „strzec się, aby uczynków pobożnych nie wykonywać przed ludźmi po to, aby nas widzieli”.6 Dlatego najpierw myślmy, a potem róbmy.