JustPaste.it

Szkoła demonów

Witam. Postanowiłem spróbować swych sił i napisać książkę. Jest to tylko początek liczę, że powiecie mi czy da się to czytać co powinienem poprawić i czy w ogóle warto abym pisał.

Witam. Postanowiłem spróbować swych sił i napisać książkę. Jest to tylko początek liczę, że powiecie mi czy da się to czytać co powinienem poprawić i czy w ogóle warto abym pisał.

 

Szkoła Demonów

 

--Już dobrze synu, nie ruszaj się – Polecił drżącym głosem policjant.

Spoglądam w dół i widzę te maleńkie punkciki nieświadome wydarzeń od których zależy ich istnienie.

Odwracam się za siebie i patrzę na tego przerażonego gliniarza, który wie a raczej, któremu wydaje się, że od niego zależy moje życie. Wystarczy jeden krok i czeka mnie ciekawy lot ze szczytu wieżowca aż do ziemi. Fakt, że nie mogę wyjść z tego cało jest oczywisty tak dla mnie jak i dla tego biednego faceta, który zapewne modli się abym nie skoczył. Różnica między nim a mną jest taka, że według niego to będzie mój koniec ale ja wiem, że to dopiero początek. Patrzę na niego i nic nie mogę zrobić jedyne na co mnie stać to uśmiech, delikatny serdeczny uśmiech i odchylam się do tyłu.

  --Nie!...—Słyszę jego przerażony krzyk. Przykro mi z tego powodu ale nie było innego wyjścia.

Czuję opór powietrza na plecach, to jest niesamowite jak zawsze w tych momentach zwalnia czas, masz w tedy go wystarczająco aby przypomnieć sobie całe życie, wszystkie dobre uczynki i te złe to co osiągnąłeś i to czego się nie udało. Spadam świadomy tego, że ziemia jest coraz bliżej wiem, że już nic nie poradzę czeka mnie spotkanie z chodnikiem.

Jeżeli chcesz się dowiedzieć jak się tutaj znalazłem, chcesz poznać powody dla których dzieją się niektóre rzeczy to zapraszam Cię w ciekawą podróż ale miej świadomość, że odwrotu nie będzie to jest bilet w jedną stronę i to czego się dowiesz może Ci się nie spodobać.

 

   Czternasta dwadzieścia trzy lekcja historii, śpię. Nauczyciel opowiada o maleńkim plemieniu o jego problemach i o tym, że nie istnieje ono od kilku stuleci. Właściwie to jeszcze nie śpię ale jestem na granicy jawy i snu. Patrzę przez okno na niebo próbując ujrzeć w chmurach jakieś ciekawe kształty ale prócz wielkiego naleśnika nic więcej nie mogę tam zobaczyć. Jest ładna pogoda, świeci słońce wreszcie przyszła długo oczekiwana wiosna, porzucam więc zabawę z chmurkami i stwierdzam, że kolejnej takiej lekcji, która mnie czeka nie przetrwam. Czekam więc do dzwonka, zbieram rzeczy i wychodzę ze szkoły.

  Piechotą do domu mam jakieś dwadzieścia minut normalnym tempem ale teraz idę znaczenie woniej, delektując się promieniami słońca i chwilowym poczuciem wolności. Zapowiada się zwyczajny dzień ale do czasu, do tego momentu gdy pojawia się Ona. Tego dnia zobaczyłem Ją po raz pierwszy. Siedziała na pagórku czytając jakąś książkę, miała nasunięty na głowę czarny kaptur spod którego wyłaniały się długie blond włosy, oczy za to strasznie ciemne, mroczne ale tym samym niesamowicie piękne. Kaptur był częścią długiego płaszcza luźnie spływającego z ramion Jej ku ziemi. Ubiór dosyć nadzwyczajny ale za to wyglądający tajemniczo i pięknie.

Po chwili zdałem sobie sprawę, że stoję w miejscu jak idiota i wypadałoby się przestać gapić. Nazwij mnie tchórzem może będziesz miał rację ale nie podszedłem do niej. Nie miałbym żadnych szans. Z moją posturą i pewnością siebie mogłem liczyć bardziej na zainteresowanie mną taboretu niż tej dziewczyny. Przynajmniej tak było wtedy do póki nie spotkałem jego…

    Jak zwykle po kłótni z Ojcem wychodziłem się przejść. Było około godziny dwudziestej trzeciej ale jemu nie przeszkadzało gdzie i kiedy jestem, im mniej mnie widział tym lepiej. Po śmierci matki mieszkałem z nim ale już nie długo bo został mi tyko rok do pełnoletniości. Tak więc idąc po mieście w stronę parku myślałem o niej o tej niezwykłej dziewczynie, którą chciałbym poznać gdybym żył w innej skórze. Wtedy jakbym miał mało kłopotów zobaczyłem grupkę ludzi zmierzającą w moją stronę. Z drugiej strony można się było tego spodziewać zważywszy na porę i miejsce ale nie ważne. Zwolniłem nieco i liczyłem na to, że zamierzają mnie tylko minąć ale wiedziałem, że tak się nie stanie. Grupa liczyła czterech ludzi w wieku ok. dwudziestu lat i zyskałem pewność, że idą do mnie gdy usłyszałem

--Ej Ty! Wspomóż nas jakimiś drobnymi—Powiedział jeden z nich.

--Wybaczcie chłopaki ale nie mam kasy—Odpowiedziałem drżącym głosem mając nadzieję, ze to wystarczy. Nie wystarczyło.

--Może jednak?—Powiedział drugi wyciągając nóż—Chyba, że ma m sam sprawdzić—Dodał

Wtedy zrobiło mi się naprawdę ciepło gdy zdałem sobie sprawę, że pobicie to jedno ale wystarczy, że on mnie tylko dźgnie i może zabić. Dałbym mu wszystkie pieniądze tyle tylko, że nie miałem przy sobie nic. Zacząłem się rozglądać nerwowo za jakimś przechodniem, który byłby na tyle głupi aby się wtrącić albo chociażby zadzwonił na policję.

--Więc jak? Szkoda by było Cię zabijać—Powiedział ten z nożem.

  I wtedy to poczułem. Niesamowite uczucie jakby coś próbowało przejąć moje ciało i to skutecznie. Stałem się biernym obserwatorem, nie mogłem nic zrobić byłem więźniem we własnym ciele. Nigdy w życiu nie doświadczyłem niczego podobnego, to co się ze mną działo mogę śmiało nazwać opętaniem. Byłem przerażony, gdybym „Ja” i moje ciało było dalej jednością to narobiłbym w gacie. Ale przez ten czas nie należało ono do mnie. Gdy ten „proces” się zakończył to wtedy się naprawdę zaczęło dziać.

Ja a raczej to co mną kierowało podniosło głowę i spojrzałem głęboko w oczy temu z nożem. Na twarzy czułem jak maluje mi się pogard dla tego osobnika. Wtedy ktoś powiedział

--Tak słaby, tak próżny, tak żałosny—Słowa cedzone z pogardą jak sobie później zdałem sprawę przeze mnie. 

Osobnik z nożem w ręce widocznie poirytowany powiedział wymachując nożem

--Coś Ty powiedział? Zaraz Ci pokroję to pyskatą buźkę—Powiedział ze złością i się zamachnął

W ułamku sekundy złapałem a raczej to coś we mnie złapało rękę napastnika i rzuciło nim kilka metrów w bok. Reszta jego kumpli się nico cofnęła przerażona ale jeden odważniejszy podszedł lekko wyciągając metalowy pręt. Nie pamiętam kiedy do niego podszedłem i czy w ogóle podchodziłem wiem, ze się jakoś znalazłem tuż przy nim i jednym uderzeniem złamałem mu trzy żebra. Po prostu to czułem a nawet chyba słyszałem jego pękające kości. Po tym akcie dwójka pozostałych uciekła zostawiając kolegów a po chwili ten z nożem też się pozbierał i uciekł.  Odwróciłem się od leżącego na ziemi i płaczącego jak dziewczynka faceta odchodząc spokojnie.

   Obudziło mnie szczekanie psa sąsiadów. Poszedłem się umyć przypominając sobie dziwny sen i omal nie dostałem zawału gdy z bólu w ręce upuściłem szczoteczkę do zębów. Fioletowe kostki to znak albo, że walnąłem przez sen w coś twardego albo…lepiej trzymajmy się pierwszej wersji.  Poza tym nie trudno w tą pierwszą uwierzyć  bo w tej kwestii z drugą już jest większy problem.

  Idę do szkoły, zastanawiając się czy nie chciałbym aby to była prawda. Sama pomysł, że coś niesamowitego, fantastycznego mogłoby dotyczyć właśnie mnie.

    Siedziałem na lekcji, przy oknie gapiąc się przez nie i wtedy zobaczyłem ją po raz drugi. Szła a raczej płynęła tak delikatnie i swobodnie.  Ta dzika pewność siebie jak gdyby cały świat należał do niej i gdy tak sobie płynąc już miała zniknąć za sąsiednim budynkiem odwróciła głowę i spojrzała centralnie na mnie! Dzieliło nas kilkadziesiąt metrów ale jestem pewien, że patrzała na mnie i pomimo tej odległości tak mnie zmiażdżyła tym spojrzeniem, sprawiła, że zbrakło mi tchu i zjechałem na ławkę chowając się za parapetem. Moje oczywiste pytanie co ona tu robi? Uczy się? Nie przecież jest połowa roku i w ogóle to nie miało sensu. Oj w jakim byłem błędzie…

    Przerwa na dworze idealny czas na samotne siedzenie w cieniu drzewa i nic nierobienie w samotności.

--Cześć—Spokojny pewny siebie głos. Obracam głowę i widzę chłopaka w moim wieku i powiem tak nie wiem czy on był przystojny po prostu jakbym miał wybór tak bym chciał wyglądać. Rozglądam się aby mieć pewność, że do mnie mówi i wygląda na to, że tak więc

--Cześć—Odpowiadam.

--Jestem David. Jestem nowy w tej szkole i nie ogarniam wszystkich klas. Możesz mi powiedzieć gdzie jest piętnastka? Mam tam historię—Powiedział chłopak.

--Jestem Aron. Historia... Polecam wziąć coś do czytania albo poduszkę na tą lekcję. Piętnastka to magiczna sala ukryta na parterze obok schowka na szczotki.—Odpowiedziałem Davidowi.

--Dzięki. Zabawny jesteś Aronie---Powiedział i nie wiem dlaczego stwierdziłem, że to jest trochę dziwne.

Chciałem coś powiedzieć ale właśnie zobaczyłem ją po raz trzeci. Szła jak to ona płynnie i lekko w tym swoim płaszczu dzięki, któremu wyglądała jak jakaś mistyczna bogini. Nie szukaj sensu w moich słowach opisuję Ci co czułem patrząc na nią.

--Znasz ją?—Spytał David.

Jego pytanie sprowadziło mnie z powrotem na ziemie

--Co? Nie, nie znam—Odpowiedziałem.

--Ładna—Stwierdził i zapytał—Chcesz Ją poznać?

Zaskoczył mnie tym pytaniem i zaskoczony byłem faktem, że nie znałem odpowiedzi. Ona była czymś niesamowitym pragnąłem być blisko niej ale taż działała na mnie jak kryptonit na supermana. Jak miałbym się do niej odezwać to bym chyba zemdlał. 

Chciałem powiedzieć coś inteligentnego i powiedziałem

--No.

--No to chodź—Powiedział David.

--Co? Jak? Teraz?—Zabił mnie tą propozycją.

--No a kiedy? Chodź—Powiedział tym irytująco spokojnym tonem.

Nie chciałem wyjść na mięczaka przy nowo poznanym koledze więc wstałem.

Nieznajoma siedziała na trawie w cieniu innego drzewa. David szedł swobodnie a ja się niemalże cały trząsłem potykając o własne nogi.

Nim zdążyliśmy do niej dojść podszedł tam jakiś model z przerośniętym bicepsem i ego.

--Widzisz ktoś nas ubiegł, trudno spadajmy—Zagadałem do Davida.

--Chodź—Odparł.

--No co Ty nie widzisz, że ten laluś nas ubiegł? Przepadło—Naciskałem.

--Chodź—Powtórzył.

Znam człowieka kilka minut a już go nienawidzę. Ale idę.

Uwaga zbliżamy się do nich. Laluś coś do niej mówi a ta wyraźnie go ignoruje po chwili nie odrywając wzroku od książki mówi

--Spadaj

David odwraca się do mnie

--Dziękujmy światu za takich kretynów

Laluś dalej coś do niej mówi  i odzywa się David

--Za pierwszym razem nie dosłyszałeś?

Laluś się prostuje się pokazując, że jest dwa razy większy od nas

--Spływaj młody—Mówi agresywnym tonem

--To polecenie chyba dotyczyło Ciebie—Odpowiada David tym cholernym spokojnym tonem.

Zaraz nas tu facet pozabija ale żeby tego było mało

--Spadaj stary bo nie mamy czasu na Ciebie. Kolega ma sprawę do tej Pani a Ty przeszkadzasz. Zaufaj mi nie chcesz aby się zdenerwował prawda Aronie?—Dodał David podpisując na mnie wyrok

--Mhm—Tylko tyle zdołałem powiedzieć.

Wielkolud już się zaczął zbliżać kiedy jakiś kumpel go zawołał.

--Masz szczęście młody, że teraz nie mam czasu ale jeszcze się spotkamy—Powiedział i odszedł. Pięknie przez cały czas wydałem z siebie tylko jeden dźwięk a to monstrum już chce mnie dopaść.

Zadzwonił dzwonek.

Spojrzałem na nią i już od razu poczułem jak tracę równowagę i zaczynam się ślinić.

--Cześć jestem David a to jest Aron—Przedstawił nas.

--Nicole—Aksamitny dziewczęcy głosik.

--Miło Cię poznać Nicole. Teraz musimy iść na lekcję ale wierzę, że się jeszcze spotkacie—Powiedział David. Moment powiedział „spotkacie”? Widać było , że ona się nigdzie nie wybiera i skorzystałbym z okazji, że jest tam David by ją bardziej poznać ale on miał chyba inne plany. Zaufałem mu, wtedy po raz pierwszy mu zaufałem.