JustPaste.it

Dwie katechezy

moja religijna edukacja

moja religijna edukacja

 

bbede53031a1a644cd8e011a98cb3d51.jpg


Zaczęła się tak jak u każdego dziecka. Chodziłem więc grzecznie na religię. Moja katechetka była siostrą zakonną. Surowa, władcza, nie znosząca sprzeciwu dama. Uczyłem się pilnie pacierzy i wszystkiego co nam przekazywała. Pewnego dnia jednak doszło do konfliktu. Jeden z uczniów zapytał ją o loty kosmiczne. Siostra autorytatywnie stwierdziła, że to jest niemożliwe. Jako argument przytoczyła to, że Pan Bóg nigdy nie pozwolił by sobie na to, aby ktoś hałasował mu pod oknami. Niebo to dom Pana Boga. Loty kosmiczne to propaganda, kochane dzieci, nie wierzcie w to. Gdyby coś takiego miało miejsce Bóg strącił by takiego
śmiałka natychmiast. Kto z was pozwoliłby sobie na hałas pod oknem?

 Miałem wtedy ok. 10 lat. Moje zainteresowania były jednak już dosyć silnie ukształtowane, za sprawą mojego ojca, pasjonata techniki i nauki. Prenumerowałem więc czasopisma i czytałem od dechy do dechy. Kosmos pozbawiony jest powietrza, a więc nośnika dźwięku. Nic nie może zatem tam  hałasować. Podzieliłem się z siostrą swoją wiedzą. Siostra wpadła w furię. Wyszło na to, że tak nie jest. Powietrze powietrzem, a Bóg, Bogiem i nie pozwoliłby i koniec dyskusji. Siostra była ode mnie większa dwa razy, a ważyła z 5 razy więcej. Argument siły, wzrostu i wagi przeważył, siła mojego argumentu nie miała z nią szans. 

Wyrzuciła mnie i kazała przyjść z rodzicami. Na następną lekcję religii poszliśmy we dwójkę. Ja i mój ojciec, który podzielił moją opinię.  Nie ma powietrza, nie ma hałasu. Siostry jednak nie sposób było przekonać. Wiedziała lepiej, ojciec dowiedział się, jakim jest ojcem.  Nie dość, że źle wychowuje syna to jeszcze nadwyręża jej, to znaczy siostry autorytet i to przy niewinnych dzieciach. Bóg nie pozwoliłby i basta.  Ojciec był prowodyrem, nieukiem i ateistą, który szkaluje Boga i ją, głęboko wierzącą i oddaną siostrę. Bitwę na argumenty przegraliśmy. 

Rodzice zostawili mi decyzję co do losów dalszej mej religijnej edukacji. Wybrałem poglądy "Młodego technika" i innych czasopism. Na religię nie musiałem chodzić, więc nie chodziłem. Siostry Jolanty już też w życiu nie widziałem. I nie żałuję. Potem z religią róznie bywało. Chodziłem i nie chodziłem. 

Kiedy już byłem dorosły (miałem ok. 20 lat) spotkałem kolegę. Okazało się, że szedł na ...religię.
- Chodź, zobaczysz jaki fajny ksiądz.


Sceptyczny byłem niesłychanie, ale poszedłem. Salka katechetyczna była pełna młodych ludzi, płci obojga. Nie wszyscy się mieścili. Nie było krzeseł. Część stała na korytarzu. Po chwili przyszedł starszy ksiądz. Niczym szczególnym się nie wyróżniał. 
Zajęcia trwały z półtorej godziny. To było przeżycie. Poza krótką modlitwą przed i po zajęciach, nic ze świetoszkowatości, tanich moralitetów, napomnień, zakazów, nakazów, piekle, diable. Rozmowa z młodymi ludźmi o ich problemach, rozterkach, wątpliwościach. Ksiądz uważał to za coś zupełnie normalnego, ba, dziwne jego zdaniem byłoby, gdyby tak nie było. Żadnego nawracania, narzucania. Przeciwnie. Dowiedziałem ię, że każdy musi sam dojrzeć do określonych decyzji, w tym i do wiary. Nie ma nic gorszego od wiary narzuconej, zwłaszcza poprzez strach. Wiara musi wypływać z naszego wnętrza, z przekonań, z potrzeby. Wtedy jest dopiero pełna i wartościowa. 

Nie było tematów tabu. Rozmawiał o wszystkim. O miłości, w tym tej fizycznej, bez skrępowania. O odpowiedzialności z tym związanej za tę drugą osobę i te następne, które mogą być tej miłości konsekwencją. O przyjaźni, lojalności, uczciwości, kłamstwie i jego rodzajach. O moralności, ale bez tanich chwytów, o podejmowaniu decyzji w sytuacjach moralnie niejednoznacznych. Nie jest tak, że zawsze wiemy co jest dobre, a co złe.

Zawsze powtarzał: "jeśli nie wiesz jak się zachować, wtedy zachowuj się po prostu tak, abyś nie musiał się potem wstydzić przed samym sobą".

Jego luźne wykłady cieszyły się tak ogromnym powodzeniem, że komunistyczne władze ponoć wymusiły przeniesienie go innej parafii. Spotkania się skończyły.

Był kapelanem młodzieży akademickiej, ale jego zajęcia były otwarte dla wszystkich. Mimo, że wielu moich przekonań nie zmienił, (myślę, że nawet nie próbował) pozostał w mojej pamięci jako człowiek bardzo mi bliski. Mądrość i dobro, głupota i zło przeplatają się, nie znają granic, są niezależne od religii, światopoglądu, wiedzy i wykształcenia.