JustPaste.it

My i ktoś jeszcze - czy jesteśmy sami w kosmosie ?

Oto fragment jednego z moich esejów naukowych (o ile można to tak nazwać). Opisałem w nim jaka jest szansa na to, że życie istnieje gdzieś poza Ziemią. Zapraszam.

Oto fragment jednego z moich esejów naukowych (o ile można to tak nazwać). Opisałem w nim jaka jest szansa na to, że życie istnieje gdzieś poza Ziemią. Zapraszam.

 

  Ogrom wszechświata nie jest czymś, o czym ktokolwiek z nas byłby w stanie płynnie pisać, mówić, czy choćby myśleć. Chyba każdy patrzył kiedyś w niebo i zastanawiał się „Co tam jest ? Gdzie to się kończy ?”. Niezwykle fascynujące jest moim zdaniem to, że wiedza prostego człowieka, który zadziera głowę w bezchmurną noc jest warta tyle samo, co wiedza ogromnych organizacji badających kosmos od kilkudziesięciu lat, tzn. – nie stanowi nawet drobnego ułamka tego, co możemy się dowiedzieć  o wszechświecie. Zaawansowana technologia, skomplikowana maszyneria, setki tęgich głów i lata spędzone z nosami w książkach wciąż nie umożliwiają rasie ludzkiej choćby wyściubienia nosa z jaskini i wejrzenia w to, co jest poza nią. Cała nasza wiedza o tym, co jest poza naszym Układem Słonecznym opiera się bowiem na zdjęciach, obliczeniach i przypuszczeniach. Potężne teleskopy umieszczone na orbitach wysoko nad powierzchnią Ziemi umożliwiły nam wgląd w głąb pobliskiej przestrzeni kosmicznej, co nie zmienia faktu, że proporcja tego, co wiemy i potrafimy udowodnić, do tego, co wciąż owiane jest tajemnicą jest przytłaczająca. Jaka jest szansa na to, że gdzieś w innym zakątku kosmosu, inna inteligentna i stosunkowo rozwinięta cywilizacja zadaje sobie te same pytania ? Jedynym sposobem, aby przybliżyć nam tą wiedzę jest wykonanie prostych obliczeń i kontemplacja nad ich wynikami.

  Wszechświat zawiera wiele gwiazd, a logika podpowiada, że w pobliżu każdej z nich znajduje się tzw. pasmo złotowłosej, czyli idealna odległość do istnienia szeroko rozumianego życia (odległość, w której nie jest ani za zimno, ani za gorąco, co daje możliwość istnienia wody w ciekłym stanie skupienia). Przeszukałem kilka stron internetowych w poszukiwaniu przybliżonej, szacunkowej liczby galaktyk i wiadomości na ten temat są raczej rozbieżne. Liczby te zwykle wahają się miedzy 150 miliardami, a 500 miliardami. Aby zachować rzetelność moich obliczeń uśrednię tą liczbę, co da nam około 325 miliardów galaktyk. Nasza galaktyka, Droga Mleczna liczy szacunkowo od 200 – 400 miliardów gwiazd. Aby sprawiedliwości stało się zadość tą liczbę również uśrednię, co da nam liczbę 300 miliardów. Zdaję sobie sprawę z tego, że galaktyki nie są zawsze tych samych rozmiarów, jednak podawanie naszej, ojczystej jako przykładu i rozbudowanie przyszłych obliczeń na jej przykładzie (przy uśrednionych liczbach) wydaję mi się uczciwe. Po dokonaniu obliczeń na kolosalnych liczbach (325 miliardów * 300 miliardów) wiemy już, że we wszechświecie istnieje około 975 000 000 000 000 000 000 00 (trylionów) gwiazd. Pamiętajmy, że cały czas bazujemy na liczbach szacunkowych i uśrednionych. W rzeczywistości może ich być o wiele więcej. Gdyby zastosować proporcję, która ma miejsce w naszym układzie słonecznym musiałbym pomnożyć tą liczbę przez kolejne 8 (przybliżoną liczbę planet, które mogłyby orbitować wokół owych gwiazd), ale myślę, że zabieg taki sprawiłby, że moja praca stałaby się nieczytelna (o ile już tak się nie stało), więc go sobie daruję. Po prostu założę, iż w pobliżu każdej z tych gwiazd istnieje planeta, która znajduje się w we wspomnianym już paśmie złotowłosej. Oznacza to, że planet, na których mogłoby wyewoluować życie jest dokładnie tyle samo, co gwiazd (975 trylionów). Nie mam zamiaru ślepo twierdzić, iż na każdej z nich istnieje życie oraz w to, że faktycznie każda z tych planet nadaje się do zamieszkania przez żywe organizmy. Powiem więcej – mam zamiar pójść na rękę sceptykom i znacznie uszczuplić ich liczbę, poprzez następujący zabieg. Załóżmy, że we wszechświecie miał miejsce niesłychany zbieg okoliczności i tylko dookoła jednej na tysiąc gwiazd orbituje planeta w paśmie złotowłosej. Oznacza to, iż wyżej wymienioną, kolosalną liczbę należy podzielić przez tysiąc. W wyniku otrzymamy liczbę 975 biliardów planet. To nie koniec. Załóżmy, że natura spłatała nam figla i tylko na jednej z tysiąca planet znajdujących się w odpowiedniej odległości od gwiazdy są warunki (np. odpowiedni skład atmosferyczny) do istnienia życia. Dokonujemy kolejnego podziału i otrzymujemy liczbę 975 bilionów planet. Ale nie ! Sceptyczni ludzie dalej rzucają nam kłody pod nogi, twierdząc, iż „nawet jeżeli planeta jest w odpowiedniej odległości od słońca i jest na niej atmosfera taka, jak na Ziemi, to i tak nie znaczy, że istnieje na niej życie.” Dobrze, może i macie rację, dlatego dokonam kolejnego dzielenia. Załóżmy, że tylko na jednej z tysiąca takich planet pojawiły się prymitywne formy życia. Po dokonaniu obliczeń możemy zacząć mówić, o liczbie 975 miliardów planet, na których istnieje życie w formie roślinnej i zwierzęcej. „To wciąż nie oznacza, że gdzieś we wszechświecie istnieje cywilizacja tak rozwinięta, jak my !’ – mówią sceptycy. Dobrze, niech i tak będzie. Dokonajmy kolejnego podziału zakładając, że tylko na jednej na tysiąc takich planet żywe organizmy po miliardach lat egzystencji ewoluowały do inteligentnych form życia. Oznaczałoby to, że we wszechświecie istnieje 975 milionów rozwiniętych i inteligentnych, wysoce zaawansowanych cywilizacji, które dokładnie tak, jak my starają się (a może już im się to udało) skontaktować z życiem spoza ich planety. Chcecie wiedzieć ile to właściwie jest te 975 milionów ? Prosty przykład – gdyby jeden człowiek chciał policzyć do tej liczby wymawiając jedną liczbę na sekundę non stop, zajęłoby mu to 32 lata. Pragnę i muszę podkreślić, iż cały czas bazujemy na liczbach uśrednionych, co oznacza, że rzeczywista liczba takowych cywilizacji może być znacznie większa. Spójrzmy prawdzie w oczy – po zapoznaniu się z moimi obliczeniami nie jest kwestią wiary i przekonań to, czy wierzymy w życie poza ziemią, to najzwyczajniej w świecie kwestia logiki i zdrowego rozsądku. Tylko człowiek niespełna rozumu w takiej sytuacji dalej upierałby się, iż w niewyobrażalnie wielkim kosmosie tylko nasza mała planetka tętni życiem. Dlaczego w takim razie ani razu nie widzieliśmy, ani nie słyszeliśmy obcych ? Odpowiedź jest zgoła prosta – mimo, iż potencjalna liczba rozwiniętych cywilizacji jest porażająca, wciąż jest ona niczym w porównaniu z ogromem wszechświata, a szansa na to, że dwie niezwykle rozwinięte cywilizacje (zdolne do podróży międzygwiezdnych) przypadkowo wpadną na siebie, bądź wysłane przez drugą stronę sygnały jest dramatycznie niewielka. Niepocieszającym jest również fakt, iż bez względu na to, jaką prędkość byłyby w stanie osiągnąć statki budowane przez ludzi nigdy nie umożliwią nam one dostania się w pobliże gwiazdy innej, niż Słońce. Dlaczego tak ? Już tłumaczę : zgodnie z teoriami autorstwa Alberta Einsteina obiekt, o masie dodatniej nigdy nie będzie w stanie osiągnąć prędkości wyższej, niż prędkość światła, która w próżni wynosi (w przybliżeniu) 300 000 km/s. Nawet przy niezwykle optymistycznym założeniu, że rasa ludzka kiedyś stworzy napęd umożliwiający nadanie promowi kosmicznemu prędkości zbliżonej do prędkości światła, to i tak zda nam się to absolutnie na nic. Napęd taki pozwoliłby nam na dokładną eksplorację naszego układu słonecznego, ale nic poza nim, gdyż podróż (z niezwykłą prędkością, o której przed chwilą wspomniałem) do najbliższej nam gwiazdy (nie licząc Słońca), zajęłaby ponad 4 lata, a to dopiero początek … Dotarcie do Syriusza, najjaśniejszej gwiazdy na naszym niebie zajęłoby prawie 9 lat. Kanopus zaś, czyli druga najjaśniejsza gwiazda znajduje się 310 lat świetlnych od nas. Przelot z jednego krańca naszej galaktyki na drugi – 100 000 lat, a Galaktykę Andromedy (czyli nam najbliższą) osiągnęlibyśmy za … 2 500 000 lat. Wychodzi więc na to, że nie ma dla nas nadziei na jakiekolwiek zbliżenie z obcymi. Ale czy to koniec możliwości ? Czy fizycy nie mają już żadnych asów w rękawie ? Wszyscy ludzie, którzy choć w drobnym stopniu zdają sobie sprawę z ogromu wszechświata pokładają nadzieję w tunelach czasoprzestrzennych, które umożliwiłyby nam dotarcie do bardzo odległych miejsc w stosunkowo krótkim czasie. Niestety – istnienie takich tuneli nie zostało nigdy udowodnione, stworzonych zostało jedynie kilka teorii i wzorów, które dopuszczają ich istnienie. Co więcej – technologia, którą obecnie dysponujemy nie umożliwia nam manipulowania czasoprzestrzenią i tworzenie takowych skrótów …

  Wygląda więc na to, że jesteśmy tu uziemieni. Przynajmniej na razie. Pozostaje tylko czekać i mieć nadzieję, że jakaś inna cywilizacja jest parę kroków przed nami, ma ochotę na poznanie nas i, co najważniejsze, nie ma złych zamiarów.

                                                                                                                                                                                              Autor : Tomasz Paź.