JustPaste.it

Dlaczego Egipcjanie tak chętnie uśmiechają się do dzieci?

Egipcjanie w Sharm El Sheikh, podobnie jak w innych kurortach wyjątkowo chętnie uśmiechają się do dzieci? Jaki to może mieć związek ze światową ekonomią?

Egipcjanie w Sharm El Sheikh, podobnie jak w innych kurortach wyjątkowo chętnie uśmiechają się do dzieci? Jaki to może mieć związek ze światową ekonomią?

 

widoczek hotelowy

Zauważyłem to od razu, na samym początku naszej wizyty na półwyspie Synaj w Egipcie. Najpierw poczułem przyjemne ciepło mimo późnej godziny przylotu (ok. 23.00 czasu miejscowego). Potem dałem się nabrać sprytnemu naciągaczowi, który rzucił pytająco nazwę naszego biura podróży i kiedy potwierdziłem skinieniem głowy niemal wyrwał mi walizki i zaciągnął je 30 kroków w kierunku czekającego na nas autokaru, domagając się w zamian napiwku – czyli bakszyszu. Co miałem zrobić? Dałem mu jednego dolara na odczepnego i wtedy zrozumiałem sens przestróg przed nachalnością ulicznych usługodawców i sprzedawców.

Jednak zarówno na upał, jak i na głód dolara albo euro byłem dobrze przygotowany. Piszą o tym poradniki, mówią ci, którzy odwiedzali już egipskie kurorty. Pierwszą moją własną obserwacją, której się nie spodziewałem i nie oczekiwałem, było odkrycie, że Egipcjanie z wyjątkowym entuzjazmem uśmiechają się, zagadują i zaczepiają na różne sposoby dzieci. Stroją śmieszne miny, udają bociana, pytają (po polsku) „jak się masz?”, życzą „dobrego dnia”. Talenty językowe Egipcjan to kolejne zaskoczenie. Dużo o tym słyszałem sądziłem jednak, że znajomość tak egzotycznych dla miejscowych języków jak polski ogranicza się do kilku najczęściej używanych zwrotów: „dobra cena”, „okazja”, a nawet „dobra, dobra zupa z bobra, z wieprza jeszcze lepsza” i nie całkiem dokładnie, ale naprawdę nieźle wyrecytowane „chrząszcz brzmi w trzcinie, w Szczebrzeszynie”. I pewnie w większości przypadków na tych powiedzonkach znajomość polskiego się kończy. Jednak są wyjątki. Z podziwem patrzyłem na drobnego, niewysokiego (nietypowo, bo większość Egipcjan to ludzie wysocy) mężczyznę, którego spotkaliśmy u wrót świątyni koptyjskiej w Sharm El Sheikh. Przedstawił się i powiedział, ze jest przewodnikiem, i mimo że byliśmy tylko we dwójkę ze śpiącym dzieckiem w wózku, zaproponował nieodpłatne oprowadzenie nas po świątyni i opowiedzenie jej historii. Zapytał czy ma mówić po rosyjsku, kiedy powiedzieliśmy, że jesteśmy Polakami, płynnie przeszedł na nasza mowę ojczystą i z niewielkimi tylko błędami opowiedział nam o tej wspaniałej budowli. Okazało się, że podobnie jak prawie całe miasto, jest to świątynia wybudowana bardzo niedawno. Wznoszono ją w latach 2000-2008, a potem przez dwa lata powstawały przebogate i piękne malowidła w jej wnętrzu. Nad całością prac dekoracyjnych we wnętrzu czuwało dwóch egipskich artystów plastyków w asyście kilkunastu pomocników.

Kiedy nasz przemiły przewodnik skończył swoją opowieść, bardzo uprzejmie się z nami pożegnał i przeprosił, że już musi odejść, ale właśnie pojawiła się grupa Niemców, którym w ich ojczystym języku zaczął opowiadać o świątyni. Trzeba dodać, że bez problemu odpowiadał na różne pytania i to nie tylko dotyczące samej budowli. Widać było, że zna języki nie tylko w stopniu pozwalającym na opowiadanie o jednym obiekcie sakralnym, lecz na tyle dobrze, że może swobodnie rozmawiać o różnych sprawach.

Snując rozmaite rozważania na temat wpływu słońca, które jak wiadomo podnosi poziom serotoniny i innych substancji ważnych dla funkcjonowania naszego mózgu, na zdolności językowe i ogólną inteligencję, jednocześnie powiększałem swoją kolekcję zaobserwowanych przypadków wyjątkowo serdecznego i żywiołowego reagowania Egipcjan na obecność dzieci. Jako dumny ojciec wyjątkowo uroczej dwulatki chętnie sobie te reakcje tłumaczyłem wdziękiem małej blondyneczki, który na śniadych Egipcjanach musi przecież robić piorunujące wrażenie. Czułem jednak, że chodzi o coś więcej. W ich ruchach, gestach, słowach, w jakoś dziwnie poważnych uśmiechach i w spojrzeniach jednocześnie bliskich i odległych, patrzących na to, co wokół i jeszcze gdzieś w dal, była jakaś tęsknota, smutek, utajony żal, gniew i niecierpliwe oczekiwanie.

Wszystko wyjaśniło się niebawem. Jechaliśmy przez pustynię. Wokół góry i piasek. Raz na kilka albo kilkanaście kilometrów w polu widzenia pojawiało się jedno lub dwa niewielkie drzewa tego samego gatunku. Z podobną częstotliwością zjawiały się suche kępy jakiejś byliny albo małego krzewu. To wszystko jeśli chodzi o tzw. zieleń, a właściwie szarość, z której nieśmiało przebijała bladozielona lub jakby niebieskawa barwa. Od czasu do czasu mijaliśmy jakieś odległe niewielkie i biedne budyneczki z małymi oknami, w których najczęściej nie było chyba szyb. Przynajmniej tak to wyglądało z autostrady. Tu i ówdzie widać było małe grupki ludzi, także dzieci. W oddali ktoś jechał na wielbłądzie. W pewnym momencie zobaczyliśmy pasterza i stado owiec. Nie mam pojęcia jak w tych warunkach potrafią przetrwać ludzie i zwierzęta. Co innego przejść przez pustynię, co innego na niej mieszkać, hodować zwierzęta, budować domy, wychowywać dzieci. Jak na przykład na pustyni robi się pranie?

Rozmawialiśmy z naszym przewodnikiem. Studiował w Kairze. Po polsku mówił niemal bezbłędnie. Zarabia nieźle jak na warunki egipskie. Od niego dowiedzieliśmy się, że większość mieszkańców miejscowości Sharm El Sheikh, która na bazie niewielkiej osady rozkwita intensywnie od 1982 roku – od momentu ponownego przyłączenia półwyspu Synaj do Egiptu, przebywa tam w celach wyłącznie zarobkowych. Niestety ich dochody nie wystarczają na wynajęcie lub kupno mieszkania wystarczająco dużego i zapewniającego właściwe warunki dla całej rodziny, dlatego większą część roku spędzają samotnie, a tylko na święta i wakacje udają się np. do Kairu, gdzie jest ich dom i gdzie mieszkają ich bliscy. I na tym polega ciemna strona kurortów.

To prawdziwy raj na ziemi dla turystów. Wszędzie palmy i kwiaty, wspaniała zieleń i intensywność barw wyrasta w jasnych promieniach i wielkim blasku słońca, dzięki stałemu nawadnianiu. Baseny z ciepłą wodą, sauny i łaźnie, masaże, jedzenie i picie, a nade wszystko wspaniała rafa i plaże, niewiarygodnie przejrzysta woda oraz widok na mieniące się odcieniami błękitów i niebieskości morze, a także skaliste wybrzeże sprawiają, że chce się śpiewać z radości. Wszędzie komfort przepych i wygoda. Pokoje i korytarze wysprzątane. Jedzenie świeże i pachnące, zawsze dostępne. Nie trzeba robić zakupów, gotować, zmywać, bo ktoś robi to za nas. Cisi i skromni, grzeczni i niezawodni, niezwykle pilni i pracowici Egipcjanie z obsługi hotelowej są tak eleganccy i zręczni, że turysta czasami się przy nich czuje jak nieokrzesany i niezgrabny nosorożec. Aż dziw, że niektórzy z przekonaniem twierdzą, że Arabowie to leniuchy i brudasy. Strasznie głupie i absurdalne są stereotypy. Najgorsze świadectwo wystawiają sobie ci, którzy je powtarzają bezmyślnie, a czasami z poczuciem nieuzasadnionej wyższości, lekko pogardliwie i gniewnie wytrząsają się nad ludźmi, którzy żyją w nieporównanie trudniejszych warunkach, mimo to z godnością, a nawet wdziękiem i jakimś nieokreślonym szlachectwem znoszą trudy swojej egzystencji. Wstyd mi za za Europejczyków kiedy słyszę podobne brednie.

Chciałoby się, aby ten raj na ziemi była rajem dla wszystkich. Niestety dzisiejsza ekonomia na to nie pozwala. Obecnie stosuje się wszędzie politykę zmniejszania kosztów i obniżania cen, zamiast dążyć do wzrostu dochodów i zamożności przeciętnego Kowalskiego tak, by ten mógł sobie pozwolić na większe wydatki. Próbuje się wmawiać nam, że to z powodu za krótkiej kołderki. To dlatego, że ciągle mamy za mało do podziału zdaje się pobrzmiewać w wypowiedziach ekspertów i neoliberalnych ekonomistów. Twierdzicie, że nie jesteśmy w stanie zaspokoić potrzeb społecznych, wy syci i zadowoleni z siebie kabotyni? No to przyjrzyjmy się kilku faktom. Wydajność produkcji przemysłowej wzrosła ponad dwustu krotnie w porównaniu z osiemnastym wiekiem, a w latach pięćdziesiątych XX wieku trzeba było pracować tydzień, żeby wytworzyć tyle dóbr, ile w pierwszej dekadzie XXI wieku produkowano przeciętnie w ciągu dwunastu godzin. Nowoczesne rolnictwo ekologiczne może zapewnić żywność w wystarczającej ilości i różnorodności nawet dla 12 mld ludzi. Gdzie się podziewa ten nadmiar bogactwa? Dlaczego produkujemy setki niepotrzebnych gadżetów, albo przedmiotów jednorazowego użytku zamiast urządzeń trwałych i potrzebnych? Dlaczego zyski z produkcji, handlu i usług koncentrują się w rękach nielicznych najbogatszych, którym już naprawdę jeszcze większe dochody do niczego przydać się nie mogą. W ilu można mieszkać pałacach i czy naprawdę warto posiadać tyle jachtów, że nawet nie pamięta się ich wszystkich?

Co to wszystko ma wspólnego z Sharm El Sheikh i jego mieszkańcami? Bardzo wiele. Gdybyśmy my Europejczycy byli zamożniejsi, stać by nas było na zapłacenie nieco wyższej ceny za wakacje w Egipcie. W konsekwencji, gdyby zatrudnionym w hotelach pracownikom przysługiwały należne im prawa, i mieli oni realny wpływ na zarządzanie przedsiębiorstwami, w których są zatrudnieni, ich pensje byłyby na tyle wysokie, że rodziny mogłyby w godziwych warunkach mieszkać i żyć tam, gdzie oni pracują i wszyscy byliby szczęśliwi. Tak niewiele potrzeba, możliwości techniczne są więcej niż wystarczające. Tylko chciwość i głupota ludzka stoją na przeszkodzie realizacji marzenia o szczęśliwym i zasobnym oraz bardziej sprawiedliwym i solidarnym świecie.   

Zapraszamy do udziału w kursach plastycznych i rozmowach na ciekawe tematy: www.ozdobnia.pl