JustPaste.it

Charles Baudelaire - "poeta przeklęty"

Nie zamierzał czarować czytelników swoimi wierszami.Chciał wstrząsać nimi do głębi i używał w tym celu wszystkich środków, jakimi rozporządza sztuka - i zrobił to ! zobaczcie !

Nie zamierzał czarować czytelników swoimi wierszami.Chciał wstrząsać nimi do głębi i używał w tym celu wszystkich środków, jakimi rozporządza sztuka - i zrobił to ! zobaczcie !

 

Niepotrzebny, nieśmiertelny ...

Kolebka moja stała gdzieś u drzwi biblioteki,

Gdzie dochodził mnie szept baśni, zgiełk powieści, rozpraw głos uczony,

I ze spiżowym tonem się mieszał ksiąg greckich i rzymskich (...)

Jak na dnie wieży Babel, sam, mały jak książka

Sam jeden pośród śpiewu kusicielskich głosów, do rozkoszy, szaleństwa, trwogi i do śmierci gotów.

alt


Taki mityczny obraz początków swojego życia tworzy Baudelaire w jednym z wierszy.

Poeta przyszedł na świat w 1821 roku w zasobnym domu w Paryżu, a jego ojciec, w owym czasie liczący sobie już 60 lat, był człowiekiem gruntownie wykształconym, oczytanym, przyjaźniącym się z ludźmi pióra i pędzla, z wybitnymi umysłami tamtej epoki. To po ojcu odziedziczył poeta miłość do książek, obrazów, antyków, które jak on usiłował potem gromadzić w swym mieszkaniu, w okresie kiedy krótko miał dostęp do większych pieniędzy. Niestety, ten wspaniały ojciec umiera, gdy Charles ma zaledwie 6 lat, a matka, Karolina Baudelaire, jest jeszcze dość młoda, aby powtórnie wyjść za mąż. Ojczym przyszłego poety, major Aupick, jest w niczym niepodobny do utraconego ojca.

Chłopiec traci teraz po części miłość matki, która swoje uczucia angażuje w nowe małżeństwo.  Krótkie chwile wielkiej z nią zażyłości będzie Charles wspominał po latach jako najpiękniejszy okres swego dzieciństwa, były to dni po śmierci ojca, gdy oboje mieli na świecie tylko siebie wzajemnie. Rodzinna katastrofa niewątpliwie zachwiała emocjami wrażliwego chłopca.

Musiał on opuścić dom przyjazny artystom i sztuce i poddać się surowej oficerskiej dyscyplinie, której hołdował ojczym. Już w jedenastym roku życia został umieszczony w ponurym internacie z dala od matki, wcześnie więc doświadczył tęsknoty i samotności. Mimo to długo był dzieckiem pogodnym, serdecznym synem, ambitnym uczniem, co podkreślają biografowie.
Gdy jednak rozpoczęły się kryzysy okresu młodzieńczego, charakter przyszłego poety uległ metamorfozie. Zuchwałe maniery, cyniczna postawa, ekstrawaganckie zachowania kilkunastoletniego chłopca, który w taki sposób mocował się ze sobą i światem kryjąc swoją wielką nadwrażliwość, bulwersowały nauczycieli i uczniów liceum.
Młody Baudelaire jest jednak uczniem wybitnie zdolnym i pomimo, że wyrzucono go ze szkoły, zdaje maturę.
Nie ma ochoty na studiowanie prawa i karierę dyplomaty, interesuje go poezja, chce dyskutować o literaturze i prowadzić swobodne życie towarzyskie. Major Aupick, w trosce o przyszłość pasierba, chcąc przeciąć jego kontakty z młodymi utracjuszami, wysyła go w podróż morską do Indii.
Charles ze swoim trudnym charakterem i amoralnymi poglądami, które rozgłaszał na lewo i prawo, znalazł na statku tylko wrogów. Opuszcza więc pokład już na wyspie Mauritius i wraca z ulgą w swoje środowisko. Potrzebuje swobody i pieniędzy. Wszystko to staje się dostępne w Paryżu 9 kwietnia 1842 roku. Baudelaire osiąga wówczas pełnoletność i wchodzi w posiadanie spadku po ojcu, wartego 75 tysięcy franków. Stać go wreszcie na życie prawdziwego dandysa. Mieszkanie mebluje ze smakiem, zdobi sztychami wartościowymi bibelotami, ubiera się wyjątkowo elegancko i wyszukanie.
Zawsze dbał o strój, teraz jednak dobiera elementy w sposób szczególnie wyrafinowany. Nosi specjalnie szyty frak i spodnie wąskie jak getry. Czasami dla kaprysu wkładał podobno na ów frak błękitną furmańską bluzę... Do 1844 roku Charles Baudelaire jest prawdziwym królem życia. Zna już Wiktora Hugo, Balzaca i Gerarda de Nervala oraz Teofila Gautier, któremu po latach zadedykuje swoje "Kwiaty zła". Prowadzi życie kawiarniano -artystyczne, pisze sonety, pije wino i dyskutuje zawzięcie o sztuce. Jest słuchany, podziwiany; jest wyjątkowy. Może sobie pozwolić na odrzucenie wszelkich konformizmów społecznych, wdać się w romans z Mulatką, Jeanne Duval, aktorką podrzędnych paryskich teatrzyków, która w dalszych latach będzie jego rozkoszą i przekleństwem.
Biografowie Baudelaire'a nie są zgodni co do roli, jaką owa kobieta odegrała w życiu poety. Jedni twierdzą, że była jego złym duchem, brzydka, głupia i chciwa; inni, że była piękna, dumna i bezinteresowna.
Sam poeta nigdy jej nie zapomniał, kochał ją i "w niej tylko znajdował odpoczynek". Wracał do niej po dramatycznych rozstaniach i do końca życia spieszył jej z pomocą. Napisał wiele wierszy, prawdziwych hymnów miłosnych, w których odbija się jej postać. Być może była to jedyna osoba na świecie, która, choć z pewnością go nie rozumiała, przyjmowała go takiego jakim był, pełnego sprzeczności: dobrego i wściekłego na przemian, silnego, mściwego i delikatnego, wrażliwego, cierpiącego. Matka Baudelaire'a nie mogła akceptować ani takiego stylu 'rycia syna, ani jego związku z ciemnoskórą aktorką.
Charles w dwa lata przepuścił połowę majątku! Rok 1844, kiedy to w wyniku rozprawy sądowej rodzina przejęła nadzór prawny nad finansami poety, stał się cezurą w jego życiu. On, dla którego wolność i niezależność stanowiły wartość największą, został potraktowany jak nieodpowiedzialny birbant, którego trzeba objąć kuratelą, aby ratować przed upadkiem. "Uwierz nareszcie w to - wołał w liście do matki - o czym nigdy chyba nie wiedziałaś, że naprawdę i na moje nieszczęście, nie jestem taki jak inni ludzie!" Uważał, że ów akt prawny złamał na zawsze jego życie.
Po miesiącach szarpania się w rozpaczy i nienawiści młody Baudelaire podejmuje nieskuteczną próbę samobójczą. "Zabijam się, bo jestem niepotrzebny innym - a niebezpieczny dla siebie samego" pisze w liście pożegnalnym 30 czerwca 1845 roku. Po latach w innej sytuacji powie: "zabijam się, bo czuję, że jestem nieśmiertelny". I dopiero te słowa będą wyrażały jego wewnętrzną najprawdziwszą prawdę. Reszta jego życia wygląda jak katalog porażek i klęsk.
Mieszkał kolejno aż w czterdziestu czterech mieszkaniach, nie mogąc nigdzie zagrzać miejsca, a w spadku po krótkiej jak błysk młodości pozostał mu syfilis, choroba, która niewyleczona niszczy podstępnie system nerwowy, skazując po latach na ogromne cierpienie i ciało i umysł. Ona to, wraz z narkotykami, które pozwalały mu i odgradzać się od rzeczywistości i przekraczać jej granice, oraz bieda, brak porządnego jedzenia, sprawiły,że jego organizm starzał się i słabł w bardzo szybkim tempie. Dandys? Wymuskany esteta, który chciał "nieustannie żyć i spać przed lustrem dążąc do doskonałości", zawsze na progu serca? Ten, który miał "od czasu do czasu egoistyczne Szczęście brać za włosy i wpychającego pysk w krew i plugastwo mówić: Oto twoje dzieło, masz, pij to teraz!" Sartre, który chętnie utożsamiał się z Baudelaire'em, ponieważ i on, straciwszy wcześnie ojca, żył z poczuciem wyobcowania i pustki uczuciowej nie dającej się niczym wypełnić, twierdził, że Baudelaire sam prowokował swoje nieszczęście, że zasłużył na taki los i taką śmierć.
Po latach powstało wiele rozpraw na temat choroby poety, jego narkotycznych doświadczeń i skomplikowanej psychiki. Jakie jednak mogą mieć dziś znaczenie te liczne potępienia złych wyborów życiowych i sadomasochistycznych skłonności autora "Kwiatów zła", skoro stworzył on poezję "nieustępliwą jak marmur i przenikającą jak mgła angielska"? Skoro przeprowadził poezję europejską od romantyzmu ku nowoczesności, kładąc jak most własne życie? Jest więcej niż pewne, że gdyby poeta Baudelaire był szczęściarzem i przyzwoitym Paryżaninem, nigdy by się to nie udało.
Był wściekły z nieszczęścia, miał poczucie, że żyje w piekle schyłkowej ludzkości, nigdy nie pokochany przez nikogo, kto byłby mu równy. Wewnętrznie napięty pomiędzy sprzecznościami, pyszny, pełen wzgardy, ironiczny, agresywny i zarazem umęczony poczuciem winy, grzechu; samotny, kryjący głęboko wstyd uczuć i wielką wrażliwość.
Poeta przeklęty.
Nie zamierzał czarować czytelników swoimi wierszami.
Chciał wstrząsać nimi do głębi i używał w tym celu "wszystkich środków, jakimi rozporządza sztuka".
Urywał w poezji prozaizmów, wulgaryzmów; pospolitych zwrotów na przemian z klasycznymi lub romantycznymi figurami stylistycznymi; przywoływał szlachetne mity i demoniczne, makabryczne obrazy z piekła rodem. Łączył słowa w całkiem nowe, odświeżające i magiczne kombinacje. Któż przed nim śmiałby powiedzieć: "oto wieczór czarowny, przyjaciel zbrodniarza"? Twierdził, że "poezja pokrewna jest sztuce malarskiej, kulinarnej i kosmetycznej przez swą umiejętność wyrażania wszelkich wrażeń słodyczy i goryczy, błogości i grozy".
Nadzwyczaj często używał słów abstrakcyjnych: Wieczność, Piękno, Duma, Nieśmiertelność i pisywał je wielką literą. Przykładał wielką wagę do muzyczności poetyckiej frazy. W trosce o brzmienie wielokrotnie poprawiał "nuty" swoich utworów. Przejęli to po nim symboliści.
Za uczniów Baudelaire'a uważali się Verlaine i Rimbaud, a Mallarme i Paul Valery mieli mu bardzo wiele do zawdzięczenia. To Baudelaire "uruchomił dla poezji wewnętrzną potęgę języka", wyzwolił wyobraźnię twórczą, którą uważał za "królową władz umysłowych", a sztukę wyjął spod prawa moralnego w tym sensie, że postawił ją poza dobrem i złem.
Chciał, aby uznano, iż poeta ukazując w wierszach brzydotę, upodlenie, grzech, przyczynia się do naprawy świata, bowiem budzi w czytelniku wstręt do zła. O "Kwiatach zła" mówił: "w tej książce okrutnej zamknąłem całe moje serce, całe uczucie, całą moją(zamaskowaną) religijność, całą nienawiść". "Kwiatów zła" nie przestawał pisać właściwie przez całe życie.
Najpierw długo ociągał się z ich opublikowaniem, precyzyjnie układał owe sto wierszy w dramatycznie uzasadnioną całość. Zarówno układ tekstów w książce jak i jej tytuł stanowiły dla niego rzecz pierwszorzędnej wagi.
Celebrował motta i dedykacje, do końca nie mając pewności co do kształtu i wartości tomu.
Gdy wreszcie książka ukazała się drukiem, Baudelaire miał już 36 lat (był rok 1857).
Natychmiast został zaatakowany przez wpływowych krytyków z "Le Figaro", potępiony przez tzw. opinię publiczną i zmuszony sądownie do wycofania sześciu najbardziej amoralnych utworów (m.in. "Leta" i "Przemiany wampira"), co pokornie uczynił, bo ów nieprzejednany nonkonformista przez całe życie nosił w sobie poczucie winy i nie zawsze miał dość sił, aby ponosić konsekwencje swego buntu. W następnym wydaniu (1861 rok) nie powtórzył już wierszy "potępionych", za to wzbogacił tom o trzydzieści pięć utworów nowych.Nieustannie pracował nad całością książki.
Baudelaire nie bardzo wierzył w tzw. natchnienie. Śmiał się, że zależy ono od solidnego jedzenia i regularnego siadania do biurka. Na jedzenie nie zawsze było go stać, a  codzienna praca literacka szła mu na ogół opornie. Nie pisał łatwo i zazdrościł płodnym autorom obfitego, różnorodnego dzieła. Sam napisał wiele fachowych artykułów o sztuce, tłumaczył i publikował opowiadania swego ulubionego amerykańskiego pisarza Edgara Poe, zebrał własne i cudze doświadczenia z narkotykami w "Sztucznych rajach", które ukazały się za jego życia, napisał też nie nadającą się do druku w całości "Biedną Belgię" - ponad trzysta stron krytycznych na temat kraju, w którym spędził ostatnie przytomne lata swego życia. Wszystko to jednak nie zadowalało go.Ostatecznie najważniejsza była poezja i do wielu utworów powracał wielokrotnie nie mogąc się z nimi rozstać, poprawiał je, uwyraźniał myśl,szlifował język - pracował w głąb wiersza, pragnąc osiągnąć doskonałość,ideał.
Dla poezji potrafił też latami uwodzić kobietę. Słał żarliwe listy do niejakiej Apolonii Sabatier, damy z towarzystwa, z której uczynił swą literacką miłość. Pisał: "Wyznam pani, że kiedy moja istota stacza się w noc wrodzonej złości i głupoty, gdzieś w głębi swoich marzeń widzi równocześnie panią. (...) Jestem egoistą, pani mi jest potrzebna".
Gdy jednak ona w końcu zechciała mu ulec, przeraził się i listownie szybko zakończył romans: "Jeszcze parę dni temu - pisał - byłaś bóstwem, co jest tak wygodne, tak piękne, tak nieskalane. A teraz jesteś kobietą!"Czyżby zadziałał mechanizm samozniszczenia? Może powstrzymała go świadomość zaawansowanej już choroby? Albo niegdysiejszy dandy o nieruchomym spojrzeniu, z grymasem goryczy na wąskich wargach, zagrał wszystko od początku do końca dla rozpalenia swych sonetów, a teraz był znużony i nieskory "do odnalezienia młodości"?
Przecież od zawsze gardził kobietami.
Budziły pożądanie, kusiły, dawały rozkosz i niszczyły, skłaniały do grzechu, były wcieleniem zła.
On nigdy nie uznałby, jak Musset, że miłość jest wszystkim.
A George Sand, w której ten tak bardzo się kochał, Baudelaire po prostu nienawidził, obdarzając ją najwstrętniejszymi epitetami. Kobieta myśląca? Taka w ogóle nie mieściła się w jego wyobrażeniu.

Do wszystkich nieszczęść Baudelaire'a trzeba więc dołączyć i to, że nie zaznał nigdy wtajemniczenia prawdziwej miłości i nie dany mu był uszczęśliwiający wgląd w światło świata przez bliską duszę...Na koniec niesiony odrazą do całej Francji i samo stwarzającym się gniewem, a także uciekając przed wierzycielami, znalazł się w Belgii.

Sam, z odrobiną nadziei na niewielką chociaż poprawę losu. Może odczyty? Może nowe wydanie "Sztucznych rajów"? Albo przygotuje dodruku "Paryskie spleeny", poematy prozą, które pisuje od dawna? Może będzie mógł znów tworzyć wiersze? I wróci, zamieszka z matką, dla której miał zawsze tyle skrywanej czułości (major Aupick od dziesięciu lat nie żyje). Może jego szczęście tli się gdzieś jeszcze, choć on deptał je wytrwale od wczesnej młodości..."Straszliwy ciężar czasu", który odczuwał zawsze, jest jednak teraz nie do udźwignięcia.
Depresja, lęki, okropne bóle żołądka, głowy i odrętwienia całego ciała uniemożliwiają realizację jakichkolwiek planów. Powtarzają się omdlenia, nie pomagają leki, narkotyki, ani alkohol. "Sam jeden pośród kusicielskich głosów, do rozkoszy, szaleństwa, trwogi i do śmierci gotów" -napisał niegdyś. Rozkosz i szaleństwo miał już za sobą. W marcu 1866 roku, podczas wycieczki, traci przytomność, doznaje paraliżu, traci mowę. W lipcu matka zabiera go do Paryża. Jego stan nie poprawia się już ani na chwilę.
Ostatnie dni Baudelaire'a... Jest wreszcie trochę sławny. Młodzi poeci francuscy, Verlaine i Mallarme uznali go za swojego mistrza; popijając absynt po kawiarniach recytują "Kwiaty zła". Chcieliby go poznać i wielbić osobiście. Ale on nie zaufał tej nagłej sławie jeszcze w Belgii, gdzie doniesiono mu o tym, gdy wydawało się, że ma przed sobą jeszcze jakąś przyszłość, jakiś czas...
Tyle lat pragnął, aby doceniono w nim genialnego poetę, aby go podziwiano i kochano. Nawet, krótko, łudził się, że przyjmą go do Akademii Literatury! Bluźnierca i gorszyciel...
Czy to, co napisał, w ogóle jest coś warte? Miał w pogardzie wszelkie laury, wszelkie ludzkie szczęście. Nic dobrego nie spotkało go w życiu, bo on sam tego nie chciał. Od lat żywił się tylko gniewem. Teraz, od miesięcy, leży w szpitalnym łóżku sparaliżowany, niezdolny wymówić ani słowa. Nikt nie wie, czy czuje cokolwiek; czy zawsze mu wierne: nieznośna tęsknota, gniewny smutek, dławiący ból istnienia odstąpiły już, czy też wciąż mają nad nim władzę.
Gdy przez okno otwarte na oścież w ciepłe sierpniowe południe wpadają dźwięki muzyki Wagnera, którą zawsze podziwiał, w oczach tego 46-letniego mężczyzny widać przez chwilę wzruszenie.
"Zabijam się, bo czuję, że jestem nieśmiertelny", tak napisał już dawniej, gdy wysiłkiem wyobraźni i za pomocą opium usiłował przekraczać czas i przestrzeń. Nie wierzył, że śmierć jest furtką, przez którą da się wyjść ze świata; czuł się na zawsze uwięziony w egzystencji. Ale oto, 31 sierpnia 1867 roku, przyszła wyzwolicielska śmierć i przerwała wreszcie ten "przerażający związek człowieka z samym sobą".
A nieśmiertelność okazała się lekką i upragnioną sławą poety, autora wiecznotrwałych "Kwiatów zła".


 Śmierć kochanków

alt
Zapachów lekkich pełne będą nasze łoża,
Łoża jak grób głębokie - a w środku komnaty
Będą dla nas w wazonach kwitły dziwne kwiaty,
Rozkwitłe pod jaśniejszym błękitem przestworza.
 
Wśród mdlejących upałów ich woni ostatnich
Dwa nasze serca będą jako dwie pochodnie,                             
Co odbiją swe blaski szeroko i zgodnie
W duchach naszych złączonych, tych zwierciadłach bratnich.
W mistyczny zmierzch, przez róże i błękity senne,
Niby łkanie przeciągłe, żegnaniem brzemienne,
Zamienimy jedynej błyskawicy lśnienie...
 
A potem drzwi otworzy lekka dłoń anioła,
Co radosny i wierny do życia powoła
Zamącone zwierciadła i martwe płomienie.
 
tłumaczenie Bronisława Ostrowska
 
 

Leta

 
Przyjdź do mnie, duszo głucha w okrucieństwie,
Boski tygrysie, potworze wspaniały,
Chcę, by się drżące me palce nurzały
W twych ciężkich, wonnych włosów grzywie gęstej.
 
Zbolałą głowę swą zagrzebać pragnę
W sukniach twych, co są pełne twojej woni,
Ażeby wdychać, niby kwiat w agonii,
Słodką stęchliznę miłości umarłej.
 
Chcę spać! Sen raczej milszy mi niż życie.
W śnie, co jest śmierci słodką zapowiedzią,alt
Będę twe piękne ciało lśniące miedzią
Pocałunkami okrywał w zachwycie.
 
Otchłanie łóżka twojego jedynie
Mogą pochłonąć mój lęk i westchnienia,
W twych ustach jest potęga zapomnienia,
Przez pocałunki twoje Leta płynie.
 
Odtąd zmieniwszy w rozkosz przeznaczenie,
Swojemu fatum uległy bez granic,
Męczennik korny, niewinny skazaniec,
Którego płomień podnieca cierpienie,
 
Ssać będę, by utopić swoje krzywdy,
Sok łagniewnicy i dobrą cykutę
Z twych ostrych, oszałamiających sutek,
Z piersi, co serca nie więziły nigdy.
 
tłumaczenie - Mieczysław Jastrun 
 

 

 Wzlot

 
Nad doliny, nad góry, jeziora i morza,97980b74c4bbbc6329a9be11ba2a2ba2.jpg
Nad chmury, poza kręgi słonecznych promieni,
Poza kres wypełnionej eterem przestrzeni,
Dalej niźli sięgają sferyczne przestworza,
 
Unosisz się, mój duchu, i lżejszy od tchnienia
— Jak doświadczony pływak niesiony na falach —
Nurzasz się w bezgranicznych i bezdennych dalach
Z samczą pożądliwością nie do wysłowienia.

Unieś się ponad ziemię owiniętą morem
— Duch tym czystszy się staje, im wyżej ulata —
I ogniem, który płonie w kielichu wszechświata,
Zachłyśnij się i upij jak boskim likworem.
 
Kres jałowym marnościom, kres wszelkim niedolom,
Pod których się ciężarem istnienie ugina;
Szczęśliwy ten, co skrzydła szeroko rozpina
Szybując ku świetlistym pozaziemskim polom!
 
Szczęśliwy, czyje myśli zdolne są do lotów,
Kto z chyżością skowronka wznosi się nad chmury
Na życie spoglądając z wysoka i który
Rozumie mowę kwiatów i niemych przedmiotów!
 
tłumaczenie - Wisława Szymborska 
 
alt

 Koty

 
Kochankowie namiętni i sawanci chłodni,
Kiedy czas ich dojrzewa, jednako sprzyjają
Pysznym kotom łagodnym, co mieszkań są chwałą,
Jak oni zasiędziałe u domowych ogni.
 
Przyjacioły nauki i lubieżnych chęci
W ciszę się pogrążają przez grozę ciemności;
Ereb gońców żałobnych dałby im godności,
Gdyby dumę swą służbie umiały poświęcić.
 
W zamyśleniu majestat mają niedościgły
wielkich sfinksów, co w głębi pustyni zastygły,
Jakby w wieczny zapadły sen odrętwiający.
 
Po ich lędźwiach rodzajnych płyną skry magiczne
I gwiezdnymi pyłami, jak piach migoczący,
Połyskują ich błędne źrenice mistyczne.
 
tłumaczenie - Artur Międzyrzecki 
 

 

 De profundis clamavi 

Jedynie, ukochana, błagam twej litości
Z głębi przepaści mrocznej, gdzie serce me kona!
Wszechświat to czarny, nad nim z ołowiu opona,
Tam przestrach i bluźnierstwo nurza się w ciemności.
 
Słońce bez żaru nad nim wznosi się pół roku, alt
Drugie pół roku ziemię okrywa noc czarna.
Jest to kraj bardziej nagi niż ziemia polarna;
Ni zwierza, ni zieleni, ni drzew, ni potoku!
 
I nie ma zgrozy większej, straszniejszej na ziemi
Nad zimną srogość słońca z blaski lodowemi
I ową noc bezmierną wiecznego chaosu.
 
Zwierzętom najpodlejszym zazdroszczę więc losu,
Bo sen je w odrętwiałość bezmyślną spowija:
Tak z wrzeciona się wolno nić czasu odwija!
 
tłumaczenie - Stanisław Korab Brzozowski 
 


 Odwracalność

 
Aniele pełen chwały, czy możesz znać ten lęk,fa5002dc63c76d0e6c0b2628775aafc1.jpg
Winę, wstyd, płacz, umieranie,
Niejasny koszmar tych okrutnych nocy
Które ściskają serce tak jak mnie się papier?
Aniele pełen chwały, czy możesz znać ten lęk?
 
Aniele pełen dobra, czy wiesz czym jest nienawiść,
Pięść wbita w ciemność albo łzy goryczy,
Gdy zemsta gra swoje wezwanie z piekła
I naszym władcą staje się możliwość siły?
Aniele pełen dobra, czy wiesz czym jest nienawiść?

 

Aniele pełen zdrowia, czy wiesz co to być chorym,
I wzdłuż wysokich murów bladego hospicjum
Wlec się, jak wygnańcy, ciągnąc stopy,
Szukając ustami szybko znikającego słońca,
Aniele pełen zdrowia, czy wiesz co to być chorym?
 
Aniele pełen piękna, czy już poznałeś starość,
Strach starzenia się i nieznośny zamęt
Czytania tajemnic skrytego poświęcenia
W oczach, z których moje się nie wycofały?
Aniele pełen piękna, czy już poznałeś starość?
 
Aniele pełen szczęścia, światła i radości,
Umierający Dawid będzie prosił o zdrowie
Płynące z twojej pełnej cudów obecności;
Ja o nic nie proszę, aniele, oprócz twoich modlitw,
Aniele pełen szczęścia, światła i radości.

tłumaczenie - Maciej Niemiec 


 

f52d30867be19c0bd53ffcc4089f2639.jpg


źródło : poema.art


Zdjęcia :Ivan Slavinsky
Więcej  wierszy  Charlesa Baudelairea na stronie :