Szkocka wyspa Skye to nic innego jak taka polska Lednica i Gopło. Tyle, że “odrobinę” starsze...
Miejsce gdzie legenda i historyczna prawda pomieszane są okrutnie...
Geograficznie Skye jest drugą co do wielkości wyspą szkocką. Należy do Hebrydów Wewnętrznych i jest miejscem, i magicznym, i niewyobrażalnie pięknym.
A jeśli dodamy do tego fakt, że Szkoci tu właśnie lokują kolebkę swojej państwowości i szerzej - tożsamości, to nie mogą nie mieć racji twierdząc, że mają “piękną duszę”. No i niech im będzie...
Faktycznie dziś jest Skye uważana za jedno z centrów kultury galeickiej a także jest jednym z najważniejszysz miejsc “kultury druidycznej”- cokolwiek miało by to znaczyć. Niemniej pozostaje faktem, że mieszkano tu już co najmnie sześć tysięcy lat temu. Kto mieszkał? Piktowie. Kim byli? Nie wiadomo. Skąd przybyli? Nikt nie wie? Pozostają jedynie legendy. I? I magia...
Ma Skye i taką właściwość, że powietrze tu jest niewyobrażalnie przejrzyste. Co sprawia, że nawet dalekie plany są ostre i sprawiają wrażenie teatralnej dekoracji. Skye udowadnia, że natura może wydawać się odrealniona.
Na odwiedzających czekają tu m.in. takie chałupki, które można wynająć za niewielkie pieniądze. I jak to zwykle u mnie bywa, jestem takim rozwiązaniem “żywotnie” zainteresowany...
Jutro wyruszam na Skye. Będę szukał śladów Pięknego Księcia Karolka. Bo? Bo to nie tylko jest postać niezwykła i szalona. Taki szkocki Kmicic tyle, że jak najbardziej, prawdziwy. Ale, co dla mnie ważne, the Bonnie Prince Charlie był Polakiem! No dobra. W połowie.
Był on bowiem synem Klementyny Sobieskiej, wnuczki Jana Trzeciego. Tak, tak tego, który pod Wiedniem... I to za sprawą jejmościny Klementyny ród nasz zacny Sobieskich połączył się ze szkocką gałęzią innej, zacnej rodziny. Rodziny Stuartów. Co się w połączonych herbach wyraża. A co?!
Karol jako polski Sobieski i szkocki Stuart serdecznie nienawidził Angoli. Po skorumpowaniu sojuszników we Francji, ścigany przez angielskiego króla Jerzego III po całej Europie, dotarł na Wyspy właśnie tu, na Skye. I stąd wyruszył, szukając popleczników, do samego Londynu. A gdy tam dotarł, zamieszkał w gospodzie w centrum miasta. I tuż pod nosem monarchy przygotowywał powstanie. Zdarzyło się, że na ulicy spotkał samego księcia Dloucester, królewskiego brata! I, jak wieść gminna niesie, pokazał mu fuck’a. No miał jaja!
Jak widać nie tylko my, Polacy czcimy “przegranych” bohaterów. Piękny książę Karolek, choć wszechobecny w szkockiej kulturze, Angoli nie pokonał. Ale jego sen o wolnej Szkocji i szkockim parlamencie się ziścił. Tyle, że ponad trzysta lat później... Czy więc, ostatecznie, “przegrał” czy “wygrał”, oceńcie sami...Tak. Piękno jest wysoce subiektywne...
Być może spotkam go tu, na zamku Duvegan.
Ale, jeśli tak to napewno ucieknę... I spotkam się z miejscowymi kucami, które tu zwane są ponies.
Są, jak dla mnie, zdecydowanie piękniejsze. Ale "de gustibus non est disputandum". I nic się na to nie poradzi...
Naczytałem się też o wielu specjałach lokalnej kuchni. Ponoć podają tu najlepiej przyrządzone ryby. Zobaczymy...
Dam znać kiedy wrócę. Obiecuję też zdjęcia swojego, (chi, chi) autorstwa. Marcinie! Drżyj...