JustPaste.it

Ci Polacy wywołają rewolucję

Obraz HD wyświetlany z długopisu, darmowa energia, autobus nie potrzebujący paliwa, wreszcie gry dające złudzenie rzeczywistości.

Obraz HD wyświetlany z długopisu, darmowa energia, autobus nie potrzebujący paliwa, wreszcie gry dające złudzenie rzeczywistości.

 

ae3e41130fd02936f86d73b6e773c485.jpg

To nie wizja z filmu science-fiction, ale rewolucja, która czeka nas niebawem. Nie zgadniecie, kto ją wywoła. Polscy przedsiębiorcy - wizjonerzy. Oto oni:

Cel Dwilińskiego: telewizja HD z długopisu

Kiedy za parę lat z maleńkiego telefonu komórkowego wyświetlimy na ścianie film w rozdzielczości HD, a nasze samochody napędzane będą prądem z niewielkich, za to bardzo wydajnych akumulatorów, miejmy świadomość, że wielki wkład w to miała czwórka polskich naukowców. Niemożliwe? Powiedzcie to Robertowi Dwilińskiemu, współzałożycielowi i prezesowi firmy Ammono produkującej kryształy azotku galu – półprzewodnika , który zrewolucjonizuje przemysł elektroniczny i energetyczny.

– Azotek galu jest w stanie przewodzić prąd o znacznie większej gęstości niż krzem, na którym opiera się współczesna elektronika. Pozwala to znacznie zmniejszyć rozmiary urządzeń elektronicznych sterujących prądami dużej mocy. Do tego ma od niego więcej zastosowań, można go znakomicie wykorzystywać choćby do przetwarzania prądu elektrycznego na światło – tłumaczy Dwiliński. Na przykład do produkcji projektorów wielkości kostki do gry, z których będzie można rzucać na ścianę obraz wysokiej rozdzielczości i nasyceniu barw znacznie przewyższającym obecną technologię LCD.

Urządzenie będzie można wbudować w telefon komórkowy, czy nawet długopis. Telewizor, w obecnym tego słowa znaczeniu, nie będzie już nikomu potrzebny. – Krzem nadal będzie podstawą układów scalonych, np. do produkcji procesorów komputerowych, ale przyszłość energetyki i oświetlenia to bez wątpienia azotek galu – przekonuje Dwiliński.

Dwiliński azotkami zainteresował się na początku lat 90. jeszcze jako student fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Dostrzegł w nich nie tylko ciekawy materiał badawczy, lecz także potencjał biznesowy. Młody naukowiec postanawia poświęcić im swoją karierę. Do współpracy zaprasza trzech kolegów – fizyka Romana Doradzińskiego i dwóch chemików: Leszka Sierzputowskiego i Jerzego Garczyńskiego. Grupa opracowuje nowatorską metodę hodowli kryształów, odkrywając, że te najlepszej jakości powstają z rozpuszczenia azotku galu w amoniaku. Po kilku latach pracy naukowcy zdali sobie sprawę, że dalszych badań nie da się prowadzić po godzinach, w pracowniach uczelni i prowizorycznym laboratorium. Zakładają spółkę Ammono i namawiają do zainwestowania potentata w produkcji niebieskich laserów, japońską firmę Nichia.

Z czasem dochodzą w wymyślonej przez siebie metodzie do perfekcji – w hali produkcyjnej Ammono, w temperaturze 500 st. Celsjusza i pod ciśnieniem trzech tysięcy atmosfer powstają najlepsze na świecie pod kątem jakości i największe, mierzące dwa cale kryształy azotku galu. Daleko w tyle za niewielką, bo zatrudniającą raptem 60 osób, polską firmą są światowe giganty tej branży z Japonii, Stanów Zjednoczonych czy Francji.

Od Ammono kryształy azotku galu kupują największe koncerny elektroniczne, zaś firma jeszcze bardziej ugruntowuje swoją pozycję dzięki nagrodzie Compound Semiconductor Industry Awards 2012 nazywanej „Oskarem branży elektronicznej” za najbardziej przełomowy produkt półprzewodnikowy ubiegłego roku.

 

Zielony jamnik Olszewskich

W czasie gdy Robert Dwiliński zaczyna pracę nad azotkiem galu, małżeństwo Solange i Krzysztofa Olszewskich myśli o powrocie do Polski po trzynastu latach spędzonych w Berlinie na emigracji. Krzysztof Olszewski chce zostawić posadę dyrektora fabryki autobusów Neoplan, by sprzedawać w Polsce na własny rachunek autobusy swojego dotychczasowego pracodawcy. Przywozi do Polski używane turystyczne Neoplany. Cieszą się takim zainteresowaniem wśród biur podróży, że Olszewski szybko staje się najlepszym dystrybutorem Neoplana. Największy potencjał widzi jednak w autobusach miejskich. Krajobraz polskich miast zdobią wysłużone Ikarusy i Jelcze, które niebawem trzeba będzie zastąpić. A na ich tle nowoczesne, niskopodłogowe Neoplany wyglądają jakby przyjechały z innej epoki.

Olszewscy wracają ostatecznie do kraju. Budują pod Poznaniem fabrykę, do której Neoplan przenosi część swojej produkcji. Małżeństwo postanawia pójść jednak o krok dalej – Krzysztof Olszewski z grupą inżynierów opracowuje nowy model autobusu. Solange wymyśla nazwę – Solaris. Pytają Lema, czy nie ma nic przeciwko. Lem się zgadza. Nowy pojazd dostaje też własne logo – zielonego jamnika.

W 1999 r. debiutuje model Urbino – pierwszy polski autobus niskopodłogowy. W 2001 r. firma Olszewskich ostatecznie zmienia nazwę z Neoplan na Solaris Bus&Coach, zaś w 2008 r. prezesem firmy zostaje Solange Olszewska, a Krzysztof Olszewski obejmuje stanowisko przewodniczącego Rady Nadzorczej.

Solaris zaczyna zdobywać rynek i wkrótce staje się jednym z najważniejszych producentów autobusów w Europie. Firma z Polski konkuruje z powodzeniem z największymi producentami. Z czasem zaczyna ich wyprzedzać. Zdobywa ponad 50 proc. polskiego rynku. Ale większość produkcji idzie na eksport – autobusy spod Poznania jeżdżą m.in. w Niemczech, Francji, Grecji, a nawet w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

Olszewscy wiedzą, że nie wystarczy, by ich pojazdy były komfortowe i ekonomiczne. Muszą być też ekologiczne. Jako pierwsza w Europie firma, Solaris wprowadza więc do oferty autobusy z napędem hybrydowym. – To część naszej wizji, aby pojazdy napędzane tradycyjnym paliwem, tam gdzie to możliwe, zastępować pojazdami bezemisyjnymi, które odciążą środowisko – mówi Olszewski. Marzą mu się autobusy, które w ogóle nie będą potrzebowały paliwa.

Solaris po sukcesie na rynku autobusowym chce wkroczyć na kolejny teren – pojazdów szynowych. Pierwsze krok firma ma już za sobą. W 2009 r. z fabryki Solarisa wyjechał pierwszy tramwaj. Ale to dopiero początek.– Dalszym, logicznym krokiem w tym zakresie będzie np. metro, kolej podmiejska czy elektryczne zespoły trakcyjne – zapowiada Krzysztof Olszewski.

Energia słoneczna z garażu Paszka

Ogromny potencjał w energii pochodzącej ze źródeł naturalnych widzi też Sebastian Paszek. Jest rok 1998. Dwudziestoparoletni Ślązak, inżynier automatyki i zarazem „złota rączka” postanawia, że jego dom będzie miał ogrzewanie za darmo. Wielkie, miejskie ciepłownie i malutkie kotłownie w piwnicach domów stoją węglem i gazem. Ale Paszek nie chce ani jednego ani drugiego. Darmową energię będzie brał ze słońca. Kupuje gotowy zestaw, sam go montuje na dachu, ale wcześniej rozbiera w garażu na części, żeby dobrze zrozumieć jak działa. Rodzina i sąsiedzi przekonują się, że u Paszków w domu jest ciepło i to bez rachunków za ogrzewanie. Też chcą mieć kolektory na swoich dachach. Młody inżynier ze „złotej rączki” staje się przedsiębiorcą. Zakłada firmę Watt.

Początki były trudne. Energia była tania, ogrzewanie domów energią słoneczną brzmiało jak science-fiction.Ludzie pukają się w czoło. Słońcem? Tu? W Polsce? Nawet Kazik Staszewski w piosence „Cztery Pokoje” wyrokuje, że słońce nad Wisłą nie świeci, stąd w Polacy są agresywni.

Paszek jednak jest niezrażony. Rozwija swoją firmę i sam zaczyna produkować kolektory. Ambitnemu przedsiębiorcy nie wystarcza, że jego produkty są  dobre i tańsze niż te sprowadzane z zagranicy. W 2003 r. przegania polską konkurencję. Watt jako pierwsza firma w Polsce wypuszcza na rynek kolektor próżniowy, stając się tym samym jedynym w kraju producentem dwóch rodzajów kolektorów słonecznych.

Potem rzuca rękawicę konkurencji zachodniej – opatentowuje technologię, dzięki której udaje się mu stworzyć najwydajniejszy na świecie płaski kolektor o sprawności sięgającej 85 proc. Laboratorium atestujące urządzenie nie chce uwierzyć w taką wydajność przysłanego do prób sprzętu. Przyznaje Wattowi certyfikat dopiero po dokładnym sprawdzeniu aparatury pomiarowej i ponownym badaniu kolektora.

Sebastian Paszek z małej garażowej firmy awansował do ligi światowej. Jest trzecim na świecie producentem kolektorów słonecznych. Niedawno za 50 mln złotych postawił w Sosnowcu halę produkcyjną o powierzchni 25 tys. metrów kwadratowych. Dziennie opuszcza ją 2500 metrów kw. urządzeń. To trzy razy więcej niż łączna powierzchnia wszystkich kolektorów w Polsce w 1998 r. Zresztą od tego czasu ich obecność na polskich dachach wzrosła ponad tysiąckrotnie do 900 tysięcy metrów kw. Dziś, zdaniem Instytutu Energetyki Odnawialnej, polski rynek kolektorów słonecznych wart jest 500 mln zł. I tylko Kazik Staszewski, szukając przyczyn agresji w braku słońca, grubo się pomylił.

Kiciński zaczyna na Wiejskiej

Małe, wynajęte mieszkanie przy Wiejskiej w Warszawie. Jest lato 1994 r. Brazylia w finale Mistrzostw Świata w piłce nożnej pokonuje Włochy w rzutach karnych. Ale Adam Kiciński nie ma czasu oglądać popisów Romario i Roberto Baggio. Pakuje w paczki płyty CD z grami i wysyła klientom, którzy zamówili je w firmie CD Projekt, należącej do młodszego brata Adama – Michała i jego kolegi Marcina Iwińskiego.

Firma działa od maja, czyli od momentu, kiedy w życie wchodzi ustawa antypiracka. Wiadomo już, że ze sklepów ma zniknąć nielicencjonowane oprogramowanie. Raczkujący rynek stwarza nowe możliwości, ale też ryzyko. Kto zapłaci jedną piątą pensji za grę, którą do tej pory kupował za równowartość paczki papierosów

Do tego handel piratami nie znika, lecz przenosi się ze sklepów na giełdy elektroniczne, gdzie nadal za bezcen można kupić najnowsze tytuły. Królują dyskietki. Płyty CD dopiero zaczynają wchodzić na rynek. W tym swoją szanse widzą młodzi biznesmeni z CD Projekt. – Skoncentrowaliśmy się na płytach CD, bo ich wtedy nie dało się skopiować w domu. To w pewnym stopniu zabezpieczało nas przed piractwem – mówi Adam Kiciński.

CD Projekt rozwija się coraz prężniej. Wydawane przez firmę gry opakowane są w  kolorowe pudełka i mają polskie instrukcje. Wreszcie w 1999 r. dokonuje rzeczy dotychczas u nas niespotykanej – wydaje zagraniczną grę „Baldur’s Gate” w polskiej wersji językowej, a głosu postaciom użyczają m.in. Piotr Fronczewski i Zbigniew Zamachowski.

Po ośmiu latach importowania gier apetyty szefów CD Projekt się zaostrzają. Chcą wydać własną grę. I to nie byle jaką. – Nie interesowało nas robienie prostych gier i udoskonalanie ich krok po kroku. Chcieliśmy od razu stworzyć coś wielkiego – mówi Kiciński. W 2002 r. powstaje więc CD Projekt RED, którego zespół pod wodzą starszego z braci ma podbić świat. Efekt można oglądać pięć lat później, gdy na światło dzienne wychodzi „Wiedźmin” – gra inspirowana powieścią Andrzeja Sapkowskiego. „Wiedźmin” staje się hitem, zyskuje międzynarodowy rozgłos i awansuje do grona najlepszych gier RPG. W zeszłym roku firma wypuściła drugą część przygód Geralta z Rivii, którą w ciągu siedmiu miesięcy kupiło ponad milion graczy. W międzyczasie firma łączy się z Optimusem, wchodzi na giełdę, a Adam Kiciński zostaje prezesem.

Strzałem w dziesiątkę okazuje się być też pomysł na sprzedawanie gier, które dekadę temu rozgrzewały do czerwoności komputery i były powodem zarwanych nocy ówczesnych graczy, a dziś uchodzą za klasykę w swoim gatunku. Stworzony w tym celu portal gog.com przynosi ogromne zyski i jest w pierwszej pięćsetce najczęściej odwiedzanych stron internetowych na świecie.

Adam Kiciński myśli już o podboju kolejnej branży – chce, by kierowana przez niego firma zajęła się dystrybucją filmów kinowych. Czy i na tym polu osiągnie sukces? Całkiem prawdopodobne. Wszak wiele wskazuje na to, że jest Midasem, który wszystko potrafi zamienić w złoto.

fot. mat. prasowe

Pieniądze i sława

Jednak nie tylko o pieniądze tu chodzi. Firmy Dwilińskiego, Olszewskich, Paszka i Kicińskiego pokazują, że polskim przedsiębiorcom nie brakuje inwencji i odwagi, by rzucić wyzwanie światowej konkurencji w dziedzinach, którymi się zajmują. Nie ma też przesady w stwierdzeniu, że ich pomysły i wynalazki odgrywają znaczącą rolę w rozwoju cywilizacji. Potwierdzają to prestiżowe nagrody, które mają w swoich kolekcjach. Za kilka dni mogą dołączyć kolejną. Wszyscy zostali nominowani do Nagrody Polskiej Rady Biznesu im. Jana Wejcherta. Oczywiście w kategorii „wizja i innowacje”.


 

 

Autor: Jonasz Jasnorzewski