JustPaste.it

Telefon do dzieciństwa

Moje najnowsze odkrycie literackie: opowiadanie “Telefon do Stalina” pióra Ryszarda Sadaja. Szczerze polecam.

Moje najnowsze odkrycie literackie: opowiadanie “Telefon do Stalina” pióra Ryszarda Sadaja. Szczerze polecam.

 

Tego dnia, do polskiej biblioteki w londyńskim POSK‑u (Polski Ośrodek Społeczno‑Kulturalny) wpadłem na pięć minut przed zamknięciem. To pewnie dlatego, tzn. w obliczu wiszącej nade mną sylwetki pani bibliotekarki, zupełnie straciłem wątek co do swoich czytelniczych potrzeb i preferencji.
Dość powiedzieć, że gdy na staromodnym zegarze górującym nad biblioteczną salą wybiła godzina 13:00, mi do przydziałowych sześciu pozycji brakowało jednej sztuki. W tym czasie, Pani Jadzia poganiała już nie tylko wzrokiem czy słowem, lecz nawet oddechem. Tak więc, lecąc truchtem w stronę okienka z pięcioma pozycjami pod pachą, podjąłem męską decyzję: wsadzam łapkę w mijany akurat regał i na chybił‑trafił pociągam Cośdoczytania – tak jak panie w kraciastych mini ciągnęły niegdyś ping‑pongową kulkę z maszyny losującej, by dobrać Liczbę Dodatkową lub końcowkę banderoli.
Jak sobie postanowiłem, tak też zrobiłem.
Macam – pod palcami czuć niedużą książeczkę. Dopiero na ostatnim zakręcie odważam się spojrzeć na okładkę: oto na gładkiej, odpychająco czerwonej obwolucie stoi pisane komunistyczną czcionką “Telefon do Stalina”, zaś pod tytułem - jakby był on za mało sugestywny - widnieje zdjęcie …telefonu. Ot, telefon jaki jest, każdy widzi.
Tu wypadł ze mnie wyraz niecenzuralny.

Nie lubię żyć złudzeniami, więc po dotarciu do domu postanowiłem z miejsca udowodnić sobie potrzebę wcześniejszego wybierania się do biblioteki.
Jeszcze do momentu przewrócenia pierwszej kartki, nie byłem pewien czy to zwykłe opowiadanie, czy stenogram partyjnej nasiadówki. Wertuję kartkę - nie, to jednak opowiadanie:

“…Szukanie telefonu do Stalina zacząłem od gabinetu ojca. Doszedłem bowiem do wniosku, że skoro telefon do Bieruta był mniejszy niż reszta telefonów w Komitecie - w tym na biurku ojca - to telefon do Stalina musi być jeszcze mniejszy; pewnie dlatego, żeby go łatwiej można było ukryć, a może panowała taka zasada, że im telefon do kogoś ważniejszego, tym jest mniejszy…? I może z kolei na biurku Stalina stoi telefon całkiem malutki do kogoś ważniejszego od niego samego…? Wtedy przypomniałem sobie co mówiła mi moja opiekunka, że najważniejszy na świecie jest Pan Bóg. I zaraz wszystko ułożyło mi się w logiczną całość, czyli że telefon do Boga jest taki mały, że może niewidoczny, co by też się zgadzało ze słowami opiekunki, która mówiła mi, że wystarczy powiedzieć coś w myśli do niego i on już wszystko wie.”

Już po pierwszym rozdziale, nie znający wcześniej tego Autora czytelnik nabierze nieodpartego wrażenia, iż pan Sadaj był w latach 50‑tych dzieckiem i że właśnie to dziecko relacjonuje bieg wydarzeń. I rzeczywiście: pan Ryszard to rocznik 1949. Jednak dla nie dbającego o takie szczegóły czytelnika, język i styl narracji będzie jawił się jak sprytny zabieg, gdyż prostota i chaos wypowiedzi tylko dodaje prawdziwości jego opowieści. Styl Sadaja świetnie dostraja się do naturalnego klimatu opowieści; klimatu zespolonego z tym, jakiego moglibyśmy spodziewać się po narracji dziecka.

Dotarłwszy (z już niezłych rozmiarów wypiekami) do końca historii o obozie wypoczynkowym Przodowników Pracy Socjalistycznej, ze zdumieniem stwierdziłem brak choćby linijki z narracją cieplejszą niż chłodna czy zdystansowana. Mimo to, wewnętrzne ciepło narratora spływa na czytelnika zewsząd; jest wyczuwalne podskórnie.

“Podczas jazdy z obozu po chleb do wsi, widziałem jak żmije wygrzewały się na piaszczystej drodze. Ojciec, prowadząc gazik, jechał nieubłaganie prosto i nie omijał nawet jednego łba leżącego na skraju drogi. Nieruchoma przed nami droga zaraz się ożywiała za naszym przejazdem; patrzyłem z zachwytem na przemian to przed siebie, to - klękając na tylnym siedzeniu - za siebie; fascynowała i zarazem przerażała mnie ta nagła zmiana drogi z martwej w żywą.”

Ale “Telefon do Stalina” to nie zwykły opis wrażeń malca z towarzyszenia swemu postawionemu na wysokim, partyjnym stołku ojcu w jego raczej nudnych dniach pracy w Komitecie. “Telefon do Stalina” to nie nawet sprawna machina dokonująca - z kolejną przewróconą kartką - kolejnych odsłon to kulis partyjnych metod działania, to białych kart polskiej historii (patrz: rozdział o mjr “Ogniu”) – “Telefon do Stalina” to przede wszystkim wiwisekcja umysłu młodego człowieka, który - w miarę wyrastania z wieku dziecięcego i wchodzenia w licealny - stopniowo traci ufność w kolejny autorytet. Bohater bezpowrotnie, choć nadal nieświadomie, traci oparcie w kolejnych ideałach, sięgających na jego oczach bruku. Jednak mimo iż młody chłopiec dorasta w czasach raczej mrocznych, to co najmniej do połowy opowieści dostarcza nam - coraz bardziej wciągniętym w historię czytelnikom - iście szczeniackich opisów groteskowej rzeczywistości tamtych czasów:

“No i wybuchła afera… Ktoś wywołał wykradziony z pracowni fotograficznej film, na którym - klatka po klatce - były po dwa fiuty wystające z rozporków. Jeden - ten zawsze większy - to był fiut drużynowego druha Tomasza, a inne, po kolei, chłopaków z drużyny, gdyż druh Tomasz postanowił udokumentować nasz biwakowy konkurs, który polegał na tym: kto ma najmniejszego fiuta. Druh osobiście mierzył linijką, a Piasek zapisywał wyniki do zeszytu. Wygrał Łysica z drugiej klasy – wpadł na pomysł i nikomu go nie zdradził, żeby tuż przed mierzeniem włożyć interes do wiadra zimnej wody. Tak mu się skurczył, że początkowo wydawało się, że wynik będzie zerowy, ale w końcu nabiło trzy centymetry i druh Tomasz ogłosił Łysicę zwycięzcą.”

Co działa najbardziej w opowiadaniu Sadaja to “bezpieczna” odległość Autora od opisywanych wydarzeń. Bo Autor nie ocenia i nie osądza żadnej ze swych postaci – Autor relacjonuje. I jakże większy tym efekt osiąga. Relacja “z lotu ptaka” obowiązuje w znakomitej większości utworu; czasami wręcz z lotu ptaka nie nad swoim gniazdem. Książka przypomina tym oświęcimskie opowiadanie Tadeusza Borowskiego – w obu przypadkach, pióro obu autorów sięga daleko głębiej w duszę aniżeli tony lektur wydumanych, z założonym ‘a priori’ tragizmem wykładni i zabiegów.

Uwielbiam relację z pozycji pierwszej osoby, z pozycji “ja”, w Dygatowskim stylu; relację napisaną niby od siebie, nawet jeśli historia nie jest "moja”; nawet jeśli z postacią czy jej historią osobiście się nie identyfikuję. Niewinna, bo zaledwie półtoracentymetrowa grubość książki, zawiera w sobie tyle ukrytej energii i żywotności, że aż nie dziwota, iż Ryszard Sadaj - po napisaniu “Telefonu do Stalina”- nie sięgnął ponownie po pióro przez blisko dekadę.

Autor zadebiutował zbiorem opowiadań pt. “Na polanie” w 1976r.

Dla mnie zaś już wcale nie dziwna jest nowa metoda wyboru lektury.  :-)
Zaś pani Jadzi oraz innym, mniej wtajemniczonym osobom - jeśli tu się przypadkiem zapuszczą - posyłam gorące pozdrowienia oraz polecam szybciutko szukać telefonu do Stalina.

819580f4019aea09b806eecd7c4f06b7.png

Licencja: Creative Commons