JustPaste.it

Zwierzęta- czy należy im się status moralny?

Obecnie istnieje wiele organizacji zajmujących się prawami zwierząt. To poważny problem, lecz czy przeciętny Kowalski zawraca sobie nim głowę w dobie konsumpcjonizmu?

Obecnie istnieje wiele organizacji zajmujących się prawami zwierząt. To poważny problem, lecz czy przeciętny Kowalski zawraca sobie nim głowę w dobie konsumpcjonizmu?

 

Chciałabym poruszyć problem traktowania zwierząt i tego czy należy im się status istot moralnych, czy też nie. Singer w swojej książce "Animal Liberation" sformułował tezę, że los zwierząt zależy os nas, dając tym samym podstawy "nowej etyce stosunku do zwierząt". Słowa te jak i cała książka, zapoczątkowały tzw. ruch wyzwolenia zwierząt, zmuszając jednocześnie filozofów, by rozważali kwestię ich moralnego statusu. Przedstawione w niej argumenty prowadzą do wniosku, że zwierzę nie jest rzeczą, że zdolne jest do cierpienia i wymaga moralnego poszanowania. Pomimo tego, ze wielu ludzi oficjalnie popiera to stanowisko, spójrzmy jak to wygląda w praktyce:
- w Stanach Zjednoczonych rocznie zabija się ponad 5 miliardów zwierząt tylko po to, żeby zaspokoić ludzki apetyt
- rocznie do badań laboratoryjnych na świecie używa się około 200 milionów zwierząt (duża część tych eksperymentów sprawia zwierzętom ogromny ból, nie przysparzając jednocześnie  ludziom żadnej korzyści
- około 259 milionów dzikich zwierząt ginie rocznie w Stanach od strzałów myśliwych
- większość kurcząt, świń i cieląt hodowanych na mięso nigdy nie ogląda światła dziennego; poza tym sa tak intensywnie karmione, ze tylko z trudem mogą się obrócić lub rozwinąć skrzydła
- ponad 60 różnych zagrożonych obecnie gatunków zwierząt przypuszczalnie wyginie na przełomie wieku
Dane te zmuszają nas to zastanowienia się nad naszym stosunkiem do stworzeń innych niż my sami, do zastanowienia się nad tym czy aby nie na wyrost uważamy się za istoty postępujące zgodnie z zasadami moralności i etyki.

Wielu ludzi bierze na siebie ciężar bronienia zwierząt przed krzywdą, ale istnieją i tacy, których to zupełnie nie obchodzi i to właśnie oni występują przeciwko szeroko rozpowszechnionej opinii, ze niepotrzebna śmierć i cierpienia zwierząt są moralnie nie do zaakceptowania. Do takich osób należy kilku filozofów. Weźmy pierwszego z brzegu: M.A.Fox. twierdził, ze zwierzęta nie są członkami wspólnoty moralnej i to sprawia, ze my nie mamy wobec nich żadnych zobowiązań. Jak argumentował? Opierał swoje zdanie na stwierdzeniu, że "wspólnota moralna jest grupą społeczną złożoną ze współdziałających ze sobą autonomicznych podmiotów ludzkich: w grupie tej powstają i właściwie rozumiane są moralne normy i pojęcia, a także panuje wzajemny szacunek dla człowieczeństwa i ludzkiej autonomii". Definiując osobę autonomiczną jako taką, która potrafi oceniać własne postępowanie, posługuje się językiem i jest odpowiedzialna dochodzimy do wniosku, ze zwierzęta nie mogą należeć do istot moralnych, ponieważ nie posiadają takich umiejętności. Rozumowanie Foxa ma jednak poważną wadę, gdyż gdzie w takim razie umieścimy osoby niepełnosprawne psychicznie, chore na autyzm, Alzheimera, cierpiących na śpiączkę czy też niemowlęta i dzieci? Oni tak samo jak zwierzęta nie mogą odpowiadać za swoje czyny, nie zastanawiają się nad moralnością swoich zachowań. Nie obciążymy odpowiedzialnością dziecka za zniszczenie wartościowej rzeczy lub przypadkowe zastrzelenie siostry, wiec dlaczego mielibyśmy winić lwa za to, że zabił antylopę i przez to traktować go jako istotę niższego rzędu, i odbierać mu wszelkie prawa. Fox dostrzegł tę trudność, ujął więc osoby niepełnosprawne psychicznie w ramy wspólnoty moralnej (nadal pomijając zwierzęta), ponieważ, jak twierdzi, w podobnej sytuacji mógłby znaleźć się każdy z nas. Mówi: "Mógłbym również urodzić się bez mózgu, mógłbym cierpieć na autyzm lub być w inny sposób upośledzony umysłowo- i nie chciałbym, by traktowano mnie wówczas tak, jakby moje cierpienie nie miało żadnego znaczenia". Jednak świadom był niekonsekwencji oraz innych błędów swojego rozumowania i dlatego radykalnie zmienił swoje poglądy. Po około roku od opublikowania swojej książki odrzucił jej główną tezę. Stwierdził, że ewentualnie może przystać na to, żebyśmy obowiązek moralny niekrzywdzenia innych ludzi rozciągnęli na zwierzęta, bo jak sam powiedział: "tak jak nie potrafi usprawiedliwić czerpania korzyści z ludzkiej krzywdy, tak samo jest gotów sądzić, ze równym złem jest korzystanie z cierpienia zwierząt".
Z kolei Donald Davidson wyprowadził tezę, że myślenie powstaje dopiero wówczas, kiedy istoty rozumieją nawzajem swoja mowę. Istnieje zatem silny związek miedzy językiem, a postawami propozycjonalnymi takimi jak pragnienia, przekonania, intencje. Żadna istota nie może być czymś przejęta lub rozczarowana jeśli nie operuje zarazem językiem. Na tej podstawie Donalds eliminuje zwierzęta z grupy istot moralnych.
R.G. Frey uważa natomiast, że zwierzęta tak samo jak (nazwijmy to) "margines ludzki" zasługują na opiekę moralną, bo są to istoty zdolne do cierpienia. Pomimo tego uważa jednak, że ich życie ma mniejszą wartość niż życie normalnych, dorosłych ludzi, którzy mają status istot autonomicznych. To skrajnie pro ludzkie stanowisko potwierdzają jego słowa: "Nie sądzę, by fakt, iż należymy do tego samego gatunku, był wystarczającą podstawą ustanowienia moralnych stosunków między ludźmi (...); nie wiem, jak z prostego faktu mych narodzin może wyniknąć mój obowiązek traktowania w określony sposób wszystkich ludzi". Nie wiem czy to zdanie wymaga większego komentarza. W każdym razie stanowisko Freya budzi wiele wątpliwości i pytań, chociażby takich, dlaczego życie normalnych, dorosłych ludzi ma być więcej warte niż życie normalnych dorosłych zwierząt?
Teraz przedstawię ten problem również od strony obrońców zwierząt. Wysuwają oni oczywiście wiele argumentów, ja omówię wybrane dwa stanowiska, które wydają się mi być najbardziej reprezentatywne, a mianowicie: koncepcję praw moralnych i stanowisko utylitarystyczne.
KONCEPCJA PRAW MORALNYCH
Stwierdzenie "prawa zwierząt" jest bardzo wymowne, sugeruje ich ciężką sytuację. Tak samo było kilkadziesiąt lat temu z hasłem "prawa kobiet". Najszerzej tezę o moralnych prawach zwierząt wyłożył Tom Regan w "The Case for Animal Rights". Jego stanowisko opierało się na tym, że prawa moralne dotyczą tylko istot, którym przypisujemy wewnętrzną wartość. Tak więc prawa moralne obejmują wszystkie żyjące podmioty bez względu na kolor skóry, narodowość, płeć, a także gatunek, charakter czy tez poczynania. Według tej teorii tak samo wewnętrzną wartość miał Jan Paweł II jak i Adolf Hitler, ponieważ według Regana wewnętrznej wartości nie zdobywa się drogą cnotliwego życia, podobnie jak nie traci się jej, postępując źle. Oczywiście jeżeli chodzi o zwierzęta, to nie mówimy tutaj o prawach ustanowionych takich jak prawo wyborcze, prawo do procesu sądowego czy też prawo do swobody religijnej. Tak jak ludziom należą się wyżej wymienione prawa, tak zwierzętom należy się prawo do tego, by były one traktowane z szacunkiem należnym każdemu indywiduum, które ma wewnętrzną wartość. Teoria Regana budzi jednak pewne wątpliwości, ponieważ mimo tego, że redukuje on związek między wartością indywiduum ludzkiego, a kategorią "najwyższego dobra" lub "pomyślności" do minimum, to nie daje żadnej spójnej wskazówki działania. Czytając tekst do tej prezentacji nie wiedziałyśmy do końca jak ustosunkować się do przykładu, który podaje Regan. Chodziło o często rozpatrywaną hipotetyczną sytuację, w której mamy wyobrazić sobie 5 istot - 5 rozbitków - w jednej łodzi. Mała łódka może pomieścić tylko 4 osoby. Z tej piątki cztery osoby to normalni dorośli ludzie, piąta to pies. Jednego z pasażerów trzeba wyrzucić za burtę i tym samym skazać na śmierć. Kogo wybrać? Regan odpowiada na to pytanie bez wątpliwości. Należy wyrzucić psa. Twierdzi, ze jego śmierć będzie mniejszą szkodą i nieporównywalnie mniejszym nieszczęściem niż śmierć człowieka; posuwa się nawet dalej mówiąc, że aby uratować czterech ludzi, zawsze powinno się wyrzucić za burtę nawet milion psów. Argumentuje to w ten sposób, że zwierzę nie jest w stanie wynaleźć leku przeciwko AIDS lub opóźnić efektu cieplarnianego. Jednak co daje nam prawo o decydowania o przydatności danej istoty, a przez to o decydowaniu o jej życiu? Dajmy na to, że w łódce siedziałaby osoba niepełnosprawna umysłowo. Wątpliwe jest, że przyczyniłaby się ona do kiedykolwiek wynalezienia jakiegokolwiek lekarstwa, zatem w czym pod tym względem jest ona lepsza od psa w tej teorii? To samo dotyczy pragnień ludzi i zwierząt. Nie możemy ich wartościować, bo są tak samo intensywne choć się od siebie różnią. Dale Jamies wyraził to następująco: "Wszyscy jesteśmy równi wobec śmierci: czarny czy biały, mężczyzna czy kobieta, człowiek czy zwierzę. Śmierć redukuje nas do zera". Tak więc podsumowując, koncepcja praw Regana budzi pewne wątpliwości. Nie daje żadnej wskazówki, jak podjąć decyzję moralną, wikła nas w wewnętrzną sprzeczność. Jest trochę tak, że musimy tutaj uznać, że wszyscy są równi, ale w niektórych wypadkach są równiejsi.
UTYLITARYZM
Utylitaryzm w przeciwieństwie do teorii praw w większym stopniu pozwala na rozstrzygnięcie pewnych sytuacji konfliktowych. Opiera się on na twierdzeniu, że równość należy się wszystkim. Jedak nie jest to stanowisko czystko egalitarystyczne, ponieważ równość nie polega tu na równym traktowaniu wszystkich indywiduów jako takich, lecz na równym traktowaniu ich wrażliwości w doświadczaniu świata, a ściśle mówiąc - na jednakowym traktowaniu ich zdolności do cierpienia. Utylitaryści (na czele z ojcem tego poglądu- Benthamem) mają nadzieję, że nadejdzie dzień, w którym wszyscy uznają, że liczba nóg, włochatość skóry i tym podobne nie bedą już argumentami przekonującymi, aby wolno było doznającą uczuć istotę wydać na męczarnie. Nie można ustanawiać granicy przynależności do jakiejś moralnej grupy tylko ze względu na zdolność porozumiewania się czy też dar mowy. Nie uznamy dorosłego konia czy psa, który jest bez wątpienia bardziej zdolny do porozumiewania się i rozumniejszy niż dajmy na to - tygodniowe dziecko - za bardziej godne moralnego i etycznego postępowania, więc dlaczego mielibyśmy postąpić odwrotnie? W utylitaryzmie bierze się pod uwagę wszystkie interesy bez względu na kolor skóry, płeć lub przyrodniczy gatunek podmiotu tych interesów. Jak twierdzi Perer Singer: "Jeśli jakaś istota cierpi, to nie ma moralnego powodu, by nie brać tego cierpienia pod uwagę. Nieważne, kim jest ta istota: zasada równości wymaga, by jej cierpienie było traktowane tak samo jak każde inne cierpienie, o ile oczywiście dają się one ze sobą porównać". Utylitarysta nie będzie miał problemu kiedy stanie przed wyborem: uderzyć własną matkę czy wydłubać kotu oko. Bez zawahania uderzy matkę, bo w ten sposób spowoduje mniejsze zło. Opiera się to na zasadzie minimalizacji bólu i maksymalizacji przyjemności. Powróćmy do problemu wyrzucenia jednej osoby z łódki. Tym razem siedzi w niej 4 utylitarystów i jeden pies. W tym momencie podejdziemy do tej sytuacji inaczej niż zrobiłby to Regan, a mianowicie według myślenia utylitarystycznego. Najpierw zakładamy, ze każda z osób znajdujących się na łódce ma jakąś rodzinę, a więc ta rodzina po ich stracie mogłaby cierpieć (a według utylitarystów na sumę cierpień składają się też cierpienia rodziny), trzeba więc w tej sytuacji założyć, że rozbitkowie w łodzi stracili rodzinę i przyjaciół w katastrofie, w ten sposób wyrzucenie którejś osoby za burtę nie dotknie nikogo więcej. Teraz sytuacja staje się jednoznaczna. Za burtę wyrzucimy po prostu osobę, która jest najmniej szczęśliwa, która jest najmniej zadowolona z życia jakie jej jeszcze pozostało (chociażby ze względu na wcześniejszą  utratę rodziny). Jak wiemy, psy na ogół łatwo dają się usatysfakcjonować, a więc za burtę trzeba wyrzucić człowieka. Tak to właśnie wyglądałoby u utylitarystów, bo dla nich nie jest ważny gatunek istot, które zdolne są przyczynić się do największej sumy szczęścia w moralnym wszechświecie, lecz sam rozmiar szczęścia. Istnieje pewna odmiana utylitaryzmu, której broni Singer. Mówi ona o tym, że racjonalne istoty ludzkie maja szczególny powód do tego aby kontynuować swoje istnienie, natomiast nie wiadomo czy zwierzęta również maja wolę nieprzerwanego istnienia. Z tego powodu wyrzucenie człowieka z łodzi nie jest dobrą decyzją. To stanowisko zbliża się bardziej do poglądów Regana.
Jak wygląda kwestia przeprowadzania eksperymentów na zwierzętach w obu stanowiskach?
Regan jasno twierdzi, że zwierzęta nie powinny być wykorzystywane w badaniach, ponieważ zwykle są to badania nie do końca przemyślane, niepotrzebne i tylko rzekomo mają przynieść człowiekowi pożytek. Singer natomiast jest zdania, że gdy dane badanie przyczyni się do zwalczenia ciężkiej choroby, to jest ono usprawiedliwione. Niesłuszne jest jego zdaniem używanie do eksperymentów raczej zwierząt niż ludzi upośledzonych- w obu wypadkach są to istoty nieświadome swojego losu.
W praktyce zarówno obrońcy praw świata zwierzęcego, jak i utylitaryści nie zjadają zwierząt, ale z całkiem innych powodów. Dla zwolennika praw zwierząt używanie ich jako środka do celu, czyli w tym przypadku do zjedzenia, jest pogwałceniem prawa każdego indywiduum do poszanowania. Utylitaryści z kolei powstrzymają się od zjedzenia zwierzęcia jeśli wiąże się to z jego cierpieniem.
SYMPATIA
W kwestii przyznania moralnego szacunku zwierzętom nie możemy zapomnieć o uczuciu sympatii i w ogóle o uczuciach. Z pewnością wybór moralny oparty tylko na uczuciach trudno obronić, ale to samo można powiedzieć o decyzji podjętej wyłącznie na podstawie rozumu. Sympatia jest przecież podstawowym ogniwem teorii moralnej, bo pozwala określić odbiorcę naszej moralnej troski. Zatem jedynym sposobem ominięcia fałszywego dualizmu rozumu i uczuć jest odejście od abstrakcyjnych rozważań i przyjrzenie się naszym codziennym działaniom. Pomogłoby nam to lepiej ustosunkować się do problemów zwierząt i poczulibyśmy się po części odpowiedzialni za ich krzywdę. Oczywiście nie mówimy tutaj o nieustannym zadawaniu sobie pytań typu: "Kim było cierpiące i umierające zwierzę, z którego robię sobie pieczeń?" Jak powiedziała Marti Kheel: "w naszym złożonym i nowoczesnym społeczeństwie nigdy nie będziemy mogli przyjrzeć się skutkom moralnych decyzji, możemy jednak podjąc próbę wyobrażenia ich sobie i dotarcia do nich przynajmniej uczuciem". Oczywiście, że zwykli konsumenci nie są bezpośrednio odpowiedzialni za ograniczenie wolności i komfortu zwierząt, nie odbierają im potomstwa, nie patrzą im w oczy podrzynając gardło. Nie chodzi o to, żebyśmy wyrzekli się futra czy kurczaka na obiad, ale o to żebyśmy zastanowili się czasem nad sytuacją zwierząt na świecie, odnaleźli w sobie sympatię i współczucie dla nich oraz być może uczynili jakiś mały krok w celu poprawienia ich sytuacji w miarę swoich możliwości. Przykłady, które przytoczyłyśmy są oczywiście skrajne, bo prawdopodobnie nigdy nie będziemy musieli wyrzucać nikogo z łódki czy też wybierać między życiem naszego dziecka a życiem naszego psa. Jednak w warstwie tych hipotetycznych sytuacji dobrze jest wypracować sobie i uporządkować nasze moralne zasady i intuicje, bo cierpienie zwierząt to już nie hipoteza tylko fakt! Nie można od ludzi wymagać aby rozwiązując dylematy moralne kierowali się tylko rozumem i zasadą równości. Tak jak w świecie zwierząt jest pies Lessie i ulubiony kot, są złe sępy i dzikie króliki, węże i skunksy, tak i ludzie nie są po prostu ludźmi: są przyjaciele i kochankowie, rodzina i wrogowie. Pokrewieństwo i bliskość odgrywają w naszych wyborach bardzo dużą rolę. Negowanie tych czynników na rzecz idealnej równości świadczy zapewne o szlachetnych intencjach, ale w obliczu zwykłych wyborów nie możemy tego od zwykłych śmiertelników wymagać. W każdym razie ludzie zrobili już w sprawie moralności pierwszy krok: nie ma już żadnych podstaw, by traktować zwierzęta inaczej niż istoty godne moralnego szacunku.