JustPaste.it

Pielgrzymka, dzień XV

nadal Jasna Góra, i powrót do domu

nadal Jasna Góra, i powrót do domu

 

Pobudka nieco później, chyba coś koło 8. Powolutku, spokojnie się ogarniamy, pakujemy śpiwory, namioty, torby i zdajemy na pakę. Pojadą już do Białej, i jutro będą do odebrania pod Kościołem. Do Mirowa przyjechały dwa autobusy, chciałem się z Matim wkręcić do któregoś, ale się nie udało. Pojechaliśmy więc miejskim. Dzisiaj jest Święto, Wniebowzięcia NMP. Ogromne rzesze pielgrzymów są w Częstochowie. Ale nie tylko ich, jest też dużo tzw. sekciarzy. Jesteśmy trochę głodni, a że do Mszy Świętej jest sporo czasu idziemy do KFC. Małe śniadanie. Potem już udaliśmy się na błonia. Rozłożyliśmy się i rozpoczęła się liturgia. Bardzo rozbudowana, wielu biskupów, ogromne tłumy ludzi. Na kazaniu nawet nie wiem kiedy zasnąłem, obudziły mnie gromkie brawa. Podczas tej Mszy zdałem sobie sprawę, że to już koniec XXXI Pieszej Pielgrzymki Podlaskiej na Jasną Górę. Co mi dała? Przede wszystkim znów czułem tą wspaniałą atmosferę modlitwy, pokory i wzajemnej pomocy. Poznałem wielu wspaniałych ludzi. Rozwinąłem się w graniu na gitarze (a nawet w śpiewaniu), zbliżyłem się do Boga, zauważyłem, że różaniec ma sens (wcześniej go nie dostrzegałem) tak samo Msza Święta, to taka doskonała ofiara. Pielgrzymka uczy miłości i pokory. Wielu ludzi tutaj odkrywa swoje powołanie, wielu ludzi znajduje tutaj swoje drugie połówki (jak np. Mati i jego Agnieszka, dzisiaj są już razem), to tutaj nawiązują się przyjaźnie na całe życie. Tutaj człowiek uczy się modlitwy i poznaje Jezusa nie jako jakiegoś Wielkiego Pana co jest tak wysoko, że nie widzi swoich poddanych, ale jako człowieka, najlepszego przyjaciela. Oczywiście za rok też idę :)

Po Mszy Świętej, ja Seba, Kamil i Michał Kudan poszliśmy na wały Jasnogórskie, chwilkę pozwiedzaliśmy, byliśmy jeszcze raz przed obrazem, gdzie wrzuciliśmy kartki z intencjami do takiej skrzynki. Potem do jakiejś knajpy coś zjeść, tłumy jak cholera. No i zaraz potem na dworzec i czekam na pociąg. Nie ma go, i nie ma, i nie ma... spóźnia się już z godzinę, miał być o 16, na szczęście przyjechał ten, który miał być o 14 więc nim pojechaliśmy. W pociągu tłumy, stoimy gdzieś na korytarzu. Jest tu taki śmieszny pan, który miło z nami rozmawiał, lecz gdy tylko zbliżył się konduktor w celu sprawdzenia biletu zniknął niepostrzeżenie...

Jesteśmy tacy zmęczeni, że usiedliśmy na korytarzu, ja coś śpiewałem, Mati przysnął, Seba poszedł do kibla, i siedział tam z godzinę (no miejsce siedzące w końcu), na którejś stacji dosiadła się pani z królikiem, bardzo miła.

Zapoznaliśmy się też ze starszą panią, która szła z Pielgrzymką Warszawską. Na pożegnanie dała nam 50 zł, na jedzenie. Bo "nie wiecie o której macie pociąg, a pieniądze już się pewnie skończyły" Tak wciskała, że w końcu wzięliśmy. Wysiedliśmy w Warszawie, pociąg do Białej był za 20 minut. Poszliśmy więc do McDonalds gdzie spożytkowana została darowizna. W pociągu był już wolny przedział, spotkaliśmy tam znajomych, Patrycja i Miśka, dwie siostry medyczne. W miłej atmosferze upłynęła nam podróż. Oto jesteśmy w Białej. No kurdę, to ja szedłem dwa tygodnie, a wróciłem w 5 godzin?

W domu tylko przywitałem się z rodziną, chwilkę pogadaliśmy, umyłem się, rzuciłem się na wygodne łóżko. "Ależ dziwnie, na podłodze jest inaczej". 

Bogu niech będą dzięki

Te krótkie wspomnienia napisałem z zachęty brata Mara, on też pisał, ale skończył na 5 dniu, bo "studia". Maro dokończ bo mój język a twój to niebo, a ziemia :) nie potrafię dobrze pisać, ale z grubsza opisałem całą pielgrzymeczkę. Jak się zastanawiasz czy iść czy nie to mówię Ci IDŻ! Naprawdę warto :)

Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu, jak była na początku teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen.