JustPaste.it

Pożegnanie

Z dedykacją, choć to wątpliwa przyjemność, dla Pawła Malca.

Z dedykacją, choć to wątpliwa przyjemność, dla Pawła Malca.

 

Pojawił się po mszy. Jego ojciec właśnie zjeżdżał ostatnią windą... do nieba. Idąc przez cmentarz z wielkim, pełnym synowskiej miłości wieńcem, potykał się o groby, przewracał pod ciężarem świerków i róż, i pod ciężarem całonocnej stypy. Koszula straszyła "uszami", spodnie wspominały błoto z wiejskiej drogi, poparzona gęba wołała pić. Przepchnął się przez tłum i położył wieniec z czarną szarfą o treści "Kochanej mamusi". Szukaliśmy nożyczek w popłochu...

Przez dłuższy czas próbowałam odszukać w jego twarzy Heńka, jakiego znałam. Tego, który uczył mnie jeździć traktorem, który strugał mi papierosy z drewna, bym mogła, jak on, palić, który wyręczał się mną w karmieniu zwierzaków. Tego, który ustawiał dziadka, swojego ojca, by zbytnio mi nie pobłażał. 
Znałam tylko takiego Heńka, z poparzoną twarzą, prawie bez włosów, z obciętymi palcami lewej ręki... Zanim przyszłam na świat, miał wypadek na motorze...

Po chwili nadeszli kumple ze stypy. Nie miał więcej czasu, musiał iść. 

Pił na umór, aż pewnej nocy wykonał jeden telefon, bardzo ważny telefon:
- Bracie, ratuj, bo mnie diabły każą się wieszać...
Trzeci odwyk, pierwszy z własnej woli, pierwszy skuteczny....

Wrócił do domu. Musiał wydzierżawić pole, bo swoje przepił. Dorabiał zbieraniem orzechów. Opiekował się chorą matką. Kumpli wpuszczał, jednak przyjaciółka - gorzałka stała na progu, nie wchodziła z nimi.

Dno butelczyny zobaczył po raz kolejny gdy zmarła matka. Na pogrzebie jeszcze był trzeźwy, ale do wieczora już nie wytrzymał. Potrzebował porządnej stypy...

Spotkaliśmy się trzy miesiące później, na cmentarzu. Ja stałam z wieńcem, on zjeżdżał ostatnią windą, mam nadzieję, że do nieba.

Powiesił się w łazience, trzeźwy, w Dzień Dziecka...