JustPaste.it

Potwór przed sądem

Proces Breivika każe zadać sobie pytanie, czy Europa nie nazbyt pochopnie zrezygnowała z kary śmierci.

Proces Breivika każe zadać sobie pytanie, czy Europa nie nazbyt pochopnie zrezygnowała z kary śmierci.

 

W Norwegii toczy się proces Andersa Breivika, zamachowcy z Olso i Utoi, zabójcy 77 osób. Każdy dzień procesu przynosi nowe informacje: „Breivik przeprosił” — ale tylko przypadkowe ofiary wybuchu podłożonej przez niego w Oslo bomby. Innych chciał zabić i zabił. „Breivik żałuje” — ale tego, że nie zabił wszystkich 564 uczestników imprezy na wyspie Utoja. „Breivik deklaruje” — ale nie, że więcej by czegoś takiego nie zrobił, ale że gdyby mógł, zrobiłby to jeszcze raz.

A co na to Norwedzy? Przyjmują to z nadzwyczajnym spokojem. Nikt nie żąda zaostrzenia kar czy przywrócenia kary śmierci. Wszyscy uczestnicy procesu są wobec Breivika bardzo uprzejmi. Jemu samemu grozi co najwyżej — o ile nie zostanie uznany za niepoczytalnego — 21 lat więzienia. Choć to ostatnie słowo wydaje zdecydowanie przesadzone, bo najgroźniejsi norwescy przestępcy odbywają karę pozbawienia wolności na specjalnej wyspie, mieszkając w  domkach bez krat, w warunkach niemal półwolnościowych. Albo rzeczywiście Norwegowie mają nadzieję, że Breivik się poprawi, albo są już tak przesiąknięci wpajaną im od lat polityczną poprawnością, że nie potrafią myśleć inaczej, a przynajmniej inaczej publicznie się o tym wypowiadać.

Choć nic więcej niż wspomniana kara temu zbrodniarzowi w Norwegii nie grozi, to jego czyn każe się ponownie zastanowić nad tym, czy nie nazbyt pochopnie Europa zrezygnowała ze stosowania kary śmierci. Dla jej przeciwników czyn Breivika musi być wysoce problematyczny. Jak się bowiem mają do jego zbrodni typowe argumenty przeciwko karze śmierci. Że to sankcja okrutna? Nie bardziej niż czyn Norwega. Że kara powinna wychowywać, a kara śmierci nie wychowuje, tylko eliminuje? Zgadza się, ale sam oskarżony nie chce być wychowywany. To on chciałby wychować społeczeństwo, a tę cześć, która się nie da — wyeliminować. Że karząc śmiercią, można popełnić nieodwracalną pomyłkę? To brzmi w tej sprawie jak ponury żart. Pomijając fakt, że oskarżony swoich zabójstw wcale się nie wypiera, a wręcz jest z nich dumny, to rzadko która zbrodnia jest tak dobrze udokumentowana. Tu nie mogłaby mieć miejsca żadna pomyłka. Że każdy ma prawo do życia? I kto to mówi? Europa? Która ustami swych liderów powszechnie pozwala na odbieranie życia nienarodzonym, a na razie gdzie niegdzie dopuszcza i promuje eutanazję?

Jak znam życie, Breivik znajdzie naśladowców. Jeśli nawet nie od razu, bo sąd ograniczył mediom możliwość prezentowania jego wypowiedzi, to podczas odbywania kary. Znajdą się bowiem wkrótce wytwórnie filmowe chętne nakręcić o nim film i oczywiście sowicie mu za to zapłacić. On sam też pewnie napisze jakąś książkę, taką swoją Mein Kampf. Kolejne kwoty spłyną na jego konto. A władze norweskie, w nadziei resocjalizacji „potwora”, mu na to pozwolą. Kiedy wyjdzie z więzienia będzie nie tylko sławny, ale i bogaty, gotowy stanąć na czele rzeszy gotowych na wszystko naśladowców.

Porządek społeczny wymaga, by ludzie ponosili równoważne konsekwencje swoich czynów. Nawet Bóg, choć miłuje i zawsze jest gotowy do przebaczenia, nie pozostawia sprawcę złą bez kary, to znaczy bez osobistego doświadczenia konsekwencji jego czynów[1]. Chrystusowe zalecenie by miłować nieprzyjaciół zachęca jedynie osoby pokrzywdzone do wyrzeczenia się osobistego dochodzenia sprawiedliwości na drodze zemsty. To nie ma nic wspólnego z dochodzeniem sprawiedliwości przez władzę broniącą porządku publicznego. Nowy Testament uczy: „Rządzący bowiem nie są postrachem dla tych, którzy pełnią dobre uczynki, lecz dla tych, którzy pełnią złe (...) jeśli czynisz źle, bój się, bo nie na próżno miecz nosi, wszak jest sługą Boga”[2].

Olgierd Danielewicz

 

[1] Zob. Lb 14,18. [2] Rz 13,3-4.

 

[Artykuł zostanie opublikowany w miesięczniku „Znaki Czasu” 5/2012].

 

 

 

 

 

Autor: Olgierd Danielewicz