JustPaste.it

Sprzyjam reżyserowi Rutkowskiemu

Detektyw ma nowy pomysł

Detektyw ma nowy pomysł

 

Rutkowski 

fot. TVP Info

Znany detektyw Krzysztof Rutkowski zamierza zrealizować pełnowymiarowy film fabularny pt. „Napiętnowani” - o sobie i o rodzicach Madzi, może też o dziadkach wnusi zmarłej w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach. Zapowiada, że film nie przyniesie żadnych korzyści finansowych Waśniewskim – „To będzie obraz o mnie i mojej pracy, a oni będą tylko jednym z wielu wątków. Dlaczego zatem miałbym im płacić?”.

Pan Rutkowski twierdzi, że nie musi prosić Waśniewskich o zgodę, zaś mówi, że zwłaszcza „Waśniewskiej nie będę w ogóle pytał o zdanie”. Uważa, że może zrobić ten film, bo w wydarzeniach, o których ma on opowiadać, uczestniczył od początku.

K. Rutkowski uważa, że zarówno Katarzynie, jak i Bartłomiejowi Waśniewskim, nie należą się żadne tantiemy za to, że ich tragiczna historia zostanie wykorzystana w produkcji filmowej. Podobno matka Madzi jest przeciwna powstaniu filmu, ale nie wiadomo, czy prawnie może zablokować powstanie filmu. Czyżby potomkowie ofiar „Titanica” lub Tu-154 pod Smoleńskiem, uczestnicy Powstania Warszawskiego i przeobrażeń systemowych w Polsce mogli skutecznie oprotestować realizację filmów na te tematy z jakichkolwiek powodów?

Mało znany bloger został uwikłany w procesy rozpętane przez doktoryzującą się na UG twórczynię dzieł księgowych w aspekcie programowania komputerowego (przykładowa a świetna pozycja literacka pt. „Nokturn”). Pani ta pofolgowała sobie twórczością rubaszną, dawniej może zwaną ludową - ot, takie sobie wesolutkie żarciki o pedałach, dziwkach, Bogu i sporych (i równie głośnych) gastralno-onomatopeicznych owadach, którą to twórczość jedni określą jako fajne i niewinne żarciki, ale inni mogą określić jako seksistowskie i antygejowskie (i takie jest ich prawo do subiektywnej oceny), co obecnie jest całkiem niemodne a nawet ścigane, jednak nie to było szczytem jej możliwości, o czym dalej.

Uczyniła to na żartobliwym forum, pośród superwulgarnych dowcipów w wykonaniu innych użytkowników, których broniła, kiedy im zwracano uwagę na przesadę i nieprzestrzeganie regulaminu portalu. Ale powiedzmy sobie szczerze – wątpliwej damie mogły się przydarzyć w ferworze porykiwań i śmiechów do rozpuku (jak niemal każdemu) niezbyt godne kawały, choć zamieszczane one były dość długo i trwałoby to znacznie dłużej (zapewne to duża strata dla grupy doktorantów i całego ciała naukowego UG – powstałby znacznie większy zbiór pikantnych żarcików ich koleżanki po fachu, która nieco się zapomniała), gdyby nie opisano działań tej wykładowczyni (i jednak w jakimś sensie wychowawczyni młodzieży) na innym portalu wraz z jej machlojami typu pomówienie, że ktoś ma dwa dodatkowe a lewe konta, z których dokonuje wpisów godzących w jakże doskonałe (jak by mogło się wydawać) jej imię, czyli w cześć tej pani. Pomyłkowo zinterpretowała fakty i doszła do wniosku, że jedna osoba występuje w trzech postaciach (pewnie to echo jej pobożności), przerobiła podpis w komentarzu (a czym jest fałszerstwo dla księgowych - nie trzeba tego chyba nikomu wyjaśniać), udała się do swego prawnika, na policję i do dwóch okolicznych sądów.

Przez trzy lata sądy nie potrafiły ustalić, czy facet miał jedno, czy więcej kont, wyroki zapadały rozmaite (skazujący w sprawie cywilnej, uniewinniający gościa w karnej, ale zanosi się na apelację). Admin portalu wyraził zdziwienie, że nikt z temidowej branży (bo spoza niej nie udzielą informacji) nie zgłosił się po listę logowań, z których wynikałoby, czy facet istotnie ma więcej kont.

Wyjaśnienie pomyłki sądowej (pewnie największej na Wybrzeżu w branży internetowej) zbliża się milowymi krokami do zakończenia, bowiem sprawą zajęła się Prokuratura Okręgowa w Gdańsku, która z pewnością poprowadzi sprawę jak należy, czyli zbada spreparowany dowód pisarki, że facet rzekomo miał więcej kont, przejrzy teksty obu panów (okiem fachowca od języka, który snadnie zorientuje się, czy to dwie, czy jedna osoba – jeden z nich stosował słownictwo całkowicie nieznane drugiemu!); niestety, oboje sędziów – w sprawie cywilnej i karnej - nie powołało specjalisty od porównywania tekstów) oraz zbada faceta wariografem. Wówczas będzie można ogłosić publicznie (a opublikowania wyroku domaga się pisarka, która – jak podkreślała wielokrotnie – nie jest hipokrytką, zatem z pewnością popiera nadal swój wniosek, niezależnie od strony wygranej; ciekawostka - pani również uważała, że jeśli kogokolwiek informowała, to składała doniesienie, lecz jeśli ktoś inny informował, to donosił, ale zarzeka się, że nie jest hipokrytką...) i będzie można w końcu unieważnić partacko prowadzony proces. Sędzia popapraniec pewnie nie miał certyfikatu na prowadzenie spraw o internetowe zniesławienie (ciekawe, jak sobie radził dotychczas w tej branży?), skoro popełnił infantylne błędy – niech lepiej zajmuje się tym, co potrafi (jak obecnie), czyli katastrofami morskimi, nie zaś internetowymi pomówieniami.

Ostatnią deską ratunku może okazać się najsławniejszy polski detektyw, który zapewne w tydzień wyjaśniłby sprawę. Mógłby także pokusić się o realizację filmu na temat kompromitacji Temidy nie tylko z pisarką, jej mecenasem i sędzią od sprawy cywilnej w rolach głównych, ale także z kilkoma oficjelami, którzy niczego mądrego w sprawie nie dokonali, jedynie powoływali się na procedury (za wielotysięczne wynagrodzenie!), czym własnoosobowo udowodnili, że polska Temida ma prawnie zapisane błędy w swoich procedurach albo nie wykorzystali procedur przyjaźniejszych dla obywatela szarganego przez polski wymiar sprawiedliwości przy biernej postawie osób odpowiedzialnych za stan prawa w Polsce.

Film taki ukazałby prawdę o polskim wymiarze (nie)sprawiedliwości, kiedy to można wygrać proces o internetowe pomówienie, kłamiąc, dostarczając dziwacznych dowodów, nieuczciwie formułując zarzuty (zamieniając słowa w tekście) i nierzetelnie wykonując sędziowską profesję. Ponieważ Rutkowski jest bezkompromisowy - co myśli, to natychmiast przekazuje, przeto z pewnością uczciwie a dokładnie ukazałby konfabulacje zbłąkanej - a przemęczonej pracą i nazbyt licznymi obowiązkami domowymi - bohaterki swego filmu. Poza tym to odważny facet, który powie każdemu palantowi, niezależnie od jego statusu społecznego, że jest kpem, a w filmie zapewne to dokładnie pokaże.

W 1972 zrealizowano polski film „Anatomia miłości”; czekamy na film pt. „Anatomia konfabulacji”, który nawiąże do coraz słynniejszej pomyłki sądowej. W internecie można zapoznać się z filmami i artykułami o anatomiach wszelakich. Wspomniany nasz film, to tylko szczyt góry lodowej, bowiem znajdujemy także inne pozycje: anatomia piekła, prawdy, morderstwa, strachu, kryzysu, katastrofy, tragedii, przemocy, sławy oraz - jakby na czasie - „Anatomia kobiecej histerii”.

Trzymam kciuki za reżysera i producenta Krzysztofa Rutkowskiego, bo jeśli film przyniesie zyski, to może zajmie się opisaną sprawą, a bibliografii jest ci tu wielki dostatek (kopie, skany, komentarze, felietony). Mam nadzieję, że pisarka (oraz inni zamieszani w sprawę) zostanie spławiona równie zgrabnie, jak Waśniewscy, chyba że mecenas pisarki coś przekonującego wymyśli, to i może uda się im coś uszczknąć dla siebie, ale i tak należałoby potrącić wszystkie koszty poniesione w wyniku ich histerycznej a bezprawnej działalności na temidowej niwie.