JustPaste.it

Utopieni w toksycznej zupie

Najbardziej zabija nas niewiedza i ignorancja, ponieważ wiele zagożeń możemy w prosty sposób uniknąć. Jest tylko jeden warunek! Musimy wiedzieć co nam zagraża!

Najbardziej zabija nas niewiedza i ignorancja, ponieważ wiele zagożeń możemy w prosty sposób uniknąć. Jest tylko jeden warunek! Musimy wiedzieć co nam zagraża!

 

Dostałam od przyjaciół artykuł, który ujawnia zagrożenia podstępnie czyhające na nas i naszych najbliższych. A najbardziej zabija nas niewiedza i ignorancja, ponieważ wiele zagożeń możemy w prosty sposób uniknąć. Jest tylko jeden warunek! Musimy wiedzieć co nam zagraża!

Serdecznie zapraszam Was do zapoznania się z artykułem!

Do 2013 roku wszystkie krematoria w Wielkiej Brytanii muszą zostać wyposażone w specjalne filtry. Dym wydobywający się z ich kominów został uznany za jedną z najbardziej niebezpiecznych trucizn. Zawiera bowiem rtęć powodującą wady wrodzone, poważne uszkodzenia nerek, stwardnienie rozsiane i wiele innych zagrażających życiu chorób. Skąd związki rtęci w dymie krematoryjnym? Z naszych ukochanych zmarłych, a właściwie z ich zębów pełnych amalgamatowych plomb, które z łatwością topią się w temperaturze 1000 st. C.

Zaledwie jeden gram rtęci może zatruć wodę całego jeziora, a wielu z nas ma w ustach nawet 3 gramy tej zabójczej substancji. Poza rtęcią nosimy w swoich ciałach po, kaźne zasoby ołowiu, kadmu, glinu, azotanów i wszelkiego rodzaju innego paskudztwa. Ale myli się ten, kto sądzi, że wystarczy unikać dymu z kominów, zamieszkać z dala od ruchliwych ulic i rzucić palenie, by pozostać świeżym i zdrowym. Naukowcy z Uniwersytetu Lancaster przebadali sto osób na obecność szkodliwych substancji chemicznych. U każdego z badanych wykryli co najmniej 27 takich związków w stężeniu znacznie przekraczającym normy. Ochotnicy pochodzili zarówno z terenów uprzemysłowionych, jak i z tzw. czystych ekologicznie. Dzieci okazały się bardziej zanieczyszczone chemikaliami niż rodzice i dziadkowie, a matki przekazują trucizny swojemu potomstwu już w jego życiu płodowym. Uczeni wyodrębnili na przykład styren używany do produkcji tworzyw sztucznych i uznany za substancję rakotwórczą oraz powodującą marskość wątroby; dioksyny niszczące odporność, odpowiedzialne za raka jąder, piersi i za bezpłodność. Badani mieli też spore ilości ksylenu, dichlorobenzenu, fenolu, środków owadobójczych i metali ciężkich. Większość tych trucizn przyjęli z pożywieniem, wodą i wdychanym powietrzem. Ponad dwustu naukowców z pięciu kontynentów wydało wspólne ostrzezenie, że tak wielka ilość chemikaliów wpływa szczególnie dramatycznie na zdrowie płodów i noworodków, zwiększając w późniejszym życiu szanse na rozwój cukrzycy, nowotworów, chorób tarczycy i zaburzeń hormonalnych prowadzących do bezpłodności. Nasze środowisko jest zanieczyszczone do tego stopnia, że w niczym nie pomoże nam nawet przeprowadzka na koniec świata. Chemiczne trucizny znaleziono w mleku eskimoskich matek. My sami staliśmy się siedliskiem zanieczyszczeń, trucizny w nas tkwią. Zadomowiły się w naszych ciałach i sprawiły, że jesteśmy wielkimi chodzącymi bombami chemicznymi. Nie tylko nie możemy przed nimi uciec, ale sami, nieświadomi niebezpieczeństwa, wprowadzamy je do swoich mieszkań i karmimy nimi swoje dzieci. W 2009 roku Amerykańskie Stowarzyszenie Chemików posiadające największy na świecie rejestr substancji chemicznych ogłosiło, że ma już w swoich bazach 50 milionów związków chemicznych. Chemia, która w latach pięćdziesiątych wkroczyła triumfalnie do naszego codziennego życia, uczyniła z nas myszy doświadczalne. Kiedyś w Polsce popularny był slogan: Chemia żywi, leczy, ubiera i broni. Nie spodziewaliśmy się wówczas, że wkrótce dodamy do niego jeszcze jedno słowo: zabija.

Niespodzianka dla czyściochów

W środkach czystości stojących na półkach każdego sklepu na świecie aż 90% związków może przyczyniać się do powstawania groźnych chorób. Taki na przykład triclosan. Jest wszechobecny, bo działa antybakteryjnie, a telewizyjne reklamy wszczepiły nam obsesyjną potrzebę wybicia do nogi wstrętnych mikrobów. Dla maniaków czystości stał się więc absolutnie niezbędny. Mamy zatem mydło, pastę i szczoteczki do zębów, kosmetyki i chusteczki higieniczne z triclosa-nem, pościel z triclosanem, gąbki, materace, ręczniki, deski do krojenia, dziecięce ubranka i zabawki zawierające triclosan. Przeciętny Amerykanin używa 5 mg tej substancji dziennie. Gdy przemnożymy to przez liczbę mieszkańców USA, zyskujemy zawrotną ilość – 1,5 tony triclosanu, który wraz ze ściekami przedostaje się codziennie do gleby i wody. Kiedy firma produkująca triclosan chciała zastosować go w pojemnikach do żywności, Komisja Europejska nagle powiedziała: stop! Dlaczego? Bo w międzyczasie cudowny killer bakterii okazał się związkiem nader podejrzanym. Pierwszy wziął się za niego Amerykanin dr Stuart Levy. Odkrył, że triclosan działa podobnie jak antybiotyki. Z początku zabija bakterie, ale jego dłuższe stosowanie powoduje, że mikroby wreszcie przestają na niego reagować, uodparniają się. Badania nad triclosanem ruszyły pełną parą. Uczeni zauważyli, że triclosan w kontakcie z chlorowaną wodą wodociągową może zamieniać się w chloroform, substancję, którą posądza się o działanie rakotwórcze. Cudowny środek oskarża się również o zaburzanie pracy tarczycy oraz o spowalnianie działania systemu nerwowego. Ale ponieważ nie ma niezbitych dowodów na jego bezpośrednią szkodliwość, triclosan nadal panoszy się w naszych domach, ciałach, ziemi i wodzie.

Cicha pandemia

Naukowcy z Mount Sinai School of Medicine w Nowym Jorku i z Uniwersytetu Południowej Danii przewidują, że związki chemiczne znajdujące się w naszym środowisku wywołują „cichą pandemię” chorób mózgu. Do grupy najbardziej szkodliwych dla naszego systemu nerwowego zaliczono pięć substancji. Jedna z nich to ołów wykorzystywany w produkcji baterii, akumulatorów, kabli, farb i szkła. Mimo że od dawna znana jest jego toksyczność, jeszcze pod koniec XX wieku stosowany był do produkcji rur wodociągowych. Gdy raz zetkniemy się z ołowiem, nieprędko opuści on nasze ciało. W mięśniach i narządach wewnętrznych może przebywać 30 dni, w kościach – nawet 90 lat. Huty ołowiu zanieczyszczają środowisko w promieniu 15 km. Wdychamy go z powietrzem, wchłaniamy z pożywieniem. Gdy porównano kości ludzi współcześnie żyjących z tymi sprzed 400 lat, okazało się, że mamy 500 razy więcej ołowiu w organizmie niż nasi przodkowie. Dzieci narażone na kontakt z ołowiem mają niższy poziom inteligencji. Naukowcy stwierdzili, że stosowana jeszcze do niedawna benzyna ołowiowa mogła zredukować o połowę liczbę ludzi z najwyższym IQ. Przed ołowiem trudno się chronić, gdy przeniknie do powietrza czy gleby, ale ilość innego cichego zabójcy w naszym otoczeniu możemy choć trochę zmniejszyć. To trójchloroetylen, zwany w skrócie tri, związek o potwierdzonym działaniu rakotwórczym. Jeszcze w latach 90. był stosowany powszechnie w Polsce jako rozpuszczalnik usuwający tłuszcz. Skutki jego masowego używania przez przemysł odczuwamy do dziś. Choć po roku 2001 Unia Europejska zakazała jego stosowania, nie zniknął z naszego życia. Przedostał się do wód gruntowych i coraz to słyszymy o tri pojawiającym się w wodzie pitnej. W 2001 roku odkryto go w wodociągach w Tarnowskich Górach, w 2008 roku w Ząbkowicach Śląskich. Tri ma nie tylko zdolność wywoływania raka. Zetknięcie się z nim zwiększa ryzyko wystąpienia choroby Parkinsona aż sześciokrotnie.

Zabójcza butelka

Niewielu ludzi wie, co to BPA, ale każda mamusia i tatuś wiedzą, że nowoczesne butelki do karmienia niemowlaków zrobione są ze sztucznego tworzywa. Część z nich z bisfenolu A (BPA).

- Pomóż nam wycofać z obrotu tak wiele butelek zawierających szkodliwe BPA, jak to jest tylko możliwe. Rozpowszechnij wiadomość wśród jak największej liczby znajomych i rodziny przez Facebook i Twitter - alarmowała jedna z organizacji konsumenckich w Kanadzie. Skąd taka panika? Po pierwsze – z powszechności użycia BPA. W 2004 roku wypuszczono na rynek 3 miliardy kilogramów bisfenolu! Ta ilość co roku rośnie. Gdy Centrum Kontroli i Prewencji Chorób przebadało Amerykanów, okazało się, że 93 procent z nich miało we krwi BPA. - Jeżeli nie masz BPA w organizmie, nie żyjesz we współczesnym świecie - napisał ,The Times”. Bis-fenol to składnik sztucznych tworzyw. Pól biedy, gdy wykorzystywany jest do produkcji samochodów, samolotów, komputerów, płyt CD czy telefonów komórkowych. Gorzej, że z BPA robi się naczynia, pojemniki do przechowywania żywności, ekspresy do kawy, butelki, powleka nim wnętrza konserw i… wypełnia ubytki w zębach. Bisfenol bowiem zaburza gospodarkę hormonalną organizmu, powoduje zmiany w narządach płciowych, przedwczesne dojrzewanie, zaburza strukturę mózgu i jego funkcje, ma też wptyw na działanie trzustki i wydzielanie insuliny. BPA przedostaje się do organizmu przez układ oddechowy, pokarmowy, a nawet przez skórę. Najbardziej narażeni na niego są pracownicy fabryk tworzyw sztucznych, ale również kasjerki w sklepach, gdzie używane są drukarki termiczne. Bisfenol pokrywa papier, na którym drukują paragony. Pierwsze badania stwierdzające szkodliwość tego wszechobecnego związku chemicznego przeprowadził już w 1997 roku Frederick vom Saal, wykładowca Uniwersytetu Missouri i mimo usilnych starań badaczy pracujących na zlecenie producentów tworzyw sztucznych, odkryć profesora Saala nie udało się podważyć. Wręcz przeciwnie, coraz to nowi uczeni potwierdzali jego wnioski i dodawali swoje, pogrążając BPA jeszcze bardziej. Ogłoszono na przykład, że bisfenol uwolniony z uszkodzonych plastikowych wyrobów może być odpowiedzialny za poronienia, może wywoływać raka prostaty i raka piersi, a także spadek poziomu testosteronu i instynktu macierzyńskiego. Bisfenolu z naszego życia już nie da się usunąć, nawet gdyby, na co się nie zanosi, skończyć z wykorzystaniem go w produkcji plastiku. Kilka krajów na świecie zakazało sprzedaży naczyń dla dzieci zawierających tę zabójczą substancję. W Polsce są one nadal dostępne. Ale można chronić przed nim najmłodszych. Kupujmy tylko butelki z napisem BPA FREE.

Żywność, która nie odżywia

e8b808a2b210703c6a43be88ba3c21e3.gifJaga z jabłkiem (znaleziona w necie).

Niemiecki profesor Christian Loser ostrzega: - Niedługo społeczeństwa zachodnich uprzemysłowionych krajów będą składać się ze starych, chorych i niedożywionych ludzi. Mówiąc o niedożywieniu, nie miał na myśli zagłodzonych. Wprost przeciwnie, jesteśmy okrąglutcy jak pączuszki, ciągle coś wcinamy, przybywamy na wadze, a mimo to brakuje nam wielu składników odżywczych. Wszystkiemu winna przetworzona żywność. Nie tylko tzw. śmieciowe jedzenie jak hamburgery czy chipsy, ale takie oczywiste składniki naszego menu jak na przykład wędliny. Zawartość witamin i minerałów jest w nich znikoma, ale trucizn mają pod dostatkiem. Jak alarmują naukowcy, dzienne spożycie tylko 50 gramów przetworzonego mięsa zwiększa ryzyko cukrzycy o 19 procent, a chorób serca o 42 procent. Jeśli zaś zjesz tyle samo mięsa ugotowanego czy upieczonego w domu, nie musisz się martwić chorobą. Wędzenie, solenie, marynowanie z dodatkiem związków azotu stosowane w całym przemyśle mięsnym to najlepsza droga do wyhodowania nowotworów. Szwedzcy uczeni przeanalizowali dane 7000 pacjentów. Okazało się, że każde powiększenie o 50 proc. dziennej dawki przetworzonego mięsa zwiększa aż o 19 proc. ryzyko wystąpienia raka trzustki, jednego z najbardziej podstępnych i praktycznie nieuleczalnych nowotworów. Przy produkcji wędlin stosuje się konserwanty oraz azotyn sodu i azotyn potasu, które zabezpieczają mięso przed bakteriami. Kiedyś, gdy przetwórstwo przemysłowe nie istniało, ludzie umierali zakażeni jadem kiełbasianym. Dziś środki konserwujące wyeliminowały natychmiastową śmierć, którą niosły bakterie, i zastąpiły ją powolną degradacją, jakiej ulegają nasze tkanki za sprawą rakotwórczych związków azotu. Więc może przerzucić się na warzywka? No cóż, tutaj też nie jest zbyt zdrowo. W natce pietruszki kumuluje się zabójczy ołów i kadm. Podobnie jest z sałatą i marchewką. We wszystkich jarzynach i owocach pełno pestycydów. Jeśli przesadzimy z rybami, to rtęć zaatakuje nasz ośrodkowy układ nerwowy, a kiedy w popłochu przypomnimy sobie slogan reklamowy: Pij mleko, będziesz wielki i podążymy do półek z nabiałem, naukowcy szybko uświadomią nam, że w produktach mlecznych więcej jest dziś szkodliwych związków chemicznych niż życiodajnego napoju. Jak żyć, aby nie zwariować? Z umiarem i namysłem, pamiętając, że od chemii nie ma już ucieczki. Ale nie wprowadzajmy jej do naszego życia w nadmiarze. Organizm człowieka jest w stanie poradzić sobie z większością trucizn. Nie fundujmy mu tylko zabójczego koktajlu. Czytanie napisów na opakowaniach ma sens. Nie kupujmy produktów, które zawierają podejrzane związki. Jako obywatele i konsumenci dysponujemy wielką siłą, możemy głosować za pomocą naszych portfeli.

EWA WESOŁOWSKA

Źródła: Rick Smith, Bruce Lourie: Mordercza gumowa kaczka, The Telegraph, The Times, Die Welt, New Scientist, Daily Mail, cancersearchukorg.