JustPaste.it

Lawiranci mają się dobrze w RP

Oto Polska właśnie!
Temida

 

Panie Prezesie Sądu Okręgowego w Gdańsku, oto kolejny artykuł na temat Pańskiej instytucji, która nie sprawdziła się w prostej sprawie i nadal nie ma zamiaru załatwić jej w sposób honorowy. Mam nadzieję, że inne procesy są prowadzone wzorcowo.

Mirosław Naleziński, Gdynia

**********************************************************************************************************************

 

Przed Sądem Rejonowym w Lesznie toczy się proces Mariusza H., wójta gminy Lipno, który jest oskarżony o fałszowanie podpisów pod protokołami z przeglądów kas fiskalnych. Parał się tym jeszcze przed objęciem owego, jakże godnego, stanowiska na urzędzie, ale był już wówczas radnym. Nie tylko podpisywał się za inne osoby, ale nie miał także uprawnień do przeprowadzania wspomnianych przeglądów. Wójt przyznał się do 18 (słownie - osiemnastu!) zarzutów. Jeśli zapadnie wyrok skazujący (a grozi mu 5 lat pudła), to straci także swoją posadę.

Oto Polska właśnie! Na niskim stosunkowo szczeblu cwaniaczy się na drobiazgach, ale potem tacy ludzie awansują, bowiem mając podobnych sobie kumpli, grawitują w kierunku ministerstw i prezydentów (powiedzmy, że tylko miast). Obrońca wójta już w trakcie prokuratorskiego śledztwa wnosił o umorzenie postępowania, uzasadniając przestępstwa urzędnika znikomą szkodliwością społeczną. Fajne, nie? Facet fałszuje a obrońca „na dzień dobry” uważa, że to michałki... No takie mamy nasze zepsute Państwo, choć trzeba przyznać, że sąd oddalił ten wniosek, gdyż uznał za konieczne, by na podstawie materiałów dowodowych i zeznań oskarżonego ustalić, czy rzeczywiście była ona znikoma (no tak, ale po miesiącach badań może się okazać, że była znikoma i wójta ani nie posadzą, ani nie przestanie być wójtem – czas zwykle sprzyja lawirantom).

A całe polskie zło zaczyna się od tego, że dużemu Janowi nikt nie dał po łapach, kiedy - będąc małym Jasiem - robił drobne machlojki (i nie dostał wówczas po małych i to coraz bardziej lepkich łapkach), natomiast jako nieco większy czytał, że ambitni złodzieje kombinują na miliony i miliardy, zaś ci mniej rozgarnięci pilnują, aby nie ukraść (jednorazowo, bo tego nie sumuje Temida idiotka) za więcej niż 250 zł (do tej kwoty nie ma przestępstwa; teraz inteligentna owa dama ma podnieść tę granicę do 1000 zł).

Dość znana pisarka sfałszowała na portalu NaszaKlasa mój podpis oraz opublikowała, że mam dwa dodatkowe lewe konta na dane AZ oraz JK. Ponieważ nigdy nie rejestrowałem się na jakichkolwiek portalach pod innymi danymi, niż swoje (nawet do głowy mi to nie przyszło!), owe dwa przestępstwa w sposób istotny naruszyły moje dobre imię jako blogera i dziennikarza obywatelskiego, jednak byłem pewien, że jako niekarany obywatel zostanę potraktowany przez polską Temidę w sposób profesjonalny – miałem nadzieję, że sędzia gdańskiego sądu przejrzy sumiennie wszystkie dowody i oświadczenia zgłoszone przeze mnie oraz to samo uczyni z dowodami dostarczonymi przez pisarkę.

Niestety, to co wydarzyło się w Sądzie Okręgowym w Gdańsku w 2009 roku, to jedno pasmo niekompetencji i braku przyjazności wobec obywatela pozwanego przez nawiedzone a złośliwe doktoranckie cudo.

A wcześniej, po opisaniu obu przestępstw pisarki na portalu Salon24 oraz omówieniu tamże innych jej wyczynów, otrzymałem od jej adwokata żądanie zapłaty 20 tys. złotych zadośćuczynienia i przeprosin! Za co?! Proszę sobie wyobrazić – piszecie setki artykułów oraz tysiące komentarzy, a tu ktoś najpierw każe sobie wykasować wybrane rozważania, a potem listonosz przynosi list polecony ze stempelkami wszelakimi, w którym prawnik domaga się zdjęcia kilku tekstów, publicznego przeproszenia jego klientki (zwanej mandantką) za jej rzekomą obrazę oraz wpłacenia (już nie rzekomych, ale autentycznych) 20 tysięcy złotych zadośćuczynienia na podany numer konta kancelarii!

Robi to wrażenie? Dostaliście coś takiego? Wyobraźcie sobie - zostaliście obrażeni, sfałszowano wasz podpis, zareagowaliście mniej lub bardziej nerwowo (bo mieliście prawo, nawet posłom to się zdarza!), a jakiś spieniony pacan żąda przeprosin, kasy i zlikwidowania napisanych przez was artykułów opisujących fakty! A do tego jego prawnik grozi, że brak reakcji w sprawie dodatkowo podwyższy koszty o rozmaite czynniki (i wylicza jakie).

Kiedy opisałem historyjkę (na bazie żądań niekumatego adwokata) o pewnym pijaczku, to ten waran uznał, że tekst dotyczy jego klientki. Mało tego – nieudolny sędzia Sądu Okręgowego w Gdańsku również przyjął ten wariant w procesie cywilnym, zatem to już drugi waran w sprawie. 18 grudnia 2009 wydał wyrok skazujący, bez mojej obecności (po złożeniu dowodów, oświadczenia, że mam tylko jedno konto na NK i zwolnień lekarskich z powodu zawału, bajpasów i rehabilitacji – wystawili je zwykli lekarze, a powinni specjalni z sądowej listy), przy czym ten temidowy „przyjazny” urzędnik państwowy nie poinformował mnie ani o planowanym wydaniu wyroku, ani o jego ogłoszeniu, przez co (to chyba jakieś sądowe chuligaństwo i to w glorii potłuczonego polskiego prawa!) dopiero po 4 miesiącach o tym kretyńskim wyroku się dowiedziałem i to na korytarzu drugiego sądu, tym razem Sądu Rejonowego w Gdańsku, kiedy to adwokat pisarki pomachał mi tym wyrokiem przed oczami tuż przed procesem karnym (oba rozpętane przez nawiedzoną pisarkę).

Adwokat okazał się dość oryginalnym facetem, bo choć otrzymywał ode mnie wszystkie dowody na niefrasobliwą działalność swej mandantki, to jednak uwierzył jej, że miałem te lewe konta i jakoś go przekonała, że nie sfałszowała podpisu. Oczywiście – nie musiał mnie informować o terminie wyroku, jednak skoro ode mnie otrzymywał wszystkie informacje (dziesiątki tekścików skopiowanych – działalność jego mandantki na tle naszej „kulturalnej” młodzieży), to mógłby to uczynić. Mógłby, ale nie musiał, no i nie uczynił, wszak w polskim sądownictwie nie jest wymagane fair play. Gdyby choć przez moment miał wątpliwości, że mandantka wrabia go w kuriozalny proces, to miał szansę, aby uratować jej, swój i sędziego majestat.

Pisarce proponowałem, że jeśli mnie przeprosi i wycofa pozew, to zapomnimy o sprawie, natomiast ta spieniona dama – będąc pewna, że to ona ma rację i że mam te lewe konta - na żadne ustępstwa nie chciała iść; nadal domagała się uznania jej wersji, zatem wyłącznie przeprosiny oraz skasowanie moich artykułów wchodziły w rachubę. A jej adwokat wystosował pismo do sądu, że skoro ja nie mam zamiaru przystać na ich żądania, to nie ma sensu dalsza mediacja i należy toczyć proces, przy czym pisma tego nie otrzymałem, dopiero po wielu miesiącach (po wyroku!) natrafiłem nań w aktach sądowych!

Skoro podali numer konta, to może należało wpłacić owe dwadzieścia kółek i mieć sprawę z głowy? Ale przecież na tym nie poprzestaliby, bo jeszcze przeprosiny i wykasowanie paru artykułów z internetu. Teraz jest ich ponad setka i w jaki sposób Temida wyobraża sobie wyegzekwowanie (technicznie i prawnie) wyroku z 18 grudnia 2009? Jeśli nie zostanie anulowany ten wyroku, to od razu niech zapuszkują autora, bo on nie wyobraża sobie współpracy z polskim wymiarem sprawiedliwości, który nie potrafi wyjaśnić i osądzić prostej sprawy o zniesławienie.

Sędzia uznał, że w artykule obraziłem pisarkę, choć tam nie ma ani słowa o niej, zatem ów facet jest jakimś niedowarzonym prawnikiem, który niech raczej rozpatruje katastrofy kajaków* na Zatoce Gdańskiej, nie zaś decyduje o losach osób, które są obrażane i pomawiane, a przez takich dyletantów mają wyroki skazujące! Jak on czytał ten prosty tekst, że doczytał się w nim opisu pisarki? Powinien to wyjaśnić przed jakąś komisją złożoną z fachowców i dziennikarzy, którzy potrafią czytać i znają podstawy logiki. Sędzia ten, zamiast pogonić spienioną konfabulantkę, to wydał wyrok na pomówionego felietonistę – to chyba jakaś paranoja w togowym polskim wydaniu?!

Zatem reasumując – pisarka jest konfabulantką i wielokrotnie skłamała publicznie oraz przed sądami, że mam lewe konto a ponadto sfałszowała podpis. Zamiast odpowiadać przed sądem za te przestępstwa, to (nie rozumiejący po polsku) sędzia uznał, że obraziłem ją w moim tekście i wydał wyrok nakazujący jej przeproszenie. Zatem niech polska Temida wyjaśni teraz – w jaki sposób mam przeprosić Kowalską, skoro obraziłem Igreka? Zwróciłem się do Ministra Sprawiedliwości, aby ocenił głupotę swoich gdańskich togowców, którzy spartolili proces i wydali kretyński wyrok. Piszę w liczbie mnogiej, bowiem za głównym bohaterem procesu (sędzią SO w Gdańsku) stoi cały aparat, który z energią godną lepszej sprawy uzasadnia słuszność wyroku i nie widzi podstaw do jego anulowania. Dobrze opłacani togowcy żonglują paragrafami i nic mądrego z tego nie wynika. Żaden nie ma cywilnej odwagi, aby zapoznać się z moimi tekstami (napisanymi przed wiosną 2009 – nie jest ich wiele) i wynotować przestępcze (według sędziego) fragmenty.

Oczekuję na dokładne zbadanie sprawy (wariograf, analiza tekstów dwóch różnych osób, które są uznawane za jedną). Na koniec oczekuję od Ministra Sprawiedliwości wydania certyfikatu, zaświadczającego, że nie miałem dodatkowych kont oraz że w moich tekstach nie zniesławiłem pisarki i stąd już prosta droga do obalenia wyroku z 18 grudnia 2009.

Ponieważ sądowe zmagania trwają już 3 lata, przeto proszę o pośpiech – w końcu ile lat polska Temida potrzebuje na dojście do prostej prawdy?

Na filmach często oglądamy finezyjne procesy w wydaniu zwłaszcza amerykańskim. Ten omawiany tutaj jest dość prosty i żeby go spartolić, to trzeba mieć wyjątkowy talent i to poparty całym togowym pionem stojącym na straży (nie)praworządności w Polsce.

Polska to państwo, w którym sądy popierają konfabulantów i oszustów, a nie stają w obronie ludzi, którzy nie fałszują i nie kłamią. I ile zarabiają tacy dyletanci? I czy partacz naprawi swój błąd rezygnując z premii albo oddając mi utracone pieniądze? A czas, zdrowie i nerwy - kto mi to zrekompensuje? A może to Państwo należałoby pozwać o wysokie odszkodowanie za wydanie kretyńskiego wyroku?

Wójt zapewnia, że „nie robił nic złego czy szkodliwego”. Ciekawe, jakie oświadczenie złoży konfabulantka, jej niedoświadczony adwokat i niekumaty sędzia, kiedy okaże się, że nie miałem lewych kont i że jednak sfałszowała podpis? Może Temida zaprosi dobrego filmowca, który uwieczni ich głupawe miny strojone przed obiektywem? I niech koniecznie nagra ich komentarze oraz propozycje honorowego załatwienia sprawy, jeśli ten honor oni jeszcze jakiś mają. Czas skończyć z nieudacznikami w branży togowej!

Jak Naleziński pisze i mówi, że nie miał dodatkowych kont na portalu NaszaKlasa, to znaczy, że nie miał i nie ma do tej pory! I może w końcu sędziowie będą brali pod uwagę oświadczenia obywateli pod uwagę, skoro nie potrafią dowieść, że było inaczej (a admin posiada wykaz logowań i dziwi się, że nikt nie chce go uzyskać – to gdzie my jesteśmy?). Sędzia nie miał wyboru symetrycznego – jedna strona oświadcza, że nie miała dodatkowych kont i jest pewna (bo wie!), że nie miała, zaś druga strona jest przekonana (ale tylko domniemywa!), że pierwsza miała dodatkowe konta. To nie jest układ symetryczny, bowiem tu jest z jednej strony pewność, z drugiej tylko przypuszczenie. I co zrobił sędzia? Spartaczył sprawę, bowiem logika i wiedza prawnicza nakazywała mu wybrać pierwszy wariant!

Sprawę należy omawiać ze studentami prawa, jeśli oni autentycznie interesują się uczciwym orzekaniem w sprawach o pomówienia.

* - ma zaszczyt zasiadać w Odwoławczej Izbie Morskiej