JustPaste.it

Ezoteryczne gadżety, czyli ezoteryka w objęciach New Age

Fragment z "Pierwszej pomocy dla New Age'owców" o ezogadżetach i problemach wynikających z masowej produkcji przedmiotów o charakterze ezoterycznym.

Fragment z "Pierwszej pomocy dla New Age'owców" o ezogadżetach i problemach wynikających z masowej produkcji przedmiotów o charakterze ezoterycznym.

 

„Niniejszy przedmiot jest zaledwie wyrobem ezoterycznopodobnym.”
- tego typu informacja powinna być widoczna na większości współczesnych ezogadżetów...

Fragment "Pierwszej pomocy dla New Age'owców" Wojciecha Usarzewicza, wydawnictwo Ezokultus, 2012.

Lubuję się w ozdóbkach. Tak zwane "psie blaszki", popularnie określane nieśmiertelnikami, to stały element mojej szyi. Podobnie jak kawał sporego kła. Jeszcze jeden taki kieł i znowu będę miał komplet zębów. Czasem ponoszę też kawał kryształu na rzemieniu. A piszę to dlatego, by podkreślić, iż nic nie mam do tego typu ozdóbek. Toż to naturalny element naszego ludzkiego życia - kobiety potwierdzą. Faceci zresztą też, takie czasy. Ale jak się widzi niektórych nowoerowników, co to na jednej ręce pentagram, na drugiej Om, a na szyi wisi chiński symbol szczęścia, to człowieka aż głowa zaczyna boleć. Od nadmiaru różnych energii, rzecz jasna. I przechodzi taka choinka obok osoby sensytywnej i aż czuć to zwarcie. A potem się dziwić, że problemy w życiu się ma. No, znaczy, że wspomniana choinka problemy ma.

Namnożyło nam się sklepów oferujących ezoteryczne towary, a nowoerownicy pędzą do takich sklepów na złamanie karku. Albo palca. Bo przecież takie czasy, że zakupy ezoteryczne robi się na odległość, a klawiatura też bywa niebezpieczna. Jak książkę ezoteryczną się kupuje, to jeszcze jest w miarę dobrze. No ale kupują sobie nowoerownicy różne talizmany, zestawy runiczne, karty tarota - w ogóle ich nie czując. Pół biedy, jak nowoerownik jeszcze jest na tyle sensytywny, by wyczuć, czy dany talizman, kamień czy karty dobrze z nim korespondują - ale gdy się sensytywnym nie jest, to osobiście na odległość zakupów nie polecam. Z bliska łatwiej poczuć.

Ale wracając do sklepów, bo trzeba przyznać, że gadżety fajne się sprzedaje. Pewien właściciel sklepu ezoterycznego, popularnego w Polsce, na pytanie, co się najlepiej sprzedaje, odpowiedział - czaszki. No fakt, okultystów Ci u nas dostatek. Pół biedy, jeśli sklep ezoteryczny zaznacza, iż większość towarów to typowe gadżety bez jakiegokolwiek działania. Ale to robi się rzadko, toteż nowoerownicy nawet nie wiedzą, że kupują tylko gadżety, a nie przedmioty magiczne.

A czasem niektóre towary powinny mieć ezoteryczne oznaczenia o niebezpieczeństwie. Wręcz powinno się je oznaczać takimi "PG 16+", jak to się filmy czy gry komputerowe oznacza. "Nie do użytku dla pogan," albo "przeznaczone dla doświadczonych rozwojowców,", albo jeszcze "może wywoływać bóle głowy, biegunkę i ślinotok." Nie zapominajmy też "użyte w niewłaściwy sposób może prowadzić do opętania." Choć to ostatnie mogłoby też być świetną reklamą co niektórych produktów. Nie od dziś wiadomo, że głupota jest popularna, nie tylko w społeczności ezoterycznej.

Nowoerownicy swoje, a rezultaty swoje

Nowoerownikom jednak się nie przetłumaczy. Kupują więc oni odpromienniki bez wcześniejszej konsultacji z profesjonalnym radiestetą i dziwią się, że się im życie zaczyna psuć. Albo że choroba się pojawia. Kupują sobie piramidki, będące modelami piramidy w Gizie, nie rozumiejąc, że pozytywna energia piramidy gromadzi się w jej wnętrzu, a na zewnątrz - a tym bardziej nad piramidą - gromadzą się energie dość nieprzyjemne. Albo kupują piramidki orgonowe, zrobione z żywicy syntetycznej i kawałków aluminium, często z puszek po piwie. A piramidki te robią... dokładnie nic. Tylko wyglądają. Ludzie pędzą też na te wszystkie gadżety Feng Shui myśląc, że całkowicie odmieni to ich życie. Swego czasu mocno siedziałem w kwestiach taoistycznych, przyszło mi studiować zarówno klasyczne Feng Shui, jak i Tai Chi Chuan, w końcu też I Ching i ogólną filozofię taoistyczną. Jeśli ktoś myśli, że jest w stanie samemu przerobić sobie dom na niebiański zakątek Feng Shui, bez zagłębienia się w temat na 10 lat, to po prostu trochę za dużo myśli. A potem jeszcze wiesza po kątach lustereczka w heksagramowych obramowaniach. Które z prawdziwym Feng Shui nie mają nic wspólnego.

Ostatnio też znalazłem, w pewnym sklepie ezoterycznym, komplet wyposażenia do odprawienia rytuału na oczyszczenie z negatywnych energii i pozbycie się niechcianych dusz – kilka świec, olejek zapachowy, sztuczne kadzidła, buteleczka z wodą święconą i instrukcja obsługi. Za jedyne 149 złotych. Do oczyszczania z negatywnych energii to ja polecam zwykłą świeczkę i kadzidło ziołowe, z dodatkiem kuchennej soli. Ewentualnie szałwię białą za 20 złotych. Też będzie działać, identycznie z tym zestawem, a wydamy maksimum 20 złotych. Na wypędzenie niechcianych duchów to jednak nie zalecam stosować takich zestawów. Przeglądając sklepy ezoteryczne często łapię się za głowę, patrząc na to, co wytwórcy i producenci oferują klientom, w tak oczywisty sposób traktując ich jak bandę idiotów. Może to brutalnie brzmi, ale wielu producentów ezogadżetów traktuje Cię jak naiwnego głupka. To od Ciebie zależy, czy sobie na takie traktowanie pozwolisz.

Kilka słów o kartach ezoterycznych

Nowoerownicy uwielbiają też nowości, tłumaczone wspomnianą już "ewolucją systemu". A już karty runiczne to kompletne dziwactwo, będące właśnie taką "ewolucją" - ktoś kiedyś tłumaczył, że karty to po prostu inna forma korzystania z run. No niech już im będzie, tylko ciekawe, co Jednooki na to. Z mojego osobistego doświadczenia wiem, że papier i runy po prostu się gryzą. Widziałem też karty jednorożców, skoro tak przy kartach już jesteśmy. Karty anielskie też istnieją, a już największym dziwactwem są karty z kamieniami. Nowoerownik, który wpadnie w taką kartową pułapkę, potem myśli, że karta z obrazkiem ametystu będzie na niego tak samo oddziaływać, jak sam kamień. Przesada? Niestety nie...

Podobnie i karty aniołów, z prawdziwymi aniołami wiele wspólnego nie mają. Nowoerownicy wytaczają tutaj ciężki argument, „karty te pomagają nam komunikować się z Aniołami.” A nie można porozmawiać bezpośrednio? Ja jakoś nie potrzebuję kart, by pogadać ze Stróżem czy Aniołem. Ale może nowoerownicy są zbyt leniwi, by rozwinąć podstawowe zmysły subtelne.

To nie znaczy, że karty, takie jak karty jednorożców czy karty anielskie są absolutnie złe. Raczej ich zastosowanie jest złe, bo karty same w sobie są neutralne, a mogą być używane w odpowiedni bądź w zły sposób. Obrazy na kartach są dziełami sztuki, a samym kartom towarzyszą opisy i interpretacje. Ta wiedza zgromadzona wokół kart może być przydatna, wręcz inspirująca. Przy zastosowaniu odpowiednich technik można takie karty zastosować we własnym rozwoju czy w cięższych chwilach. I to będzie w porządku, to właśnie będzie dobrym zastosowaniem. Ale stosowanie kart do kontaktu z Aniołami chociażby jest małą pomyłką – karty nie zastąpią nam realnej rozmowy z aniołem, a przecież da się to zrobić. Tymczasem wiele osób myśli, że wyciągając daną kartę, to właśnie anioł na tej karcie do tej osoby przemawia. Lecz jest to fantazja, nic więcej. Do człowieka przemawia karta – obraz, który się na niej znajduje, wyjaśnienie, które też można znaleźć bezpośrednio na karcie, a także interpretacja, której doszukamy się w towarzyszącej talii książeczce. Aniołów w to nie mieszajmy.

Podobnie jest z kartami runicznymi. Obrazy, opisy i interpretacje kart mogą być bardzo inspirujące dla użytkownika, ale nie mieszajmy tego z wiarą, że karta z obrazkiem runy Fehu będzie działać tak samo, jak runa sama w sobie. Karta taka może zainspirować nas do analizy naszych poglądów na bogactwo lub pieniądze, ale nie będzie miała tej samej mocy czy energii, jaka pojawia się w przypadku prawdziwej runy, użytej jako talizman z określoną intencją. Kolejnym przykładem są karty z kamieniami. Mogą być bardzo inspirujące, ale nie będą promieniować tymi samymi energiami co prawdziwe kamienie – bo kamień to kamień, a karta to jednak papier.

By jeszcze trochę się pośmiać, wspomnę, iż widziałem kiedyś zdjęcie promocyjne jakiejś usługi ezoterycznej, wróżenia z kart - wszystko ładnie przygotowane, dużo okultystyczno-magicznych sprzętów, przyciemnione światło, trochę mgiełki, a na środku - karty. Tylko jakieś takie dziwne, toteż patrzę bliżej - i już wiem - karty okazały się być tymi, których używa się w grze karcianej Magic: The Gathering™ .

Ezoteryczne gadżety działają, przynajmniej niektóre

Ezoteryka sama w sobie ma bardzo niewiele wspólnego z ozdóbkami, tutaj prędzej mamy do czynienia z praktykami magicznymi. Nie oznacza to, że talizmany czy amulety wszelkiej maści, albo kamienie, nie działają, bo faktycznie działają. Ale trzeba tutaj znać umiar, po pierwsze, by nie wyglądać jak choinka, a po drugie, trzeba też znać sam przedmiot, którym się posługujemy. A już na pewno nie należy popadać w manię gromadzenia całej masy gadżetów ezoterycznych, bo tym właśnie większość współczesnych ezoterycznych przedmiotów jest - gadżetami i ozdóbkami bez większego znaczenia. Zawartość portfela nowoerwonik powinien raczej przeznaczyć na mądre książki czy kursy, niż na zbędne gadżety.

A jak się tego nie rozumie, to warto poczytać Pratchetta i jego "Zimistrza". Boffo, boffo, boffo...

Nowoerownicy czasem też popadają w manię gromadzenia nie tyle gadżetów, co narzędzi pracy. Nie sposób odmówić działania wielu przedmiotom o charakterze ezoteryczno-magicznym, jednakże tak jak Janina z gazowni może nie obsłużyć młota pneumatycznego, tak i Franek z "Budujemy Autostrady Spółka z bardzo ograniczoną odpowiedzialnością" może mieć problemy z obsługą programu do księgowania. Kolekcjonowanie kolejnych wahadeł bez umiejętności posługiwania się tymi narzędziami robi więcej złego niż dobrego. Nawet spotkałem się z sytuacjami, kiedy to cięższe wahadła - to znaczy o silniejszych energiach "niszczących", nie chodzi o wagę - noszone były bez osłony w kieszeni. No powodzenia potem w życiu.

I w końcu, można tutaj wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy, nawiązującej do mieszania systemów. Nowoerownicy bez zrozumienia miksują czasem swoją kolekcję gadżetów, a potem tutaj leży Budda, tam pentagram, a na szyi pentagram otoczony Starszym Futharkiem runicznym. Ciężko powiedzieć, z kim miałby to piwo wypić Jednooki (dla towarzystwa, skoro już mieszamy), ponieważ pentagram jest dość uniwersalnym symbolem, lecz na pewno nie jest związany z magią nordycką i mitologią zimnej północy. A do tego odmienna symbolika generuje odmienne energie, których lepiej ze sobą nie mieszać. Tak jak na spotkaniu pogańskim lepiej mieć na szyi pentagram, tak jadąc do Indii bardziej dla ochrony sprawdzi się po prostu Om.

A skoro już przy ezogadżetach jesteśmy, trzeba pamiętać o jednym - w ten czy inny sposób, kupowany przedmiot ezoterycznej natury, czy to kupowany on-line, czy w sklepie, czy na targach ezoterycznych, wciąż jednak jest przedmiotem ezoterycznym. Pod warunkiem, że jest przedmiotem ezoterycznym, a nie ezogadżetem. Nie dość, że może posiadać własną energetykę, to jeszcze przewija się często przez wiele rąk. Pomyśl sobie, że Twojego "talizmanu" dotykała setka ludzi, z czego połowa była ezoterycznymi desperatami. I ich energie zostają na przedmiocie. Pomyśl sobie, że twórca przedmiotu, jak również i sprzedawca, nienawidzi swojej pracy - ich nienawiść koduje się w przedmiocie. W końcu pomyśl sobie, że twórca przedmiotu może go tworzyć nie z intencją miłości i ochrony, ale z intencją zastawienia pułapki, by potem właściciela podpiąć pod jakiś nieprzyjemny byt, który będzie żywił się jego energią.

Takie rzeczy się zdarzają, a historie, kiedy to ktoś dostał w prezencie małego demona czy nieprzyjemnego ducha wraz z kupionym "amuletem ochronnym" wcale nie należą do rzadkości. Bądź więc ostrożny, co i gdzie kupujesz. A najlepiej zrobić tak, by znajomemu ekspertowi, któremu naprawdę ufamy, zlecić wykonanie rytualnego przedmiotu czy ochronnego amuletu. Bo przecież nie każdy ma zmysł artystyczny, więc zlecić wykonanie magicznego przedmiotu też można. Lepiej się na tym wyjdzie niż na kupowaniu przedmiotów od bliżej nieznanych twórców.

 

Źródło: http://ezokultus.eu/p/pierwsza-pomoc-dla-new-ageowcow/288