JustPaste.it

Zarabianie w Afganistanie

Uczestnicy sponsorowanej przez Amerykę burdy afgańskiej liżą rany i liczą swoje straty. I będą liczyli je jeszcze długo

Uczestnicy sponsorowanej przez Amerykę burdy afgańskiej liżą rany i liczą swoje straty. I będą liczyli je jeszcze długo

 

63545c77b8c128d45036b82576027392.jpg 

Niedawny szczyt NATO w Chicago postanowił że będą musieli łożyć na przekupywanie Talibanu jeszcze przez lata po zakończonej w 2014 – oczywiście sukcesem – „misji”. Oznajmienie tego sukcesu było głównym sukcesem szczytu. Bez tego sukcesu trudno byłoby sobie wyobrazić jak mogłaby wyglądać klęska NATO. Oczywiście czysto hipotetycznie bo NATO samo pojęcie klęski, z sukcesem większym niż Taliban,  wyeliminowało już ze słownika.

Z placu boju wyeliminowano również budzącą złe skojarzenia „wojnę”. Teraz są tylko „misje pokojowe”. Kiedy to po ostatni raz było że kongres USA wypowiadał komuś wojnę, czego podobno wymaga konstytucja? Japonii po Pearl Harbor? III Rzeszy Hitlera? Wszystko potem, od Korei i Wietnamu po Irak i Libię, to tylko jedno wielkie pasmo zakończonych sukcesem misji pokojowych.

Są jednak niektóre kraje z wyższym kolektywnym IQ które, w odróżnieniu od liczących straty w Afganistanie, nie dość że żadnych strat tam nie ponoszą ale robią kokosy. Taka Szwajcaria na przykład jest jak wiadomo tradycyjnie neutralna. Oznacza to że nie pcha się niepotrzebnie tam gdzie nie ma nic do znalezienia. Nie wysłała ani jednego żołnierza do Afganistanu i nie poniosła tam żadnych, bezsensownie sobie samemu zadanych strat. Jest i będzie nadal równie przyjacielska i równie uśmiechnięta do Pentagonu jak i do Talibanu, gdy ten obejmie po Pentagonie rządy w Kabulu.

Szanse są spore że Szwajcaria będzie nawet trochę słodsza dla Pentagonu. Źródłem tego przypuszczenia jest fenomenalny sukces szwajcarskiej firmy Supreme Foodservice GmbH. W odróżnieniu od całej Polski która straciła dobrze ponad pół miliarda dolarów na swoim afgańskim biznesie z Pentagonem jedna Supreme Foodservice GmbH aktualnie wyciągnęła z Pentagonu od 2005 niebagatelną sumę 5.5 miliarda dolarów. To się nazywa mieć brains i biznesowe savvy!

Co więc takiego sprzedają ci najwyraźniej myślący Szwajcarzy Pentagonowi w Afganistanie? Myśliwce? Tomahawki? Swiss army knives? Nie, po prostu żywią głównego agresora. Wykryli bowiem że żaden agresor bez jedzenia daleko nie pojedzie. To że Pentagon zajechał w Afganistanie tak daleko jak zajechał zawdzięcza, nie bez pewnej ironii, neutralnym Szwajcarom którzy go żywią. Okazuje się że Supreme Foodservice GmbH zdobył w 2005 kontrakt amerykańskiej Defence Logistics Agency (zaopatrzenie dla wojska) na żywienie w 4 bazach w Afganistanie. Nie ujawniono jakie przysmaki kuchni szwajcarskiej zaserwowano, co naszym zdaniem powinno wystarczyć na masowe dezercje żywionych. Jedzenie to jednak tak musiało posmakować najwyraźniej mniej wybrednym marines że zlecenia posypały się po tym jak z rękawa. Obecnie Supreme zaopatruje ponad 250 baz USA w tym kraju, czyli prawie wszystkie. Ciekawe czy decydentom w Warszawie w momencie wysyłania najemników do Afganistanu przeszła przez głowę myśl aby zapewnić na gorąco tego typu koncesje przynajmniej kilku krajowym firmom. W odróżnieniu od neutralnej Szwajcarii trudno będzie im przecież liczyć potem na przychylność rządzącego Talibanu…

Sukces Supreme przyciągnął nawet uwagę kongresu który ostatnio kręci coś nosem na słone rachunki wystawiane przez firmę i niepełne dane zamówień. No ale przecież wypadek przy pracy może się czasem zdarzyć. Być może że perspektywicznie myśląca firma, oprócz US Army, żywi także na boku i Taliban i że przez pomyłkę wysłała drugi rachunek w to samo miejsce… Nikt przecież nie twierdzi że neutralność wolna jest od pewnych niebezpieczeństw. ;-)

 

Po wyrzuceniu w błoto bilionów dolarów pakt północno-atlantycki kończy oficjalnie za dwa lata swoją burdę w południowym Hindukuszu. Burdę niepotrzebną, żenująco nieefektywną i drenującą jedynie społeczeństwa biorące w niej udział. Samą Amerykę do 2014 burda ta kosztować będzie ponad $2 biliony. Północno-atlantyccy agresorzy przywiozą z tej ekspedycji w sumie ponad 3000 swoich trupów, kilkanaście tysięcy swoich kalek i inwalidów oraz kilkaset tysięcy rozmaitych syndromów i efektów ubocznych za które przyjdzie płacić osobno jeszcze przez lata. To nie licząc już nawet dziesiątek tysięcy ofiar afgańskich, pół miliona „displaced persons”, niezliczonych zniszczeń, napsutej krwi i nienawiści nagromadzonej na dekady.

Burdę iracką można było przynajmniej uzasadnić jako biznes naftowy. Koszty siania demokracji są w końcu tylko w papierowym dolarze którego, w odróżnieniu od ropy, wyprodukować można w dowolnych ilościach po koszcie zero. Jedyny więc problem jaki mógłby wystąpić – że ktoś nie chciałby się spontanicznie pozbywać swojej ropy za bezwartościowy papier – sianie demokracji tomahawkami rozwiązuje. Konieczność nagłego siania demokracji w Libii również można było zrozumieć. W końcu Kadafi też eksperymentował ze złotym dinarem jako kompensacją za ropę, czym zaniepokoił Waszyngton. Zgromadził nawet 170 ton złota na początek które teraz jak raz koszty siania demokracji przez NATO pokryło, i to nawet z nawiązką

Trudniej jest natomiast wyjaśnić cel burdy pod Hindukuszem. Złota tam niewiele, ropy też co kot napłakał. Ludność krnąbrna i nie lubiąca okupantów, a do tego pamiętliwa. No i nie wadząca nikomu, w pełni ekologiczna gospodarka oparta na opium. Wprowadzanie demokracji w Afganistanie przez przywiezionego w walizce z Waszyngtonu błazna od samego początku było kpiną. Może tylko wprowadzanie socjalizmu 30 lat wcześniej przez moskiewskiego figuranta Najibullaha było kpiną porównywalną.

Afgańczycy mają jedno pragnienie – aby okupanci się wynieśli. Wielu z nich już w tym pomogli. Okupanci nie mieli tam czego szukać i dalej nie mają. Do wielu zaczyna to powoli docierać ale jest z tym mały problem. Wiadomo że w miesiąc po odtrąbionym „końcu misji” NATO w Afganistanie Taliban ogłosi zwycięstwo i powiesi Karzaia na suchej gałęzi w centrum Kabulu. Byłby to nie najlepszy PR dla sojuszu i w ogóle dla siania demokracji. Stąd NATO ma pomysł nieco inny – przekupienie Talibanu aby nie zwyciężał zbyt wcześnie i nie wieszał Karzaia przedterminowo ale aby jeszcze trochę pozwolił się pozwalczać przez jego reżim. W tym celu NATO zacznie się wycofywać nie robiąc Talibanowi dłużej krzywdy ale dla niepoznaki będzie szkolić armię Karzaia tak aby całą burdę „zafganizować” i jeszcze trochę ją przeciągnąć.

Jest to stary blueprint Pentagonu z czasów wojny wietnamskiej. Tam też przegrywająca Ameryka wycofywała się tylnymi drzwiami intensywnie „wietnamizując” konflikt. Południowo-wietnamska armia, szkolona oczywiście przez ekspertów, miała bić Vietcong aż się kurzy. Byle tylko wpompować w nią dość szmalu. Wystarczyła jednak jedna ofensywa Tetzdeterminowanego przeciwnika walczącego na swoim aby armia poszła w rozsypkę a szkolący ją eksperci w niekompletnej bieliźnie musieli salwować się ucieczką helikopterem z dachu ambasady w Sajgonie. Nie inaczej będzie w Kabulu ale o tym co głupsi uczestnicy burdy afgańskiej jeszcze nie wiedzą. Dlatego też naciągani są na dalsze dokładanie do tego biznesu.

Polska wypada w tym niespecjalnie fortunnie, czyli jak zwykle. Pięcioletni udział w burdzie afgańskiej kosztował nas okrągłą sumę dwóch miliardów złotych, bezpowrotnie wyrzuconą w sytuacji światowego kryzysu i dużo pilniejszych potrzeb w kraju. Bezsensownie zmarnowano do tego 36 istnień ludzkich, a licznik ciągle tyka. Plus naprodukowano pewną ilość kalek fizycznych i psychicznych które niepotrzebnie latami będą obciążały całe społeczeństwo, a nie imiennie tych którzy ich tam wysłali.

Największa jednak ironia tkwi w tym że w obliczu „partnerstwa” NATO z Rosją oraz wycofania się Obamy z Europy, a z tarczy rakietowej w szczególności, każda suma wyrzucona na burdę Ameryki w Afganistanie jest czystą stratą. Nie kupuje nam ona po prostu nic, nawet żadnych promocyjnych miraży w rodzaju widoków na „ropę iracką”. Główny okupant nie tylko nam nic nie da i nie zwróci do tego żadnych kosztów ale nawet domaga się jeszcze okupu. Okup jest na wspomniane przekupienie Talibanu aby ten nie zwyciężał i nie wieszał Karzaia zbyt wcześnie po „zakończeniu misji” NATO. Udział polskiego podatnika w tym biznesie wynosi dwadzieścia milionów dolarów, płaconych rok-w-rok. Suma to może i niewielka, zwłaszcza w porównaniu z miliardami euro jakie rząd premiera Tuska wyrzucił niedawno na ratowanie banków francuskich. Nie umniejsza to jednak absurdu płacenia okupów sojusznikowi i tupetu ministra spraw zagranicznych który przywozi w ogóle taką propozycję do domu. Powinien ją z miejsca podrzeć i wyrzucić przez okno a dla lepszego przytupu oznajmić przyspieszoną ewakuację polskiego korpusu ekspedycyjnego spod Hindukuszu.

Jeśli się ktoś jeszcze zastanawia czemu bracia Czesi biją nas nie tylko w piłce nożnej ale pod każdym innym względem to ma tu odpowiedź gotową. Szansa jest że nie są po prostu narodem idiotów. A jeśli są to muszą się znacznie lepiej z tym kamuflować…

 

Źródło: cynik9