JustPaste.it

Przypadek Tiny Resch

Przez 8 lat parapsycholog William Roll i jego towarzysze zajmowali się przypadkiem Tiny Resch - zakłopotanej nastolatki ....

Przez 8 lat parapsycholog William Roll i jego towarzysze zajmowali się przypadkiem Tiny Resch - zakłopotanej nastolatki ....

 

 

 

 

 

 

PRZYPADEK TINY RESCH

 

99934e5d952cf3d654ab215450e33e00.jpg

 

Przez 8 lat parapsycholog William Roll i jego towarzysze zajmowali się przypadkiem Tiny Resch - zakłopotanej nastolatki znajdującej w centrum być może najsławniejszego współczesnego przypadku aktywności poltergeista. Jednakże potem jej już i tak tragiczna historia przybrała niespodziewany obrót wraz z szokującą informacją o śmierci jej dziecka...

 

 Patrzyłem z niedowierzaniem, jak czterech rosłych funkcjonariuszy z biura szeryfa w Carroll County stawia krzesła za małą, białą trumienkę udekorowaną kwiatami i zwieńczoną króliczkiem - zabawką.

Była Wielka Sobota 1992. W otwartej trumnie znajdowała się śliczna mała dziewczynka w różowej sukience. Mimo charakteryzacji, jaka skrywała ślady autopsji, widać było, że Amber była ślicznym dzieckiem. Kaplica domu pogrzebowego Almon była przepełniona, ale śladu matki dziecka nie było. Przyszło mi na myśl, że musi siedzieć w oddzielnej zasłoniętej sekcji przeznaczonej dla członków rodziny.

Tina Resch, matka Amber, oskarżona o jej zabójstwo a używająca teraz nazwiska Christina Boyer, ostatnie trzy dni spędziła w więzieniu, szkalowana w międzyczasie przez media.

Zdawało się, że niemalże całe Carrollton w stanie Georgia sprzysięgło się przeciwko niej – obcej z Północy – kobiety do tego stopnia niezrównoważonej, że była w stanie zabić swoją trzyletnią córkę. Mój umysł zaś zaćmiony był jeszcze przez wstrząs i konsternacją a jedyna rzecz, nad jaką myślałem, to: w jaki sposób i jak to się stało?

Zdawało się to niemożliwe! Znam przecież Tinę odkąd skończyła 14 lat. Ironią było, że już wówczas znalazła się w centrum uwagi mediów, jako nieokrzesane dziecko, które siłą umysłu potrafi poruszać przedmiotami.

Raporty nie były pozbawione podstaw. Większość moich badań i zapisków z ostatnich ośmiu lat skupiało się na zadziwiających właściwościach Tiny – jednego z najbardziej przekonujących przykładów aktywności poltergeista, jakiego byłem kiedykolwiek świadkiem.

Teraz dorosła, żywiołowa i nieprzewidywalna młoda kobieta, która liczy już sobie ponad 20 lat, jest być może wciąż tamtą nastolatką, rozpaczliwie szukającą uczucia i marzącą o szczęśliwym końcu. Porzucona przez matkę w wieku 10 miesięcy i zaadoptowana przez surową, niewyrozumiałą rodzinę Tina nie była gotowa, aby w wieku 18 lat sprostać roli samotnej matki i choć często wyzwanie to bywało dla niej trudne czy irytujące, nigdy nic nie skłoniłoby jej do zabicia Amber. Była ona jej jedyną nadzieją na własną rodzinę jak i na lepszą przyszłość.

Badacz William Roll sprawdza magnetofon. Obok stoi Tina Resch.

Do władz musiała w jakiś sposób przedostać się ta wiadomość – Tina była niewinna! Zjawiła się ona w moim życiu 20 lat temu, w pierwszym marcowym tygodniu roku 1984, gdy od Mike’a Hardena, jednego z wiodących reporterów gazety Columbus Dispatch z Ohio, otrzymałem telefon. Rozmowa przekazana została z Duke Uniwersity, gdzie przez wiele lat pracowałem pod kierownictwem prof. JB Rhine’a, jednego z pionierów współczesnej parapsychologii, do mojego biura w Chapel Hill w Północnej Karolinie, gdzie byłem dyrektorem Psychical Research Foundation (Fundacji Badań Zjawisk Nadnaturalnych).

Mike oraz fotograf gazety, Fred Shannon, zostali wezwani do domu Johna i Joan Resch, osób szanowanych w Columbus za to, że w ciągu lat zaopiekowali się dwoma setkami dzieci. Światła oraz domowe urządzenia miały nieprawidłowo działać, zaś niektóre obiekty przelatywać w powietrzu, by rozbijać się potem na podłodze.

- Zdawało się mi, że byłem świadkiem czegoś, co przeczyło zarówno moim sceptycznym instynktom dziennikarza jak i tradycyjnym prawom fizyki.

Większa część zjawisk zdawała się ogniskować wokół ich przybranej 14-letniej córki Tiny. I rzeczywiście, niektóre z latających obiektów zdawały się w nią uderzać. W obecności Mike’a, kubek z kawą wystrzelił w powietrze a zanim robił się o kominek, wylał zawartość na kolana dziewczyny.
 
-Była na linii mojego wzroku, gdy to się stało – powiedział dziennikarz. Nie zauważyłem, jakoby w jakikolwiek sposób wspierała ten ruch.

Pierwsze, co przyszło mi na myśl, to fakt, że gdy 14-latka znajduje się w centrum fenomenu, najprawdopodobniej daje ona ujście swym frustracjom. Mike jednak nie uważał, że może to wyjaśnić rzeczy jakie widział i o których mówił, ale przyznał, że mógł się mylić. Zaprosił mnie wraz z asystentem, aby zbadać przypadek, przysyłając po nas prywatny samolot.

Na kilka dni później, 11 marca 1984, Kelly Powers i ja przybyliśmy do Columbus, gdzie spotkaliśmy się z rodziną Reschów. Do tego czasu sprawa przyciągnęła już uwagę mediów a New Jersey Trenton Times zastanawiał się nawet, czy rodzina Reschów żyje w „drugim Amityville”.

8 marca przez Columbus przetoczyła się burza śnieżna. Tego dnia Reschowie przekonani zostali, aby spotkać się z większą liczbą reporterów, jacy zainteresowani byli zjawiskiem. Tina była temu niechętna i nie czuła się dobrze. Mimo podekscytowania zastanawiała się, czy reporterzy pomyśleli, że jest z nią raczej źle. Rodzina Hughów, przyjaciół rodziny zdawała się wyznawać pogląd, jakoby przyległ do Tiny zły duch. Jeśliby i reporterzy uwierzyli w podobną rzecz, mogłoby się to rozejść po całym mieście. Tina nie mogła jeść, zasiadając do śniadania tego dnia.

A był to najgorszy posiłek w historii jej rodziny. Krzesła popadły w szalony taniec i wraz z talerzami z jedzeniem i szklankami z sokiem, wzbiły się powietrze, niektóre zaś przeleciały do pokoju. Joan – gospodyni domu, jeszcze w środku tej nocy wciąż usuwała skutki incydentu. Co miała począć? Za kilka godzin w domu zjawić mieli się reporterzy.

Zamężna córka Joan, Peggy Covert, pielęgniarka w Riverside Hospital wraz z przyjaciółką, przybyła do domu Reschów, aby pomóc w sprzątaniu. Nigdy nie była ona świadkiem niepokojących zdarzeń i wątpiła w wiele historii, za prawdziwość których rodzina świadczyła. Mimo tego w ciągu zaledwie kilku minut, miała w nie uwierzyć. Obserwując spadające lampy, wylewający się sok i latający telefon – nie tylko w kierunku Tiny, przekonała się ona, że siła jaka zagościła w domu, jest prawdziwa.

Gdy Barbara Hughes nachyliła się nad stołem, aby podać kanapki Tinie i JP (przybranemu synowi Barbary), dwa kuchenne krzesła znajdujące się między nią a stołem, wystrzeliły w górę uderzając ją w brzuch z siłą wystarczającą, aby zwinęła się z bólu. JP znajdował się po jej lewej, na kraju stołu, zaś Tina stała naprzeciw niej, po drugiej stronie. Następna rzecz jaką pamięta, to dziecięce krzesełko, przysypane stosem płaszczy gości, które przewróciło się i uderzyło ją w kolano. Kobieta krzyknęła z bólu, zaś jedno z winylowych krzeseł, które uderzyło ją na początku odwróciło się i odsunęło, zadziwiając ją jeszcze bardziej. Siedząca w sąsiednim pokoju Peggy Covert ujrzała krzesło uderzające w nogę Barbary. Tina siedziała po drugiej stronie stołu, w znacznej odległości od krzesła. Peggy była pewna, że Tina nie kopnęła ani nie poruszyła krzesłem w żaden inny sposób.
 
 
Była na linii mojego wzroku, gdy to się stało – powiedział dziennikarz. Nie zauważyłem, jakoby w jakikolwiek sposób wspierała ten ruch.

Pierwsze, co przyszło mi na myśl, to fakt, że gdy 14-latka znajduje się w centrum fenomenu, najprawdopodobniej daje ona ujście swym frustracjom. Mike jednak nie uważał, że może to wyjaśnić rzeczy jakie widział i o których mówił, ale przyznał, że mógł się mylić. Zaprosił mnie wraz z asystentem, aby zbadać przypadek, przysyłając po nas prywatny samolot.

Na kilka dni później, 11 marca 1984, Kelly Powers i ja przybyliśmy do Columbus, gdzie spotkaliśmy się z rodziną Reschów. Do tego czasu sprawa przyciągnęła już uwagę mediów a New Jersey Trenton Times zastanawiał się nawet, czy rodzina Reschów żyje w „drugim Amityville”.

8 marca przez Columbus przetoczyła się burza śnieżna. Tego dnia Reschowie przekonani zostali, aby spotkać się z większą liczbą reporterów, jacy zainteresowani byli zjawiskiem. Tina była temu niechętna i nie czuła się dobrze. Mimo podekscytowania zastanawiała się, czy reporterzy pomyśleli, że jest z nią raczej źle. Rodzina Hughów, przyjaciół rodziny zdawała się wyznawać pogląd, jakoby przyległ do Tiny zły duch. Jeśliby i reporterzy uwierzyli w podobną rzecz, mogłoby się to rozejść po całym mieście. Tina nie mogła jeść, zasiadając do śniadania tego dnia.

A był to najgorszy posiłek w historii jej rodziny. Krzesła popadły w szalony taniec i wraz z talerzami z jedzeniem i szklankami z sokiem, wzbiły się powietrze, niektóre zaś przeleciały do pokoju. Joan – gospodyni domu, jeszcze w środku tej nocy wciąż usuwała skutki incydentu. Co miała począć? Za kilka godzin w domu zjawić mieli się reporterzy.

Zamężna córka Joan, Peggy Covert, pielęgniarka w Riverside Hospital wraz z przyjaciółką, przybyła do domu Reschów, aby pomóc w sprzątaniu. Nigdy nie była ona świadkiem niepokojących zdarzeń i wątpiła w wiele historii, za prawdziwość których rodzina świadczyła. Mimo tego w ciągu zaledwie kilku minut, miała w nie uwierzyć. Obserwując spadające lampy, wylewający się sok i latający telefon – nie tylko w kierunku Tiny, przekonała się ona, że siła jaka zagościła w domu, jest prawdziwa.

Gdy Barbara Hughes nachyliła się nad stołem, aby podać kanapki Tinie i JP (przybranemu synowi Barbary), dwa kuchenne krzesła znajdujące się między nią a stołem, wystrzeliły w górę uderzając ją w brzuch z siłą wystarczającą, aby zwinęła się z bólu. JP znajdował się po jej lewej, na kraju stołu, zaś Tina stała naprzeciw niej, po drugiej stronie. Następna rzecz jaką pamięta, to dziecięce krzesełko, przysypane stosem płaszczy gości, które przewróciło się i uderzyło ją w kolano. Kobieta krzyknęła z bólu, zaś jedno z winylowych krzeseł, które uderzyło ją na początku odwróciło się i odsunęło, zadziwiając ją jeszcze bardziej. Siedząca w sąsiednim pokoju Peggy Covert ujrzała krzesło uderzające w nogę Barbary. Tina siedziała po drugiej stronie stołu, w znacznej odległości od krzesła. Peggy była pewna, że Tina nie kopnęła ani nie poruszyła krzesłem w żaden inny sposób.
 
O pierwszej reporterzy zaczęli gromadzić się w domu, rozstawiając sprzęty w salonie. Tina i Peggy czekały w innym pomieszczeniu. Pytała ona Peggy o to, co dziennikarze napiszą o niej, gdy ta zauważyła kątem lewego oka ruch w rogu pokoju. Jak gdyby w odpowiedzi na zmartwienia Tiny, pojemnik z przyborami do pisania przewrócił się na biurko, rozsypując długopisy i ołówki.

Tina źle czuła się w obecności kamer.

- Nie chcę tego robić – powiedziała reporterom. Jeśli coś powiem, ludzie pomyślą, że jestem wariatką.

Dziennikarze zapewniali ją, że wszystko będzie dobrze dodając, aby odprężyła się i potraktowała całą rzecz jak zabawę.

- Czy boisz się, gdy te rzeczy ruszają się – zapytał ktoś.

- Nie - odparła - choć jest trochę strasznie, gdy latają.

Chciałabym, by się zatrzymały. Ciągle nie wierzę, że takie rzeczy, jak te tutaj, mogą mieć miejsce – mówiła, wspominając następnie o nożach, które niemalże trafiały w nią i o przypadku, gdy wykonała unik, widząc w lustrze nad kominkiem lecący w jej stronę nóż do krojenia. Z jej relacji dziennikarze notowali każde słowo.

John Resch powiedział:
 
- Widzę to, ale wciąż nie wierzę. W jaki sposób szklanka może pod kątem 90 stopni przelecieć przez korytarz i zakręcić lub w jaki sposób telewizor działać może bez prądu – gdy to się zaczyna po prostu odwracam głowę.

Jodi Gossage, reporterka United Press International zauważyła, że salon pozbawiony był akcentów dekoracyjnych. Joan wyjaśniła, że obrazy, popielniczki oraz pamiątki, jakie ocalały, zostały spakowane.

- Myślę, że w domu nie zostały dwie całe szklanki – powiedziała. Schowaliśmy wszystko, co mogłoby się potłuc, albo kogoś zranić.

Po godzinie konferencji reporterzy nie byli jeszcze gotowi do wyjścia. Chcieli zobaczyć latające przedmioty na własne oczy i każda z rzeczy warta była cierpliwości. Wiedzieli, że zjawiska dotykają Tiny, więc powiedziano jej, aby przeszła przez pokoje w nadziei, że jej obecność skłoni przedmioty do ruchu.
 
 
Tina prowadziła grupę od pokoju do pokoju, jednakże nic się nie wydarzyło. Joan nie wiedziała, jak powiedzieć reporterom, by już opuścili dom. Robiło się późno, zaś John nie ukrywał swej złości. Miał powiedzieć im, gdzie mają się udać, ale Joan nie chciała, aby wydał się im niegościnny. Tina jednakże znajdowała się na środku uwagi w tym magicznym pokazie, jakiego nie umiała przeprowadzić, bowiem siła nie przyszła jej z pomocą. Potem technik WTVN zauważył, jak Tina poruszyła stopą stół kuchenny. Gdy oskarżył ją o oszukiwanie go, zaśmiała się. Jedyne niekontrolowane zdarzeniem, jakie miało miejsce stało się udziałem Joid Gossage. Gdy wchodziła do salonu, ujrzała spadające na posadzkę krzesło. Tina, która wchodziła właśnie z jadalni i wciąż znajdowała się w korytarzu, zdawała się być wstrząśnięta. W pokoju nie znajdował się nikt więcej.

- Zdawało się, iż stało się to za szybko, by mogła tego dotknąć – powiedziała Gossage, ale nie zaobserwowałam całej sekwencji.

Dzień ciągnął się dalej, zaś dom wciąż był pełen reporterów i ich kamer rozmieszczonych w punktach strategicznych domu, w nadziei uchwycenia tajemniczej siły na taśmie. John bliski był kresu wytrzymałości. Joan zabrała Tinę na stronę, mówiąc:

- Coś się musi wydarzyć.

Tina również zmęczona była obecnością reporterów, którzy w domu przebywali już od około 8 godzin. Wreszcie jednak około 21:30 jeden z nich otrzymał to, po co tu przybył, lub tak przynajmniej się zdawało.

Kamera Drewa Hadwala z telewizji WTVN z Columbus, skierowana była na dużą stołową lampę, która to spadła na podłogę. Początkowo Hadwal myślał, że kamera była wyłączona, ale był niezwykle szczęśliwy dowiadując się, że było odwrotnie. Hadwal wrócił do budynku stacji, aby pokazać swą zdobycz w wieczornym wydaniu wiadomości. Na taśmie widać, jak Tina zbliża się do sofy i zerkając w tył, czy nikt na nią nie patrzy, zrzuca ręką lampę. Z tego też powodu zmieniło się nastawienie widzów, bowiem w miejsce sympatii zajęły podejrzenia, że córka Reschów jest hochsztaplerem.

13 marca tłoczno było wokół ich domu. Wcześniej poprosiłem dziennikarzy, aby nie dzwonili ani nie wchodzili do domu w czasie naszego śledztwa. Zamiast tego zaproponowałem konferencję prasową, która odbyć miała się pod koniec naszego pobytu, gdzie zaprezentuję moje wnioski. Ale pomimo moich próśb na podjeździe tłoczyła się grupa dziennikarzy i kamer telewizyjnych.
 
a88fc9db72104d33485177486637b1cd.jpg
 
 
 

Pośrodku grupy stał niski człowiek w czarnym płaszczu. W jego bujnej siwej brodzie i przeszywającym spojrzeniu zza okularów w rogowej oprawie, rozpoznałem od razu Jamesa „the Amazing” Randiego.  Randi był detektywem, obnażającym prawdę o fałszywych mediach i kaznodziejach.

- Nie wierzę w rzeczy, które zdarzyły się nocą – powiedział Randi w wywiadzie telefonicznym ze Steve’m Berry z Columbus Dispatch przeprowadzonym na dzień wcześniej. Z tego samego powodu nie wierzę w Świętego Mikołaja i elfy.

Berry natknął się na Randiego w Dallas, gdzie przeprowadzał on seans sztuk magicznych.

- Nie widziałem nigdy prawdziwego zjawiska nadnaturalnego, co nie znaczy wcale, że jeszcze nie zobaczę – powiedział. Towarzyszył mu fizyk-astronom, Steve Shore oraz astronom Nick Seduleak z Case Western Reserve University w Cleveland. Trójka wysłana została przez Paula Kurtza, założyciela CSICOP (Committee for the Scientific Investigation of Claims of the Paranormal - Komitetu Badań Naukowych ds. Rzekomych Zjawisk Nadnaturalnych), aby przeprowadzili swe własne śledztwo w sprawie Reschów.

CSICOP specjalizował się w odsłanianiu prawdy o zjawiskach anormalnych, zaś nagranie ukazujące Tinę zrzucającą lampę, było dla nich jak wiatr w żagle. Z Kurtzem początkowo skontaktował się Paul Alexander, jeden z dziennikarzy Associated Press znajdujących się w domu podczas już niesławnej konferencji. Alexander chciał drugiej opinii na temat incydentów, o których słyszał już od samych Reschów. Kurtz – profesor filozofii na Uniwersytecie New York w Buffalo, powiedział mu:

- Chcemy być otwarci i myślimy, że społeczeństwo zasługuje na wyjaśnienie. Poza tym, zdaje się mi, że jest to napędzane fałszerstwo zaś cały kraj jest wpuszczany w maliny.

Dając pokaz swym talentom, Randi ze swego płaszcza wyciągnął czek na $10.000. Pozując z nim przed kamerami dodał, że przekaże go rodzinie Reschów, jeśli ci pokażą mu obiekt, który lata bez udziału człowieka. W ciągu ostatnich lat ponad 600 osób próbowało zdobyć nagrodę i jak twierdził Randi, nikomu się nie powiodło. Dodał, że zdemaskował wiele sprytnych nastolatek, których oszustwo napędzane było przez pobłażliwych rodziców i poszukujących sensacji dziennikarzy.

Jak zwykle gościnna Joan powiedziała, że Shore i Seduleak mogą wejść do domu po tym jak ja i Kelly opuścimy go, jednak Randi nie jest tutaj osobą pożądaną.

Nie chcę go tutaj – powiedziała do Shore’a. To było dla nas nieprzyjemne. Mieliśmy cyrk, teraz mamy pokaz sztuk magicznych. Nie, nie tutaj!

Na zewnątrz stał Mike Harden z grupą reporterów. Uważał, że Joan powinna pozwolić wejść Randiemu do domu.

- W przypadkach jak ten myślę, że jesteście niemalże zobowiązani do tego, aby uzyskać drugą opinię. Magik posiada zdolności, aby wejść i pokazać w jaki sposób przeprowadzić te rzeczy. Jeśli mógłby wejść i zręcznym gestem powtórzyć je, jest to rzecz, o której społeczeństwo wiedzieć powinno.

Jednakże Randi zraził Joan swą prezencją showmana, żartami i ofertą zapłaty. Przewidział, że Reschowie mogą nie pozwolić mu wejść i nie mylił się.

Shore i Seduleak odrzucili ofertę Joan, aby zbadać wydarzenia samemu. Byłem zaskoczony, że dwaj naukowcy nie ufają sobie na tyle, aby zdemaskować rzekome triki 14-letniej dziewczyny. Shore jednakże potępił Joan słowami:

- Odmawia współpracy w duchu naukowego dochodzenia.

Doroczne spotkanie PA (Parapsychological Association - Związku Parapsychologicznego), zaplanowane było na sierpień 1984 w Southern Methodist University w Dallas (Teksas) – idealnej platformie do naświetlenia przypadku Reschów szerszej publiczności. To naukowe stowarzyszenie zostało założone w 1957 przez JB Rhine’a na Duke University, w tym samym roku, w którym ja przybyłem do USA z Anglii, zaś on zaprosił mnie do udziału jako członka zgromadzenia i przedstawiciela Europy.

Na wiele sposobów przypadek Tiny odstawał od innych, ponieważ świadkami zdarzeń było bardzo wiele osób. Jerry Solfin, dyrektor komitetu programowego był moim przyjacielem oraz badaczem poltergeistów, lubił grupowe dyskusję i zasugerował, aby zaprosić Jamesa Randiego.
 
c84f1e35d26de2ac19263de659ac89eb.jpg
 
Uchwycony na zdjęciu poruszający się bez niczyjej pomocy telefon
 
 
 

Randi był zabawnym a zarazem wciągającym mówcą, używającym mieszaniny żartów, faktów i fikcji. Zaproszenie go ożywiłoby obrady wyjątkowo. Jerry był świadom, że Randi nie badał przypadku Reschów, ale prawdopodobnie wiedział, w jaki sposób dochodziło do zachodzących tam zdarzeń. Myślał również, że ekspertyza Randiego jako magika, może naświetlić kilka ważnych aspektów co do wywoływania podobnych zjawisk za pomocą prestidigitatorstwa.

Fred Shannon był jedynym świadkiem, któremu udało się wziąć udział w konferencji w Dallas. Inni wysłali jedynie pisemne raporty o swych doświadczeniach. Kopie przekazałem Randiemu, w tym także i moją. On jednakże wszystkie zignorował.

Gdy Fred i ja dokonaliśmy prezentacji, nadeszła kolej Randiego. Nie omawiał on pisemnego raportu Freda, ale uwagi swe skierował na fotografie Shannona, pokazując slajdy, jakie skopiował z 36 zdjęć, jakie Fred wykonał w domu Reschów w dniu 5 marca. Nie cytując oświadczeń Freda o tym, co widział w domu, Randi opowiedział zebranym, w jaki sposób Tina wywoływała te zjawiska za pomocą nieskomplikowanych trików.

Byłem zadziwiony i zdegustowany tym, co w rezultacie okazało się być atakiem na intelekt Freda i jego zdolność do obserwacji tego, co działo się na jego oczach. Randi nie wysunął tezy, jakoby Tina używała magicznych trików, ale jedynie rzucała, popychała albo przyciągała obiekty, gdy Fred i inni zebrani nie patrzyli.

Dowody fotograficzne uważane są często za szczególnie wiarygodne, zaś Randi użył swych slajdów z wykorzystaniem Shannona, którego własność stanowiły. Podczas dyskusji nie starczyło czasu, aby dokładnie odpowiedzieć Randiemu, toteż był on tego dnia zwycięzcą. Było mi przykro, że Fred stał się ofiarą jego napaści. Przybywając na spotkanie spodziewał się znaleźć tu przyjaciół i ludzi, którzy docenią jego fotograficzny dorobek, jednak potraktowany został jak idiota.

W artykule jaki Randi napisał dla „Skeptical Inquirer” wiosną, dał wyraz temu, iż jest mistrzem nie tylko w sprytnym posługiwaniu się ręką, ale i słowem. Wypowiedzianą rzecz on przemieniał w inną. Dla przykładu: powiedziałem, że Tina i ja spędziliśmy na górze 30 minut, przed chaotycznymi wydarzeniami z 13 marca. Nie powiedziałem bynajmniej, że byliśmy w domu sami – tak nie było, ale byliśmy sami na górze. Umieszczając tam Tinę samą Randi sprawił, że przygotowywała incydenty.

Scena, gdy Tina krzyczy do mnie, bym udał się na górę i „ujrzał cuda”, wzięta została przez Randiego nie wiadomo skąd. Coś takiego nigdy nie miało miejsca. Znajdowałem się wówczas na górze a ona nie zawołała mnie – znajdowaliśmy się oboje w jednym pomieszczeniu.

Tak też stałem się celem dla żartów Randiego:

- Roll opisuje swe własne zdolności obserwacyjne w taki sposób, że musimy zaklasyfikować jego wyczyn do kategorii zjawisk anomalnych - ujrzał odlatujący odtwarzacz z miejsca znajdującego się tuż za nim.

Nie napisałem nigdy, jakobym ujrzał lecący magnetofon a jedynie to, że poruszył się on, gdy wbijałem gwóźdź i gdy Tina stała tuż obok. Gdyby odwróciła się, pochwyciła magnetofon z szafki i rzuciła nim, z pewnością bym to zauważył.

Redukując me oświadczenia do bzdur, Randi zadał również decydujący cios:

- Roll jest krótkowzroczny i nosi okulary o grubych szkłach. Jest stąd miernym obserwatorem.

Co miałem na to powiedzieć, jeśli nie jestem krótko-, a dalekowidzem. Znajduje się tutaj fotografia, na której Randi i ja stoimy naprzeciw siebie w odległości nie większej niż metr na podjeździe przy domu Reschów. Soczewki dla dalekowzrocznych powiększają oczy, zaś dla krótkowzrocznych zmniejszają je – z pewnością nie mógł on tego zauważyć. Randi orzekł, że jestem słabym obserwatorem, jednocześnie demonstrując, że na swe własne oczy nie był w stanie dostrzec prawdziwej rzeczy. Zastanawiam się, co mógłby zobaczyć a co nie, gdyby Joan pozwoliła mu jednak wejść do domu.

Steven Shore, fizyk-astronom i członek CSICOP, który towarzyszył Randiemu powiedział reporterom, że kierunek, w którym skierowanym był telefon na sławnej fotografii (dwudziestej piątej na jego rolce filmu), przeczy prawom fizyki, ponieważ nie pokazuje „prostolinijnej trajektorii”. Shore mniemał, że Tina podniosła telefon i rzuciła nim. Randi zignorował pomysł wysunięty przez kolegę – naukowca, wychodząc z następnym technicznym terminem „poprzeczne zamazanie”. Kabel jest zamazany, co wskazuję, iż Tina podniosła i rzuciła telefonem.

Moje powiększenie tej samej fotografii ukazuje zamazanie kabla telefonicznego, ale zdaje się, że nie więcej poprzeczne niż podłużne. Fotografia sama z siebie nie udowadniała, że to Tina rzuciła telefonem. Sprawę tą ustalić mogły jedynie osoby obecne wówczas na miejscu, które widziały, co tam zaszło, a mianowicie Shannon i Harden. Fred Shannon widział zdarzenie jedynie kątem oka, gdyż spuścił aparat w dół i specjalnie odwrócił twarz od Tiny i telefonu. Ale Mike Harden, który siedział na kanapie obok niego, znajdował się naprzeciw Tiny, gdy telefon poderwał się od ziemi. W swym raporcie Mike oświadcza, że widział telefon w powietrzu, który znalazł się tam bez udziału Tiny. Randi po prostu zignorował raport Mike’a.

Swe drwiny Randi skupił następnie na Fredzie Shannonie. Ten odkrył, że jedynym sposobem na uchwycenie telefonu w locie było skierowanie aparatu w dół i odsunięcie wzroku – mógł wykonać fotografię, gdy tylko dostrzeże ruch. Czasem miał okazję wykonać zdjęcie przelatującego obok Tiny telefonu, czasem było zbyt późno, gdyż ten upadał na podłogę, a czasem jedynie wychodziła mu fotka Tiny w fotelu.

Przy jednej okazji widać, jak Tina trzyma oparcia rozkładanego fotela i jak odchyla się w tył z wyrazem zadziwienia na twarzy. Gdy to robi, może powodować, że podnóżek wyskakuje. W swym raporcie Fred nie wspomina, jakoby było to coś nadzwyczajnego. Ale to nie zniechęciło Randiego, który naigrywając się z fotografii twierdził, że z Shannona zrobiono zwyczajnego głupka.

- Gdy wykonał zdjęcie nr 26, fotograf Shannon, który patrzał gdzie indziej, czekając na cud, musiał wierzyć, że dzieje się coś „nadnaturalnego” – twierdził Randi.

Randi odrzucił nawet świadectwo Bruce’a Clagetta, miejscowego elektryka i przyjaciela rodziny, który był świadkiem nagłego wyłączenia światła, gdy nikogo nie był w pobliżu. Randi powiedział jedynie, że Bruce „podał dziwne i przeczące sobie zeznania o cudach w domu Reschów.”

Jedyna demaskująca obserwacja Randiego nie dotyczyła incydentów, jakich Shannon i inni nie mogli wyjaśnić, ale incydentu z którym nikt nie miałby problemu – Tinę popychającą lampę w dniu konferencji. Randi powiedział, że przestudiował dłuższą wersję nagrania stacji WTVN-TV. Widać na niej Tinę przygotowującą się i przeprowadzającą sztuczkę. Przeciągające się przygotowania i niezręczne wykonanie tego prostego triku pozostaje w głębokim kontraście ze sposobem, w jaki inni świadkowie opisywali te wydarzenia. Ruchy, jak podkreślali, były szybkie, nagłe i często miały miejsce w chwili, gdy patrzyli na dziewczynę. Incydent, jaki miał miejsce w mojej obecności, przekonał mnie osobiście, że miał miejsce przypadek rzeczywistej psychokinezy.

Randi nie był sobie w stanie uświadomić, że zdarzenia te miały miejsce w okolicznościach nieformalnych, w prywatnym domu a nie w laboratorium. Przeszedł do twierdzeń, że zdarzenia wokół Tiny, jeśli są prawdziwe, mogą równać się „odwołaniu od podstawowych praw fizyki”. Fizycy nie twierdzą, że na obiekty nie można wpłynąć inaczej, niż poza fizycznym z nimi kontaktem. Księżyc krąży wokół Ziemi zaś magnes przyciąga opiłki żelaza bez widocznej przyczyny. Regularna spontaniczna psychokineza wymaga poszerzenia praw fizyki a nie jak twierdzi Randi, odwołania się od nich.

Badanie zdolności Tiny
Tina poddawana badaniom w laboratorium Stephena Baumanna w 1984 roku

Gdy około 18 marca sprawy ucichły, Reschowie zgodzili się, aby Tina udała się ze mną do Durham na dalsze badania. W moim poszukiwaniu źródła jej zdolności, zapamiętałem pracę Michaela Persingera, uznanego neuropsychologa z Laurentian University w Ontario. Gdy zbadał on częstotliwość wydarzeń wokół Tiny odkrył, że powiązane są one z zaburzeniami geomagnetycznymi. Począwszy od 1 marca 1984, przez ziemską atmosferę przetoczyła się burza magnetyczna, trwająca 3 dni. RSPK Tiny (czyli Recurrent Spontaneous Psychokinesis - Powtarzalna Spontaniczna Psychokineza) rozpoczęła się następnego dnia. Pierwszymi incydentami były zaburzenia monitora rytmu pracy serca dziecka oraz innych elektrycznych urządzeń w domu.

Jednakże odkrycie Persingera nie nadeszło niespodziewanie. Na początku lat 70-tych byłem współautorem studium na temat RSPK, opracowanego wspólnie z Livingstonem Gearhartem, profesorem z Uniwersytetu Stanu Nowy Jork w Buffalo. Spośród 30 przypadków, 22 miały miejsce w czasie magnetycznych zaburzeń. Gerhart odkrył również, że niezwykłe migracje zwierząt i inne nietypowe zachowania, występują zwykle w dni, gdy anomalie geomagnetyczne są większe niż przeciętnie. W kilka lat później Gearhart i Persinger mieli powtórzyć swe badania nad geomagnetyzmem i RSPK, bazując na większej liczbie przypadków i odkrywając znaczne korelacje.

Praca Persingera, która koncentrowała się na sposobach leczenia epilepsji, doprowadziła go do odkrycia, że szczury częściej doznawały ataków w dni, w które wzrastały zaburzenia w ziemskim polu magnetycznym. Uważał on, że to samo prawo odnosić się może do ludzi. Podejrzewając, że mózgi osób generujących RSPK wytwarzają ten sam rodzaj elektromagnetycznych skoków, które powodują ataki epilepsji, zbadałem wszystkie przypadki, do jakich zdołałem dotrzeć, w których świadkami zjawisk były identyfikowalne osoby spośród grona rodziny. Spośród 92 przypadków, w 22 wystąpiły symptomy świadczące o epilepsji.

Aby ustalić lub wyeliminować możliwość, że Tina cierpi z powodu napadów częściowych złożonych, zasugerowałem aby Reschowie udali się z nią do neurologa. Zrobili to w marcu, przed mym przybyciem, z wizytą kontrolną wyznaczoną na maj. John Corrigan oświadczył, że zapis jej fal mózgowych nie wykazał oznak epilepsji, jednakże odnotowano okazjonalne odruchy mięśni, mrugnięcia oraz nieustanny ruch palca. Persinger zanalizował raport neurologa orzekając, że Tina może cierpieć na lekką formę syndromu Tourette’a.

Schorzenie to charakteryzuje się tikami, takimi jak mruganie oczu czy ruchy ramion, a także skłonność do przeklinania i znieważania. Jak w przypadku napadów częściowych złożonych, tiki i inne objawy syndromu Tourette’a, mają związek z niekontrolowanymi i powtarzającymi się wyładowaniami elektrycznymi w neuronach mózgu. Persinger odkrył przypadki osób dorosłych z syndromem Tourette’a, często nadaktywnych i mających problemy z koncentracją. Odpowiadało to zeznaniom nauczycieli Tiny donoszących o jej wierceniu się i braku uwagi, przez co nalegali, aby zażywała Ritalin*. Nauczyciele oraz rodzice podkreślali również, że odpowiedzi Tiny były obraźliwe. Napady złości, ekstremalne wahania nastrojów, złość, depresja, drażliwość oraz objawy jak np. drapanie się, są częste u dzieci dotkniętych syndromem Tourette’a. Tina wykazywała podobne zachowania.

Miała również silną potrzebę do wyrażenia siebie, której nie potrafiła przezwyciężyć. W domu często zachowywała się „głośno”, co powodowało prośby o ciszę, wyzwalające kłótnie i potyczki słowne. Prowadziło to do tego, że otrzymywała uderzenie w policzek a gdy Tina stawała się dla Joan zbyt trudna do opanowania, John sprawiał jej lanie. Werbalne eksplozje i fizyczne ataki na Joan były jej sposobami na radzenie sobie z byciem odrzuconą. Potrzeba Tiny do wyrażania siebie nawet pod groźbą kary, była zgodna z diagnozą Persingera, stanowiąc jedną z części zagadki RSPK.

Sprawiające problemy zachowanie Tiny w klasie oraz fakt, iż stale dokuczały jej inne dzieci, skłonił Joan do zabrania ją ze szkoły w wieku 12 lat. Nauka w domu skutkowała stałym kontaktem z rodzicami, którzy nie mieli pojęcia, że jej impertynencja ma podłoże neurologiczne. W zamian starali się kontrolować jej wybuchy karami oraz ograniczaniem przywilejów takich jak zakaz chodzenia do kościoła czy uczestniczenia w spotkaniach skautek, co jedynie intensyfikowało jej złość.

Odkryliśmy także inne oznaki, które mogły świadczyć o anomalnych zmianach w pniu mózgu Tiny, łączące się z trybem funkcjonowania dzień/noc oraz układem parasympatycznym. W czasie trzeciego badania neurologicznego, które Tina przeszła w maju 1984, wspomniała o nękających ją za dnia częstych bólach z tyłu głowy. Doświadczyła również utrzymującego się uczucia chłodu i doznawania fantazji. Jej lewa powieka drgała, zaś lewa połowa ciała była mniej wrażliwa. Badano to w czasie jej przyszłej wizyty w Durham, w październiku 1984, kiedy to Steven Baumann z Uniwersytetu Północnej Karoliny, przeprowadził testy na zmiany w górnej części pnia jej mózgu. Wyniki wskazywały na szybszy niż zwyczajnie przepływ elektrycznych impulsów w obszarach mostu mózgu.

Zgodnie z Jimem Carpenterem, Tina nie oddzieliła się znacznie od otoczenia. Była skłonna do odseparowywania się, co mogło przyczynić się do jej alienacji od ludzi, zaś jej niezwykle płytka uwaga skutkowała w problemach, jakie sprawiało jej manipulowanie przedmiotami. RSPK mogło być formą wynagrodzenia. Doświadczała ona głębokich napięć na przestrzeni relacji z innymi, mając niepohamowaną potrzebę wyrażenia się, gdy zaś robiła to, była karana, co jedynie pogłębiało stres.

W noc poprzedzającej początek zdarzeń, kłótnia z ojcem mogła doprowadzić jej stres do krańcowego punktu. Mózg Tiny skłonny był do wyładowań występujących w syndromie Tourette’a, zaś anomalie w pniu mózgu mogły spotęgować je i skupić na ważnych obiektach. Szereg tych czynników zwieńczony został burzą geomagnetyczną. Zagadka kryjąca się za zdolnościami psychokinetycznymi Tiny, zdawała się przybierać dla mnie sens. Teraz jedyną sprawą, która pozostała było, co wszystko to może znaczyć dla niej.

Jej niepewność oraz bezbronność czyniły ją „łatwym celem” zarówno w szkole, jak i w domu. Marzyła o zostaniu tancerką, była jednak niezdarna, miała słabą koncentrację i koordynację ruchową, co skutkowało w obrażeniach fizycznych. Na rok przed pojawieniem się poltergeista, gdy miała 13 lat, w wypadku samochodowym zginęła jej najlepsza przyjaciółka, była molestowana przez swego starszego brata Jacka, prześladowana w szkole i traktowana Ritalinem, gdyż jak wierzono, była nadpobudliwa. Nerwowe odpowiedzi Joan na stałe konfrontacje z Tiną, doprowadzały do bicia ją przez Johna. Ważnym faktem jest być może, że aktywność poltergeista zaczęła się 1 marca, natychmiast po tym, jak John starał się spuścić jej lanie.

Jeśli dla Tiny życie z Reschami przed pojawieniem się poltergeista było przygnębiające, jej relacje z Johnem i Joan pogorszyły się w następnych miesiącach. Gdy wygasło zainteresowanie mediów i gdy powróciła ona z Durham, Tina wciąż wierzyła, że została niesłusznie oskarżona o wszystko, co szło źle, że rodzice wyparli się miłości do niej i czuła się szczególnie zduszona i sfrustrowana przez ich surowe i staromodne nastawienie. Ze swej strony Reschowie zdawali się obwiniać Tinę za utratę dobrego imienia w okolicy, za wprowadzenie niepokojów do ich prostego życia, za „niedopasowanie się” oraz za brak respektu, jakiego oni oczekiwali od córki. Tina czuła, że nigdy jej nie chcieli, tak jak jej biologiczni rodzice.

W 1986 roku Reschowie zdecydowali się sprzedać dom i poprosili, aby Tina wychowywała się odtąd w innej rodzinie. Zmiana miejsca zamieszkania oraz problem absencji Tiny sprawił, że sąd musiał zadecydować o jej opiece. Tina zatrzymała się u James Bennetta, który pracował w sklepiku wielobranżowym i mieszkał wraz z matką. W sądzie, gdzie przed Tiną stanęła wizja odesłania do zakładu poprawczego, Bennet oświadczył, że w tajemnicy wziął z nią ślub (w Ohio małżeństwo w wieku 16 lat jest dozwolone). Tina korzystając z okazji, potwierdziła to, choć Reschowie wiedzieli, że to nie prawda.

Te same emocjonalne konflikty oraz ciężar, jaki Tina czuła jako dziecko skłoniło ją do wyboru partnerów, którzy powtarzali schemat zachowań jej rodziców. Na nieszczęście dla niej, będąc ofiarą przemocy Benneta, znalazła się po ucieczce w schronisku dla kobiet. W 1987 zmarł John Resch, wkrótce po swej matce, która była prawdopodobnie jedyną w całej rodzinie przyjaciółką Tiny, pozostawiając jej $5000. Kiedy Bennet zawłaszczył te pieniądze, Tina wzięła z nim rozwód.

W 1988 Tina zaszła w ciąże z nieznanym mężczyzną, jakiego spotkała w kościele. We wrześniu urodziła się jej córka, Amber. Właśnie dla niej, wyszła ponownie za mąż. Larry Boyer, początkowo łagodny, okazał się być katem dla żony. Pewnego razu aresztowany został po tym, jak pobił ją do nieprzytomności.

W tym samym czasie Tina odnowiła kontakty ze mną mówiąc, że zjawiska rozpoczęły się na nowo. Myśląc, że potrzebuje ona przerwy, zaprosiłem ją by zamieszkała z nami w Carrollton w stanie Georgia, gdzie mieszkałem z drugą żoną. Tina zdawała się być szczęśliwsza, ucząc się obowiązków rodzicielskich i kończąc kurs komputerowy oraz pielęgniarski. W następnym roku spotkała Davida Herrina, rozwodnika z 3-letnią córką, z zawodu kierowcę ciężarówki. Przez jakiś czas wszystko zdawało się iść dobrze wraz z tym, jak dzielili oni swe życie między jej mieszkanie a jego przyczepę.

Późną porą dnia 13 kwietnia 1992 doszła do mnie tragiczna wieść, iż Amber, wówczas trzy i pół-letnia córka Tiny, nie żyje. Przebywając w Nowym Jorku, pośpiesznie udałem się do domu. W tygodniu poprzedzającym tragedię, Tina odnalazła dwukrotnie na ciele Amber rany. Dziewczynka zdawała się nie odczuwać strachu przed Herrinem, matka uwierzyła więc że obrażenia powstały w wyniku upadku. Bojąc się, że córka może zostać jej odebrana, Tina nie zabrała jej do szpitala. Odwiedzając Jeannie Lagle, swa przyjaciółkę i terapeutkę, Tina otrzymała telefon od opiekującego się Amber Herrina, iż nie może on jej ocucić. Razem zabrali ją do Tanner Medical Center, ale nie odzyskała już przytomności.

Badanie odsłoniło skalę obrażeń Amber, z których niektóre wyglądały na dawne urazy. Co gorsza, wewnętrzne rany świadczyły, iż była wykorzystywana seksualnie. Tina i Herrin przesłuchiwani byli wielokrotnie przez policję, która ostatecznie oskarżyła Tinę o zabójstwo córki. Choć jej historia pozostała wiarygodna, gdyż przebywała ona wówczas u Jeannie, zostawiając córkę pod opieką Herrina, ten z kolei zaprzeczył jakoby kiedykolwiek skrzywdził dziecko. Dodał jednak, że widział, jak Tina daje dziecku klapsy. Jak stwierdził, musiała uderzyć dziecko wcześnie z rana, co spowodowało jego śmierć na kilka godzin później. Jego zeznania były jednak chwiejne, zaś podczas końcowego przesłuchania przeprowadzonego przez kpt. Bradleya i zastępcę Culvera, monitorowanego przez detektywa Thomasa, Herrin skruszał i przyznał, iż wykorzystał seksualnie dziecko przy dwóch okazjach, raz nawet bijąc je.

Oskarżenie o morderstwo przyniosło ze sobą groźbę kary śmierci, ale nie było to jedyne zmartwienie Tiny. Pozostawała ona zatrzymana bez wyroku przez dwa lata, w czasie których wyznaczony jej prawnik nie uczynił żadnych kroków, aby zabezpieczyć ślady lub zeznania, jakie wesprzeć mogłyby tezę o jej niewinności. Tina kontaktowała się z nim jedynie kilkakrotnie, przez cały czas będąc prześladowaną w zakładzie karnym. Ostatecznie, na dwa tygodnie przez rozprawą, prawnik skontaktował się z Tiną (drugi raz w ciągu dwóch lat) mówiąc, że sędzia odsunie karę śmierci, jeśli przyzna się ona do popełnionego czynu.

W ciągu tych wielu lat zgromadziłem kilka wykwalifikowanych osób, wszystkich zainteresowanych pomocą Tinie i udowodnieniem jej niewinności, doradzając jej również, aby nie przystała na ten układ. Jeśli była czemukolwiek winna, to tylko zwlekaniu z wizytą w szpitalu. Gdy przedstawiłem to prawnikowi, Tina nie została skazana za czyn z premedytacją. Dowody przeciw niej były pośrednie – nie była wcześniej karana, zaś jej partner przyznał się do maltretowania dziecka i uderzenia go w krytycznym momencie. Co więcej, gdy Amber doznała ran, Tina znajdowała się w towarzystwie innych osób, na co ma dowody. Herrin z kolei tego dnia, którego wyrzucony został z pracy i kiedy doszło do tragedii, pilnował Amber.
 
Tina Resch w więzieniu

Tina jednak przystała na ugodę. Rada Zwolnień Warunkowych oraz Amnestii stanu Georgia, widząc obrażenia Amber na fotografiach z autopsji, zaakceptowała jako wartość nominalną oświadczenie Tiny o zamordowaniu córki oraz znęcaniu się nad nią. 24 października 1994, sąd skazał ją na dożywocie i dodatkowe 20 lat, bez szans na zwolnienie warunkowe. Gdy wkrótce potem wezwano ją, aby zaświadczyła przeciw Herrinowi, została ona znieważona na ławie oskarżonych i upokarzana szczegółami z życia osobistego. Herrin skazany został na 20 lat za znęcanie się nad dziećmi i ma możliwość zwolnienia warunkowego. Od tego czasu, 25 letnia Tina spędzić miała resztę swego życia w więzieniu.

Cel badań podobnych do mojego zdaje się czasem być niezrozumiały. Nie jest moim zadaniem zbieranie dowodów na istnienie dziwnych zjawisk, którym w przypadku Tiny był ruch obiektów nie mający widocznego źródła, ale odkrycie ich przyczyn.

Większość naukowców rozpatruje RSPK jako niemożliwość, zaś badania nad tym zjawiskiem jako stratę czasu. Z mojej jednak strony, nie mogę zaprzeczyć, że byłem świadkiem poruszania się obiektów w pobliżu Tiny, z którymi ona nie miała fizycznego kontaktu. Nie znaczy to, że zjawiska nie da się wyjaśnić. Dla mnie, RSPK otwiera nowy rozdział w księdze o naturze istot ludzkich.

Nad sprawą Tiny pracowałem przez 20 lat i wciąż dowiaduję się o jej tajemnicach: jej pochodzeniu, pełnym rozmiarze jej zdolności i okolicznościach wokół śmierci jej dziecka. Jedna rzecz pozostaje jednak pewna. Przez jakiś czas Tina posiadała zdolność do wpływania na świat materialny. Jestem przekonany, że gdzieś w głębi jej umysłu wciąż siłę tę można odnaleźć.
 
Przygotowała:
Ania-Nibiru
 
 
 
 

 

Źródło: http://infra.org.pl