JustPaste.it

(...) 1

+ Chyba chodzi o chłopaka. Chyba... Właściwie to sama nie wiem czy go kocham. Tak mi się wydaje. Tylko, że on nie chce być ze mną, a ja nie potrafię sobie z tym poradzić.

+ Chyba chodzi o chłopaka. Chyba... Właściwie to sama nie wiem czy go kocham. Tak mi się wydaje. Tylko, że on nie chce być ze mną, a ja nie potrafię sobie z tym poradzić.

 

Kiedy się poznaliśmy nic nie wskazywało na to, że będziemy razem, że się w nim zakocham.. - łzy zaczęły napływać do jej oczu. Postanowiłam jednak jej nie przerywać. Chyba powinna wyrzucić z siebie wszystko, co w niej siedzi - Poznaliśmy się na uczelni. Później okazało się, że mieszkamy w tym samym akademiku. Umawialiśmy się rano i wspólnie jeździliśmy na zajęcia. Po zajęciach coraz więcej czasu zaczęliśmy spędzać razem: wspólne obiady, filmy, spacery, zakupy, imprezy. Pewnego dnia siedzieliśmy w akademiku i wymyśliliśmy, że może zrobimy sobie wieczór z martini. Jego wspólokator pojechał do domu, więc byliśmy sami. Leżeliśmy w łóżku gadając o wszystkim i o niczym popijając martini. Sama nie wiem ile wypiliśmy, ale zaczęliśmy się  przytulać. Może było to spowodowane tym, że oboje byliśmy poza domem, byliśmy sami, a może wypiliśmy za dużo. W każdym bądź razie przespałam się z nim, zostałam całą noc. Móze z racji tego, że już trochę się znaliśmy nie było mi głupio. Muszę nawet przyznać, że było całkiem miło.. . Rano zrobiliśmy sobie śniadanie i nadal przytulaliśmy się i całowaliśmy. Tak naprawdę chyba żadne z nas nie wiedziało, co się dzieje. Teraz jednak wydaje mi się, że chodziło o bliskość drugiej osoby. Dobrze się ze sobą rozumieliśmy i w jakiś sposób mogliśmy na siebie liczyć, kiedy wszyscy bliscy byli daleko.
Kolejne dni nadal spędzaliśmy razem, ale zaczął nam towarzyszyć seks. Ustaliliśmy, że ma to być związek bez zobowiązań. Pasowało nam takie rozwiązanie. Pierwsze młodzieńcze doświadczenia, bliższe poznanie swoich ciał i swoich granic. Myślę, że wiele się nawzajem od siebie uczyliśmy. Było w tym coś cudownego, ale jednocześnie zaczęło mnie przerażać. Zwłaszcza kiedy zaczęłam dostrzegać u niego pierwsze objawy zazdrości. Na początku śmieszyło mnie to i zaczynałam sobie z niego kpić, ale z czasem zaczęło mnie to drażnić. Przez jakiś czas trudno właściwie było mi określić swoje uczucia. Dobrze mi było w takim związku: seks - kiedy miałam ochotę, a jednocześnie wolność. Wydaje mi sie jednak, że z czasem uzależniliśmy się od siebie. Bardzo dużo czasu spędzaliśmy razem i czułam, że jakoś się od siebie uzależniamy. Na początku nie zauważyłam w tym nic złego. Z czasem zaczęło mi się wydawać, że moje uczucie w stosunku do niego się zmieniło. Wydawało mi się, że go kocham.. właściwie to nie wiem może w jakiś sposób go kochałam.. może nadal kocham. Przez kolejne pół roku trwała sielanka. Zdecydowaliśmy się nawet razem zamieszkać. Oczywiście związek nadal miał być bez zobowiązań i ukryty. Nikt tak naprawdę nie wiedział, że jesteśmy razem. Z czasem zaczęłam zauważać, że jestem z nim tak bardzo związana, że nawet samotne pójście do sklepu zaczęło stanowić dla mnie problem. Uwierz mi, że naprawdę zrozumiałam to dopiero po czasie. Tkwiąc w tym związku nie dostrzegałam tego. Im bardziej czułam, że potrzebuję go, tym bardziej on zaczął się ode mnie odsuwać. Spędzał ze mną coraz mniej czasu i zaczynałam odczuwać, że się od siebie odsuwamy. Wówczas coś dziwnego zaczęło się ze mną dziać. Całymi dniami potrafiłam leżeć w łóżki, płakać bez powodu, że złości rzucam różnymi przedmiotami i wypowiadałam słowa, ktorych teraz żałuję. Nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Właściwie wydaje mi się, że do tej pory sobie nie poradziłam. To on podjął decyzje o rozstaniu, ale ja zrobiłam ostateczny krok - wyprowadziłam się. Przez długi jednak czas, pod koniec naszego związku nie odzywaliśmy się do siebie i często robiłam mu na złość. Poznałam wówczas siebie taką, jaką wydawało mi się, że nigdy nie będę. Taką, która mnie przerażała i której nie znałam. Myślę, że gdzieś w głębi mnie ta osoba nadal żyje i może się ponownie pojawić. Tego się boję. Cały czas sobie powtarzam, że nie pozwolę, aby ponownie tak się ze mną stało. Sama siebie oszukiwałam, że to on jest ten zły, że mnie skrzywdził.. W rzeczywistości to sama siebie krzywdziłam. Poczułam się przez niego oszukana, zdradzona. Przecież był moim przyjacielem, jak mnie mógł zostawić, jak mógł się ode mnie odsunąć.. Prawda jednak była taka, że przez ten czas, gdy byliśmy razem uzależniłam się od niego i nie potrafiłam samodzielnie funkcjonować. Przypuszczam, że może Ci się wydawać, że poznałaś wariatkę?
- Nie wcale nie, doskonale Cię rozumiem. Wiem, jak to jest kiedy poświęcasz całą siebie dla drugiej osoby. Kiedy zaczynasz ufać komuś pomimo wszystko.. Myślę, że najlepsze z tej historii jest to, że uświadomiłaś sobie, co było złe.
+ Tak też mi się tak wydaje. W głebi serca wiem, że on nie miał na myśli nic złego, ale w momencie kiedy człowiek czuje się skrzywdzony wkręca sobie w głowę własny scenariusz, który często odbiega od rzeczywistości. Tak przynajmniej było w moim przypadku. Cieszę się, że to zrozumiałam. Niemniej jednak boję się samej siebie.. może to zabrzmi głupio, ale nie wiem, jak żyć. Nie chciałabym po raz kolejny popełniać tego samego błędu...
- To normalne.. uwierz mi, że ja miewam podobne wizje. Człowiek jednak jest tak dziwnym stworzeniem, że nie jest w stanie przewidzieć swoich reakcji w sytuacjach, które naładowane są przeróżnymi emocjami zależącymi nie tyle od nich samych, co od osób bliskich lub z otoczenia. Każdy ma historię, która sprawiła, że poznał siebie z tej strony, której myślał, że nie ma. Z takiej, która wydaje się być negatywna.
+ Ty też? Wydajesz się taka spokojna, opanowana, wiedząca, czego chce od życia.
Uśmiecham się do siebie - Tak, mogę się taka wydawać. Lecz wiesz jak mówią "Nie ocenia się książki po okładce". Tak naprawdę ja też mam swoją historię, nawet kilka. Chcesz to Ci jedną opowiem?
Skinęła głową.

<...>