JustPaste.it

Recykling: Paskudny babsztyl a przyszłość cywilizacji

Siąpi, ciśnienie niskie, a brzuch pełen wieprzowiny odbiera mi zdolność myślenia. Znakiem tego - pora na kolejny recykling.

Recykling: Paskudny babsztyl a przyszłość cywilizacji

 

Siąpi, ciśnienie niskie, a brzuch pełen wieprzowiny odbiera mi zdolność myślenia. Znakiem tego - pora na kolejny recykling. Tym razem jeden z pierwszych tekstów jakie opublikowałem w "NCz!", w 2009 roku. Mam nadzieję, że się Państwo uśmiejecie. Jak widać: nie przewidziałem, że arabskie reżimy narodowo-socjalistyczne zostaną obalone przez Francuzów i Niemców i zastąpione reżimami islamskimi. I nie jest to jedyne przewidywanie, które mi się nie sprawdziło...

 

Jedną z największych traum, jakie pamiętam, przeżyłem w Amsterdamie. Podczas spaceru dostrzegłem za rogiem charakterystyczną, czerwoną ze śladami sadzy, cegłę gotyckiego muru. Był to kościół – jak na tak parweniuszowskie miasto, utoczone na meksykańskim i peruwiańskim srebrze Habsburgów – rzadka rzecz. Skuszony, skręciłem, by uciec nieledwie z krzykiem. Na skwerek kościelny wychodziła witryna jednego z licznych w tej okolicy przybytków płatnej miłości.

 

amsterdam window worker2

Zrozummy się dobrze: na ogół nie przeszkadzają mi reklamy damskiej bielizny na bilboardach (choć, swoją drogą, taka roznegliżowana panienka pod śniegiem wygląda surrealistycznie – gdy jeszcze nie miałem samochodu, od razu robiło mi się na ten widok jakoś tak zimniej!). Na ładną dziewczynę zawsze chętnie popatrzę, a i – wstyd przyznać – jak się da, żurawia za dekolt zapuszczę. Nie mogę też powiedzieć, aby mnie brzydziła czy odstręczała pornografia, mea culpa, mea maxima culpa

Jednak ten babsztyl był niewymownie paskudny! Chyba była Murzynką – nie jestem pewien, bo wszystkie szczegóły tego widoku wyparłem ze świadomości niezwłocznie i bardzo starannie. W każdym razie była wulgarna jak rynsztok w slamsach, a w połączeniu z idyllicznym skwerkiem i wzniosłym konturem gotyckich przypór, efekt był odstręczający w najwyższym stopniu.

Piszę o tej – prywatnej w końcu – traumie, bynajmniej nie ku przestrodze. Ponieważ wyparłem szczegóły ze świadomości, nie jestem w stanie powiedzieć, gdzie dokładnie to było i który zaułek starego Amsterdamu lepiej omijać – a zresztą, po tylu latach, baba ma prawo straszyć gdzie indziej, lub zgoła w zaświatach. W końcu jest to zawód obfitujący w rozliczne niebezpieczeństwa… Raczej widziałbym w tym zdarzeniu groźne signum temporis.

Rewolucja seksualna, jak każda inna zresztą, dawno już zjadła swoje dzieci. Już tylko słabo zorientowani w europejskich realiach Arabowie wierzą, że jesteśmy rozpustni, bo Europejki paradują nago lub niemal nago, a seks z nimi nie pociąga za sobą od razu konieczności zakupu mieszkania i samochodu, tudzież znoszenia psioczeń zakwefionej teściowej (równouprawnienie kobiet modo islamico to mieszkanie i duuuży samochód + teściowa, za to – na szczęście! – tylko jedna, bo poza kilkoma ultrakonserwatywnymi krajami Zatoki Perskiej, wielożeństwo zanikło – ale i tak, dla dziesiątków milionów młodych, zdrowych arabskich mężczyzn, którym arabski narodowy socjalizm nie pozwala zarobić na mieszkanie i samochód, seks jest praktycznie nieosiągalny; stąd tak wielka agresja i dynamizm tych społeczeństw!). Tak naprawdę, seks to mało atrakcyjna propozycja spędzania wolnego czasu. Jest to ćwiczenie fizyczne, wymagające pewnej wprawy i przynajmniej poprawnej koordynacji ruchowej – co nie każdy ma dane od Boga, za to każdy dobrze wie, że zostanie porównany, jeśli nie do realnych współzawodników, to do tzw. ikon popkultury, wyposażonych w niezmożoną witalność i starannie reklamowanych przez kolorową prasę. Nic zachęcającego: rzecz sama w sobie trudna, staje się w dodatku, przez tę łatwość porównań, z konieczności stresująca. Tym bardziej, że w przeciwieństwie do ikon popkultury, na ogół jesteśmy po prostu brzydcy. Piszę my, bo sam nie tylko Apollina, ale i porucznika Borewicza w żadnym momencie życia nie przypominałem i już z całą pewnością przypominać nie będę.

Idąc dalej: zaloty, rytuał być może nawet porywający i wciągający prawie tak samo jak serial telewizyjny – czy jednak, biorąc pod uwagę czas i koszty, wart swojej ceny? Mówi się czasem, że mężczyźni posłali w XX wieku kobiety do pracy, by mieć gotowe haremy robotnic i sekretarek. Pewnie tak. Jednak ten teoremat można odwrócić: gdy nikt już nie ma sił ani czasu na zaloty w XIX-wiecznym stylu, ostatnie miejsce i czas, gdzie można to jeszcze robić nie narażając się na dodatkowe ekspensa i stratę czasu, to praca. Ot, pomoże się koleżance w jakimś zadaniu, pójdzie wspólnie na lunch lub na papierosa a potem, podczas „wyjazdu integracyjnego“…

Przyszłość nie wygląda różowo. Gdyby nawet doszło kiedyś do realizacji konserwatywno – liberalnego projektu politycznego,  to przecież jego efektem będzie ogromny wzrost zamożności. Tym samym, szerszym rzeszom dostępne staną się rozliczne rozrywki alternatywne wobec seksu – od gier komputerowych i internetu, przez galopowanie na własnoręcznie wychowanym i ujeżdżonym koniu (czego bym nie zamienił nawet na noc z Moniką Belluci!), aż po przepowiedzianą przez Stanisława Lema „fantomatykę centralną“, dzięki której po podłączeniu stosownej aparatury do rdzenia kręgowego, każdy będzie mógł zostać sułtanem całego haremu lub Napoleonem, w żaden sposób nie będąc w stanie odróżnić swego rojenia od jawy. Nic na to nie da się poradzić, bo jak wiadomo, nie da się zakryć (zapomnieć) tego, co raz zostało odkryte… Nawet, jeśli jest to niewymownie paskudny babsztyl w witrynie amsterdamskiego burdelu. Niestety.

Wygląda na to, że dziedzicami naszej cywilizacji zostaną za lat kilkadziesiąt Amisze lub inni sekciarze odrzucający konsekwentnie zdobycze współczesnej techniki. Nie Arabowie bynajmniej – bo już w tej chwili, mimo braku mieszkań i samochodów, internet mają prawie wszędzie…

 

Post Scriptum

 

Z tej samej wycieczki Lepsza Połowa bardziej traumatycznie wspomina Hagę i tamtejszą instytucję gastronomiczną, gdzieśmy godzinę czekali na skąpą sałatkę i "goblet XXL" piwa, w którym piwa było jakie... 0,2 litra..?

 

No, ale obrazy były tego warte...
 
Autorem tekstu jest Jacek Kobus

 

Źródło: Jacek Kobus