JustPaste.it

Rolnik Stons - sex, jabole, disco polo

Gdy Europa Zachodnia przeżywała rewolucję seksualną, w PRL wystąpiło podobne zjawisko. Tyle, że skutki były zdecydowanie odmienne...

Gdy Europa Zachodnia przeżywała rewolucję seksualną, w PRL wystąpiło podobne zjawisko. Tyle, że skutki były zdecydowanie odmienne...

 

Rolnik Stons – sex, jabole, disco polo

                W jednym z poprzednich odcinków, poświęconych kultowi Dionizosa, wspomniałem o rzymskiej odmianie tegoż, czyli o Bachanaliach. Owe huczne religijno – orgiastyczne balanżki znalazły wystarczająco wielu naśladowców, by mimo niesprzyjającej koniunktury politycznej (obsesja ascezy, inkwizycja, stosy itp. ) przetrwać po dziś dzień w postaci ludycznych świąt błaznów i karnawału. Odłóżmy jednak Wenecję i Rio de Janeiro na bok, zamiast tego przenieśmy się w czasie i przestrzeni na swojskie, wiejsko – przaśne podwórko PRL.  Wiele spośród symboli ówczesnej epoki zajęło trwałe miejsce w wyobraźni zbiorowej: syrenka i maluch jako namiastki „masowej” motoryzacji, pralka „Frania” i roboty kuchenne Zelmera jako okazy gierkowskiego konsumpcjonizmu, czy wreszcie Hans Kloss w dziedzinie pop – kultury. Były też i bachanalia: 1 maj, 22 lipca no i oczywiście oficjalne, państwowe dożynki. Nie będę jednak zawracał głowy ich opisem. Moim zdaniem istnieje ważniejszy element ówczesnej codzienności, ikona niemalże, która zasługuje na uwiecznienie: wiejski przystanek PKS.

To właśnie pojawienie się tych drewnianych, jakże ludycznych w stylu konstrukcji, wywołało w Polsce wybuch lokalnej wersji rewolucji seksualnej, biegnącej równolegle do tej w Europie Zachodniej. O ile jednak tamta rewolucja wzięła początek  z wynalezienia tabletki antykoncepcyjnej, polska wersja zdecydowanie sprzyjała poczęciu. Po pierwsze: ułatwiła kontakty towarzyskie. Młodzież nie była więcej skazana na cotygodniowe zabawy w remizie, nie trzeba było też wpraszac się do GS – owskiej gospody, co wszak było nieletnim zakazane. Po drugie: nie kapało na głowę, w odróżnieniu od okolicznych zarośli pokrzywy nie parzyły w tyłek, komary zaś przepłoszyc można dymem z papierosów, co nie stwarzało problemów – w tamtych czasach wszyscy jarali jak elektro – ciepłownie.

Młodzież uzyskała zatem dostęp do darmowego przybytku rozkoszy, jeśli nie liczyc śmiesznie małych kosztów tanich win i papierosów ( opisywane wydarzenia działy się na długo przed wprowadzeniem zbójeckiej akcyzy ).  Co prawda, nieumiarkowane spożycie zaprawianych siarką produktów winopodobnych, nie sprzyjało ogólnie pojętej estetyce, poczynając od wypalonej pawiami trawy za przystankiem, na połamanych ławkach kończąc.  Wszystko to razem wzięte bardziej przypominało publiczne WC trapione permanentnymi awariami, niż luksusowy buduar. Nic to jednak!  Rozochocone pary oddawały się igraszkom, nieświadomie stając się prekursorami seksu w miejscach publicznych. Wszystko to razem niejednokrotnie kończyło się przymusowym  tournee po okolicznych chałupach, celem proszenia na wesele.

Zbudowane z drewnianych bali wiaty spotyka się po dziś dzień. Pokryte ścianami bazgroły świadczą, że tradycja nie ginie, jednak skala zjawiska jest nieporównywalna. Szczególnie wymagania imprezowiczek znacznie wzrosły: od wyjazdu na kamping (seks turystyka dla ubogich ) po wszelkie możliwe dobra konsumpcyjne, w razie czego sponsor się znajdzie. Od czego w końcu jest Internet?  Jabole zaś straciły pozycję na rzecz dopalaczy. Pozostał tylko wspomnień czar.

Pogrązony w spirytualno – sentymentalnych oparach – Brat Ferment