JustPaste.it

Rajdówka na resorach

Świat przestał istnieć. Nie było niczego prócz dumy i radości. Takiej radości jaką może przeżyć tylko dziesięcioletni chłopiec.

Świat przestał istnieć. Nie było niczego prócz dumy i radości. Takiej radości jaką może przeżyć tylko dziesięcioletni chłopiec.

 

Wreszcie je dostałem. Byłem najdumniejszym kolesiem na osiedlu. Moje dziesięcioletnie życie nabrało prawdziwego sensu. Moje dziesięcioletnie oczy nabrały blasku. Ba! Wydawało mi się, że cały lśnię. Pierwszy raz w życiu rozpierała mnie duma. Najprawdziwsza!

ea207b37a8429e10e0c9998ba1cc19e0.jpg

Nie pamiętam już jak długo je oglądałem. Na wystawie. Ale odkąd je ujrzałem zawładnęły moją wyobraźnią. Stały się przedmiotem pożądania, marzeniem. Niespełnialnym marzeniem... Często, chyba nawet codziennie, szedłem “na miasto” by je oglądać. Zza szyby. I śnić.

Ale pewnego dnia... Ale pewnego dnia ich nie było. Już ich nie było. Ktoś musiał kupić, pomyślałem i wróciłem do domu markotny i smutny. Choć podświadomie wiedziałem, że nigdy ich nie dostanę to świadomie nie mogłem się z tym zgodzić. Przecież są na świcie święci Mikołaje, są dobre Anioły, są wróżki i czarodzieje. Są i koniec...

Był pierwszy czerwca. Dzień dziecka. Obudziłem się i kiedy przecierałem zaspane oczy, i wracałem z krainy snu, one stały w pudełku obok mojego łóżka. Byłem pewny, że śnię. Desperacko dotknąłem pudełka i ich dotknąłem. Były! Naprawdę były! To nie był sen. Piękne. Białe z niebieskimi paskami. Najprawdziwsze “adidasy”.

Świat przestał istnieć. Nie było niczego prócz dumy i radości. Takiej radości jaką może przeżyć tylko dziesięcioletni chłopiec. Chłopiec, który ma najprawdziwsze “adidasy”. Pierwsze “adidasy”. Jedyne i niepowtarzalne... A nikt na osiedlu ich nie ma. Ani Witek, ani Adaś. Nikt. Tylko ja!

I myśl jedyna: Założyć ja natychmiast i wyjść “na pole” jak się w Galicji myśli i mówi o podwórku. I wyszedłem. Tak. Byłem królem a to klawe jest bardzo, być królem...

W pobliżu budowali kolejny blok. Był na ukończeniu i panowie pracowali na dachu. Dach lepiło się takim czarnym, smolistym lepiszczem topionym w żelaznej beczce za pomocą ogniska. Widać jakaś beczka się przewróciła i wokół tego śmierdzącego paleniska była wielka kałuża czarnej smoły.

Ale w takich butach to można i po wodzie chodzić. Tak. Po wodzie to może i można ale po smole?

Wróciłem do domu załamany. Białe “adidasy” z niebieskimi paskami stały się czarne. I moje łydki, tak powyżej kostek, też.

Wiedziałem, że smołę czyści się masłem. Skąd? Nie pamiętam. Przeniosłem czarne buty na balkon, z lodówki wziąłem masło. Było go dużo bo gaździnka, która co tydzień zaopatrywała nas w nabiał, jajka i masło i tym razem nie zawiodła.

Z butami, masłem i smołą spędziłem na balkonie kilka godzin. W końcu masła zabrakło a buty wciąż były czarne. Ja też. Włącznie z włosami. I... I, co za katastrofa, musiałem przyznać się do porażki a po czarnych policzkach popłynęły łzy, prawdziwe łzy dziesięcioletniego chłopca, które wycierałem czarnymi dłońmi. Byłem załamany. Życie straciło sens. Pierwszy raz w życiu poczułem smak porażki. Katastrofy! Wieczorem miałem gorączkę.

Jakoś przyszedł poranek następnego dnia. Nie chciałem by przychodził. Ale cóż mogłem poradzić? Nie chciałem wstawać z łózka. Niczego nie chciałem. Niczego. I...

I, wstając z “łoża boleści”, nadepnąłem na pudełko. Niewielkie kartonowe pudełko przewiązane kokardą. W okamgnieniu ciekawość zwyciężyła smutek. Wciąż zgnębiony ale już zaciekawiony, walcząc z uczuciami, których jeszcze nie rozumiałem ale już odczuwałem, otworzyłem kartonowe pudełko a w nim...

A w nim, jak w garażu, “parkowała” prawdziwa, żelazna rajdówka na resorach! Ta i taka, o której marzyłem nie mniej niż o białych “adidasach” z niebieskimi paskami...
A po wielu, wielu latach dowiedziałem się, że zawdzięczam ją dzielności. Dzielności w walce ze smołą, masłem i butami. Bo okazało się, że nie tylko ja wówczas płakałem...