JustPaste.it

Zadżumiona rzeczywistość. Skupienie i pasja.

81b47ad1a086c265256d451f51234709.jpgZdrowy organizm działa, nie myśli, nie zastanawia się nad sobą. Refleksja jest przeciwieństwem działania. Tak twierdzą zwolennicy biologicznego ujęcia egzystencji i wszelkiej maści behawioryści. A może praca i działanie to czynne myślenie – jak to definiował Norwid.

Artysta życia potrafi przekuć refleksję na twórcze działanie, z kolei to ostatnie umie uczynić inspiracją twórczego myślenia. Istnieje przekonanie, że obie formy aktywności wzajemnie się wykluczają, stąd jednoczesność refleksji i działania jest wyłącznie teoretycznym postulatem. Według mnie, dialektyczna jedność obu aspektów aktywności jest jak najbardziej możliwa. Co więcej, jest najwyższą formą istnienia konstytuującą sens i otwierającą na prawdziwe znaczenia.

Żeby uczynić ze swojego życia dzieło sztuki, należy spełnić kilka elementarnych warunków.

 

Skupienie

 

Skupienie jest pełną koncentracją na obecnej chwili. Żadnego myślenia w bok, żadnego wybiegania w przyszłość ani cofania w przeszłość. Nawet najprostsze życiowe czynności, jeśli poświęcamy im wystarczająco dużo uwagi, zastają nastygmatyzowane głębokim znaczeniem. I nie ma znaczenia, że znaczenie to ma charakter wyłącznie subiektywny. Wiązka intencjonalnej świadomości skierowana zostaje na jeden przedmiot względnie jedną czynność. Skupienie jest koncentracją energii podmiotu i przedmiotu, jest synergią ich wzajemnej relacji. Jeżeli, na przykład, dźwięki docierające do ucha traktujemy tylko jako niezróżnicowane tło, to organizm interpretuje je w kategoriach zakłócenia. Jeśli jednak nauczymy się wyławiać poszczególne tony i akcenty, różnicować je, wówczas dźwiękowe promieniowanie tła przekształci się w piękną i monumentalną symfonię rzeczywistości. Podobnie jest zresztą z pozostałymi zmysłami. „Tu i teraz” staje się cudownym darem obecności podmiotowej w obliczu obecności świata, czas staje się „momentem wiecznym”, jak wyraził to Czesław Miłosz. Życie będące taką sekwencją wiecznych momentów nie jest już jałową wegetacją, nie przecieka między palcami, jest wypełnione treścią i umożliwia samorealizację.

Skupienie na tej oto chwili, na tym co oferuje, warunkuje otrzymanie daru, skorzystanie z oferty. Nie dostrzegając jej, nie mamy też świadomości daru ergo, przechodzimy obojętnie wobec tego, co posiada niezaprzeczalną wartość i co może odmienić nasze życie, wzbogacić i urozmaicić. Popatrzeć w skupieniu na zwykły przedmiot oznacza wydobyć z niego to, co jedyne, niepowtarzalne i tajemnicze. Tak patrzą poeci i dzieci.

Na ogół patrzymy na rzeczy w kontekście ich funkcji. Muszla klozetowa wyrwana ze swojej naturalnej funkcji i pokazana w otoczeniu innych obiektów artystycznych sama staje się takim obiektem. Funkcja odziera przedmiot z tajemnicy, wydobycie go z tego kontekstu tajemnicę przywraca. Mogą być to rzeczy niepotrzebne, zepsute i stare. Taką metafizykę rupieci odnajdziemy w poezji Mirona Białoszewskiego. Dla wspomnianego twórcy łyżka durszlakowa, piec, krzesło, podłoga stają się obiektami porządku, który został przez niego nazwany „obrotami rzeczy”, czyli analogonem porządku wszechświata.

Skupienie jest natężeniem uwagi, które wymaga wcześniejszego uświadomienia sobie siły relacji, jakie łączą mnie ze światem.

 

Entuzjazm

 

 

Artystę życie cechuje entuzjazm. To stan, który wyrywa nas rano z łóżka w radosnej pewności, że rzeczywistość jest wiązką ofert. Tylko ode mnie zależy, czy z nich skorzystam. W każdej chwili i w każdym miejscu czeka coś, co może wywrócić życie do góry nogami, i takie oczekiwanie niemal fizycznie przyciąga do nas niezwykłe i pożądane sytuacje. Dopadają nas, bo entuzjazm wyzwala nieprawdopodobne ilości energii, promieniującej na zewnątrz i przyciągającej fale korespondujące z falami entuzjazmu. To właśnie dlatego człowiekowi szczęśliwemu i pełnemu entuzjazmu udaje się o wiele więcej, niż temu, który jest nieszczęśliwy.

Entuzjazm potęguje energię witalną, która pozwala zdobywać szczyty i osiągać cele na pozór nieosiągalne.

Najtrudniej jednak ów entuzjazm w sobie wygenerować.

 

Twórczy stosunek do świata

 

Spełnienie tego warunku sprawia, że to nie rzeczywistość modeluje nas, ale my modelujemy rzeczywistość. Możliwość kreacji istnieje wyłącznie wówczas, kiedy realizujemy projekt egzystencjalny. Wtedy tylko jesteśmy w stanie określić cel działania, jego sensowność, znaczenie w kontekście samorealizacji, oraz dokonać wyboru narzędzi. To oznacza płynąć pod prąd! Tworzy naprawdę jedynie ten, kto wiosłuje, płynąc w górę rzeki.

Twórczy stosunek do świata pozostaje w dialektycznym związku z aktywnością. Samo „chodzenie do pracy” jest rodzajem życiowej aktywności, niemniej nie posiada ona twórczego charakteru. Musi mieć ona (aktywność) związek z realizowanym projektem egzystencjalnym.

 

Praca jako pasja i wypełnianie życiowej misji.

 

Praca pojmowana w kontekście obowiązku zarobkowania nie przynosi najczęściej satysfakcji, nie daje radości ani poczucia spełnienia. Pogłębia za to proces alienacji – jak to znakomicie opisał Marks. A przecież w pracy spędzamy dużą część naszego życia. Nie może dziwić zatem coraz większa frustracja, poczucie wypalenia i beznadziei, niechęć.

Inaczej, gdy praca jest jednocześnie realizacją życiowej pasji. Nieliczni są ci szczęściarze! Jaką zawiść muszą rodzić słowa wybitnego sportowca, muzyka, piosenkarza: „Nie dosyć, że kocham to, co robię, to mi jeszcze za to płacą.” A płacą czasami wielkie pieniądze. Wszelkie wyrzeczenia, codzienna ciężka praca, trudy cygańskiego życia wynagradzane są przez odczuwanie ogromnej satysfakcji i smaku sukcesu, wynagradzane są przez stale pogłębiające się przekonanie, że mogę jeszcze więcej, że jestem coraz lepszy i tym samym, mogę więcej radości dostarczyć innym.

 

To oczywiście tylko niektóre wyróżniki cechujące artystów życia. Myślę, że te i inne zostaną jeszcze rozwinięte i pogłębione w dalszych częściach tego eseju. Wydaje się jednak, iż nawet jeśli wypełnienie tych warunków nie jest łatwe, a może i niemożliwe, trzeba próbować, żeby nie osiąść na mieliźnie nudy i szarości codziennej wegetacji.

 

autor – Jan Stasica

koniec cz. VIII