JustPaste.it

Opętanie i egzorcyzmy. Konrad złem napiętnowany - pierwsza część.

Kim tak naprawdę jest Konrad i dlaczego w Prologu występuje jako Więzień. Dlaczego Mickiewicz nie wyposażył go ani w imię ani w nazwisko? Może dlatego, że wtedy nie był jeszcze Konradem. To zapewne jeden z filomatów skazanych w procesie Nowosilcowa, nadwrażliwy poeta, który funkcjonuje na granicy jawy i snu, budząc się i zasypiając na przemian. Jego wizjom towarzyszą Anioł i Duchy. Przeznaczony do wielkich zadań, jest prorokiem, głosem Boga i dlatego naznaczony zostaje także cierpieniem. Wielkość i cierpienie zawsze idą ze sobą w parze.

Już jako dziecko doświadczał niezwykłych wojaży, kiedy na prośbę zmarłej matki anioł prowadził je w przestrzeń, gdzie wieczność świeci. Sen wyparował po przebudzeniu, ale został utrwalony w głębi duszy. Jest chłopiec jednocześnie zarażony jakimś nieokreślonym złem lub, mówiąc inaczej, potencjalnie przygotowany na jego interioryzację.

Widać zatem, że psychika Więźnia od zarania funkcjonowała na granicy świadomości i podświadomości, świata i zaświatów, szczęścia i cierpienia, dobra i zła. Anioł (Stróż – jak się domyślamy) często nie miał śmiałości Ku niebieskiej wracać stronie, by nie spotkać matki dziecięcia,  oszczędzić jej zmartwień. Egzystencja Więźnia konstytuuje się w jej graniczności. On sam zdaje sobie z tego niejasno sprawę, stąd jego niezwykłe intuicje. Czuje, że nauka nie dociera do prawdy, ponieważ bada jedynie świat zjawisk, nie dociera, mówiąc językiem Kanta, do rzeczy samej w sobie. Nauka nie bada fenomenu snu, który jest „życiem duszy” (Mędrcy mówią, że sen jest tylko przypomnienie -/Mędrcy przeklęci!).  Nauka wreszcie nie obejmuje przestrzeni wyobraźni, która dla wieszcza jest epifanią prawdy najwyższej. Graniczność – elementarne doświadczenie egzystencjalne Więźnia – otwiera możliwość syntetyzowania wielu wymiarów rzeczywistości: świata realnych zjawisk, przestrzeni wyobraźni i, leżącego za jej granicami, marzenia. Więzień znajduje się w takim stanie ducha, kiedy cierpienie i udręka prowadzą do jakiegoś szczególnego uniesienia, które sprawia, że niepoznawalne jest intuicyjnie uchwytne, a to co jest poza granicami doświadczenia objawia się jako niezwykle silne przeczucie. Nadzmysłowy świat to domena duchów, które, jak w klasycznym moralitecie, walczą o myśli i uczucia człowieka. Co więcej, żywią się nimi. Człowiek ma nad duchami władzę, choć nie zdaje sobie z tego sprawy:

            Człowieku! gdybyś wiedział, jaka twoja władza!  

Kiedy myśl  w twojej głowie, jako iskra w chmurze,

Zabłyśnie niewidzialna, obłoki  zgromadza

I tworzy deszcz rodzajny lub gromy i burze;

Gdybyś wiedział, że ledwie jedną myśl rozniecisz,

Już czekają w milczeniu, jak gromu żywioły,

Tak czekają twej myśli - szatan i anioły;

 

Myśli i uczucia przekładają się na czyn w świecie doczesnym, zwłaszcza w sytuacji granicznej, a w takiej znajdował się Więzień. Karl Jaspers ujął to w sposób następujący: „Każde działanie pociąga za sobą następstwa, o których działający nie wiedział”. A ponieważ nie wiedział, wchodzi on automatycznie w obszar tragiczności. Tragiczność i wolny czyn uwikłane są we wzajemne zależności.

            I tak oto dochodzimy do najbardziej zdumiewającego momentu „psychomachii”  Więźnia. Chodzi  mianowicie o dwa napisy na ścianie celi. Pierwszy: D.O.M. GUSTAVUS OBIIT M. D. CCC. XXIII CALENDIS NOVEMBRIS. I drugi:  HIC NATUS EST CONRADUS M. D. CCC. XXIII CALENDIS NOVEMBRIS.

Skąd się wziął nagle Gustaw – bohater IV części – w więziennej celi? Dlaczego umarł, skoro nie był człowiekiem, ale Upiorem? Cielesny  Gustaw zmarł, popełniwszy samobójstwo z powodu nieszczęśliwej miłości do pięknej Pastereczki. Upiory zaś nie umierają.

            Przypomnijmy! Upiór corocznie wstaje z grobu w nocy z 1 na 2 listopada, by przez cztery niedziele cierpieć i znosić udręki, przed którymi chciał uciec w samobójstwo. Był na obrzędzie Dziadów, gdzie zobaczył swoją ukochaną; był u księdza – swojego nauczyciela – u którego odbył symboliczną spowiedź, podzieloną na trzy godziny: miłości, rozpaczy i przestrogi. Po odbyciu corocznej kary, wraca z końcem listopada do krainy Upiorów, czyli, jak przypuszczamy, do chrześcijańskiego piekła (eschatologicznej przestrzeni samobójców). Nie byłoby zatem nic dziwnego w tym, gdyby Gustaw chciał przerwać  zaklęty krąg powrotów Żyda – wiecznego tułacza.  

            W wielu religijnych doktrynach (również chrześcijańskiej) pojedynczy los człowieka można odmienić wyłącznie w cielesnej egzystencji. Poza ciałem nie ma już takiej możliwości, zwłaszcza jeśli skazanym się jest na wieczne potępienie.

            Ośmielmy się postawić zatem następującą hipotezę: Upiór nie wraca do grobu po czterech tygodniach, lecz wciela się w jakiegoś nieszczęśnika; w kogoś, kto byłby łatwym celem, np. poeta, z natury wrażliwy i zbuntowany. Wówczas  eschatologiczny determinizm przestałby działać. Upiór zyskuje ciało człowieka, a ciało z kolei staje się narzędziem zmiany przeznaczenia. A zatem nie mamy tutaj  do czynienia – jak twierdzi część  badaczy – z symboliczną przemianą romantycznego kochanka w bojownika o sprawę narodową. Zachodzi tu proces o wiele bardziej skomplikowany.

            Jeżeli spróbujemy zinterpretować to, co się stało w celi Więźnia w kontekście Heglowskiej dialektyki, będziemy mogli zaobserwować bardzo ciekawą triadę. Gdyby przyjąć, że tezą jest bezimienny Więzień, a antytezą Gustaw, którego imię pojawia się na ścianie celi, to syntezą będzie nie kto inny jak Konrad. Nie jest on, podobnie jak heglowska synteza, zwykłą sumą obu czynników, ale zupełnie nową jakością. Przyjęcie takiej hipotezy stawia w zupełnie innej perspektywie napis: „hic natus est Conradus”. Oto teraz narodził się Konrad. Więzień pisze na ścianie celi swoje nowe imię, ma więc świadomość, że dzieje się coś zupełnie niezwykłego; że Konrad, czyli on sam, obdarzony został ponadprzeciętną władzą i mocą.  Nie jest przypadkiem, że kwestia Ducha mówiącego o niezwykłej władzy człowieka pojawia się zaraz po „narodzinach” nowego bohatera przeznaczonego do wielkich dzieł. Jakich? Okaże się później.

  1325d2f0e4d9ebd63ad3002ec18b62be.jpg         

Poeta romantyczny widzi więcej i czuje bardziej niż zwykli śmiertelnicy. Oba fragmenty – jeden pochodzący z Prologu, drugi z Wielkiej Improwizacji – są do siebie zaskakująco podobne, zarówno pod względem problematyki, jak i poetyckiej frazy. Wieszcz jest samotny, gdyż głębie jego myśli i uczuć nie są rozumiane przez czytelników. Są również poza obszarem utrwalonej przez tradycję moralności. Konrad śpiewa pieśń, o której bez zbytniej przesady można powiedzieć, że „pachnie” siarką. Być może już tutaj odnajdziemy pierwsze ślady opętania.

 

Pieśń ma była już w grobie, już chłodna, -

Krew poczuła – spod ziemi wygląda –

I jak upiór powstaje krwi głodna:

I krwi żąda, krwi  żąda, krwi żąda.

     Tak! zemsta, zemsta, zemsta na wroga

     Z Bogiem i choćby mimo Boga!

 

            Dalej mowa jest o tym, że pieśń jak wampir musi gryźć rodaków, by zostali upiorami po to, żeby następnie gryźć ciało wroga, pić jego krew, a na końcu jego ciało przybić gwoździami i zstąpić razem z nim do piekła. Pieśń powstaje z grobu jak Upiór, jak samobójca Gustaw – podobieństwo to wręcz się narzuca.  Ksiądz Lwowicz upomina: „Konradzie, stój, dla Boga, to jest pieśń pogańska”. Przerażenie sługi bożego ma źródło w fakcie, że jedyną motywacją autora jest zemsta. Jeśli Bóg jest z nami, to dobrze, jeśli nie, to trudno. Pieśń to nie tyle pogańska, co szatańska. Zło manifestuje się w niej w tak jawny sposób, że żadne patriotyczne motywacje nie są w stanie go usprawiedliwić.

            Od momentu wydania Konrada Wallenroda toczyła się w Polsce dyskusja, czy z dużo mocniejszym wrogiem można walczyć metodami i sposobami nieetycznymi. Młodzi zobaczyli w tej powieści poetyckiej przede wszystkim apoteozę czynu, klasycy zaś usprawiedliwianie zdrady.  Konrad nieprzypadkowo jest imiennikiem swojego „starszego” kolegi. Jest znakiem kontynuacji misji zniszczenia wroga za wszelką cenę zgodnie z zasadą, że cel uświęca środki. Dobrze! Jednak Konrad posyła cały swój naród do piekła, by żądza zemsty mogła być zaspokojona. Ona to właśnie mąci autorowi pieśni rozum, ale, co ważniejsze, zabija elementarny instynkt moralny. Zło manifestuje się w Pieśni Konrada z całą otwartością i nie pozostawia żadnej wątpliwości co do stanu ducha jej autora. Ale wszak już Więzień przeczuwa, co się będzie działo w jego opętanej przez złego ducha duszy:

 

I myśl legnie zamknięta w duszy mojej cieniu,

Jako dyjament w brudnym zawarty kamieniu.

(Prolog)

 

            Wielka Improwizacja zostaje wygłoszona przez Konrada w noc wigilijną, w małej ciemnej celi. W taki dzień nawet więźniowie są razem, włącznie z Kapralem, który im towarzyszy. Wszyscy! Tylko nie Konrad. On w oddalonej celi daje się ponieść poetyckiemu szałowi, który ciemną klatkę przemienia w przestrzeń kosmiczną:

 

Ja mistrz!

Ja mistrz wyciągam dłonie!

Wyciągam aż w niebiosa i kładę me dłonie

      Na gwiazdach jak na szklanych harmoniki kręgach

To nagłym, to wolnym ruchem,

Kręcę gwiazdy moim duchem.

(Wielka Improwizacja)

 

            Poczucie osamotnienia w wigilijny wieczór, opętanie, odczuwanie potężnej mocy i władzy poprowadzą Konrada do konfrontacji z samym Bogiem. Ale zanim to nastąpi wciela się w rolę Demiurga, który na  nowo stwarza świat i nadaje mu swój porządek. Euforia  wygenerowana  przez spotęgowane wewnętrzne moce sprawia, że Konrad czuje się potężniejszy od Boga:

 

 

Boga, natury godne takie pienie!

Pieśń to wielka, pieśń-tworzenie.

Taka pieśń jest siła, dzielność,

Taka pieśń jest nieśmiertelność!

Ja czuję nieśmiertelność, nieśmiertelność tworzę,

Cóż Ty większego mogłeś zrobić – Boże?

(Wielka Improwizacja)

 25

Myśli wcielają się w słowa, słowa natomiast mają moc kreacyjną. Konrad podobnie jak Bóg stwarza wszechświat i nad nim panuje. Myśli to gwiazdy, uczucia to kosmiczne wichry. Zatem przestrzeń Wielkiej Improwizacji to mikrokosmos wnętrza Konrada. Ten wielki wzlot wieszcza jest naprawdę wędrówką do ostatecznych granic własnej duszy.

 Teoria mikrokosmosu była Mickiewiczowi znana. Oczytany w literaturze ezoterycznej, badał między innymi koncepcje Swedenborga, Saint- Martina, Angelusa Sillesiusa czy Boehmego. Najkrócej rzecz ujmując, teoria ta mówi, że wnętrze człowieka zbudowane jest tak samo jak otaczający nas zewsząd kosmos. Są w nas gwiazdy, planety, komety, wybuchają supernowe – umierają jedne, rodzą się inne. Pamiętajmy, że siły mentalne i psychiczne Konrada spotęgowane są obecnością w nim złego ducha (duchów?), dlatego też w owej podróży w głąb samego siebie z łatwością przebija się przez cienką skorupę świadomości, eksplorując takie pokłady własnej psychiki, o których istnieniu nie miał pojęcia. Konrad znajduje się w całkowicie mu obcym miejscu, ale jednak „własnym”. Intuicja poety podpowiada  „polskiemu Prometeuszowi”, że owa przestrzeń posiada szczególne właściwości. (…sam śpiewam w sobie/Śpiewam samemu sobie) Akt poetycki jest jednocześnie aktem stwórczym w najściślejszym tego słowa znaczeniu.  Bóg momentalnie pokochał to, co stwarzał, widział, „że dobre było”. Konrad pokochał to, co zobaczył w sobie, ponieważ był przekonany, że „zobaczona” rzeczywistość jest jego własnym dziełem. Stąd się bierze to pyszne stawianie na równi ze Stwórcą.

 

Jam się twórcą urodził:

Stamtąd przyszły siły moje,

Skąd do Ciebie przyszły Twoje,

Boś i Ty po nie nie chodził:

(Wielka Improwizacja)

 

Konrad wydaje się przekonany, że „świat” nie jest jego „psychiczną własnością”, ale właśnie jego dziełem, wywiedzionym  mocą poetyckiego szału.  Wzlot Konrada to jego euforyczna miłość, taki stan ducha, w którym wydaje się, że wszystko jest możliwe, nawet pojedynek z Bogiem. Transcendując  we wzlocie, osiąga Konrad pełnię istnienia.

Wydaje się jednak, że Wielka Improwizacja nie jest aktem stwarzania, ale  aktem poznania. Jego wewnętrzny byt już istnieje! Wewnętrzny byt, który jest istnieniem.

autor - Jan Stasica          cdn.