JustPaste.it

"Kapitan Nieszczęście", ogórkowa historia prawdziwa

Stosowne władze odstąpiły od ścigania uznając stan wyższej konieczności. Wszak dach nad głową należy się tu każdemu jak psu buda. Nawet płócienny...

Stosowne władze odstąpiły od ścigania uznając stan wyższej konieczności. Wszak dach nad głową należy się tu każdemu jak psu buda. Nawet płócienny...

 

457px-Wfm_shetland_map_small.png

Miał 65 lat kiedy zapragnął opłynąć jachtem Wyspy Brytyjskie. Niestety Stuard Hill nie miał szczęścia. No nie miał i już. Jego umiejętności żeglarskie budziły poważne wątpliwości. Miał też nienachalny stosunek do dbałości o sprzęt. Za to cechowała go nadzwyczajna fantazja.

Wyprawa, jak większość jego ekspedycji, zakończyła się fiaskiem. Zawdzięcza życie morskim ratownikom, którzy wyłowili go z morza w okolicy maleńkiej wysepki Forewick Holm należącej do archipelagu Szetlandów.

captain-calamity-46_978787c_small.jpg

Kapitan Nieszęście, jak nazwała go brytyjska prasa postanowił coś z uratowanym życiem zrobić. Gdy już wysechł i przyszedł do przytomności podjął decyzję. Wprawdzie złośliwi twierdzą, że decyzja to była spowodowana niedotlenieniem mózgu. Ale to chyba nie jest prawda...

Okrutnie się w wysepce zakochał a fakt, że był na niej sam wielce go kręcił. Widać nie lubił tłoku... Skombinował skądś łódkę, co tam nie stanowi i nie stanowiło problemu, do łódki dodał namiot i na wysepce zamieszkał. Sam. I znów złośliwi twierdzą, że i łódkę i namiot skubnął z braku mamony. Ale stosowne władze odstąpiły od ścigania uznając stan wyższej konieczności. Wszak dach nad głową należy się tu każdemu jak psu buda. Nawet płócienny...

14cbf642a8d9be3a023ccbbe170a5376.jpg

Łodzią wypływał do cywilizacji, do namiotu ściągał, jemu znanymi sposobami książki, przesiadywał w bibliotekach na Szetlandach. Czytał, kombinował i... I wykombinowała.

Zanalazł wątpliwości prawne jakoby Szetlandy się Szkocji należały, bywał “emisariuszem niepodległości” , zbierał sprzymierzeńców. Ale, po prawdzie to nie o Szetlandy mu szło. A o swoją wyspę. No dobrze, wysepkę.

Jak już się prawnie naumiał i sprzymierzeńców skaptował to wystąpił, jak najbardziej oficjalnie i wysepkę swą, krainą niepodłegłą ogłosił. No tak nie do końca niepodległą... Jako ludzki pan zgodził się by Ferewick Holm, przemianowana przez niego na Forvik Island, miała stastus Samorządnej Posiadłości Korony Brytyjskiej. Ale już do UE wyspa należeć nie będzie. O! Co to, to nie!

I już by niechybnie na politycznych mapach Europy zmiany wprowadzać trzeba, już by o ambasadorach myśleć ale... Ale jak “Nieszczęście” to nieszczęście. Na drodze do tryumfu stanął namiot. Jak się okazało by uznać naszego kapitana, za stałego wyspy mieszkańca, a stan ten jedynie do ogłaszania niepodległości prowadzić może, nie może ów stały mieszkaniec mieszkać w namiocie. Musi za to w budowli “stale z gruntem związanej” żyć sobie. No nie durne prawo?

9bcb39d8a96db2f9bee248c5d0bfc995.jpg



Kapitan też tak uważał i nie oglądając się na “budowlę stale z gruntem związaną”, niepodległość wyspy ogłosił. Wprowadził proporzec, paszporty. Z koniecznych wiz wjazdowych zrezygnował. Do dziś nie podjął jednak decyzji, czy ma się królem, carem, czy cesarzem mianować. Wszak jako jedyny wyborca może się wybrać i nazwać jak chce.

Na brak mamony już nie cierpi bo liczni, majętni turyści za atrakcję traktują wizytę na wyspie. A kapitan-król-cesarz słynie z gościnności i żadnych datków nie odmawia przyjąć. Wszak dbanie o stan kasy państwa jest jego podstawową powinnością...

Ale nasz bohater się nie ugiął i do dziś  stosowne organa rządu Jej Królewskiej Mości sprawę kapitana wałkują, za pierona nie mogąc prawnego znaleźć rozwiązania. A Stuard Hill zamierza wojnę Brytolom wydać i udowodnić im, że cała brytyjska potęga może mu naskoczyć. Na kant.