Przyczepił się do mnie…
Długi, dziwny, nienaturalnie ruchliwy.
Próbowałem się go pozbyć.
Przyczajał się wtedy -zamierał - czekając na moją decyzję.
Kiedy ruszałem - biegł za mną pozwalając mi zniknąć…za rogiem.
Sam chował się w mroku.
Nigdy nie mogłem zobaczyć co miał na głowie,
kiedy uciekał w popłochu.
Czasem wlókł się za mną, nie pozwalając na poufałość.
Ale kiedy chciałem, jednym gestem potrafił objąć…drzewo.
Nigdy nie dyskutował.
Dyskretny do bólu. Towarzysz doskonały.
Jego wierność była i jest przerażająca.
Czuję go blisko nawet wtedy gdy zasypiam.
Wybrał mnie sobie bezdyskusyjnie za świadka –spowiednika,
od którego zawsze oczekiwał tylko …rozgrzeszenia.
Nie potrzebuje wiele.
O nic nie prosi.
On potrzebuje mnie.
Raz dotknął głową dzwonnicy małego kościólka
i spłoszył nocne motyle i przestraszone nietoperze.
Kiedy chciałem go zgubić, tak dla zabawy, gonił mnie rozpaczliwie, dziwacznie strwożony skacząc po gzymsach.
Kiedy łapałem oddech przystawał,
zastygał słuchając może mego oddechu, może serca.
Czujny jak śmierć.
Nigdy nie oceniał, nigdy się nie skarżył.
Był.
Czasem tylko kurczy się jakby ze strachu, że odejdę…nie wrócę.
Wtedy pęta się pod nogami jak bezpański pies prosząc o litość.
Abym dał mu szansę
Abym go nie dręczył
Abym wyszedł ze strefy światła…
Siwy