JustPaste.it

Dwie przypowieści

Żeby znaleźć w rzece samorodek złota wielkości paznokcia trzeba wybrać z niej i dokładnie przeszukać nieraz aż tonę mułu.

Żeby znaleźć w rzece samorodek złota wielkości paznokcia trzeba wybrać z niej i dokładnie przeszukać nieraz aż tonę mułu.

 

Jak dawno temu?

Dawno temu zasiałem wiele pytań. Wyrosły duże i żywotne. Później zakwitły. Poczułem ich piękny zapach. Niektóre wydały owoce, inne uschły, inne tylko przestały pachnieć, a pozostałe z powrotem zwinęły się w pąki. Dzięki nim wszystkim stałem się lepszym ogrodnikiem. Myślałem, że to już koniec mojego dzieła. Jakie było moje zdziwienie gdy poczułem bogatszy, pełniejszy kwietny zapach. Więc zacząłem szukać. Zajrzałem za żywopłot, który okalał moje roślinki. Okazało się, że posadziłem swoje pytania w małej piaskownicy na środku wielkiego ogrodu, a one rozsiały się same na całej jego powierzchni. Co mogłem zrobić? Zawrócić, kiedy już miałem przedsmak satysfakcji ze skończonego dzieła? Z uśmiechem zakasałem znowu rękawy, wyszedłem z piaskownicy i zabrałem się za pielęgnację ogrodu. Pozostaje czekać aż i te kwiaty przyniosą owoce. Niektóre kwiaty lubię bardziej niż pozostałe i poświęcam im więcej czasu, ale to nie oznacza, że właśnie one przyniosą najlepsze owoce.

Na razie cieszę się tym zapachem z niejasnym uczuciem, że znam skądś ten ogród, jakbym już kiedyś w nim był. Ale przecież od kiedy pamiętam pielęgnowałem kwiaty w piaskownicy. Mam też inne przeczucie - że ten ogró3d otacza żyzny step. Ale skąd ja to wiem?

 

Stara szafa

 

Od kiedy pamiętam stoi w moim pokoju dwuskrzydłowa szafa. W jednej części trzymam swoje ubrania, a drugiej nigdy nie otwierałem - nie wiedziałem gdzie jest klucz do drugiego skrzydła. Mijały lata, ubrań miałem coraz więcej bo żadnych nie wyrzucałem. Szafa ma jednak ograniczoną pojemnośś i przyszedł czas, że miałem wybór - albo chodzić w starych, zniszczonych, znoszonych, niektórych przymałych lub podartych szmatach albo te wszystkie wyrzucić i zrobić miejsce na nowe. Wybór był prosty (jak nieczęsto do wtedy w moim życiu). Zacząłem wyciągać ubrania - może znajdę jakieś zapomniane, mało używane. Poza tym, żeby wyrzucić stare ubrania trzeba je najpierw wyciągnąć z tej szafy. Kiedy je wyciągałem przypomniało mi się prawie całe życie, znalazłem też kilka fajnych, prawie nowych ciuchów. Na samym dnie, pod najstarszymi ubraniami znalazłem klucz. Nie wiedziałem, do jakiego zamka będzie pasować. Spróbowałem w najbliższym zamku - drugiego skrzydła szafy... I pasował.

Po latach, kiedy już straciłem nadzieję, że otworzę tą część szafy, przed moimi oczami miała ukazać się ta (nowa?) przestrzeń. Z ciekawością otworzyłem, by po mgnieniu oka zatrzasnąć spowrotem. Siedział tam potwór. Miał okropne kły, gęstą sierść, a w oczach żądzę mordu, krwi i głód. Ciekawe czym się tam przez te lata żywił? Musiało mu być ciasno i niewygodnie. Chciałem o nim zapomnieć, ale nie potrafiłem. Po co otwierałem te drzwi? Chyba do tej pory spał bo nigdy go nie słyszałem, ani nawet nie wyczułem. A teraz? Może nawet ma siłę by zniszczyć drzwi, uwolnić się. Co wtedy zrobi? Widziałem w jego ślepiach, że pragnie zabijać. Pomyślałem, że nie zasnę, za bardzo się przecież boję. Zrobię, co muszę zrobić - pomyślałem - zabij albo daj się zabić. Starałem się zachować spokój. Ten, kogo się boisz jest twoim panem. Nie chciałem dać mu tej władzy ani satysfakcji. Zagrożenie było realne - tak jak z ogniem - nawet gdy się go nie boisz, on może cię spalić jeśli go nie ugasisz.

Wykonałem wszystkie zwykłe, wieczorne czynności - np przebrałem się w piżamę, umyłem zęby, wziąłem swoje najlepsze ostrze, chwilę porozmawiałem z Bogiem (powiedziałem Mu, że być może za chwilę się zobaczymy w niebie), chwilę poświęciłem na medytację, aby wyciszyć strach i móc zareagować odpowiednio do teraźniejszej chwili i otworzyłem ponownie te tak długo zamknięte drzwi. Był tam, zareagowałem błyskawicznie, wyprowadziłem cios z całą swoją siłą. Moje ostrze się odbiło, więc ponowiłem atak kilkakrotnie, wszystkie ataki się odbiły. Jak on je odbija? Zrozumiałem, że jestem wobec niego bezsilny. Pomyślałem, że jednak spotkam się dziś z Nieskończonym w niebie, pogodziłem się ze śmiercią. Zamknąłem oczy i postanowiłem przez tą chwileczkę która mi została być, żyć, istnieć całym sobą, na 100%. Nic się jednak nie stało. Czas mijał, a ja stawałem się coraz bardziej żywy niż martwy. Pomyślałem - co jest, muszę wiedzieć, więc otworzyłem oczy.

On tam był, ale już nie taki straszny i krwiożerczy. Tylko stał i patrzył. Więc staliśmy tak i patrzeliśmy sobie w oczy. A on zaczął się zmieniać. A może to ja zacząłem go inaczej postrzegać? Zobaczyłem po chwili, że jest tak samo spokojny jak ja. Cieszyłem się tym spotkaniem i on też jakby się uśmiechał, więc jeszcze chwilę tak postaliśmy. Pomyślałem, że chociaż się przywitam, może zrozumie. Więc usiadłem, a on albo natychmiast to zauważył albo w tym samym czasie wpadł na ten sam pomysł bo usiedliśmy w tym samym czasie. Zastanawiałem się jak go przywitać. W końcu powiedziałem "witaj", on odpowiedział "witaj". Ja "miło mi cię poznać" on "miło mi cię poznać", ja "dlaczego za mną powtarzasz?" on "dlaczego ty powtarzasz za mną?". I wtedy zobaczyłem ramkę. Co to za rama? Moment olśnienia, a zaraz myśl: to jest lustro??? Czy portal? Nie wiem czy można już mówić, że jesteśmy przyjaciółmi, ale często rozmawiamy, zaczynamy siebie poznawać, akceptować i rozumieć. Jutro zajrzę na szafę. Może tam też ktoś jest. Tylko nie wiem czy z tym kimś się polubimy, może ten następny nie będzie chciał mnie poznać, przejdzie przez portal i mnie zabije, a nawet jeśli ten zostanie moim przyjacielem, to jest w tym domu jeszcze trochę zakamarków, których jeszcze nie widziałem i któryś z nich mnie zabije. Dlatego nie wiem kiedy się spotkamy w niebie Najlepszy Panie. Piszę Ci to wszystko żebyś się nie martwił o mnie, że jeszcze do Ciebie nie przyszedłem, ale widocznie mój czas jeszcze nie nadszedł. Nie mogę się doczekać wizyty u Ciebie. Przepraszam, że tak rzadko się odzywam, ale chcę żebyś wiedział, że chciałbym żebyśmy byli przyjaciółmi.

Ja