łzy matczyne i po śmierci jej niby gwiazdy świecą. w moim sercu.
Nie płacz mamo!
bachir, 10 Lipca 2012, 12:26
Tliły się zgliszcza domów,na polach stygły spalone czołgi,,a niedobitki w zagajniku rany bandażowali , marchew im nosiłem , braciszek to wypaplał . Pojechali i automatami wysiekli ich ,a buty ,zegarki sprzedali za bimber .Bimber ważniejszy od złota był wtedy,animuszu dodawał,a innym życie ratował.
Enkawudziści z miejscowymi partyzantami-jak psy myśliwskie szukali niedobitków i kolaborantów. Na liście ich gończym figurował ojciec ,legionista, sklepikarz ,faszystom krowy hodował i akowców dokarmiał-to wróg wladzy sowieckiej-okrzyknięto, odwiedzał nas tylko w nocy. pukał cichutko w maleńką szybkę .Mama, nie zapalając lampy otwierała drzwi, przytuleni szeptali o ucieczce do Polski. Skoro świt żegnał się ,pilnuj mamy mówił , jego szybkie tup tup rozlegało się za oknem i ginęło za górką , koczował w stogach siana, w leśnych ziemiankach , na kolei pracował pod przybranym nazwiskiem
Pewnego razu po jego odejściu, załomotano w drzwi !
Otwieraj-rozległ się groźny rozkaz. Otulona prześcieradłem otworzyła . Do izby weszło dwóch oficerów. Gdzie mąż -pytali, wymachując naganami. Nie wiem-wyszeptała drżącym głosem- i zaczęła szlochać i my też. Spokój rykną jeden z nich groźnie aż ciarki po plecach przeleciały .
.. Na strychu przewracali tobołki, zaglądali do kurnika, pruli słomę bagnetami,
Matce zadzierali sukienkę na głowę, krzyczałem "tato, ratuj mamę",a siostra chlipała i po łydkach sikała ze strachu.
Gdzie ma kryjówkę? -do lagrów wyślemy jak nie powiecie- straszyli. ! Na wojnie , odpowiadała . Łżesz suko ! Krzyczałem,tata na wojnie,na wojnie. Spokój zarazo,rykną jeden strzelając w sufit
. ,a potem pchnął mamę na siennik.
Nie ,nie,krzyczała, z mężem jak było- rechotali? .
Słońce zaglądało do okna, a mama leżała skulona,włosy potargane , z siennika wystawała słoma,dygotała i cichutko poplakiwala .Nie płacz mamo pocieszalem,tata ich pozabija,całowalismy jej łzy i szorstkie dlonie z popękanymi odciskami od pracy ,Nie placza,prosilem,a niedojona krowa ryczała , ktoś nas zdradził ,mówiła nalewając do kubków mleka,usta miała spuchnięta,a oczy pełne łez.. Żyliśmy w strachu i osamotnieniu. Sąsiedzi unikali nas , bali się enkawudzistów.
.Zanieś ojcu do kryjowki jedzednie,biedaczek niejadł pewnie pieć dni,szedłem do niego przez Majsiucino ,a tam pojmali sołtysa, w 1941 roku wydał Niemcom ukrywających się bolszewików. ,wlekli go na rozstrzał , wartownik na moście ,kiedy chciałem przebiec na drugą stronę rzeki, tam w stogu ,ojciec głodny czekał -warknął nie lzia-nie wolno i wycelowal na mnie pepeszkę.
Za bimber,duszę diabłu odda-powiedziała staruszka z chatki nieopodal rzeki. Mam kropelkę z wywarem maku ,wypije i uśnie,a ty przejdziesz .Uradowany dał konserwę amerykańską i jednym haustem opróżnił butelkę , ułożył się na trawie z automatem na piersiach i śpiewał czastuszki ...
- ,zanieś konserwę ojcu,niech zmyka puki żyw, jutro z psami będą szukać.. Rusak bełkotał do pustej butelki, o obławie, po czym zwinął się w kłębek i mamrocząc zasnął.
Nie zdążyłem się oddalić, z krzaków wyłonił się Niemiec z wilczurem . Szedł w kierunku drzemiącego ,a pies prężył się do skoku,ogonem kręcił , czołgał się .
Rosjanin , chrapał jak łokomotywa,a Niemiec klęczał przed nim z podniesionymi rękoma i darł się:" Hitler kaput,rus Gut.Wreszcie zerwał się,chwycił pepeszkę, serią skosił Niemcu głowę z szyi. Zraniony pies ,skowycząc potoczył się w krzaki.
Sciągaj Niemcu buty, rozkazał,sam przeszukiwał jego ubranie ,plecak, zabrał z ręki zegarek , pierścionkek ,branzoletę i wisiorek zerwał z pokrwawionej szyii.Nadbiegła babcia z butelką bimbru,
?oddaj nam cos mu zabrał,a dostaniesz gorzałę?.Rzucił jej pod nogi te kosztowności,chwycil butelkę i haustami ,aż w gardle bulgotało, pociagał.Potem ściągnął brezentowe,podziorawione buciory,a nałożył skorzane polyskujace Niemca,zakopac faszystę - powiedział i zepchnął go do rowu.
Nadjechali gazikiem oficerowie,wskoczył do nich śpiewając,machał pepeszką i obiecał,ze z Berlina worek zegarkow przywiezie,a mnie podaruje nowe buty Hitlera.
Babcia przyniosła łopatę, zasyp go synku, nie mam sił na to. Rzucałem piasek,a wilczur skomlał w krzakach ,a babcia modliła się i czołem bila w ziemię Mój syn ucieka tez gdzieś przed ruskami- płakała na klęczkach .
.
Ojcu opowiadałem o tym wydarzeniu ,tulił mnie ,czułem jak jego serce kołacze.
Nic tutaj po mnie,trzeba wiać jak najdalej- Opiekuj się rodzeństwem,pomagaj mamie. . Pocałował w czółko,z woreczkiem na plecach pomknął w zagajnik. Smutek jak ta mgła znad rzeki otulał,a łzy zasłaniały oddalającego ojca
Na grobie Niemca babcia kwiaty kładła , jej siwe włosy błyszczały niby korona przenajświętszej, w moczarach wilczur zawodził żałośnie ,bądź dzielnym pocieszała , biegłem bosy na przełaj do domu..
. Na podwórku ,nad mamą enkawudzista naganem wymachiwał, wyrwał z rąk chleb i ryknął:" Skąd to masz?Od babci -odpowiedziałem. Rzucił nim w mamę i poszedł na wieś szukać ojca.
Musimy wiać,-powiedziałem , a braciszek przestał chlipać i podniosł mój chleb.
Uciekniemy do Adamowic ,tam dom po babce-powiedziała mama-po czym podzieliła na kawałeczki chleb i każdemu dała.
Od tego wydarzenia minęło kilka dni.
Wilczur wykaraskał się z ran, na trzech nogach przykustykał na grób pana swego, nie jadł , z tęsknoty umarł mówiła babcia.
Pogładziłem błyszczące futerko i zasypałem piaskiem obok jego pana ,a szosą podążali czerwonoarmisci na Berlin,śpiewały katiusze i grali na harmoszce
Dwóch przyjaciół ukryłaś przed złym światem mówiła babcia .,wierność psia do grobowej deski, dorośniesz to zrozumiesz,w rozłące takim nie sposób żyć. To jak ja bez do taty ,też umrę -wyszeptalem.Nie umrzesz,bóg was ocali, powiedziała chlipiąc..
Leciały bombowce, niby stada olbrzymich kruków . Szosą parły czołgi wzniecając chmury kurzu,a obława na wrogow wladzy radzieckiej trwala,w zagajnikach rozlegały się serie z automatow i ujadanie psow... obejrzalem się odruchowo na mogiły przyjaciol ,piasek na nich połyskiwał w promieniach zachodzącego słońca,a babcia przy swojej chatce czekała na mnie,dała pół bochenka chleba . Biegłem z nim co tchu do domu.
Na podwórku enkawudzista naganem wymachiwał znów , mnie zobaczył i ryknął:"gdzie ojciec" nie znaju-odpowiedziałem. Swolacz ,znajdziemy go i rozwalimy jak tego sołtysa!
Musimy wiać do Adamowic ,tam dom po babce,mowiła mama i dzieliła między nami przyniesiony chleb .
Jaka miłość wazniejsza ,pytałem mamy?Taka,co nigdy nie rdzewieje, jak nasza, dorośniesz,to pogadamy ,a teraz zmykaj na łąkę po szczaw ,jutro uciekamy.
Jak złowrogie ptaki leciały bombowce, łąka drżała . Szosą parły czołgi wzniecając chmury kurzu,a po zagajnikach biegali enkawudziści ,rozlegały się serie z automatow.,boże ocal tatusia szeptalem patrząc w niebo,a ono drzało i huczala od samolotow z gwiazdami na skrzydlach.
Do Adamowic polnymi drozkami zmierzalismy z tobołkami na plecach ,mama prowadzila krowę, a my za nią na bosaka czlapalismy gęsiego, w pewnym momencie zatrzymala sie,przezegnala patrząc na strzrechy słomiane naszej zagrody,chowały się za wzniesieniem, brat i siostra popiskiwali -'chcemy do domu? Nie placzcie zaraz krowę wydoję ,mleczka popijecie -pocieszała
W chałupie po śmierci babci nikt nie mieszkał .Socha drewniana i brona podpierały ścianę,a na dachu bocian piórka czyścił ,kiedy weszlismy na podwórko krowa zaryczała,wtedy załapotał skrzydlami.Wita nas ,to dobry znak, wujek dopiero za tydzen z jadlem i ziarnem przyjedzie , procz chleba, soli i mleka nic więcej nie mamy,pójdę do lasu po grzyby i jagody, pocieszałem mamę.
W lesie runo było obfite, grzyby same wskakiwały do koszyka.Pewnego razu na polanie lesnej znalazłem konia,był przywiązany do drzewa do drzewa długa linką ,wydeptana i wygryziona trwa ,korę obgryzal , a dalej wozu z granatmi karabinami stał
Ciągnąłem konia za uzdę do domu,koszyk grzybów w drugiej ręce,a mazer na plecach, łapczywie skubał trawę i nie chciał iść ,wio,wo wołałem, ale nie rozumiał po naszemu Nazwałem go Niemcem.
Nie mieścił się w chlewie, stał w stodole, położył się pewnego razu na klepisku i już nie wstał, trawę jadł z ręki i patrzyl na mnie,a potem tylko chrapami ruszał. Niemca ratuj, prosiłem dziadka , obejrzał go i powiedział ,że Niemiec kaput , ściągnąć skórę i uszyć z niej buty,a mięso rozdać glodomorom! Przeżegnał się ,po czym machnął kosą.Mama zasłoniła dłonią moje oczy, przez szparki palców widziałem , jak krew rozlewała się po słomie,a kopyta ryły klepisko.
Gospodarz bez konia, jak szewc bez butów,powiedział dziadek,a mnie zrobiło się smutno. Zbliżała się jesień ,trzeba orać i siać żyto,a bez konia jak? .
Mama ,jak wujek ziarno przywiózł, za bimber kupiła od żołnierzy czarną szkapę ze strupami .Stała obok pieca chuda jak szczapa ,smarowałem ją maścią z leśnych ziół ,do wiosny wydobrzeje-pocieszał dziadek.Za oknami szalała śnieżyca,mroź murował okna,a ona miała ciepło , smarowałem co dziennie ,z utęsknieniem czekałem na wiosnę ,a Ojca widziałem tylko we snach. ,jak uciekał , chował się w stogach siana ,stanąłem przed nim w butach ze skory Niemca dopiero po wojnie w Polsce, dziadek. uszył nam przed wyjazdem do nowej ojczyzny !